Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Na starość nie ma czasu. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Na starość nie ma czasu. Pokaż wszystkie posty

Na starość nie ma czasu

Czym to się starsi członkowie naszego społeczeństwa nie zajmują - rękodziełem, restaurowaniem starych rowerów, wszelkiego rodzaju pomocą, podróżami, a nawet paralotniarstwem. Nasi seniorzy mają swoje pasje sprawiające, że na nic  nie mają czasu. Oni się nie nudzą. Znaleźli dla siebie zajęcie, któremu oddają się całym sercem. Są temu zajęciu całkowicie oddani i nim zafascynowani. Mało tego, niektórzy z nich mają talent do werbowania innych seniorów, by ci nie siedzieli w domach.

 Lubią opowiadać o swoich pasjach, o swoim życiu i o ich recepcie na pogodę ducha. Rzecz jakże nietuzinkowa i do pozazdroszczenia.

Tak się składa, że od czasu do czasu mam okazję spotykać takich ludzi i rozmawiać o tym, jak spędzają czas na emeryturze. Udaje mi się również czytać tu i tam artykuły o niezwykle aktywnych seniorach, których życie może posłużyć na materiał do książki. Taką osobą jest między innymi pani Olga Paleczy, której historię pragnę Wam przybliżyć, a której historia życia może okazać się bardzo podobna do historii wielu z nas. Jest to OPOWIEŚĆ o cierpliwości i nadziei. Sprawa to niezwykła. Bowiem bez cierpliwości i nadziei, daleko w życiu się nie zajdzie. A ponieważ to bardzo delikatne elementy naszego życia, należy o nie dbać ze szczególną starannością.

"Olga jest zbyt skromna, by przyznać, że ma talent, ale czuje, że ma dryg do robótek ręcznych i malowania. Bardzo pragnęła uczyć się w szkole artystycznej z internatem w Tarnowskich Górach. Ojciec jej zabronił: „Skurwisz się”.

O pani Oldze wiemy, że jest skromna na tyle, by się nie przyznać, że po prostu ma talent. Jest moją rówieśniczką (1954r.) urodzoną w Wilczym Gardle. Jako dziecko swoje przeszła, nie mogąc się nikomu poskarżyć, ani za wiele zrobić. Bowiem w tamtym czasie dysfunkcyjny rodzic, to było coś normalnego. Całe pokolenia dzieci musiało żyć w takich warunkach, nie mogąc liczyć na pomoc dorosłych. Niestety. Wtedy rządził patriarchat, po którym zostały blizny, łzy i złe wspomnienia. Wiele dzieci musiało skończyć edukację na podstawówce. W przypadku pani Olgi, drogę zawodową zaczęła w ogrodnictwie mając 17 lat i kontynuowała w Hucie 1 Maja ciężką, fizyczną pracą ponad siły. Tak było za komuny. 

By się utrzymać na Śląsku, trzeba było ciężko pracować. Nie było mowy o jakichkolwiek luksusach. Nie było mowy o spełnianiu jakichkolwiek marzeń. Te musiały poczekać. Na nie trzeba było mieć nadzieję. Proza życia lat 70. Wyszła za mąż i urodziła syna. Samo małżeństwo nie przetrwało próby czasu. Została samotną matką. Musiała korzystać z pomocy i z darów jakie przychodziły do tamtejszej parafii. Zobowiązania na długo przyćmiły jej cierpliwość i nadzieję na realizację marzeń. Jednak warto było czekać. Talent tak długo w zakamarkach duszy skrywany, ujrzał światło dzienne. Dzięki pracy jako pomocnik nauczyciela. W ramach programu zajęć w przedszkolu.

W swojej szkole podstawowej nauczyła się różnych prac rzemieślniczych, jak na przykład piaskować szkło i innych prac, wtedy nieciekawych dla dzieci, ale nie dla niej, co w przyszłości wykorzystała. Pracując na niepełny etat tworzyła swoje dzieła w domu: obrazy, koronki klockowe i inne drobiazgi sprawiające, że otoczenie w którym przebywała nabierało charakteru. Nawet dwunastoletnie doświadczenie braku stałej pracy nie przyćmiło nadziei. Imała się wszystkiego co przynosiło jakieś pieniądze tej dwuosobowej rodzinie. Wyprowadzając psy, myjąc cudze podłogi, zajmując się starszymi osobami, nie przestała zwracać uwagi na środowisko.

"Myślę, że twórczą smykałkę odziedziczyłam po ojcu. Można powiedzieć, że każdy pijak jest malarzem albo każdy malarz pijakiem" – mówi pani Olga

Któregoś dnia zwróciła uwagę na wzór na pisance z kartki wielkanocnej. Zdobienia były wykonane przedwojenną techniką. Na obrazku były uwiecznione mokradła, jezioro, sitowie. Jak bumerang wróciły wspomnienia z dzieciństwa budząc do życia jej kreatywność, wyobraźnię i talent. Nadzieja na coś, co tylko się tliło, rozbłysła. Wspomnienie było bardzo wyraźne. To spacer z matką po podmokłym terenie, gdzie obie znalazły sitowie. Jej mama skomponowała z niego coś na kształt miotełki, którą obie pokolorowały jagodą. Niesamowite. To wspomnienie. To wszystko nagle jak grom sprawiło,  że to odkrycie stało się dla pani Olgi jakby olśnieniem. Fundamentalnym olśnieniem.

Podjęła decyzję wskrzeszenia dawno zapomnianej techniki. Zdecydowała się brać udział w konkursach. Została zauważona. Zaczęła nawet wygrywać. Pochwały i uznanie jej talentu z szybkością światła zaczęły rozwijać tak głęboko skrywaną kreatywności. No i się zaczęło. Działalność jaką zaczęła na pełnych obrotach, to mało powiedziane. Specjalistyczne kursy tylko doszlifowały jej talent i zdolności. Rozpoczęła nowy etap w życiu, w związku z którym rzeczywistość i potencjał, znalazły wspólny mianownik. Stała się osobą, jaką chciała być. Nadzieja zwyciężyła. W tym roku panią Olgę nominowano do nagrody Gliwicka Diana. W Gliwicach jest uznaną propagatorką rękodzieła. To była długa droga. Poradziła sobie.

"W dalszym ciągu nie mogłabym się z tego utrzymać. Rzemiosło wymaga dużych nakładów, chyba że używa się materiałów z odzysku. Nie stać mnie było na założenie sklepu. A teraz wiele osób wyszukuje różne rzeczy w sieci, kopiuje je i robi samodzielnie, co sprawia, że trudno jest sprzedawać własne wyroby – mówi".

Pani Olga należy do grupy pań, które na co dzień spotykają się w siedzibie GTW w Gliwicach (Stowarzyszenie). Robią tam cuda rękodziełem zwane - bransoletki, czapki, różne robótki na drutach. Każda z nich posiada własny kuferek skarbów. Kiedy jest pytana o napisanie książki, potwierdza. Jednak marzy o wydaniu własnej poezji. Na razie pisze ją do szuflady, ale kiedyś popełniła limeryk „Historia Gliwic” opisując w nim, jak swoją twórczością wpisała się w historię miasta. Tym samym już zostawiła ślad po sobie. To dla niej, jak mówi, ogromnie ważne, zostawić ślad.

Jest jedną z bardzo wielu, już uznaną, mimo to jakże skromną osobą.


*Historię Pani Olgi znalazłam w katowickim e-wydaniu Gazety wyborczej z dnia 8.12.2017 roku.