ODPOWIEDZIALNOŚĆ


Zawsze mnie zastanawiało, ile osób każdego dnia doświadcza lub bywa świadkiem złych zachowań młodych ludzi, którym wydaje się, że to oni są królami życia, że to oni rządzą swoją dzielnicą, że mogą robić co chcą i zakładają, że skoro są tak silni i bezkarni, nikt im nie podskoczy. Zakłócają więc spokój, napadają na seniorów i kradną im pieniądze, hałasują, dopuszczają się wandalizmu nie szanując nikogo i niczego. Pamiętam takie zachowania z czasów swojej młodości, gdzie w dzielnicach mojego miasta zagnieździły się różne bandy i robiły piekło mieszkańcom. Bezkarnie, bo nawet policja tam nie zaglądała. Bezkarnie, bo zastraszeni ludzie bali się zgłaszać takie incydenty.

Minęło kilkadziesiąt lat, zmieniły się dzielnice, na lepsze, bo jakby nie widać na co dzień opryszków żądnych awantur. Już inni ludzie tam mieszkają, jest ładniej, inna jest też atmosfera i jakby mniej mówi się i zwraca uwagę na przestępcze incydenty. Jest dzisiaj inaczej, ponieważ mieszkańcy zachowują się inaczej Nie zatrzymują się na rozmowę z sąsiadem jak kiedyś, lecz szybko "umykają" do swoich domów. Dzisiaj mało kto kogo zna na klatce schodowej, a co dopiero z któregoś piętra. Nie odpowiadają sobie głośno, ale raczej "mruczą" do siebie zwyczajowe >dzień dobry<. Nie wiem czy tak jest wszędzie, ale wiem jak jest na mojej klatce schodowej. Praktycznie nie znam nikogo.

Jednak jest spokój. Wspólnota mieszkaniowa narzuciła lokatorom REGULAMIN, którego pod groźbą odpowiedniej kary wszyscy muszą przestrzegać. I wiecie co? Przestrzegają. Zatem ja mieszkam sobie spokojnie i przyjemnie, bo najbliższe sąsiedztwo jest grzeczne i spokojne. Ale historia mojej znajomej nie jest już taka, jak moja. Mieszka w starej zaniedbanej kamienicy. Na dzielnicy, która od lat się nie zmienia. Tak, zmieniają się lokatorzy, ale zazwyczaj to są dzieci poprzednich lokatorów. Dzieci, które przejmują po rodzicach zachowanie jak jakieś niechlubne dziedzictwo. Pijaństwo, przekleństwa, głośne awantury, kłótnie, wandalizm i przestępstwa, drobne i niebezpieczne.

Moja znajoma zawsze się bała. Strach towarzyszył Jej i nadal towarzyszy przy wyjściu do sklepu, w ogóle przy wyjściu z domu. Przejście przez podwórko, a potem przez zawsze ciemną bramę wywoływało w niej ogromny stres. Bo nie wiedziała, czy tym razem nie zostanie okradziona albo poturbowana. Wielu sąsiadów tego doświadczyło, ona nie, dlatego strach był i tym bardziej obejmował Ją swoimi mackami. Niedawno opowiedziała mi, jak grupka wyrostków pobiła i okradła seniora z parteru w jego własnym mieszkaniu. Po prostu wdarli się do środka i znęcali nad nim tak długo, aż nie dostali tego po co przyszli.


Wiecie, nikt nie zareagował. Ze strachu. Nikt nie zadzwonił po policję. Ze strachu. Z obawy, by to samo ich nie spotkało. Mieszkańcy tej kamienicy są zastraszeni na amen. Wydaje się, że takie zjawiska powinniśmy mieć już za sobą, a jednak wciąż są miejsca, gdzie króluje chuliganeria. Małemu chłopcu ukradli rowerek na oczach rodziców. Kilkunastolatka prawie została skrzywdzona, prawie. Nie doszło do nieszczęścia, bo kilku starszych od tych gówniarzy chłopaków, pogoniło ich skutecznie. Czy zgłosili incydent na policję? Nie. Bo sprawę uznali za skończoną. Uratowali dziewczynę, wszystko rozeszło się po kościach.

Takich zdarzeń jest kilka na tydzień, jeżeli tydzień okazuje się w miarę spokojny. Gdy zapytałam znajomego policjanta, dlaczego nie kontrolują skutecznie takich miejsc, odpowiedź jest jedna, brak zasobów. Może to i prawda, ale czuję i myślę, że z ich strony nie ma woli ani chęci zapuszczania się w te niebezpieczne dzielnice. W takich miejscach chyba nikt nie rządzi, nikt nie sprawuje kontroli, dlatego nikt za to nie odpowiada. Jakie to wygodne. Myślę, że jak stanie się coś bardzo dramatycznego, dopiero wtedy policja zareaguje, dopiero inne instytucje miejskie zainteresują się życiem tej patologii. Czy skutecznie? Jednorazowo. Do następnego razu.

Moja znajoma myśli o przeprowadzce. Jest bezsilna i tak się czuje. Nikt i nic Jej nie trzyma w tym miejscu. Jest sama, bo rodzina już odeszła. Dla spokojniejszego życia i ja doradzam Jej, by rozważyła własny pomysł. Ma kuzynkę mieszkającą w górach, może tam by się przeniosła. Bliżej swoich. Swoją drogą, do czego to dochodzi? Porządny spokojny człowiek musi uciekać, opuszczać własny dom, a bandyci zostają na swoim bezkarni. Myślę, że to pokolenie dorośnie i zostanie zastąpione kolejnym, które będzie rządziło dzielnicą po staremu. Wiele razy myślałam sobie, czy za mojego życia cokolwiek się zmieni, np. życie w sąsiedztwie takich patologii.

Lata mijają, a niektóre miejsca jak te skanseny, trwają w swojej subkulturze narzucając ją innym. Tyle mówi się o instytucjach społecznego zaufania, jednak i w nich znieczulica ma się od lat dobrze. Co w takiej sytuacji ma zrobić człowiek narażony każdego dnia na kontakt z patologią? Przeprowadzić się? Najgorsze to być bezradnym.


Obraz: *Internet 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz