Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Uczynność. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Uczynność. Pokaż wszystkie posty

UCZYNNOŚĆ

Wychodząc dzisiaj ze sklepu, natknęłam się na sąsiadkę z kamienicy obok, która poprosiła, bym popilnowała Jej zakupy w wózeczku stojącym pod ścianą. Ona tylko wejdzie po jedną rzecz i zaraz wróci. OK, popilnuję. I rzeczywiście, wróciła szybko. Podziękowała, ja, że to nic takiego i rozeszłyśmy się każda w swoją stronę. Niby to nic takiego, być uczynnym, prawda? Jednak to cecha coraz rzadziej spotykana. Często widzi się i słyszy, że poproszona o przysługę osoba, tłumaczy się brakiem czasu i szybko znika za rogiem ulicy. Szara, trudna i jakże oczywista rzeczywistość.

Osoba znikająca za rogiem ulicy najprawdopodobniej nawet nie pomyśli, że kiedyś może znaleźć się w podobnej sytuacji. Że będzie zmuszona poprosić kogoś o przysługę, a ten ktoś zachowa się tak samo, ucieknie. Tu gdzie mieszkam, jestem od czasu do czasu świadkiem różnych takich scen, kiedy to człowiek ucieka od drugiego człowieka. W sytuacjach podbramkowych, nie chce mieć z tym nic wspólnego. W wielu przypadkach nie utożsamiamy się z potrzebującymi jakiejkolwiek pomocy, czy drobnej przysługi. Ile takich przypadków zdarza się na co dzień? Nie wiem. Myślę, że za dużo.

Inny obrazek wygrzebany z przeszłości. Zostałam kiedyś zaczepiona na ulicy przez bezdomnego (na takiego gość wyglądał). Zaniedbany, brudny, nie za ładnie pachnący, wyglądający na głodnego, taki około 40. Poprosił o trochę kasy, bo mu żona choruje. On sam nie wyglądał na chorego. Wydał mi się podejrzany, ale zamiast kasy zaproponowałam mu kupno jedzenia. Żebyście widzieli jego minę. Jakby mógł, to by mnie wzrokiem zabił. Odeszłam i od razu pomyślałam sobie, że niektórzy ludzie nie chcą prawdziwej pomocy, tylko i wyłącznie pieniędzy. Na co? Hmmm... . Może na lekarstwa? Może.

Zrobiło mi się głupio, ale pieniędzy mu nie dałam. Tak, jak w wielu innych sytuacjach. Wolę kupić jedzenie, niż dawać nie wiadomo na co pieniądze. A tłumaczenie się chorą żoną uważałam wtedy za wybieg. Czy słusznie postąpiłam? Nie mam pojęcia. Ale oto jak zwykle, życie potrafi czasami wywinąć figla. Przed Lidlem, gdzie też czasami robię zakupy, widuję chłopaka. Na pewno jest niepełnoletni. Strasznie zaniedbany. Aż przykro patrzeć. Grzeczny, nie nachalny, proszący tylko o złotówkę z lidlowego wózka w zamian za pomoc w wyładowywaniu zakupów. 

Trafił na mnie. Powiedziałam, że kupię mu coś do jedzenia, czy poczeka? Tak, poczeka i przypilnuje samochodu. Uśmiechnęłam się i wróciłam do sklepu. Kupiłam mu coś do jedzenia, środki czystości i wodę do picia. Stojąc w kolejce do kasy, swoim zwyczajem przyglądałam się ludziom. Stał facet, młody, zadbany, pachnący. Widząc, że mam o wiele mniej zakupów, przepuścił mnie. Jak miło, pomyślałam i podziękowałam mówiąc, że takie zachowanie to rzadkość. On, że to normalne i też się miło uśmiechnął. Pomyślałam nawet, że dobrze go rodzice wychowali. 

Wyszłam ze sklepu, chłopak czekał przy samochodzie. Gdy zobaczył dwie siatki pełne zakupów, nie wierzył, że to wszystko dla niego. W tym czasie ze sklepu wyszedł  miły pan, który przepuścił mnie w kolejce do kasy. Chłopak pokazał na niego i opowiedział, w jak brutalny sposób został wcześniej przez niego potraktowany. Machał rękami jakby przeganiał się od muchy i wykrzykiwał przy tym niecenzuralne słowa. Chłopakowi było przykro. A ja? Ot... czar wziął i prysł. Odmawiać można bez poniżania drugiej osoby, prawda? Grzeczniej, z odrobiną kultury. Rozczarowałam się.

Dlaczego akurat o tym piszę? Po pierwsze, bardzo mnie ruszyła historia chłopaka. Po drugie, widok faceta na siłę opędzającego się od kogoś poniżej swojego poziomu, co świadczy tylko o nim samym. Zrobiłam zakupy chłopakowi, bo zwyczajnie mogłam, bo miałam czas, pieniądze i potrzebę pomocy. Przypomniał mi się tamten facet, któremu kiedyś odmówiłam, a którego jak widać nie zapomniałam. Uczynność nikomu krzywdy nie robi. Szczególnie tym bogatszym i wypachnionym. Te dwa zdarzenia, odległe w czasie, czegoś mnie nauczyły. Mój ludzki odruch kosztował mnie tylko 10 minut z mojego życia.

Ten odruch sprawił mnie samej przyjemność, a te 10 minut, myślę, że wróciło temu młodemu wiarę w człowieka. Tak właśnie myślę. Potrzebował pomocy i otrzymał ją. Nieważne kim jest. Każdemu potrzebny jest grosz i jedzenie, bezdomnym czy narkomanom. Każdemu. Nieważne, że kłamią, by tylko cokolwiek otrzymać. Skoro są w takiej sytuacji, pomoc jest wskazana. Nie pytałam o nic chłopaka, bo nie jestem wścibska, ale poradziłam, by szukał pomocy w odpowiednich placówkach. Jest młody, ma jeszcze szansę naprawić swoje życie. Nie snuję też domysłów, co się stało, że wylądował na ulicy.

Takie "szukanie dziury" nie pomaga, za to często zapędza nas w dziwne zakamarki stereotypów i uprzedzeń. Pytanie, czy tak naprawdę chcemy cokolwiek wiedzieć o innych? Gdy coś się wie, zmusza to nas do zaangażowania się w jakimś stopniu przynajmniej. A to nie jest łatwe. Bo niejeden z takich ludzi sam może nie chcieć pomocy. Bo gdy się zdecydujemy na pomoc, uruchamiamy masę działań, by ta pomoc miała chociaż jakiś sens. Wiąże się to z załatwieniem temu komuś dachu nad głową, czy z załatwieniem pracy. To branie na siebie odpowiedzialności za tego kogoś, bez względu kim się ostatecznie okaże.

Wiem coś na ten temat. Miałam pośrednio do czynienia z niezaradnymi życiowo rodzicami i bezpośrednio ze skrzywdzonymi dziećmi. Gdy ma się z tym regularnie do czynienia, nabywa się wiedzy jak pomagać. Niektórzy trudy życia zapijają, lub uciekają w świat narkotyków i nie tylko, bo na trzeźwo nie wytrzymują. Młody spod Lidla i jemu podobni może piją, a może ćpają. A może nie? I to “może nie” - bardziej powinno niepokoić. Jednak większość z nas nie chce wchodzić w życia innych. Nie chce być uczynnym, woli od "takich" uciekać gdzie pieprz rośnie.

Ci bogatsi i wypachnieni nie zaprzątają sobie głowy myślami, kim jest młody spod Lidla, czemu żebra o każdą złotówkę z wózka, czemu jest taki brudny, jakim cudem stracił dom i godność? A wystarczy jeden przyjazny odruch. Dać złotówkę, kupić jedzenie. Ten młody spod Lidla jest człowiekiem, takim samym jak my. Jesteśmy ludźmi, więc powinniśmy zachowywać się jak ludzie. Dla wielu jednak, nie jest to takie oczywiste.

BĄDŹ UCZYNNYM, BĄDŹ PRZYZWOITYM, BĄDŹ CZŁOWIEKIEM.

Niestety, jest i druga strona medalu. Gdy pomagamy materialnie, rzeczowo czy żywnościowo, powodujemy tym samym dalsze pozostawanie tych ludzi na ulicy. Wychodzi na to, że to żadna pomoc, ponieważ niektórzy z nich z żebrania zrobili sobie zawód. Wychodzą każdego dnia na ulicę na ileś tam godzin i... zarabiają. Ich uniformem służbowym jest stary, zniszczony i brudny ciuch. Jest lansowana taka a nie inna postawa. Wielu z nich z wyboru znalazło się na ulicy, z wyboru są bezdomnymi. To drugie, brzydsze oblicze życia. To prawda, która kłuje w oczy tak samo, jak kłuje w oczy prawdziwe ludzkie nieszczęście.

Zastanawiam się, która ze stron ma rację. Ta, która pomaga, czy ta, która ucieka. Tego nie rozstrzygnę tu i teraz. Bezdomność była już na świecie obecna, gdy mnie jeszcze na nim nie było. Jedno jednak wiem, że jak nie wiadomo o co chodzi, to przynajmniej nie bądźmy obojętni.

PS - żeby było jasne, ten tekst wynika bardziej z moich obserwacji, nie z tego, że każdemu rzucam się z pomocą. Bo nie rzucam. Zjawisko to traktuję ostrożnie i z dystansem.


Rysunki/obrazy: *Facebook *Dreamstime *MRPiPS *RPO