POCZUCIE s z c z ę ś c i a


 Wiele już razy przekonałam się w życiu, jakie szczęście dają człowiekowi drobne sprawy. Nagle bez Twojego wpływu dziejące się rzeczy, albo nieoczekiwane wydarzenia. Ot tak, jak za pstryknięciem palców, spotyka Cię coś tak miłego, że aż brak słów. Odkryłam niedawno, uskuteczniając kolejną wycieczkę rowerem, że JEDNAK kulturalny duch nie zginął w polskim narodzie. Jadąc ścieżkami rowerowymi, mijając współużytkowników tych ścieżek, kłaniamy się sobie, pozdrawiamy, wymieniamy kilka słów, uśmiechamy się do siebie. Jesteśmy dla siebie obcymi ludźmi, a trzymamy kontakt czy to wzrokowy czy werbalny. Urzekło mnie to, ponieważ niezwykle rzadko zdarzają się takie chwile, gdy pieszo mijamy się na ulicy.

Idąc ulicą udajemy, że nikogo oprócz nas na niej nie ma. Choćby uśmiech. Nie, a po co. Tyle wysiłku? A przecież miły gest nic nie kosztuje. Miły gest powoduje, że drugiej osobie robi się przyjemnie i wiecie co? Oddaje uśmiech. Idąc ulicą spotkało mnie coś takiego tylko kilka razy. a jeżdżąc rowerem tu i tam, mijając innych rowerzystów, bez przerwy się uśmiecham do ludzi, a ludzie uśmiechają się do mnie. Coś wspaniałego. Takie chwile powodują polepszenie mojego samopoczucia. Z tego powodu odbudowuję jakby swoją starą opinię, że z nami pod tym względem jest źle. Nie jest. Tych kilka chwil, ci mijani ludzie, wszystko to ratuje jednak dobrą opinię o naszej kulturze, której wydawało mi się, że mamy brak na co dzień.

Sprawdza się powiedzenie, które niedawno przypomniała u mnie na blogu Pani Ogrodowa, że rower JEST DLA KAŻDEGO. Dla każdego, kto chce na nim jeździć. Powiedziałam temu - sprawdzam. I co? I rozmawiam z osobami w różnym wieku, nawet z nastolatkami. Rowerzyści mają wspólny język, czego wcześniej nie wiedziałam. A nie wiedziałam, bo nie jeździłam na rowerze. Jakie to proste. To zupełnie inny świat, który od niedawna obserwuję z pozycji rowerowego siodełka. Na moje miasto patrzę innymi oczami. Na ludzi patrzę inaczej. Odkrywam rzeczy, na które wcześniej nie zwracałam uwagi. Ile przez to straciłam? Teraz już wiem ile. Ale zauważać to, lepiej później niż wcale. Sama sobie jestem za to wdzięczna. 

Za decyzję kupna mojego wspaniałego roweru, dzięki któremu każdego dnia spotyka mnie SZCZĘŚCIE.

Wiele osób może podzielić się swoimi spostrzeżeniami w tym temacie. Jestem o tym przekonana, i o tym że ich POCZUCIE SZCZĘŚCIA jest wciąż "karmione" wspaniałymi przeżyciami i wydarzeniami. Coś takiego jest nam po prostu niezbędne. Potrzebujemy tego do życia jak tlenu. Tak uważam, ponieważ będąc szczęśliwym, obojętnie z jakiego powodu, łatwiej i lepiej nam się żyje. Łatwiej znosimy kłopoty, lepiej radzimy sobie z ich ciężarem. W moim przypadku pojawienie się roweru odwróciło moją uwagę od kłopotów (nie tylko zdrowotnych). Poczułam się jakby lżejsza. Nie potrafię Wam tego lepiej wytłumaczyć, ale każdy dzień stanowi dla mnie bezcenną wartość. Wcześniej tego tak nie odbierałam. Teraz jest cudownie.

Ktoś powie, że taka mała rzecz (w moim przypadku rower), a cieszy. Tak, cieszy. To nie musi być rower, może być coś innego. Ale niech się zdarzy. Życzę tego każdej z Was moje Drogie. Już to jakiś czas temu pisałam, ale powtórzę, emerytura to nie koniec świata, to dopiero początek nowego etapu życia. Trzeba z niego korzystać ile wlezie, pełną parą, pełnymi garściami. Piszę krótko, ale i tak mnie cieszy, że w ogóle piszę do Was i dzielę się z Wami moje Drogie tym, co mnie miłego spotyka. To też o poziom wyżej podnosi moje poczucie szczęścia. Nie przeszkadza mi nawet odrobina deszczu podczas moich wycieczek. Świat z tego powodu nie przestaje być piękny.

PS - rower mam dopiero od miesiąca, a już tyle dobrego mnie spotkało, dlatego chyba stąd  potrzeba podzielenia się powyższymi przemyśleniami, na temat kultury na co dzień i tym, jaki to ma na nas wpływ.


Obraz: *Internet 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz