Teraz to ja gościłam moje najbardziej ulubione ciocie i mimo Ich wieku, było tak, jak pamiętałam. Nagadać się nie mogłyśmy, było sporo tematów do nadrobienia. Piszczały z zachwytu nad moim wnukiem, nad urodą córki i przystojnością zięcia, bo oczywiście nie omieszkali wpaść i się przywitać z seniorkami. Ręce miałam pełne roboty z powodu tej wizyty, chciałam się postarać i wierzcie mi, starałam się jak mogłam najlepiej, by było Im tak wygodnie, jak na to zasługują. Śmiały się, że wszędzie są traktowane jak królowe.
Jak w trakcie każdej tego typu wizyty, nie obyło się bez wspomnień. A było co wspominać. Będąc dzieckiem wszystkie moje wakacje spędzałam u Babci, a tam były również ciocie, wówczas młode dziewczyny, z którymi nawzajem robiłyśmy sobie psikusy, i które pokazywały mi życie na wsi przy każdej okazji. W trakcie tych wspominek wracały do mnie obrazy mojego szczęśliwego dzieciństwa, nawet się trochę wzruszyłam, a ciotki z zadowoleniem i satysfakcją przytaczały coraz to nowe historie udowadniając, jaką mają świetną pamięć. Tak się złożyło, że podczas tej wizyty więcej było wspomnień, niż tzw. "bieżączki".
Nawet spytałam, czemu tak mało rozmawiamy o teraźniejszości? Bo nie ma o czym mówić, skwitowały zgodnie. Teraz sobie myślę, że One żyją przeszłością, że wciąż oglądają się za siebie. Trzymają się tej przeszłości, jak tonący brzytwy. Owszem, przyjemnie było z Nimi powspominać, ale życie toczy się dalej i każdy dzień coś sobą przynosi. Moje ciocie, mimo wieku to temperamentne damy, a jednak zatrzymały się. Zastanawiam się, czy to "przywilej" każdej starszej osoby? Czy ja też będę taka, gdy osiągnę Ich wiek? Że będę wtedy trzymać się przeszłości, bo nie będzie przede mną przyszłości?
Trudny temat. Moje ciocie pojechały dalej, a ja zostałam z własnymi myślami. Z jednej strony Je rozumiem (czy aby na pewno?), z drugiej natomiast nie pasuje mi taka postawa. Wychodzę z założenia, że mamy za mało czasu, by zajmować się tylko przeszłością. Po co wciąż oglądać się za siebie? Przeszłość już była, następnej nie będzie, co zatem z nią zrobić? Nie chcę pozbawiać jej znaczenia. Nie chcę niczego nikomu narzucać, ale cokolwiek nam się kiedyś wydarzyło, to po tylu latach jesteśmy w innym miejscu. Przeszłość jest częścią naszego życia, ale z całym szacunkiem, lubię swoją teraźniejszość.
Nie chcę jak moje ciocie utknąć w przeszłości, nie chcę się na niej koncentrować. Interesuje mnie, co jeszcze wydarzy się w moim przyszłym życiu. Czy źle myślę? Przyznaję, z tego powodu mam mały mętlik w głowie. Jednak skłaniam się ku myśli, że nadmierne życie przeszłością szkodzi. Jak każda nadmierność. Przeszłość rozumiem jako dziedzictwo, zapisane na kartach, na zdjęciach i na innych nośnikach. To mój bagaż, z jego ujemnymi i pozytywnymi elementami, a więc nie idealny, bo czegoś takiego nie ma. Każdy tak ma. Czy tego chce czy nie chce, dziedziczy swój bagaż, zwany dalej przeszłością.
Przeszłością, która jest wspólną składową rodziców, dziadków i dalszych pra... pra... pradziadków. Przeszłość to jakby nasz spadek po przodkach, który wpływa na moją przyszłość, który też mnie ukształtował. Którego nikt z nas nie może wymazać gumką "myszką". Tak to rozumiem. Historię rodzinną znam z opowiadań wielu osób. Te fragmenty układają się w całość, która jednak ma luki dzisiaj nie do uzupełnienia. Tak więc moja wiedza jest częściowa. Ale nie przepadnie, ponieważ już przekazałam ją swoim dzieciom. Mam świadomość również, że każde następne pokolenie dostanie swój pakiet.
Dostanie, bo dla wielu przeszłość rodziny ma znaczenie. Bez względu na to, jaką jest. Historia mojej rodziny to historia ciężko pracujących ludzi, to historia biedy i wykluczeń, szukania szczęścia na obczyźnie, nieszczęśliwych małżeństw z których wówczas nie było ucieczki. To historia bohaterów wojennych. Znam ich wiele i dobrze wiem, jak się na mnie odcisnęły. Między innymi życia moich cioć. Czy zatem, mam ten swój odziedziczony bagaż zostawić za drzwiami? Czy dalej go przeglądać w nieskończoność, przywołując duchy przeszłości? Co robić?
Czy grzebanie się w dzieciństwie mimo niemal 70. na karku, to jest to, co powinnam robić? A może raczej należy cieszyć się i przeżywać dzieciństwo mojego wnuka? Moje ciocie wychodzą z innego założenia. Według Nich, przeszłość należy celebrować. Obowiązkowo. Są ode mnie starsze raptem o 10-12 lat, to młodsze siostry mojej Mamy, która gdyby żyła, miałaby dzisiaj 90. Są więc niewiele starsze, a zachowują się w tej kwestii jakby były co najmniej o 100 lat starsze. Chyba nie chcę być taka jak One. Moje życie, to prawdziwe, toczy się TU i TERAZ. Przeszłość tego nie zmieni.
Nie chcę stać w miejscu, a iść dalej, bo nie mam już nic do stracenia. Czy zatem zgrzeszę gdy powiem, że dla mnie cenniejsza jest teraźniejszość i przyszłość (obojętnie ile by miała trwać), z całym szacunkiem dla przeszłości? Zdecydowanie nie, odpowiadam sama sobie. Nie zgrzeszę, ponieważ uważam, że zajmowanie się przeszłością tak intensywnie, jak robią to moje ciocie, nie pomaga teraźniejszości, ani nie pomaga przyszłości. Uważam, że przeszłości nie należy gorliwie rozkładać na czynniki pierwsze, nie należy jej poddawać analizie. Uważam, że przeszłości należy się u z n a n i e. I to powinno wystarczyć. Jeśli się mylę, to mnie poprawcie.
Uważam, że z rodzinną przeszłością każdy powinien się zmierzyć, nieważne czy jest niechcianym ciężarem, czy wspaniałą historią. Jeżeli to trudność, można to zrobić w towarzystwie rodziny. Poukładać porządnie to, co jest do poukładania. Zmierzyć się z tym bagażem, a potem odłożyć na odpowiednią półkę. Odłożyć, nie wyrzucić. Chociaż, z niektórymi brzydszymi "elementami" przeszłości niejedna osoba z chęcią by się rozstała. Samo życie. I jaka ulga. W moim przypadku, gdy czasu jest mniej niż więcej, ciągłe zajmowanie się przeszłością prowadzi donikąd.
Dlatego wspominam wtedy, gdy mam taką potrzebę. Ale czynię to przez chwilę. Przez chwilę. Cokolwiek mi się przypomni z jakiegokolwiek powodu, nie ma to wpływu na moje bieżące życie, które toczy się teraz. Wiem, że od przeszłości nie ucieknę, nawet tego nie chcę, ale z drugiej strony nigdy nie zapominam o swoim życiu. Moje ciocie, na kilka dni wniosły pozytywny chaos w moją codzienność. Bardzo się ucieszyłam z Ich wizyty. Możliwe, że była to ta, z tych ostatnich. Będę miała co z przyjemnością wspominać, ale też z pewną dozą zastanowienia.
Zanim wizyta moich cioć stanie się kolejnym elementem historii rodzinnej, trochę czasu minie. Gdy stanie się przeszłością, odłożę na właściwą półkę obok innych i będę traktować z należnym jej uznaniem.
Obrazy: *Deon *Pozytywniej.pl *Internet