Za taką rozmową tęskniłem lata
Każde twoje słowo
Słodkie w mem sercu wywołuje dreszcze
Mów do mnie jeszcze
Mów do mnie jeszcze
Ludzie nas nie słyszą
Słowa twe dziwnie poją i kołyszą
Jak kwiatem, każdym słowem twem się pieszczę
Mów do mnie jeszcze..." - Kazimierz Przerwa-Tetmajer
Powyższy wiersz doczekał się wielu analiz i interpretacji myśli. Pamiętam jak w szkole kazano nam rozkładać na czynniki pierwsze wszystkie utwory wszystkich poetów i rozkminiać - co autor miał na myśli. A skąd miałam to wtedy wiedzieć? Tak czy siak, to nauczycielka polskiego wiedziała "najlepiej" w czym tkwił "haczyk". Po latach, pisząc między innymi bloga, przekonałam się, że coś ze szkoły mi zostało. Wybierając tematy, zastanawiając się nad ich kwintesencją, doszłam do wniosku, że w niektórych tekstach zastanawiam się, co dzisiaj siedzi w naszych głowach.
Pisanie bloga to według mnie np. chęć komunikowania się z Czytelnikami i chęć rozmowy z nimi na wywoływane przeze mnie tematy. To chęć poznania czyjegoś zdania i poznania czyjegoś toku rozumowania. Jak czytelnik doszedł do takiego czy innego wniosku. Ta chęć to ni mniej ni więcej, a prośba o rozmowę. Zamknięci w domach z jakichś powodów, na przykład z powodu koronavirusa (lub innych), korzystamy z możliwości kontaktowania się z otoczeniem. Że za pomocą komputera, nikogo dzisiaj to nie dziwi. Jest to potrzeba nawiązania kontaktu, rozmowy, relacji.
Czy te nasze codzienne kontakty są szczere i autentyczne, to raczej materiał na inny tekst. Chęć porozmawiania z kimś, obojętnie na jaki temat, wynika z naszej natury, bowiem człowiek zazwyczaj nie usiedzi zbyt długo milcząc. Czy to w realu czy w wirtualnym świecie, rozmawiamy o wszystkim jeżeli tego chcemy. Nie unikamy dzisiaj tematów politycznych, bo zbyt mocno weszły w nasze życia. Chętnie też plotkujemy, chociażby z czystej ciekawości, co gdzie i u kogo słychać. A czy rozmawiamy ze sobą na poważne tematy? Skoro i tak ich nie unikniemy, bo zbyt nas dotyczą?
Możemy to nazwać ględzeniem o polityce, plotkarską nudą, albo zwyczajnym wtrącaniem się. Możemy? Możemy. Obojętnie jak taki kontakt nazwiemy, jedno jest w tym pewne, że gdy jakiegokolwiek kontaktu nie mamy, popadamy w samotność. Wewnętrzną i środowiskową. Nawet jeśli otacza nas tłum ludzi. Nie mówię tu o kilku koniecznych słowach, gdy znajdujemy się np. w sklepie. Te kilka słów, to nie jest rozmowa. To zdawkowa komunikacja wynikająca z grzeczności na zasadzie - "dzień dobry pani", "ile płacę", "do widzenia".
Dobra, treściwa i pożądana rozmowa, zależy od intencji obu stron. Zależy od miejsca, atmosfery, czyli od sprzyjających warunków. Zależna jest od przeszkód, jakie sami wymyślamy, by do niej nie doszło. Zależna jest od naszej mowy ciała i samego nastawienia do rozmówcy. W końcu zależy od zaufania. Gdy ufasz, dopuszczasz bliżej do siebie wybraną osobę. Gdy nie ufasz, unikasz kontaktu. By rozmowa była udana i jakby tu rzec... kompletna, musimy umieć słuchać. To zdolność, którą nie każdy za dobrze opanował, zbyt jesteśmy niecierpliwi (tacy dzisiaj jesteśmy).
Gdy słyszymy prośbę - "porozmawiaj ze mną", to moment, w którym ktoś prosi o chwilę Twojej uwagi. Widocznie jest to ważne, skoro prosi. W tym dzisiejszym "zagonieniu", znajdujemy czas za każdym razem, gdy ktoś o to prosi? NIE. Tłumaczymy się pośpiechem, ilością spraw do załatwienia, "rany... tyle jeszcze mam dzisiaj na głowie!", "dzisiaj kochana nie, ale za kilka dni...". Zanika w nas zdolność i potrzeba komunikowania się. Coraz mniej obchodzi nas, co u kogo słychać. Wolimy siedzieć obok siebie gapiąc się w komórki, niż porozmawiać.
Jednak gdy dochodzi do spotkania, o czym się wtedy rozmawia? "Oj jak fajnie wyglądasz", "wciąż z tym samym chłopem?", "co u twoich dzieci?", "a wiesz, ta koleżanka to...", "a słyszałaś...", "u mnie po staremu...", "pójdziemy pooglądać ciuchy?", i tak dalej. Bardziej się gwarzy i plotkuje, niż rozmawia. Bardziej się narzeka, niż rozmawia. A to żadna sztuka. To łatwizna, na którą wszyscy lecimy. W najbardziej bliskich układach, towarzyskich czy prywatnych, unikamy poważnych tematów. Unikamy, bo boimy się je poruszać. Skąd się to wzięło? Przecież taka rozmowa niczym nie grozi.
Porozmawiaj ze mną, pobądź ze mną, poświęć mi trochę czasu. Znamy to, prawda? Prosisz kogoś o rozmowę, ta osoba miga się, a za chwilę widzisz ją z pilotem w ręku. Siedzi i ogląda TV, woli to niż rozmowę. Ilu tzw. najlepszych przyjaciół unikało z Wami rozmowy? Ile żon i mężów ucina Twoją chęć rozmowy w pół zdania, bo... boi się jej, albo nie ma na nią ochoty. Wychodzi, że najtrudniej o rozmowę z najbliższą Ci osobą. Owszem, nie zawsze tak jest. Są osoby mające to szczęście, jednak to tylko kropla w morzu potrzeb. Szkoda, że komunikacja kuleje. Szkoda, że tego nie dostrzegamy.
Rozmawiać trzeba, jak nie będziemy, nie będzie między nami autentycznej i szczerej wymiany myśli. Stracimy bliskość, którą ponoć tak szanujemy. Stracimy życie, które tak szybko przecieka przez palce. Poprzez milczenie i poprzez skrywanie tego co nas męczy, tracimy dostęp do siebie i możliwość naturalnego kontaktu. Dotyczy to każdego z nas. Im dłużej trwa to niezrozumiałe niechciejstwo, tym trudniej ze zdolnością wynajdywania właściwych słów, które to słowa z kolei umiejętnie stosowane, nawiązują nić porozumienia i zrozumienia.
Żeby słuchać rozmówcy i rozmawiać z nim, nie potrzeba znać odpowiedzi. Nie o to chodzi w każdej rozmowie. Czasami wystarczy tylko posłuchać i usłyszeć, co ma do powiedzenia. Poproszony/a o radę, wtedy mówisz co myślisz. Całe spotkanie pomaga, daje upust nagromadzonym emocjom. Gdy się człowiek wygada, zaraz mu lżej na duszy. Nie rozwiązuje to zaraz jego problemów, ale sama obecność i tym samym okazane wsparcie samo w sobie, jakże jest wtedy ważne. Gdy czujemy, że ktoś nas popiera, trzyma za nas kciuki, ze zwiększoną wewnętrzną siłą otwieramy kolejne drzwi.
Rozmowę na poważne tematy z kimś mi bliskim, traktuję jak swego rodzaju doładowanie akumulatorów. Tak to czuję. Czasami wystarcza jedna rozmowa, by coś się nam rozjaśniło. To jak kop, który zmusza do spojrzenia na problem z innej strony. Już nie wydaje się nam, że to koniec świata. Kiedyś poproszono mnie o takie spotkanie. Skończyło się na tym, że siedziałam i słuchałam. Kilka razy kusiło mnie, by coś wtrącić, ale wewnętrzny dzwonek kazał siedzieć cicho. Gdy znajomy zakończył swój wywód, posiedział chwilę w milczeniu, wziął głęboki oddech... i aż podskoczył. Olśniło Go.
Zaczął mi dziękować za pomoc, a ja przecież nic nie zrobiłam.
Tak mi się wtedy wydawało. Potem do mnie dotarło, że sama moja obecność mu wystarczyła, bo mówiąc do mnie, sam słyszał co mówi. Wreszcie. Do dzisiaj mi tego nie zapomniał. Ma się dobrze i nawet jest szczęśliwym człowiekiem. A ja odkryłam, że cisza też jest rozmową. Nie trzeba nic robić tylko być. I to właśnie jest autentyczne. Porozmawianie o czymkolwiek, skoro ma miejsce, znaczy jest potrzebne. Oczyszcza obie strony, mówiącego i słuchacza. Spoza chmur życia wreszcie wychodzi słońce, ogrzewa nas swoim blaskiem, wzmacnia nas, nadaje sens naszemu życiu.
Nie odmawiajmy innym rozmowy, nie wiadomo, czy nie będziemy potrzebować tego samego. Życzliwość nie uległa przedawnieniu. Wiem, że rzeczywistość jest inna, powierzchowna tylko, ale nic nie stoi na przeszkodzie, by mimo wszytko docenić dar, jakim jest r o z m o w a. Warto ją zatem pielęgnować. Tylko tyle i aż tyle.
Obrazy: *jmpflowers