Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Perfekcjonizm. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Perfekcjonizm. Pokaż wszystkie posty

PERFEKCJONIZM - życie bezbłędne

Znałam kiedyś kogoś, kto po prostu MUSIAŁ być perfekcyjny we wszystkim co robił. Piszę w czasie przeszłym, ponieważ już nie utrzymuję z nim kontaktu. Nie wiem co się z nim teraz dzieje. Tak, to mężczyzna. Wówczas miał rodzinę, żonę i dwoje dzieci. Kiedy jeszcze utrzymywaliśmy znajomość, nie do końca zdawałam sobie sprawę, jak ciężko było jego rodzinie żyć z nim każdego dnia przez wiele lat. Po latach dowiedziałam się, że żona z dziećmi odeszła, ponieważ nie mogli dłużej wytrzymywać tej presji. Sytuację tej akurat rodziny, porównuję z sytuacją rodziny alkoholika, która moim zdaniem cierpi w podobny sposób.  

Rodzina perfekcjonisty ma tak samo ciężko, jak rodzina alkoholika, lub innego nałogowca. Każdego dnia żyje z tym obciążeniem. Każdego dnia cierpi. W wielu przypadkach tak się dzieje, że żona z dziećmi odchodzą. Poddają się. Chcą innego, spokojniejszego życia. Słyszałam opinie, że bycie kimś takim, to nic złego, że wyznaczanie sobie celu i dążenie do niego, to niby normalna rzecz. W porządku, niech będzie że normalna, ale moim zdaniem tylko wtedy, kiedy te cele są osiągalne. Gdy nie są, albo gdy ich osiągnięcie okupowane jest dużym wysiłkiem, utrudnia to życie innym i stwarza problemy.    

Mój dawny znajomy cieszył się tylko wtedy, gdy zdobywał to, co chciał. Gdy zdarzało się inaczej, urządzał rodzinie piekło. Nie potrafił cieszyć się z samej drogi dochodzenia do zaplanowanego celu. To go nie satysfakcjonowało. On musiał osiągnąć cel i kropka. Gdy pracował np. na działce, jego rabatki zawsze musiały być równe pod sznurek. W domu miał być idealny porządek. W pracy wszystko musiało być perfekcyjne. Pracownicy też. Jest teraz na emeryturze i ciekawa jestem jak żyje i co robi? Nie śmiem pytać znajomej, by nie wprowadzać jej w stan zakłopotania.

Gdy sobie go przypominam, zastanawiam się, co sprawia, że w życiu codziennym tak trudno jest funkcjonować z takimi osobami. Wiadomo ogólnie, że perfekcjonista nie potrafi znieść własnych niepowodzeń, a przecież one właśnie także są ważne, gdy mówimy o życiowym doświadczeniu. Porażki, tak samo jak i sukcesy, to główne składowe życia. Pomagają szukać drogi i w końcowym efekcie pomagają odkrywać kim jesteśmy. Gdy patrzę na swoje życie, dochodzę do wniosku, że porażki które mi tak nieźle i nie raz dokopały, wzmacniały mnie. Wręcz prowokowały mnie do dalszego wysiłku. Jednak, nie za wszelką cenę.

"Życie w zgodzie z własnymi pragnieniami różni się od życia według cudzych oczekiwań"

Inny przykład. Córka sąsiadki jest właścicielką firmy. Jest zadbaną rozwódką i sama wychowuje kilkuletniego synka. Pracoholizm to jej drugie imię. Ma bardzo ładny i bardzo zadbany dom. Jak z obrazka. Zajmuje się projektowaniem wnętrz. Wymyśla ciekawe rozwiązania, jeździ służbowo po świecie skąd przywozi próbki. Podobno jest idealną córką, szefową i przyjaciółką. Idealną. Czy aby na pewno? Czy na pewno moja sąsiadka wie wszystko o swojej córce? Czy aby na pewno przyjaciele dobrze ją znają? Nie ma tak, że każdy kto chce, jest idealny. Nie ma czegoś takiego, jak IDEAŁ. Ale jest coś takiego, jak dążenie do ideału.  

Córka sąsiadki od kilku lat leczy depresję. Musiała kiedyś skończyć w gabinecie specjalisty z powodu ciągłego i wręcz przymusowego (wg niej) bycia perfekcyjną. Uważała, że MUSI być najlepszą z najlepszych. Depresja to skutek. Nie potrafiła tego wytłumaczyć. Nie potrafiła umiejscowić, kiedy to się zaczęło. Może w szkole, a może już w przedszkolu. Pamięta, że była pupilką i ulubienicą wielu nauczycieli, którzy jej zachowanie tłumaczyli ambicją. Rodzice byli dumni. Niczego nie zauważyli. Cóż w tym złego, że ich córka jest tak obowiązkowa i odpowiedzialna? Że tymi cechami odróżnia się od innych dzieci?

Sąsiadka mówi, że odkąd pamięta, córka zawsze była porządna. Pod niemal każdym względem. Była kochana i nigdy nie sprawiała kłopotu. I dorosła. I dalej była porządna. Ambitna. Odpowiedzialna. Poukładana. I wszystko się jej udawało. Oprócz małżeństwa wprawdzie, ale to nic. Ma synka i dobrą pracę. Tak się zagalopowała w byciu idealną, że nie potrafiła już inaczej. I przestraszyła się. Wylądowała w gabinecie ze względu na synka. Przestraszyła się, że mały będzie kiedyś taki jak ona. Wylądowała w gabinecie świadomie, by uratować siebie. Jest trudno, ale uczy się, że lekki bałagan to nie koniec świata. 

Te dwie tak różne historie nie są odosobnione. Takich historii jest bardzo dużo. Naczytałam się sporo o przystojnych, zadbanych, bezceremonialnych, budzących strach, charyzmatycznych i na każdym kroku podkreślających swoje kompetencje. Mających zawsze rację i zawsze wiedzących lepiej od innych. Nigdy nie kryjących satysfakcji i przekonanych, że nikt nie może być od nich lepszy. Czytając o takich osobach doszłam do wniosku, że są one same i samotne. Tak w życiu prywatnym jak i zawodowym. Że nie mają przyjaciół. Nie mają, ponieważ cała reszta czuje się w ich obecności, gorzej i głupiej. 

"Mogę być bardzo wściekły na to, czego nie mam, albo bardzo wdzięczny za to, co mam"

Podobno perfekcjonistom to nie przeszkadza. Bo niby dlaczego? W domu jest tak, jak on chce. W pracy jest tak, jak on chce. Znajomi traktują go z dopuszczalną i akceptowalną rezerwą. Jest OK. Więc problemu nie ma. Że problem widzą inni, to już nie jego problem. Otoczeni zbudowanym przez siebie murem, perfekcjoniści zmuszają najbliższych, by ci żyli według ich zasad. Członkowie rodziny zastraszani, najczęściej stosują się do "życzeń tyrana". Dom ma lśnić, wszyscy mają się uśmiechać, zupa ma być odpowiednio dosolona, obraz ma prosto wisieć na ścianie. Nieważne, że dzieci mają dobre oceny.

Ważne, by ten przeklęty obraz prosto wisiał. Żeby nie wiem jak było porządnie, to "tyran" zawsze do czegoś się przyczepia i wpada w szał. On biedny tak się stara, a im nie zależy. No nie! Najlepiej, gdy nie ma go w domu. Jest wtedy spokojnie, a rodzina ma namiastkę normalności. Choć przez chwilę. Rozmowy z nim na ten temat nie mają sensu tak długo, póki on sam tego wreszcie nie zrozumie, że krzywdzi swoich bliskich. Czasami nie pomagają nawet groźby o wyprowadzce. A dokąd pójdziecie? Przecież beze mnie nie poradzicie sobie. To ja jestem dla was najlepszy i najmądrzejszy. Naj... naj... naj...

Ciężko żyć z kimś, kto wiecznie stawia sobie i innym, wygórowane wymagania. Zbyt wygórowane. Oczekują od swoich bliskich i od pracowników spełniania życzeń i poleceń bez gadania. A przecież jakże często są one niemożliwe do spełnienia. Obsesyjne dążenie do doskonałości wypala ich samych i skutecznie zraża do nich ludzi. Gdy nie udaje im się zrealizować jednego celu, szukają drugiego. I tak latami się katują. Mści się to na nich i podupadają na zdrowiu. Koszty są ogromne, a najbardziej cierpią dzieci. Zadowalając rodzica, również dążą do ideału, chcąc uzyskać jego akceptację i miłość.

Prowadzi to niezwykle często do poczucia o niskiej własnej wartości, co bywa destrukcyjne. Dla dziecka i dla dorosłego. Taka osoba nie potrafi cieszyć się tym, co już ma. Stan taki jest niebezpieczny i śmiało można go zaliczyć w poczet innych nałogów. Dlaczego tak się zachowują? Nauka mówi, że z powodu braku rodzicielskiej bezwarunkowej miłości i akceptacji. Ale m.in. też dlatego, że pochodzą z rodziny perfekcjonistów. Albo byli jedynakami, które wciąż słyszą, że stać je na więcej. Zawsze było jakieś... a l e. Gdy dziecko odnotowuje, że rodzice wciąż są z niego niezadowoleni, stara się bardziej i... jeszcze bardziej.


Desperacko dąży do nieosiągalnego ideału. Koło się zamyka, a dziecko z takim nastawieniem wkracza w dorosłe życie. Wszędzie gdzie jest zachowuje się tak samo jak rodzic, ponieważ nie zna innego modelu. Specjaliści mówią, że jest coś takiego jak zdrowy perfekcjonizm. Jest to na przykład staranne i za pierwszym razem, wykonywanie obowiązków. Ja tak mam. Czasami się nie udaje, ale nie przejmuję się tym za bardzo, uczę się na błędach których nie traktuję ze złością. Szukam w nich plusów. To pomaga. W pracy podnosiłam sobie poprzeczkę, ale umiarkowanie. Na tyle, by być na bieżąco.

W tej pogoni, w tym wyścigu szczurów zapominamy, że jesteśmy tylko ludźmi. Że nie jesteśmy na tym świecie sami. Że mamy prawo mylić się, być niedoskonałymi i niekoniecznie najlepszymi. Wystarczy być dobrym. Mamy prawo żyć spokojnie i stabilnie, bez tego perfekcjonistycznego bicza nad sobą. Lepiej mieć fajną rodzinę, niż jej w ogóle nie mieć. Lepiej mieć satysfakcję z pracy, niż nerwowo przeżywać ciągłą pogoń "za króliczkiem". Lepiej mieć przyjaciół, niż żyć samemu. Cele lepiej wybierać zgodnie ze zdrowym rozsądkiem. Jak go zrealizujesz, naciesz się nim i zrób sobie przerwę. Odpocznij, zanim namierzysz kolejny.

Dobrze też jest znać swoje priorytety. Dobrze jest wiedzieć, co tak naprawdę jest dla nas najważniejsze. Punktualność w pracy czy super ciuch i super fryzura? Miła atmosfera i szczęśliwe dzieci, czy wymuszany nierealny ład i sterylny porządek w domu? Super sztuczne sukcesy sztucznie podziwiane przez innych, czy nieczęste porażki które wcale nas nie definiują?  Mamy przecież prawo do nich. Traktujmy je jako kolejne doświadczenie, nie obciążenie. One tak samo rozwijają. Tak samo pomagają w życiu. Świadczą o nas, kim jesteśmy. A nie jesteśmy bezbłędni i nie prowadzimy bezbłędnego życia.

"Nie ma w kondycji ludzkiej niczego, co można by określić jako czyste, idealne, doskonałe, absolutne. Tylko śmierć jest w sposób doskonały absolutna i pewna. Ale gdy jej doświadczymy, już nas nie ma. Tak więc nasza kultura, nakłaniając nas do boskiej doskonałości, funduje nam ułudę. Jesteśmy przecież tylko ludźmi" -T.I. Rubin