Póki co nie ma imprezujących sąsiadów, zbyt głośno szczekających psów, a dzieci bawią się nie w domu, nie na klatce schodowej, a na osiedlowym placu zabaw. Czasami, gdy jest zbyt cicho to nasłuchuję, czy moja kamienica jeszcze żyje.
Jest to otwarte osiedle w centrum miasta, narażone jak inne na wszelkie hałasy dochodzące z zewnątrz. Od ulicy to kamienice są tym wyciszającym murem, a z drugiej strony, od podwórka, zaczyna się osiedlowy świat kilku 10-piętrowych bloków. Mieszka tu sporo rodzin, jednak gdybym miała narzekać, to chyba bym zgrzeszyła. Aż wierzyć się nie chce, jaką pod tym względem, jestem szczęściarą. Sądzę tak, ponieważ mieszkania tuż za ścianą zajmują ludzie szanujący i przestrzegający zasad i reguł panujących w życiu wspólnoty. Więc mieszkam sobie spokojnie, bez jakichkolwiek zakłóceń i czuję się tak, jakby to była nagroda za to, jak cierpliwie znosiłam zachowania sąsiadów w innych miejscach.
Wiem zatem jaką zmorą są osoby, nie potrafiące się dostosować do zasady miru domowego, zakłócające spokój i porządek, oraz zatruwają życie innych mieszkańców. W poprzednim miejscu zamieszkania miałam bardzo kłopotliwych młodych sąsiadów. Wiecznie imprezowali, na maksa. Głośno i na okrągło słuchali muzyki, cały czas oni i ich goście chodzili w butach, hałasowali na klatce schodowej i śmiecili. Było to towarzystwo niereformowalne. Nie było na nich siły. Nawet interwencja policji nie pomagała. Kilka dni był spokój, a potem zaczynali od nowa. I tak w kółko. Z ich powodu całe sąsiedztwo "prowadziło nocny tryb życia". Czy to się nam podobało, czy nie.
Raczej się nie podobało. A przecież następnego dnia, trzeba było iść do pracy. Zmęczony i niewyspany pracownik? Wiadomo, że to nie było do przyjęcia. Pod żadnym względem. Myślę, że wiele osób może opowiedzieć podobną historię. Może zdecydowanie powiedzieć i to na bazie własnego doświadczenia, że źli sąsiedzi są przekleństwem każdego z nas. Samo życie wielokrotnie pokazuje, ile rodzin musi znosić nieciekawych mieszkańców. Ile razy i w ilu instytucjach szukali pomocy przeciwko nim. Z różnym skutkiem. I zazwyczaj zaliczano przegraną, ponieważ incydent oceniano jako mało szkodliwy społecznie. Niestety znieczulica ma się dobrze. Nikogo nic nie obchodzi.
A skoro tak sprawy się mają, skoro instytucje zaufania publicznego zawodzą, zwykle sami zostajemy na placu boju. Co wtedy można zrobić? Gdy zachowanie sąsiadów staje się krytyczne i nie do zniesienia? Dla uratowania własnego świętego spokoju, ostatecznie można się wyprowadzić. Jednak nie każdy ma taką sposobność. MUSI zostać tam gdzie mieszka. A skoro zostaje, pisze skargi do właściciela lokalu, albo do dzielnicowego. Może odnieść się do paragrafu 2, art. 51 Kodeksu karnego, który mówi o tym, że "jeśli występek sąsiada ma charakter chuligański lub hałasujący sąsiad jest pod wpływem alkoholu podczas jego wykonania, podlega on karze aresztu, ograniczenia wolności albo grzywny".
Wiele osób próbuje na własną rękę dogadać się ze szkodnikiem. Zwraca mu uwagę na jego zachowanie. Tłumaczy, że takie zachowanie zakłóca spokój sąsiadom. Jednak gdy to nie pomaga, taką osobę można zdyscyplinować grzywną, którą stosuje wezwana policja lub straż miejska, na podstawie art. 51 § 1 kodeksu wykroczeń, które mówi, że "kto krzykiem, hałasem, alarmem lub innym wybrykiem zakłóca spokój, porządek publiczny, spoczynek nocny albo wywołuje zgorszenie w miejscu publicznym, podlega karze aresztu, ograniczenia wolności albo grzywny". Tyle do powiedzenia mają radcy prawni.
Gdy mamy do czynienia z odmową przyjęcia mandatu, funkcjonariusz policji może wystąpić do Sądu Rejonowego, który na mocy Prawa, ma prawo ukarać winnego zasądzoną grzywną. No. Tylko jedno ale... takie, że zbyt wiele z tym kłopotów. Nie każdy chce być ciągany po sądach. Dlatego mało kto decyduje się na taką ścieżkę sprawiedliwości. Sąsiadka opowiadała mi kiedyś, że jej znajoma problem z kłopotliwym sąsiadem, załatwiła z jego żoną. Panie spotkały się na neutralnym gruncie przy lampce wina i ... pogadały. Cóż, tak też można.
Nigdy nie zrozumiem, dlaczego dorośli ludzie zachowują się gorzej od własnych dzieci. Jeżeli spotykamy dzieci zachowujące się wrednie, wynika to z naśladowania dorosłych, z ich przyzwolenia.
Badania CBOS wyraźnie wskazują, że najczęściej jako sąsiedzi, ograniczamy się do kontaktów tylko grzecznościowych, czyli wymieniamy się codziennym przywitaniem/pozdrowieniem. I tyle. Ale podobno ok. 78% sąsiadów chętnie świadczy drobne przysługi (przysłowiowa szklanka cukru). Jednak 61% badanych przyznaje, że bardziej zażyłe stosunki, niż codzienne przywitanie, mają tylko w nielicznymi przypadkach.
Nawet nie śmiem pytać, czy na swoim koncie macie niemiłe doświadczenia z sąsiadami.