Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Powodzie... były są i będą. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Powodzie... były są i będą. Pokaż wszystkie posty

P O W O D Z I E... były, są i będą...



… i przybierają katastroficzne rozmiary szczególnie na terenach górzystych, "gdzie woda ma niewiele miejsca, by wsiąkać w podłoże i się rozlewać". Kolejnym powodem jest chroniczny brak zbiorników retencyjnych mimo, że budowane były już na początku XX wieku, to jednak są za małe, by zatrzymywać coraz większą wodę. Motywacją do ich budowania prawdopodobnie była katastrofalna powódź z 1880 r. Pogłębianie i regulowanie Odry również ma swoją historię. Podobnie było ze zbiornikiem pod Raciborzem. Tama ta to nie byle co, to moloch w pełnym tego słowa znaczeniu, mogący przyjąć setki milionów litrów wody. I teraz, we wrześniu 2024 roku zdaje swój pierwszy egzamin. Dlaczego powstał dopiero cztery lata temu? Bo Polska była zbyt uboga, by ponieść koszt jego budowy. 

Głównym powodem budowy były powodzie (1997 r. 2010r.) mające miejsce już za naszego życia i które wielu z nas bardzo dobrze pamięta. Początkiem tego wielkiego przedsięwzięcia był rok 2001 za czasów premiera Jerzego Buzka, kiedy to powołano do życia wieloletni program rządowy "Program dla Odry 2006", którego głównym elementem była budowa właśnie Raciborza Dolnego, zbiornika przeciwpowodziowego. Przetarg odbył się w 2010 r. gdy premierem był D. Tusk. Pozwolenie uzyskano dopiero w 2012 roku. Z winy wykonawcy, którego zadanie to przerosło, prace stanęły. Kolejny nowy wykonawca podpisał umowę w 2017 roku, gdy premierem był M. Morawiecki. Zbiornik oddano do użytku w czerwcu 2020 roku i może pomieścić ok. 180 mln. metrów sześciennych wody. 

Wiele lat trwała realizacja budowy tego zbiornika. Nie jest to jednak jedyny obiekt tego typu na Odrze. Jest jeszcze Polder Buków (zb. w 2002r.) mieszczący ponad 50 mln. m. sześ. wody. Mamy w Polsce również wiele pomniejszych zbiorników zbudowanych ręką człowieka i wiele naturalnych. Docelowo wszystkie mają zadanie pomieścić wody tyle, ile się da, by nie doszło do powodzi. Jednak ludzkość na całym świecie już nie raz i nie dwa przekonała się, że cokolwiek by nie robiła, z żywiołem na wielką skalę nie da się wygrać. Zawsze są jakieś ofiary i zawsze ludzie ponoszą jakieś straty. Dowodem niech będzie powódź zwana powodzią tysiąclecia, mająca miejsce ponad dwadzieścia lat temu. Wtedy również doszło do rekordowych opadów deszczu.

Dzisiaj mówi się, że te opady mogą doprowadzić do jeszcze większego wezbrania wód z powodu nadmiernej eksploatacji gór i nieskutecznej przeciwpowodziowej walki człowieka. 

"Same środki techniczne nie zapewnią nam bezpieczeństwa przed powodzią. Musimy zaprząc do pomocy cały arsenał środków nietechnicznych, naturalne lasy z powalonymi drzewami i gęstym poszyciem, torfowiska, śródleśne bagna, rozlewiska, oczka wodne oraz szerokie, możliwie najbardziej naturalne, doliny rzek, w których woda będzie mogła swobodnie się rozlewać, nie powodując szkód".

"Musimy przestać niszczyć tamy bobrów, traktując te zwierzęta jako naturalnych sprzymierzeńców w ochronie zasobów wodnych. Nawet zarośnięte brzegi cieków spowalniające odpływ wód są bardzo pomocne. Każdy z tych elementów sam w sobie jest mało znaczący, jednak łączna suma ich oddziaływania będzie zmniejszać odpływ wód w dół rzeki. Jeśli nadal będziemy myśleli kategoriami zabudowy hydrotechnicznej rodem z XIX w., nie poradzimy sobie ani z suszą, ani z powodziami" - dr hab. Krzysztof Świerkosz Uniwersytet Wrocławski.

Patrząc z perspektywy lat na powódź z 1997 roku, biorąc pod uwagę szkody jakie przynosi betonowanie rzek, osuszanie terenów podmokłych, nieprzytomną/niekontrolowaną wycinkę lasów, słowem "renaturyzację brzegów morskich i rzecznych", z całą pewnością można założyć, że  ignorowanie przez człowieka "skuteczności działania przyrody, jak i szkodliwości ingerowania w nią", wpisane są w program każdego rządu.  Przykład Kłodzka dowodzi, że nawet na poziomie regionalnym/lokalnym, bez względu na to kto rządzi, nie ma politycznej akceptacji dla sprawdzonej ugruntowanej wiedzy naukowej. Nawet wtedy, gdy chodzi o żywioł i skutki jakie sobą niesie. A rzeczone skutki są z każdą powodzią coraz trudniejsze do opanowania.

Nie ma powodzi, po których nie mówi się o nieoczyszczonych rowach melioracyjnych, o zabetonowanych miejskich studzienkach, o lekceważeniu obowiązków przez służby wszelakie, za które to obowiązki owe służby pobierają co miesiąc wynagrodzenie. Mówi się o barbarzyńskim traktowaniu lasów górskich przez niby kumatych leśników, za sprawą których z gór znikają całe hektary lasów. Ponieważ stoki stają się przez to gołe jak pupa niemowlęcia, nie są naturalną gąbką pochłaniającą wodę. Kolejnym grzechem leśników jest budowa dróg, którymi ciężarówki/tiry wywożą tony drewna. To nie jest cegiełka, a ogromna c e g ł a, jaką wkładają leśnicy w drenowanie gór. Kiedy i kto zatrzyma tę bezmyślną dewastację natury?

Podobno w latach 2020-23 na prace przeciwpowodziowe w korytach Nysy Kłodzkiej i jej dopływów miano przeznaczyć aż 500 mln.zł. Miała to być inwestycja w "powiększanie światła obiektów inżynierskich" (cokolwiek to znaczy) i umacnianie brzegów, co tłumaczyć można jako inwestycję na kolejne betonowanie rzek. Jeżeli cokolwiek robi się dla samej natury, to są to działania wybitnie symboliczne. Dlaczego? Bo zawsze, ale to zawsze chodzi wyłącznie o pieniądze. Są ważniejsze, a Matka Natura sama ma sobie poradzić. Takie jest ogólne myślenie. Jednak Matka Natura radzi sobie do czasu. Niestety. Bo człowiek zamiast naturze pomagać, czyli ograniczać gospodarkę leśną, mógłby wreszcie pozwolić w swej "dobroci" na jej tzw. samoleczenie/naturalną odnowę, która trwa latami.

Tak jednak się nie dzieje. Zatem gdy dochodzi do powodzi, kogo obciążamy odpowiedzialnością?

Powodzie były, są i będą. Były, są i będą ofiary i straty. Za powódź 2024 obwiniana jest władza, bo nie zareagowała wcześniej. Natomiast sama władza podobno miała nadzieję, że "nowe konstrukcje ograniczą wysokość wody na Odrze, przepływającej m.in. przez mający 700 tys. mieszkańców Wrocław”. Polityczne przepychanki, złorzeczenia i inne takie, rozkręcają się w najlepsze. Rozkręcają się niestety w złym kierunku. Bo to nie czas na robienie sobie dobrze, jak to bezczelnie robi pisowska opozycja, a czas na pomoc poszkodowanym. Zamiast bowiem pyskować, politycy powinni zakasać rękawy i posmakować prawdziwej fizycznej roboty. Wszyscy bez wyjątku musimy zdawać sobie sprawę z tego, że dobrze to już było.

Jesteśmy świadkami szybkich i gwałtownych zmian klimatycznych, które zostaną z nami już na stałe. Czekają nas częstsze niż dotychczas opady. Obejmą też swymi rozmiarami szerszy zasięg. Dzisiaj cierpi siedem krajów, a jutro... ? Aż strach się bać co będzie jutro.


Obraz: *Internet