Stajemy się wyjątkowo mało odporni, mamy kłopoty z zaufaniem do czegokolwiek i do kogokolwiek, poddajemy w wątpliwość wszystko to, co usłyszymy. To co usłyszymy, odbieramy jako konstruktywną krytykę nas samych. Odczytujemy jako chęć zranienia nas, upokorzenia czy zdyskredytowania w oczach innych. I wycofujemy się. Wewnętrznie. Chowamy w sobie. Tym samym odgradzamy się od świata. Tak zazwyczaj się bronimy. Niewiele osób stawia temu czoła. Z moich obserwacji wynika, że różnie, bardzo różnie radzimy sobie z krytyczną opinią, z natrętną obecnością innych w naszym życiu.
Radzenie sobie w takich nieprzyjemnych przypadkach to ogromnie trudne wyzwanie, szczególnie dla słabszych psychicznie. Tym trudniejsze, ponieważ zjawisko jest dzisiaj wszechobecne. Ludzka lawina podgląda i obgaduje inną ludzką lawinę. Coraz bardziej agresywnie i coraz częściej bezkarnie. Strona atakowana coraz bardziej podejrzliwie odbiera wszelkie "awanse" strony atakującej. Nazywam to atakiem, ponieważ kojarzy mi się to z niczym innym, jak z terroryzmem. Szczególnie psychicznym. Atakujący wciąż sprawdza na ile jeszcze może sobie pozwolić.
Oczywiście, zaznaczyć muszę, że czyjeś działania w trosce o innych mają swoje uzasadnienie. Krytyka, ocena czy opinia mogą być surowe i negatywne, ale też mogą mieć wymiar pozytywny, co raczej jest rzadkością. Mało kogo stać na uczciwe i obiektywne wyrażenie opinii wobec drugiej osoby, żeby nie wiem jaka ona była. Mówiąc ogólnie, raczej niechętnie to czynimy bojąc się, jak zostanie ona przyjęta przez adresata, który z kolei boi się jakichkolwiek opinii, bo zbyt ich dużo w naszej przestrzeni. Sam lęk również jest zasadny, bo po prostu wynika z przykrych wieloletnich doświadczeń.
Które to doświadczenia mogą sięgać czasów pobytu w domu rodzinnym. Mówi się, że rodziców się nie wybiera, tylko się ich ma. Niektórzy z nich są bardzo i wyjątkowo "dokuczliwi" wobec własnych dzieci, które wciąż słysząc tylko krytykę i widząc wieczne niezadowolenie rodziców, stają się też wyjątkowo wrażliwi w dorosłym życiu. I znowu zaznaczę, że tak samo krytyka jak i pochwała, nadmiernie wyrażane, krzywdzą dzieci. Chwalone, będąc już dorosłymi, dalej oczekują pochwał od środowiska w jakim teraz żyją. Chcą poprzez to cały czas trzymać się wręcz pazurami własnej wartości.
Jednak nie tylko rodziców należy obarczać winą. Każde środowisko (w tym media) w jakim prosperujemy, na każdym etapie życia, w równym (jak nie w większym) stopniu jest oceniająco - krytykujące. Taką mamy dzisiaj rzeczywistość. Nadmiar negatywów potęguje w nas bezradność i bezbronność. Burzy nasz odpornościowy mur. Osoby z tą jakby "skazą", same zaczynają w siebie wątpić. We własnych oczach widzą siebie jak przez krzywizny zwierciadła. Nie potrafią sami siebie oceniać obiektywnie, co dla każdego jest trudne, a co dopiero dla osoby nadwrażliwej.
Stopień wysokiej wrażliwości, w niejednym przypadku skutkuje też brakiem zadowolenia z życia, czego przyczyną może być uzależnienie się od czyjejś, szczególnie negatywnej oceny. Nie jest to dobre, bo rujnuje poczucie bezpieczeństwa i stabilność życiową. Ile złego może uczynić czyjaś głupota, tylko ta/ten z nas wie, kto tego doświadczył. Podglądactwo, ocenianie, komentowanie innych, to dzisiaj swego rodzaju subkultura. Niektórzy to lubią. Nie mogą żyć bez wiecznego ich oceniania. Z drugiej strony, nie czarujmy się, każdy lubi oceniać, komentować. Już dawno przyjęliśmy to jako normę.
Przyjęliśmy, ponieważ z każdej niemal strony prosi się nas o ocenę czegokolwiek lub kogokolwiek. Co za czasy! Wszędzie pełno ankieterów i w większości nieznanych nam firm, ścigających się o nasze opinie. Pytani jesteśmy prawie o wszystko. Tak nam to spowszedniało, że nie zauważyliśmy, kiedy przenieśliśmy to ocenianie na prywatny grunt. Zawsze sąsiad wiedział wszystko o drugim sąsiedzie. Jednak to, co dzieje się dzisiaj i w jakiej skali, przeraża. I na dodatek ten bezkarny hejt. Między wczorajszym podglądactwem a dzisiejszym, mamy przepaść.
Może zatem ta nadwrażliwość jest uzasadniona? Może mamy rację, gdy czujemy się dotknięci. Ale koło jakby się tu zamyka. Taki drobny niuans - potrzebujemy cudzej oceny by doładować własne ego, sami oceniając czujemy się przez to lepszymi, leczymy też własne kompleksy, ale... gdy czujemy się zagrożeni, usiłujemy się bronić pod warunkiem jednakże, że wiemy jak to robić. I te emocje, bez których ani rusz. Albo za słabe, albo nadmierne. Działamy, jak najlepiej potrafimy. Czasami, nic nie robimy licząc na to, że ktoś da nam wreszcie święty spokój.
WNIOSEK - najlepiej by było, gdyby wszyscy posiadali zdolność poprawnej komunikacji. Umielibyśmy krytykować i oceniać poprzez odpowiedni dobór słów i poprzez wyczucie odpowiedniej chwili. Byłoby wtedy idealnie. Nikt nie czułby się skrzywdzony. Atmosfera byłaby poprawna. Wszyscy byliby zadowoleni.
Wiemy jednak, że nie ma czegoś takiego jak ideał. Nie ma i nigdy nie będzie. Ponieważ jesteśmy zbyt skomplikowani. Od święta jesteśmy dla drugich dobrzy, a na co dzień bezceremonialnie ich krzywdzimy. I co ciekawe, dobrze nam z tym. Czujemy nawet satysfakcję.
WNIOSEK II - ze względu na wrażliwość innych, warto nie komentować i nie oceniać cudzego postępowania i życia, bez względu na to, jak bardzo i z jakich pobudek tego potrzebujemy.
Dlaczego? No jak myślicie? Bo krępuje to swobodę jakiegokolwiek naszego ruchu. Bo zabija w nas kreatywność życiową. Bo zwyczajnie naraża na przykrość. Bo pozbawia nas osobistej niezależności, innymi słowy autonomii. A więc, bądźmy dobrzy dla siebie nie tylko od święta, mamy bowiem zbyt wiele do stracenia. Tylko tyle i aż tyle.
I wreszcie, przypomnijmy sobie, co znaczy - PRZYZWOITOŚĆ
c.d.n.
Rysunki/obrazy: *teleshow.wp.pl *pl.123rf.com *xdxd.pl *tvn24.pl