Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Zosia Samosia. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Zosia Samosia. Pokaż wszystkie posty

ZOSIA SAMOSIA

Przypomniało mi się coś. Czasami gdy spaceruję, obserwuję młode rodziny. Jak zachowuje się młoda żona i jak w stosunku do niej zachowuje się młody mąż. W ogóle obserwuję gdziekolwiek jestem, zachowanie szczególnie młodych kobiet. I przypominam sobie wtedy, jak ja zachowywałam się będąc młodą mężatką, a potem młodą mamą. Gdy już wiedziałam, że wyjdę za mąż, miałam wyobrażenie o swoim małżeństwie, że będzie najlepsze pod każdym względem. Ot naiwność młodej, która jeszcze nic nie wiedziała o życiu. Za to wyobraźnia pracowała jak dobrze naoliwiona maszyna.

Wzór dobrej żony wzięłam z własnej teściowej, która w domu wszystko robiła sama. A miała trzech chłopów do nakarmienia, do oprania, do osprzątania, a którym to chłopom nawet gwiazdkę z nieba chciała przychylić. Wykłócała się z nimi tylko o wynoszenie śmieci i przynoszenie węgla z piwnicy, bo w owym czasie były piece kaflowe w domach. No cóż... nie zawsze wygrywała te kłótnie. Zostawała sama z domowymi obowiązkami i prześcigała się sama ze sobą, by ze wszystkim zdążyć na czas. Zanim mąż wróci z pracy i zanim synowie wrócą ze szkoły. Udawało się jej, a jakże. 

Gdy wracali, dom był zawsze wysprzątany, łóżka zasłane, obiad czekał na stole. I tak mijały jej lata na usługiwaniu trzem facetom, których sama przyzwyczaiła do tego, że w domu nie mieli żadnego obowiązku. Żadnego, bo wszystko robiła sama. Nawet gwoździe wbijała w ścianę, gdy chciała zawiesić na niej kolejny święty obrazek. Była taką Zosią samosią, która wszystko robiła najlepiej. Gdy chłopaki chcieli ją w czymś wyręczyć, przeganiała. Gdy jednak coś tam zrobili, poprawiała po nich, bo przecież kto jak nie ona zrobi to lepiej? Nie raz i nie dwa niemal padała na twarz ze zmęczenia.

Nakarmić, oprać i ogarnąć dom, to nie lada wyzwanie dla każdej kobiety. Moja teściowa robiła to wszystko tak, jakby miała dostać za to Oskara. Oczywiście, nie omieszkała przy tym za każdym razem podkreślać swojej domowej roli. Mężowi tłukła do głowy jaką jest wspaniałą gospodynią, a synom wkładała do głów, że mają się ożenić z podobnymi do niej dziewczynami. Wtedy zawsze będą mieli jak w rodzinnym domu, przy mamusi. Trochę mnie takim zachowaniem jakby "zaczarowała". Wręcz ją naśladowałam. Chętnie przyjmowałam "rady" i częste "pouczenia". Jakbym przechodziła jakiś kurs.

Trochę trwało, zanim odkryłam, że to ona wychowuje mnie na współczesną niewolnicę własnego syna. "Rób co do ciebie należy i nie narzekaj" - takie było jej motto życiowe. Trochę trwało, zanim zdecydowałam coś z tym zrobić. Było za późno. Już zdążyłam przyzwyczaić męża, że wszystko w domu było zrobione, a obiad podawany był na czas. Ale jestem Baranem. Długo nie da się mieć nad sobą jakiegokolwiek "kierownika". I zaczął się mój bunt. Najpierw nie zrobiłam kanapek do pracy, bo przecież mąż to zdrowy chłop na schwał (193cm.) i rączki miał zdrowe. Nie dotarło.

Gdy zaczęłam nawalać z innymi obowiązkami i gdy zbyt często miało to miejsce, dotarło. I zaczęło się. Wyobraźnię o najlepszym na świecie małżeństwie trafił szlag. Skoro niewolnica zbuntowała się, trzeba było ją utemperować. Na pomoc przyszła synkowi mamusia i te jej teksty - to ona nie pierze tylko ty musisz? Umyłam kuchenkę, bo była brudna (akurat mleko wykipiało). Wyczyściłam ci wszystkie sztućce, bo były już zaśniedziałe. I tak dalej. No cóż... krew mi zawrzała. Powiem tylko, że potem nie było tak, jak przedtem. Synuś mamusi próbował żądać, a ja stawałam okoniem. 

W wielu domach tak było i myślę, że w wielu domach nadal tak jest. Na początku małżeństwa młode żony za bardzo przejmują się rolą, a potem czar pryska. Potem jest za późno, by pewne sprawy odkręcić. I zaczyna się źle dziać w tym "wymarzonym" związku. Stąd pytanie - dlaczego kobiety MUSIAŁY/MUSZĄ być nadgorliwe w obowiązkach? Czemu niektóre nie wymagają od domowników współpracy? Dlaczego na siłę chcą być Zosiami samosiami? Przecież nie muszą. W tym samym czasie, kiedy one zaiwaniają, mężowie siedzą przed telewizorem, albo udają zmęczonych pracą. 

To tak, jakby one nie były zmęczone i swoją pracą i ogarnianiem domu. Wiele kobiet zachowuje się tak, bo takie zachowanie wynosi ze swojego rodzinnego domu. Mają to we krwi. Ich mamy tak robiły i ich babcie. Jakaś piekielna tradycja, czy co? Pamiętam, jak moja Mama obsługiwała chorego Tatę mimo, że sama była chora. Tata był ważniejszy. Jego choroba była ważniejsza. Mama nie miała czasu chorować. Należała do tych kobiet, których "konstrukcja" była zaprogramowana na długi, długi przebieg. Nie mogła chorować, nie mogła nawet umrzeć, bo jeszcze tyle miała do zrobienia.

Dotarło do mnie, że przykłady mojej Mamy i mojej Teściowej to złe przykłady. Nie chciałam traktować mojego męża i moich dzieci jak udzielnych książąt. Nie chciałam szczególnie z dzieci robić jakichś kalek życiowych, co to nic nie potrafią. Chciałam je nauczyć wspólnej odpowiedzialności w trosce o dom. Chciałam, by przykładem był i mąż i ja, jako rodzice. Chciałam też mieć szacunek rodziny. Poprzez bycie niewolnicą, o szacunku nie ma mowy. I dzisiaj sobie za to dziękuję. Za to, że w porę oprzytomniałam. Że nauczyłam dzieci i męża (z trudem) obowiązków. I mam satysfakcję.

Dziękuję sobie jeszcze za jedno, że nie mam poczucia pustki. To znaczy, że nie czuję się gorsza, bo nie mam już nikogo do obsługiwania. Nie jestem dzisiaj nadopiekuńczą matką, babcią i teściową. Nie jestem też namolna. Mam własny świat i własne zainteresowania, co jest szanowane przez moje dzieci. Mam też wyrobioną pozycję w rodzinie. Uważam się za współczesną matkę i babcię, za mądrą kobietę, bezwstydnie mówiąc. Tak, mam odwagę to powiedzieć. I jestem dumna, że nie skończyłam jak teściowa i jej podobne kobiety. 

Jestem dumna z tego, że w mojej rodzinie nie ma przeciążonych pracą domową Zoś samoś, ani nie ma rozleniwionych "książątek". Bowiem dom to szczególne miejsce, dla wszystkich jednakowo. A więc wszyscy jednakowo muszą o ten dom dbać. Kobiety natomiast powinny wiedzieć, że wszelka nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu, jak mądrzy mówią. Bycie super mamą, super żoną, kucharką, sprzątaczką czy kochanką, to spalony teren na dłuższą metę. Wszystko, czego się dotykamy, ma działać w obie strony. A łatka Zosi samosi prędzej czy później, mści się tylko i wyłącznie na tych Zosiach.

WNIOSEK

JEŻELI TY SAMA NIE BĘDZIESZ SIĘ SZANOWAĆ, TO NIKT NIGDY NIE BĘDZIE CIĘ SZANOWAŁ. WEŹ TO SOBIE KOCHANA DO SERCA.

RADA: 

Nie pokazuj rodzinie - ile potrafisz zrobić. Zachowaj coś dla siebie. Twój mąż nie musi wiedzieć, jaka jesteś we wszystkim doskonała. I nic nikomu nie musisz udowadniać.


Rysunki/obrazy: *Internet