Historia kobiet, to historia ludzkości
Choćby osoba, która ma coś przeciwko tak "modnym" dzisiaj feminatywom. Dyskusje są co najmniej gorące. Nawet szacowny pan prof. Bralczyk wypowiedział się, żeby "dać ludziom wolność! Jeśli ktoś chce być ministrą, niech się tak nazywa". Trochę czasu minęło, odkąd pierwsze sufrażystki wzięły w swoje ręce przyszłość płci pięknej. Wiele się działo. Ja na przykład dziękuję im dzisiaj za to, że kobiety mogą dzisiaj głosować, że mogą "porywać" się na męskie zawody, że mogą piastować wysokie stanowiska i publiczne funkcje. Skoro chcą, niech to robią, idąc za myślą profesora.
Współczesna kobieta w społeczeństwie, to jest KTOŚ. To nowoczesna siłaczka, zorganizowana życiowo i zawodowo, kontrolująca swój rozwój w wybranym kierunku, a przy tym żona i matka. Wcale nie głupsza od swojego faceta, nie mniej ambitna, a w wielu przypadkach zarabiająca o wiele większą kasę. Silne kobiety spędzają sen z męskich powiek. Dzisiejsi faceci boją się silnych, charyzmatycznych partnerek. Raczej od nich stronią, by te nie przyćmiły ich męskiego blasku. Jednak wyraźnie widać, że z jednej strony podziwiają je i szanują, z drugiej najchętniej wszystkim ambitnym podcięliby skrzydła.
Mamy dzisiaj boom na kobiety. Nie na pojedyncze historie, jak bywało za czasów sufrażystek, ale na całe legiony prących do przodu pań, zaznaczających swój szlak. Do każdego wyzwania podchodzących serio. Każdą porażkę traktujących jako naukę. Nastały zatem nowe czasy dla mężczyzn. Do niedawna >pan i władca<, teraz ktoś, kto musi się liczyć z obecnością kobiet i z ich zdaniem na każdy temat. Porobiło się trochę. Nasze prababki z zachwytu, że ich starania nie poszły na marne, pewnie "przewracają" się w grobach. Wiele bowiem trudu kosztowała je walka o nasze prawa.
Elizabeth Blackwell - pierwsza dyplomowana lekarka. Maria Skłodowska - Curie - podwójna polska noblistka. Amelia Earhart - pierwsza kobieta pilot. Nora Stanton Blatch Barney - pierwsza amerykańska inżynier. I wiele innych. To kobiety urodzone w XIX wieku, w czasach, kiedy mężczyźni raczej nie brali na poważnie kobiecych karier. Śmiali się na samą myśl i niewybrednie żartowali. I z upływem czasu, wcale im to nie przeszło. Dzisiaj jest podobnie, nie na taką skalę jak kiedyś, ale jest. Zwróćcie uwagę, jak jeden dziennikarz zwraca się do swojej koleżanki dziennikarki.
Małgosiu, Krysiu, Elu. Zdrobniale, jak do małej dziewczynki. Czy ten sam dziennikarz zwróciłby się tak samo zdrobniale do pani prezydent innego kraju, z którą akurat przeprowadzałby wywiad? W życiu! Niech no by taki spróbował zdrobnić imię znanego polskiego polityka. Nie spróbuje, bo zaraz odczułby konsekwencje swojego zachowania, które odczytane by zostało, jako brak szacunku. Dlaczego więc faceci pozwalają sobie na co dzień, na takie właśnie wyskoki wobec nas? Mówimy wprawdzie do nich per >misiu<, ale w sytuacjach daleko odbiegających od publicznych.
A faceci się nie krępują. Czasami posuwają się publicznie nawet do seksistowskich zachowań. Obrażają, śmieją się, krytykują prawie na każdym kroku. Bez umiaru. Tak już mają. Jedne z nas to tolerują, ale coraz więcej pań odpowiada facetom ich językiem. Też nie krępują się. Jak widać, walka o równouprawnienie trwa. Facetom wciąż nie mieści się w głowach, że mimo słabszej fizyczności, intelektem bijemy ich na "łeb". Wprawdzie nie wniesiemy do domu 100-kilowej szafy, ale za to rodzimy dzieci i ponosimy większą odpowiedzialność za ich wychowanie.
Nie chodzi tu o wyliczankę, na korzyść którejkolwiek ze stron. Chodzi raczej o zrozumienie, że pomimo różnic płci, na równi powinniśmy korzystać z życia. Za to, co do tej pory kobiety sobie wywalczyły, słono płacą. Cały czas. Owszem, możliwości jakimi dysponujemy cieszą, ale i męczą. Taka prawda. Ponieważ nikt nie zdjął z naszych barków obowiązków darmowego pierwszego etatu, dotyczących domu, dzieci, rodziny. O czym bez końca można pisać. Ta strona naszego życia nie jest w pełni doceniana. Jest jak syzyfowa praca wykonywana w bardzo wielu zakresach dniami i nocami.
Jasne, że wśród facetów są wyjątki. Nie odbierają naszej roli jako tylko i wyłącznie służebnej. Zajmują się dziećmi, farbują swoim żonom włosy, nawet bez gadania wynoszą śmieci. Wiedzą, że dbanie o wspólny dom i rodzinę, to też ich obowiązek. Ale jak wcześniej napisałam, są to tylko wyjątki. Większość z nich to historyczny stereotyp. Do nich należy zarabianie na dom, co ma tłumaczyć wyjścia z kolegami czy regularne piwo przed telewizorem. I cokolwiek innego, co zwykli robić. Do kobiet ma należeć ta brzydsza strona życia, pełna obowiązków i ... tylko obowiązków.
Żeby uczciwie potraktować temat, są też "wyjątki" wśród kobiet, wyznających zasadę, że to mąż na być tym "gorszym" gatunkiem, a więc ma prać, sprzątać, gotować, opiekować się dziećmi, a żona w tym czasie wychodzi do fryzjera czy na koleżeńskie spotkania. Jednak to szczegóły na granicy, nawet nie wiem czy jednego procenta. Chodzi o to, byśmy nie były gorzej traktowane np. finansowo od mężczyzn, byśmy nie były traktowane jak idiotki, które samodzielnie niczego nie potrafią zrobić, byśmy nie były traktowane jak reklamowy towar, za pomocą którego łatwiej sprzedać traktor.
Czas różnic skończył się. Odszedł do lamusa. Przynajmniej na naszej szerokości geograficznej. Tak mi się wydaje. Kiedyś kobieta była w domu, mężczyzna na zewnątrz. Dzisiejszy model życia odbiega daleko od starego. Mąż i żona, razem zarabiają, razem przynoszą do domu pieniądze, ale to do kobiety wciąż należy dbanie o ognisko domowe. Ona zmęczona dniem do kuchni, on do lodówki po piwo i przed telewizor, by po ciężkim dniu odpocząć. Co zatem dała nam emancypacja? Dodatkowe obowiązki. Na własne życzenie. Że przytoczę znane powiedzenie - "widziały gały co brały".
Czy emancypacja znaczy to samo co równouprawnienie? Emancypacja to innymi słowy, pełnia praw. Równouprawnienie, jak sama nazwa wskazuje, oznacza prawną równość w ramach określonego systemu. Gra słów. Tak czy siak, temat chyba wart ponownego przedyskutowania. I jeszcze jedno - kobiety dzisiaj są zdolne wykonać niemal wszystko. Wstać rano, wyprawić dzieci do szkół, pojechać do pracy, a po powrocie do domu z zakupami przygotować rodzinie obiad. Zestresowana i przytłoczona życiem czy nie, nie staje się przestępczynią, narkomanką czy alkoholiczką w takim procencie jak mężczyźni.
Do kobiet pasuje kolejne znane powiedzenie - co nas nie zabije, to nas wzmocni. Ciężka praca i reszta obowiązków wzmacnia nas mimo zmęczenia. Kształtuje nas empatycznie i duchowo. To fakt, nie do podważenia. Jednak to, że dzisiejsi mężczyźni są tacy jacy są, to również wina samych kobiet. Mamuś czy nadgorliwych żon, kontynuujących to, co zaczęła mamusia. Ponieważ pokazały co potrafią, a znakomicie i w wielu czynnościach potrafią wyręczać swoich facetów. Młotek i gwóźdź nie są już nam obce. Jaki zatem obrazek aż nazbyt często dzisiaj widzimy? Obrazek zniewieściałego faceta.
Delikatnisia w rajstopach, przydługich włosach i kolczykach.
Koszta tej emancypacji ponieśli również nasi faceci. Kiedyś był taki myśliwym, dzisiaj jest konsumentem. Wcale nie chcę, by nagle wszyscy mężowie farbowali włosy swoim żonom. Chciałabym tylko, by po prostu był sprawiedliwy podział obowiązków, by męski system prawny doceniał i traktował kobiety tak, jak tego oczekują. Oczywiście nic na siłę, ponieważ nie każda kobieta tego chce. Wciąż w niektórych regionach Polski pokutuje niezwykle silny tradycjonalizm.
Temat szeroki i głęboki jak rzeka. Tylko od dobrej woli obu stron zależy, by jedna z nich nie została naturalnie wyeliminowana. Wiemy która.
A zaczęło się, przypomnę, w XVIII wieku