Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Etyka życia publicznego. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Etyka życia publicznego. Pokaż wszystkie posty

E T Y K A życia publicznego

Czy ktoś zastanawia się na co dzień, co znaczy moralność publiczna? Podejrzewam, że mało kto, ponieważ na co dzień naszym głównym zajęciem jest borykanie się ze swoim życiem. Zatem mało kogo obchodzą powody, dlaczego osoby publiczne, zachowują się tak, jak się zachowują. Gdy czasami dociera do mnie wiadomość, że znana osoba zrobiła rzecz kłócącą się z zasadami obyczaju, to wybałuszam oczy ze zdziwienia. To na pewno TA osoba? Na pewno TO zrobiła? Nie interesowałabym się tematem, gdybyśmy raz na jakiś czas mieli do czynienia z incydentem. 

Jednak interesuję się, ponieważ takie "incydenty" wprost zalewają naszą przestrzeń i rzeczywistą i wirtualną.

Ilość tych "incydentów" to tsunami zdarzeń, z powodu ich ciężaru, zwanych dalej - aferami. Zwanych tak dlatego, bo ich treść dawno już przekroczyła wszelkie granice. Zwanych tak dlatego, ponieważ bohaterowie tych afer ostro i bez żadnego wstydu przekroczyli granicę t a b u. Co to takiego - t a b u?

DEFINICJA - "to głęboki i fundamentalny zakaz kulturowy, którego złamanie powoduje spontaniczną i niejednokrotnie gwałtowną reakcję ze strony ogółu przedstawicieli tej kultury, gdyż jest przez nich odbierane jako zamach na całą strukturę tej kultury i jej integralność, czyli jako zagrożenie dla dalszego istnienia danego społeczeństwa. Tabu może obejmować czynności, miejsca, przedmioty, osoby lub słowa. W najpierwotniejszym znaczeniu terminu te czynności i elementy są zarazem zakazane i święte."

Krótko mówiąc, gdy myślą, mową i uczynkiem aktywujesz publicznie sprawy kulturowo zakazane, wg definicji t a b u przekraczasz jego granice. Dożyliśmy czasów, w których t a b u nic nie znaczy. Bez żenady pierzemy publicznie swoje brudy, domowe, towarzyskie, zawodowe i inne. W internecie na talerzu podajemy szczegóły ze swojego życia i życia innych. Bez wstydu niektórzy chwalą się swoimi miłosnymi podbojami, w niewybredny sposób opisując szczegóły. Bez wstydu prezentują intymne części swojego i nie swojego ciała. Dominuje wulgarność nie tylko słowa.

W działaniach tych nie ma ani krzty powściągliwości, zmieszania, zakłopotania, czy zażenowania. Przeważa śmiech, beztroska, prowokacja, zarozumiałość, bez względu na wiek tępa szczeniacka "odwaga". Wszystko w imię większej klikalności i popularności. Czy to na wizji czy to w wirtualu. Martwi mnie, że na takie zachowania jest niepisane pozwolenie. Nawet Prawo w tym temacie jest zbyt liberalne, bo większość z tych zdarzeń ocenia jako rzecz mało szkodliwą społecznie. Cierpi na tym moralność publiczna/społeczna. Wydaje się, że bezpowrotnie już zagubiliśmy siebie samych.

Jak nie ma konsekwencji, ludzie pokazują na co ich stać.

Osoby skąd inąd znane, albo znane z tego że są znane, obojętnie jakich zawodów i obojętnie z jak bardzo dużym dorobkiem, dokonujące czynów zabronionych kulturowo, z reguły są z nich rozgrzeszane, albo poddawane zbyt niskiej karze. Wynika z tego, że sławnym więcej wolno. Lubię kilka osób publicznych, ze świata dużej kultury, ze świata polityki, czy ze świata towarzyskiego, lecz gdy jedna z nich popełnia czyn nieetyczny, powinna być z niego rozliczona. Koniec i kropka. Jednak tak nie jest. Pobłażamy takim osobom, bo są naszymi milusińskimi. To wielki błąd. Ponieważ takie ich traktowanie nikomu nie przynosi korzyści.

Takie ich traktowanie doprowadza do degrengolady całe społeczeństwa. 

Trend taki bardzo się nasila, między innymi z powodu dostępności do internetu (na co nie mamy wpływu). Doszło do tego, że nie szanujemy sami siebie. Że osobistą godność mamy za nic. Mamy za nic e t y k ę życia osobistego i publicznego. To szczyt kulturowo obyczajowy, jaki osiągnęła ludzkość. Moja sąsiadka mówi na to, że mamy współczesną Sodomę i Gomorę. A co to znaczy? To znaczy, że mamy rozpustę, rozwiązłość i zepsucie moralne w każdym aspekcie życia. Jestem zgorszona. Taka prawda, że nie mam wpływu na to zjawisko, ale przynajmniej mogę o nim pisać.

A skoro tak, to głośno zastanawiam się, dlaczego osoby ze świecznika decydują się na takie ruchy? Dlaczego pijane siadają za kierownicą i stają się zagrożeniem na drogach? Dlaczego publikują ostre szczegóły ze swojego życia, które, jeżeli już, to powinny zostać w czterech ścianach? Dlaczego robią zdjęcia ocierające się o pornografię i je publikują? Dlaczego publicznie przyznają się do popełniania przestępstw karalnych, szczególnie tych na tle seksualnym? Nie boją się następstw swojego zachowania? Przecież w wielu przypadkach dochodzi do sekowania takiej osoby przez własne środowisko.

Dlaczego wciąż nie możemy się doczekać jakiegoś sensownego prawnego modelu, stosownie reagującego na tego rodzaju kulturowe nadużycia? Sama sobie odpowiem - bo nie ma takiego zainteresowania. Szkoda, wielka szkoda, ponieważ mnie osobiście już nie wystarcza publiczne >przepraszam<. Nie ma dla mnie żadnej wartości moralnej. Przyznaję, że nie mam krystalicznego (ostatnio modne słowo) charakteru, może i nie powinnam rzucać kamieniem, ale wiem jedno, moje "zachowania" w porównaniu do przytoczonych powyżej przykładów zachowań osób publicznych, to wielki Pan Pikuś. 

Temat etyki życia publicznego zawsze traktowałam poważnie. Do dzisiaj nie wyobrażam sobie, bym miała podać rękę takiej osobie, szczególnie wtedy, gdy nie widzę u niej szczerej poprawy. Wiele osób, które popełniły kulturowe faux pas, publicznie już nie istnieją. Poniosły karę. Czy sprawiedliwą? Ocenia to opinia publiczna. Powiem tylko, że jestem bardziej sroga od niektórych przepisów Prawa. Nie mam słów wytłumaczenia i przestaję być życzliwa. Uważam, że każdy z nas jest dorosły i świadomy czynów jakie popełnia. Dla mnie innej opcji nie ma.

Jeżeli popełniasz czyn nieetyczny moralnie, tym samym SAM się podkładasz, SAM sprowadzasz na siebie kłopoty, czyli SAM jesteś sobie winny. 


Obrazy: *Facebook *Bonito *Wyborcza.pl