ROWEROWA D A M A


MOJE KOCHANE! 

Piszę ten post po bardzo długiej nieobecności w blogosferze i po bardzo długiej mojej nieobecności na Waszych Blogach. Wiem że mam Wasze wybaczenie i usprawiedliwienie, ponieważ wiecie jaka jest faktyczna przyczyna mojej nieobecności. Zapewniam jednak, że mimo iż mnie u Was nie ma, to MYŚLĘ cały czas o Was i o tym, co u Was słychać. By być pewną, że wszystko w porządku, zaglądam, ale nie komentuję. Ten post jest wyjątkiem, który popełniam, ponieważ COŚ wydarzyło się w moim życiu i chciałabym Wam o tym krótko opowiedzieć. Krótko, bo nie mogę za bardzo się rozpisywać ze względu na ochronę oczu.

Do rzeczy więc - skoro nie mogę czytać i bywać w blogosferze tak często jakbym chciała, to zazdroszcząc innym użytkownikom, KUPIŁAM sobie ROWER. Po 50 latach (słownie: pięćdziesięciu) zaczynam kręcić najpierw po okolicy, ostrożnie, poznając moje miasto z wysokości rowerowego siodełka. Jak to wygląda? Ano te pierwsze wypady, a było ich już całe cztery, nazywam próbami zapanowania nad równowagą i oswojeniem się z samym rowerem. Oswojeniem się i poznaniem możliwości tego jednośladu. Rower - to BBF Denvwer Germany, elektryk mający jednocześnie możliwości i zdolności zwykłego roweru z zasileniem elektrycznym. Czarna bestia o kołach 20-calowych.

Kupiłam to "coś" całkiem niedawno, bo ponad tydzień temu dopiero. Jest moim nowym przyjacielem i w praniu okaże się, na jak długo. Oby się tylko nie psuł. Tak się składa, że nieopodal domu mam serwis rowerowy, więc jakby co, to mam pomoc pod ręką. Zatem nie martwię się. Myślę też, że stał się jakby substytutem blogowania, tak to na razie czuję. Ale przecież w przyrodzie nic nie ginie, coś znika, a w to miejsce wchodzi n o w e. Jestem zadowolona, bo nadal mam zajęcie połączone z przyjemnością. Na pewno rower jako wehikuł nie jest dla wielu z Was atrakcją, dla mnie stał się, choćby z powodu tego, iż bardzo długo nie jeździłam, co stanowi dla mnie swego rodzaju "nowe" odkrycie i wyzwanie.

Cieszę się jak dziecko i jak dziecko chwalę wśród moich koleżanek nowym nabytkiem. Wkrótce, tak sobie obiecuję, ruszę na dłuższe wycieczki. Na pewno poznam nowych rowerowych przyjaciół, odkryję nowe miejsca i poznam szlaki/ścieżki rowerowe. W mieście są organizowane liczne około dwugodzinne wycieczki, tzw. turystyczne, na które mam plan się załapać. Jest lato, więc kiedy jak nie teraz, prawda? Ktoś może powiedzieć, że przecież r o w e r to nic takiego, jednak dla mnie to ratunek przed nic nierobieniem. Powiem, że właściwie uratował mi życie, stał się kapitalną ucieczką przed n u d ą. Przyznam również, że było mi okrutnie smutno, gdy nie mogłam pisać KWINTESENCJI myśli... 

Było mi smutno, ale już nie jest, bo odkryłam kolejną miłość, której będę się trzymała jak najdłużej. Zmuszona jestem pisać niestety krótsze teksty i tak już chyba będzie, ale lepiej tak niż wcale. Do zobaczenia. Do następnych postów, w którym mam nadzieję opisywać Wam moje przygody.

POZDRAWIAM WAS WSZYSTKIE MOJE NAJMILSZE JAK NAJSERDECZNIEJ I MOCNO ŚCISKAM...


Obraz: *Internet 

S I Ł A władzy


(NIE)Droga aktualnie rządząca Władzo!


Swoją nieudolnością, brakiem kompetencji wielu koalicyjnych ministrów, niespełnionymi licznie składanymi obietnicami w kampanii wyborczej z 2023 roku, nieokazywaniem szacunku swoim wyborcom, swoją krótkowzrocznością, swoim zachłyśnięciem się władzą, tymi i innymi niewymienionymi tu grzechami, zrobiliście WIELKI PREZENT przeciwnikom politycznym i ich zwolennikom. Czego skutkiem jest wybór przez ponad połowę Polaków Karola Nawrockiego na kolejnego prezydenta Rzeczpospolitej. Rekomendowanego i popieranego przez Jarosława Kaczyńskiego i jego partię. Popełniliście grzech lekceważenia przeciwnika. Nie doceniliście jego determinacji. Myśleliście, że te wybory o najwyższy urząd w państwie same się wygrają. Zemściło się to na was.

Zemściło się okrutnie. Nie będziecie mieli swojego prezydenta, którym miał być Rafał Trzaskowski. Już niemal witaliście się z przysłowiową gąską, już niektórzy z was widzieli się na pałacowych stołkach, już zachłysnęliście się awansem wizją opanowania Pałacu Prezydenckiego i wszystkiego tego co ten przywilej sobą niesie. Kara jest okrutna, bolesna i nieuchronna. Bo nie tylko, że nie osiągnęliście tego co zamierzaliście osiągnąć, ale przegraliście z kretesem naszą polską najbliższą przyszłość. Bo to, co zrobi Kaczyński przy pomocy swojego protegowanego nie mieści się w waszych i naszych głowach. Kaczyński skorzysta z okazji i wykorzysta wszystkie siły, by państwo polskie poukładać po swojemu.

Jesteście wszyscy winni co do jednego (NIE)Droga Koalicjo 15 października! Wyjątkiem, jedynym, minister Radosław Sikorski. Okazuje się, że żadna z was koalicja. Jesteście marnym zlepkiem politycznych karierowiczów, którym nic się nie udało zrealizować. Zajmujecie się tylko bzdurami tracąc tak dla nas cenny czas. Tak cenny czas dla Polski w tak niestabilnym geopolitycznie czasie. I jak wam my Polacy mamy zaufać? Dwukrotnie ostatnimi czasy pokazaliśmy wam jako obywatele i wasi wyborcy swoją lojalność i miłość do demokracji. Trzeciego razu (w 2027 roku) już chyba nie będzie. Nie zasłużyliście na to. Chyba, że dokonacie CUDU! Ale osobiście w to bardzo wątpię.

Mieliście dużo czasu, by udowodnić, że jesteście naszym właściwym wyborem. Zamiast tego, zajmowaliście się skłócaniem się na wzajem, wymyślaniem przeszkód i nieżyciowych problemów, próbowaniem wprowadzać w życie starych głupich pomysłów, których trzymaliście się przez cały ten czas. I najważniejsze - wespół z przeciwnikami politycznymi świadomie utrzymywaliście "przy życiu" tak przecież śmiertelnie groźną dla nas wojnę "polsko-polską". W tym jednym jako klasa polityczna byliście i wciąż jesteście zgodni. Że to karygodne, to mało powiedzieć. Ale nie trzeba wam tego mówić, wy doskonale wiecie co robicie. Wiecie, bo to sprawdzony sposób na utrzymywanie się przy korycie.

Posmakowaliście i poczuliście na własnej skórze siłę władzy. Ciężko wam wszystkim jest się z nią rozstać, dlatego zachowujecie się wbrew ustanowionym normom. Ustanowionym przez siebie samych. Zdradziliście nas Polaków! Zdradziliście nas po wielokroć. Jednak my nie jesteśmy jak kibice kochający swój uwielbiany klub sportowy. Kibice, którzy kochają swoich bohaterów mimo porażek. Otóż NIE! Wyborcy nie są tacy jak kibice! Wyborcy nie wybaczają! Wyborcy nie zapominają! Nie cierpią jak się ich okłamuje! W niedzielę wyborczą 1 czerwca 2025r. wyborcy powiedzieli - SPRAWDZAM! Tego się nie spodziewaliście, prawda? Z wielkim żalem piszę te słowa. I nie wiem, czy dalej będę angażować się w polską politykę.

Ciekawa jestem, czy dotarło do was co nam zrobiliście i czego nie zrobiliście? Powtórzę - zaniechaniem i brakiem zaangażowania w kampanię Rafała Trzaskowskiego doprowadziliście wszyscy do wygranej Karola Nawrockiego. DOTARŁO!!! Mam wątpliwości, ponieważ obserwując jak zachowuje się teraz marszałek Szymon Hołownia, chyba nie dotarło. A zachowuje się raczej jak rozkapryszony bachor w piaskownicy, a nie jak marszałek, druga osoba w państwie. Innych stać tylko na gdybanie, co mogli jeszcze zrobić. Udowadnia to wasze nieprzygotowanie do wyborów pod każdym względem. Pod każdym względem! Jesteście nieudacznikami. Jesteście "ciamciaramcią" delikatnie mówiąc, choć inne słowa cisną się na usta. 

SŁOWEM - ZLEKCEWAŻYLIŚCIE JAKO WŁADZA TAK WAŻNE ŚWIĘTO DEMOKRACJI, JAKIM SĄ WYBORY! Granica powagi została przez was przekroczona.

Nauczka ta powinna zostać przez was zapamiętana. Do końca waszego życia. 

I jeszcze kilka słów do polskich wyborców - Jednak my Polacy uwielbiamy budzić się z ręką w nocniku. Jako wyborcy nie sprawdzamy się we własnych sprawach. Szkoda. Bowiem to co się stało, już się nie odstanie. Nie da się tego odkręcić. Bez względu na to, jaką każdy Polak podjął decyzję w sprawie wyboru nowego prezydenta, czasu już się nie cofnie. Musimy pogodzić się ze stanem faktycznym, którym jest demokratyczny i legalny akt wyborczy. 

SZKODA, NAPRAWDĘ SZKODA, ŻE POLSKI NARÓD NIE CHCE ZMĄDRZEĆ, NIE CHCE BYĆ LEPSZYM!

Cytując Cypriana K. Norwida - "jesteśmy żadnym narodem"


Obraz: *Internet 

TO SIĘ NIE UDA


Obserwując od lat polską scenę polityczną, zauważam brak zmian na tak zwane obiecane "lepsze". Dalej nie ma tak długo oczekiwanej stabilności, stabilności pod każdym względem. Trudno w Polsce doczekać się tego, by wreszcie znikła bylejakość, która w zasadzie dawno już wrosła w nasze DNA i ten jakże znamienny brak odpowiedzialności za wszystko. Dosłownie, za wszystko. Mówiąc, że ryba śmierdzi od głowy, potwierdzamy tylko stan faktyczny. Potwierdzamy i nic z tym nie robimy. Świadczy o tym zalew afer, jakie toczyły i nadal toczą nasze państwo. Afer nie wyjaśnionych, albo umorzonych, albo ledwo tkniętych przez organa śledcze, prokuratorskie i sądowe. Afer było i wciąż jest tyle, że społeczeństwo polskie już zdążyło się do nich przyzwyczaiło.

Społeczeństwo polskie znieczuliło się na nie. Ba, myślę, że dla wielu dzień w Polsce bez afery, to dzień stracony. Każdego dnia dostajemy na to niezbite dowody. Podobno tych afer, których generatorem było szczególnie państwo PiS, jest już ponad 1 300. 1 300... . I wciąż na światło dzienne wychodzą kolejne. I co ciekawe, na połowie narodu polskiego nie robi ten fakt wrażenia. Nie robi, bo chociaż kradli, to się trochę dzielili. I tyle. Tyle wystarczyło, by zaćmić ludzkie umysły, by znieczulić naród na tyle, by tolerował hucpę smoleńską, by nie reagował na tragedię pandemii (o której już zapomniano). Nie robią na Polakach wrażenia np. kardynalne błędy wojska, a raczej generałów i ministrów. 

Nie robi wrażenia wydawanie miliardów przez polityków na elektrownię atomową, której budowa jakimś dziwnym trafem w końcu nie doszła do skutku. Słaby wydźwięk na opinii publicznej miała historia wyborów kopertowych, lekceważenie przez polityków procedur i lansowanie przez nich bylejakości, łamanie każdego dnia przepisów, nonszalanckie podchodzenie do Prawa przez prawie każdego Polaka.  Nie odcisnęła na politykach swojego piętna ani tragedia smoleńska, ani tragedia śmigłowca, który rozbił się przed laty z polskimi generałami na pokładzie. Rozbił się, bo skąd inąd dorosłych wydawało się ludzi, zgubiła zwyczajna głupota i brak wyobraźni. 

Nie wyciągnięto z tych lekcji żadnych wniosków. Żadnych wniosków. Historia wciąż się powtarza i niczego nas nie uczy. Bidula trafiła na twardy i oporny grunt. Głupota i brak wyobraźni wciąż mają się u nas dobrze. Tyle się nagadano na ten temat, napisano tyle mądrych artykułów. I nic. Religia smoleńska żyje, Macierewicz kwitnący, zwolennicy PiS zadowoleni i nadal lojalni. Aż dziw bierze. Niestety, wciąż w narodzie brakuje jakiejkolwiek refleksji. Politycy obojętnie z jakiej formacji, popełniają wciąż te same błędy. Dorwawszy się do władzy, bardziej zajmują się własnymi interesami niż interesami Polaków. Każda administracja, od najmniejszego sołectwa po ministerstwo, traktuje swoje poletko jak własne.

Dla samych Polaków nie wynika z tego nic dobrego. Jakim więc cudem ten WÓZ wciąż się toczy? Jakim cudem nasze PAŃSTWO wciąż się trzyma? A przecież jak swego czasu wyjaśniał minister Sienkiewicz - "Państwo jest całością, a nie fragmentami. To, na co cierpi wiele państwowości, w różnym stopniu oczywiście, polega na tym, że każdy z ministrów, każda administracja danego ministerstwa reprezentuje swoje własne interesy bardziej niż ogółu. Czyli państwa właśnie. A dobra polityka powinna polegać na tym, że interes państwa jest realizowany poprzez wiele różnych instrumentów". Czysta prawda wynikająca chociażby z polskiej Konstytucji. Łatwo o tym czytać, łatwo pisać, trudniej wprowadzić w czyn.

Na pogłębienie się i na zakorzenienie się w nas tego zjawiska (bylejakość, niedasizm, brak odpowiedzialności, znieczulica) miały przemożny wpływ ośmioletnie rządy PiS. Taki, że zamiast obiecanej dobrej zmiany, poczęstowano Polaków mentalną stagnacją. Do wręcz nadnormatywnego stopnia. Utknęliśmy w tym swoim dziwacznym mentalu i tkwimy, bo tak jest nam wygodnie, bo czujemy się w nim bezpiecznie. Sami jesteśmy sobie winni. Część z nas, bo uwierzyła w pisowską propagandę, a część z nas, bo nic z tym nie robiła. Każda ze stron ukryła się w swoim mateczniku i udawała że jej nie ma, wmawiała sobie, że jej to nie dotyczy. A przecież polityka dotyczy każdego z nas. Bezpośrednio.

Czy kiedykolwiek jakakolwiek ekipa rządowa doprowadziła do konkretnych i stabilnych zmian? Czy kiedykolwiek polscy politycy rządzili zgodnie z literą Prawa? NIE! Albo, jak poprzednia władza, prowadzili interesy z cichociemnym handlarzem bronią, albo umieszczali swoich pociotków na intratnych posadkach, albo generowali kolejne afery, na których państwo traciło miliardy. W mediach nie ma mowy o ochronie zdrowia Polaków, nie słyszymy o skutecznym wprowadzaniu zmian takich, by żyło się nam lepiej. Mowa tylko o aferach, o tym, co kto komu powiedział, jak go zwyzywał i co mu zrobi gdy ponownie dojdzie do władzy. Taki obrazek do nas dociera każdego dnia. Żal za serce ściska.

Żadna afera, nawet ta o największym ciężarze, nie zmusiła Polaków do zmiany myślenia. Szczególnie zwolenników PiS. Skoro tak, to rodzi się pytanie - czy cokolwiek wpłynie na nasz ogląd sytuacji w jakiej się znajdujemy? Czy ktoś pamięta jeszcze zabójstwo prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza i to, jak do niego doszło? Zanurzyliśmy się w hejcie i taplamy się w nim bez końca. Bezdusznie i bezmyślnie. Czy od tamtego wydarzenia przyszło komuś do głowy, by coś z tym hejtem zrobić? By skutecznie przeciw niemu zareagować? Niestety jest tak, że bylejakość, znieczulica, niedasizm, odporność na zło, stały się normą w publicznym życiu. Chyba już nieodwracalną. Jest źle. Jest z nami bardzo źle. 

Nie obchodzi nas, w jakim stanie zostawimy ten świat naszym wnukom. Nie obchodzi nas, że nasze wnuki odziedziczą po nas wszystko to, co najgorsze. Dzisiaj nie przejmujemy się przyszłą katastrofą klimatyczną, na którą zdane są kolejne pokolenia. Nie przejmujemy się, że jest nas w Polsce coraz mniej. Od hejtowania nie przybędzie nam żłobków, przedszkoli i nie rozwiążemy palących problemów. Ale za to niektórzy z nas będą czuć się lepiej. Bo komuś dowalili, a co. Nie przyjdzie takim do głowy, że skutki złych rządów dotkną również ich samych. Widać, że na wyobraźnię zabrakło już miejsca. Doszło do tego, że politycy nawet nie udają już, że rządzą. Bo to co robią, w końcu trudno nazwać rządzeniem.

A nie rządzą państwem, ponieważ tego nie potrafią robić. 

Politycy wypaczyli system, zepsuli Prawo. Już otwarcie zajmują się tylko sobą. Za naszym przyzwoleniem. Niestety. Pogarsza się stan państwa, społeczeństwa, gospodarki, ekonomii, finansów i.t.p. I nikogo to nie obchodzi. Pełno wokół wymądrzających się tzw. ekspertów od wszystkiego. Pełno krytykantów. Brak rozwiązań i odpowiedzi. Króluje populizm ile wlezie i wiara, że jakoś to będzie. Żyjemy obok siebie jakby w dwóch światach - politycy w swoim, społeczeństwo w swoim. Władza udaje, że coś chce zrobić, ale tylko pogarsza sytuację. Czy te wszystkie partie polityczne mają jeszcze jakiś sens? Czy polityka ma sens?

 Doszliśmy do ściany i tylko należy zapytać, czy TU i TERAZ dostosować się i dalej siłą inercji brnąć w nieznane mając cichą nadzieję na lepsze jutro? A może jest jeszcze nadzieja, że nasi następcy będą potrafili wymusić na politykach przeprowadzenie życiowych reform, bo my tego nie zrobiliśmy? Oby nie popełniali naszych błędów zaniechania. Oby ze swoich błędów wyciągali wnioski, oby się na nich uczyli. Oby radzili sobie lepiej od nas. 

Ot taka to powyżej moja garść refleksji tuż przed wyborami na urząd Prezydenta Rzeczpospolitej.


Obraz: *Internet 

"K O B I E T O puchu marny"


 

Kobieto puchu marny! ty wietrzna istoto!

Postaci twojej zazdroszczą anieli,

A duszę gorszą masz, gorszą niżeli!...

Przebóg! tak ciebie oślepiło złoto!

I honorów świecąca bańka, wewnątrz pusta!

Bodaj... Niech, czego dotkniesz, przeleje się w złoto;

Gdzie tylko zwrócisz serce i usta,

Całuj, ściskaj zimne złoto!

*

Ja, gdybym równie był panem wyboru,

I najcudniejsza postać dziewicza,

Jakiej Bóg dotąd nie pokazał wzoru,

Piękniejsza niżli aniołów oblicza,

Niżli sny moje, niżli poetów zmyślenia,

Niżli ty nawet... oddam ją za ciebie,

Za słodycz twego jedynego spojrzenia!

*

Ach, i gdyby w posagu

Płynęło za nią całe złoto Tagu,

Gdyby królestwo w niebie,

Oddałbym ją za ciebie!

Najmniejszych względów nie zyska ode mnie,

Gdyby za tyle piękności i złota

Prosiła tylko, ażeby jej luby

Poświęcił małą cząstkę żywota,

Którą dla ciebie całkiem poświęca daremnie!


Adam Mickiewicz


Obraz: *Internet

GRANICA s t r a c h u


 Wielu zastanawiało się i nadal zapewne zastanawia nad tym , jak ludzie radzą sobie ze strachem. Jak radzą sobie z nim w pojedynkę albo w mniejszych lub większych zbiorowiskach. W dobie zagrożenia światowym konfliktem zbrojnym, walka ze strachem o życie staje się ekstremalnym wyzwaniem. Mnie zastanawia ile jeszcze ludzkość zniesie? Jak długo będzie oddawała się głupocie i naiwności, że to co ma, będzie miała zawsze? Jak długo każda społeczność każdego państwa, albo przynajmniej jej połowa, będzie oddawała władzę w ręce niestabilnych, niezrównoważonych cwaniaków? Czy tacy wyborcy nie boją się utraty świata jaki znają? Gdzie rozum? Gdzie podziała się wyobraźnia? 

Granica strachu przed najgorszym w dzisiejszym świecie i rzeczywistości, nie wiadomo gdzie stoi. Ludzie są słabi emocjonalnie, upośledzeni umysłowi i intelektualnie, skoro głosują na takiego Trumpa, Putina, Kima i im podobnych. Gdzie stoi ich próg strachu przed końcem świata? Czy ta połowa niestabilnych nie boi się nawet wtedy, gdy dla własnego dobra bać się powinna? Nie boi się konsekwencji własnych wyborów? Ten kto się nie boi, jest durniem do kwadratu. Jest ofiarą własnej głupoty. Ja boję się niepewności jutra. Boję się niestabilności. Boję się bardzo zmian, zbyt radykalnych zmian, które nas niechybnie czekają. Wydaje się nawet, że jest już za późno, by chociaż zatrzymać to szalone koło.

Szczerze mówię, otwartym tekstem przyznaję, że jestem okrutnie zaniepokojona tym, co dzieje się w światowej geopolityce. Mój psychiczny dobrostan został zachwiany z powodu zachwiania bezpieczeństwa Polski i ogólnoświatowego bezpieczeństwa. W całym tego słowa znaczeniu. Nie rozumiem, że inni tego nie rozumieją, że wojna to nic dobrego. A ten kataklizm właśnie wisi nad naszymi głowami. Co takiego stało się z najważniejszymi przywódcami, że stawiają na szali nasze życia? Że nie chcą już utrzymywać prawdziwych pokojowych sojuszy, tylko sprzymierzają się z dotychczasowym wrogiem? Co im padło na mózgi, że za wszelką cenę chcą zakłócić dotychczasowy porządek? 

NATO z godziny na godzinę staje się przeszłością. Nie wiadomo czy art. 5 traktatu NATO jeszcze obowiązuje. Wszelkie gwarancje bezpieczeństwa stają się na naszych oczach mniej warte od papieru, na którym zostały spisane. Jeśli to się wydarza, to znaczy, że Trump otwiera Putinowi drzwi do Europy, a tym bardziej do Polski. Wszyscy, choćby europejscy przywódcy, to widzą i o tym wiedzą. Zamiast natychmiast działać, wciąż gadają, wciąż opowiadają nam co trzeba zrobić. Tracą czas. Tracą tak bardzo cenny dla nas czas. I czego tu do diaska nie rozumieć? Jeżeli są tacy, którzy nie odczuwają strachu przed konsekwencjami działań szaleńców, to po prostu są głupi. Takich głuchych i ślepych śmiało można nazwać zdrajcami.

"W ostatnich 300 latach ruskich wojsk nie było w Warszawie tylko przez 50 lat, 20 lat międzywojnia i 30 ostatnich. Obecność Rosjan była tu więc przez stulecia raczej normą niż wyjątkiem. I przyznaję, że z trwogą myślę o tym, że norma może ożyć, a wyjątek okazać się chwilowym kaprysem historii" - Tomasz Lis.

Jestem emerytką, a więc pamiętam dawną edukację. Pamiętam lekcje rosyjskiego. Nawet je lubiłam. Może przez to, że jakimś cudem tkwi we mnie słowiańska dusza? Może. Jednak po ludzku wstyd mi za ruską mentalność, która każe dzisiejszym obywatelom Rosji tęsknić za imperializmem, każe przywoływać go i utrwalać. Wstyd mi za ich niezrozumiałe chamstwo i niezrozumiałe zamiłowanie do brutalności, które na tle rosyjskiej kultury wyglądają co najmniej dziwnie. To wszystko nie skleja mi się. Putin za wszelką cenę chce przywrócić Rosji dawne (nie dzisiejsze) znaczenie mocarstwa. Cokolwiek to dla niego samego znaczy. A czyni to świadomie i kosztem świata, kosztem nawet własnego narodu. 

Ubolewam, bardzo ubolewam, że w Polsce i innych krajach nie brakuje osobników, którzy tak chętnie sprzyjają Rosji. Ubolewam, że tak łatwo stają się za ich pieniądze zdrajcami. Przykładem bardzo wyraźnym są politycy i przedstawiciele dzisiejszej polskiej opozycji (PiS, Konfederacja) mieniący się otwarcie przyjaciółmi Putina. Sami o tym mówią, wszem i wobec. Wiadomo nie od dzisiaj, że ZE ZDRADY SIĘ KORZYSTA, A ZDRAJCÓW SIĘ POZBYWA. Współczesnych (i nie tylko) przykładów, tylko z ostatniego dziesięciolecia, nie brakuje. Przykładów, na konsekwencjach których nikt się nie uczy. Wielu naszych polityków nie ma poczucia zagrożenia i nie wybiega wyobraźnią w najbliższą przyszłość.

W przyszłość, kiedy to tak uwielbiany przez nich Putin wykorzysta ich na swój sposób, a potem się od nich odwróci. Nie przyjmują tego do wiadomości. Tak jak kierowca jadący zbyt szybko, nie przyjmuje do wiadomości, że konsekwencją szybkiej jazdy jest utrata nie tylko własnego życia, ale i życia innych ludzi. Czy zatem nie boją się przyszłości (politycy), jaką sami sobie gotują? Strach to dziwne zwierzę, ujawnia się wtedy, gdy jest już stanowczo za późno na cokolwiek. Każdego dnia widzę, że jest się czego bać. Każdego dnia, gdy słucham i oglądam chociażby TV. Tak naprawdę to z każdej strony widać, słychać i czuć strach. Do wielu rzeczy można się przyzwyczaić, do strachu nie przyzwyczaję się nigdy.

Ktoś inny powie, że ze strachem można żyć.  Tylko co to za życie? Wieczny stres o wszystko. Zero stabilności, zero spokoju i niewiadoma, co będzie jutro. Na świecie wiele jest miejsc (Ukraina, Korea Płn., Syria, Afryka, Gaza) gdzie ludzie są zmuszani do zaakceptowania strachu, do zaakceptowania rzeczywistości w jakiej przyszło im żyć. I jest tak, że akceptują, bo nie mają wyjścia. Są za słabi by reagować. Są z tego powodu osowiali i smutni, bez żadnej nadziei, bez jakichkolwiek lepszych widoków na lepsze życie. Ludzkość przeżyła po wielokroć wszelkie kataklizmy. Historia to uwieczniła na swoich kartach. Ludzie musieli i wciąż muszą JAKOŚ dawać radę. I koło zatacza, bo znowu grozi nam kolejna wojna światowa.

Ktoś mnie niedawno zapytał, co zrobię, gdyby wybuchła wojna? Jak to co? odpowiedziałam, jak tylko gdziekolwiek mnie mimo wieku zechcą, to pójdę i będę robić wszystko co zdołam. Nie będę siedzieć z założonymi rękami. Bo lepiej się bić, mimo strachu. Należę do pokolenia powojennego. Nie znam wojny fizycznie, ale znam z opowiadań moich rodziców, znam z książek i z Historii. I wiem jedno, że gdy los sprawi, że dotknie nas wojna, to pożegnam się z dotychczasowym komfortem życia, by stawić czoło nowej sytuacji, nowej rzeczywistości. 

Właśnie tak zrobię, bo tak będzie trzeba. Bo nie będzie innego wyjścia.


Obraz: *Internet 

S A M O ŻYCIE


I znowu, w czasie tej wymuszonej przerwy od pisania bloga, miałam dużo czasu na przemyślenia, na obserwację życia. Punktowałam momenty codzienności, i te dobre i te nie całkiem przyjazne. Euforia? Smutek? Cisza? Czasowa/chwilowa samotność? Poczucie braku szczęścia? Równowagi? Pewności, że wszystko co osiągamy przez lata, nie zostanie oznaczone wielkim znakiem zapytania? A stabilność, której tak z czasem oczekujemy? Pewność, że nic nam nie zagraża? Nie mamy gwarancji na szczęście i na bezpieczeństwo. Nie mamy. Los nas bardzo doświadcza. Życie nas bardzo doświadcza. Lista trudnych sytuacji jest bardzo długa. Nie ma końca i wciąż wystawia nas na próbę. Nikt z nas nie jest wolny od twardej rzeczywistości. Nikt z nas jej nie uniknie.

Pozostaje nam tylko być czujnym. Ale... czy można być przygotowanym/ną na nieszczęście? To dopiero pytanie. Moim zdaniem nie można, ponieważ nikt nie jest w stanie przewidzieć, co zdarzy się za chwilę, jutro, za rok. Przeciwności losowe, życiowe, te najmniej oczekiwane, zazwyczaj spadają na nas jak grom z jasnego nieba. Wstrząsają naszym życiem, wpędzają nas w stres, smutek i chaos. Bezpieczeństwo, ten główny życiowy filar, jakie sobie cierpliwie przez cały czas budujemy, nagle zawodzi. Jest trudno, bardzo trudno. Jak to przetrwać? Jak wytrzymać tę życiową bessę? Czy na uniknięcie jakiegokolwiek niepowodzenia jest jakaś skuteczna recepta?

Wiele trudnych chwil nas dopada, jak utrata pracy, zdrada, rozstanie, dotkliwa finansowa porażka, utrata zdrowia. Z ich powodu zdarza się nam tracić grunt pod nogami, bo nasze życie zmienia się w jednej chwili, bo nasze dotychczasowe priorytety zajmują już inne miejsca w szeregu. Z niedowierzaniem obserwujemy to wszystko, co się wokół dzieje. Zastanawiamy się, czy to wyłącznie nasza wina? Stawiamy sobie pytanie - dlaczego akurat mnie to spotyka? Dlaczego właśnie ja? I zaczynamy się buntować. Wycofywać. Zamykać w sobie. Stawiamy mur między sobą a światem. Czasami swoje sprawy powierzamy Bogu licząc na cokolwiek, ufając, że nastąpi jednak zmiana.

Wspólnym mianownikiem jest to, że każdego z nas taka sytuacja bardzo osłabia, na dłuższy lub na krótszy czas, ale osłabia. Nie widzimy sensu w naprawczym działaniu, bo nie mamy do tego serca ani energii. W głowie świeci się lampka, że wszystko musimy zaczynać od nowa. Od nowa?! Kolejny raz?! Wiemy, że nie jest to takie proste, bo przed nami wielka niewiadoma, czy sobie poradzimy? Dopadają nas gniew, frustracja i inne emocje, bo mamy poczucie braku wpływu na własne życie, na rzeczywistość. Jak jestem silna, to sama sobie poradzę. A jak nie jestem? Jak nie jestem, jedno wiem na pewno, że trudniej przyjdzie mi pokonać "wroga". Wiem, że nie mogę się poddać. We własnym interesie. Prawda?

Prawda. Bo wszystko można ogarnąć pod warunkiem, że się tym zajmiemy. Tak to pojmuję. I nieważne, że życie czasami mówi nam NIE. W takich chwilach warto się zatrzymać i pomyśleć. Warto się przyjrzeć temu, co i jak robiłam. Warto się zastanowić, dlaczego do tego doszło? I czy powodem kłopotów nie jestem ja sama? Tak to już niejednokrotnie bywa, że trudne momenty zmuszają nas do refleksji, nakłaniają nas do zweryfikowania własnego postępowania. Zatem, czy nie lepiej jest w spokoju poukładać myśli? Odebrać daną sytuację jako kolejną lekcję życia? Tak się składa, że wciąż się uczymy, poznajemy nie tylko samo życie, ale i samych siebie. W różnych sytuacjach i momentach. 

Uczymy się odkrywać kolejne nowe sposoby zachowania i reagowania. Psychologia mówi w takich przypadkach o "przepracowaniu tego co nas spotkało". Będzie dobrze, jeżeli wykorzystamy szansę na poprawę. Będzie dobrze, jeżeli nie będziemy uciekać od problemów, jeżeli nie będziemy udawać, że ich nie ma, jeżeli nie przyjmiemy postawy, że "jest nam wszystko jedno". Takie niekontrolowane emocje spowodują, że wszystko wróci ze zdwojoną siłą. Wtedy, kiedy najmniej tego oczekujemy. Wypłakanie się, oddanie się smutkowi i żalenie, nie są złe. To ludzkie. Gdy już to zrobisz, spróbuj zrozumieć swoją sytuację, wsłuchaj się w swoje potrzeby i... zadziałaj.

Odrzuć bezsilność, odrzuć strach i słabość, i... zadziałaj. Tylko tak uwalniamy się od kłopotów, i wstajemy z podniesionym czołem. Bo nie ma sytuacji bez wyjścia. Nieważne ile czasu potrzebujemy, jaki zasób cierpliwości jest nam potrzebny. Odpowiednie nastawienie i otwarcie się na nowy plan, pozytywnie poskutkują. Bo jak mędrzec kiedyś powiedział, "co Cię nie zabije, to Cię wzmocni". Takie jest c r e d o dotyczące trudnych momentów. Kolejny raz wystawieni na ciężką próbę, cokolwiek by to nie było, działamy poczynając od małych zwycięskich kroków. Ale...wstanie z łóżka, ubranie się i wyjście z domu, powrót do pracy, to dla wielu bardzo duży fizyczny wysiłek. Za duży.

Jeśli tak myślimy, to oznacza, że musimy jeszcze nad sobą popracować. Musimy, ponieważ ZAWSZE JEST POWÓD, by ruszyć się z miejsca. Użalanie się nad sobą, odwlekanie wszystkiego w czasie, że spróbujesz jutro, nie ma sensu. Słowem kluczem do wprowadzenia zmian, jest słowo >mobilizacja<. A więc należy się czymś zająć, by "naprawa" ruszyła z kopyta. By trudny moment z czasem okazał się wcale nie taki trudny. Nie taki trudny, ponieważ doprowadza do zmian. Samo życie. Tak sobie właśnie tłumaczę wszystko to, co mnie doświadcza. Może to i jest przygotowywanie się na to, co ma mnie jeszcze w życiu spotkać. Może. Ale nie tracę nadziei, że będzie lepiej. Optymizmu nigdy za wiele. 

Mieć go zawsze na podorędziu, myślę, że to jedna ze słusznych dróg. I wiecie co? Zastanawiam się w takich momentach, w pozytywny sposób, co mam zrobić z tym kolejnym życiowym doświadczeniem? Pytam - jak ono może mi pomóc? Pociesza mnie wtedy myśl, że jednak ze swoim życiem nie doszłam jeszcze do ściany. Daleko mi do niej. Mimo wątpliwości, mimo obaw, z chwilowej apatii odważnie wchodzę w etap aktywności, czym skutecznie zagłuszam trudne myśli. I na moje szczęście, mój własny optymizm pomaga mi kolejny raz. A ja kolejny raz dostrzegam otwarte drzwi, dostrzegam otwarte okna, przez które dostrzegam dobrze wszystkim znaną oczywistość, że: 

                                                  "nic nie dzieje się bez przyczyny".

Prawdą jest, że trudnych momentów nie da się w życiu uniknąć. Podobno taka jest natura istnienia. Dzięki tym momentom, dzięki trudnemu życiowemu doświadczeniu, krok po kroku idziemy do przodu. Krok po kroku rozwijamy się. Krok po kroku każdy z nas kształtuje swój charakter. Nie dokonamy czegokolwiek od razu, wszak nie od razu Kraków zbudowano. Wszystko wymaga sporego wysiłku, pracy i odpowiedniego nastawienia/podejścia, do siebie, do sytuacji. Zyskiem jest coraz większa kontrola. I to jest prawda. Świadomość, że odzyskujemy kontrolę uspokaja, dodaje odwagi i buduje wiarę we własne możliwości. 

Dzisiaj może i jest pochmurno, za to jutro na pewno zaświeci nam słońce. Tego się trzymam.

PS - powolutku wracam do pięknej blogowej rzeczywistości. Powolutku. Dziękuję Wam Drodzy za cierpliwość.


Obraz: *Internet 

P R Z E R W A

 


Dzień Dobry Kochani!

Jak zauważyłyście/zauważyliście, zrobiłam sobie przerwę od prowadzenia blogów. Musiałam. Informowałam Was, że moje oczy co jakiś czas potrzebują odpoczynku od wszelkich medialnych ekranów i od jaskrawych świateł. Taki moment teraz właśnie trwa i potrwa jeszcze około dwóch tygodni. Przepraszam Was za to. 

Ż Y C Z Ę  WAM UŚMIECHNIĘTYCH I POGODNYCH DNI!

Do zobaczenia niebawem. Pozdrawiam s e r d e c z n i e...

Obraz: *nternet