T R U D N A decyzja

"W prawdziwej przyjaźni nie chodzi o to, żeby być nierozłącznym, ale o to, żeby rozłąka nic nie zmieniła"

Za mną kolejne spotkanie z moimi dziewczynami. Tym razem nie było inaczej, bo jak zwykle spotkałyśmy się w domu jednej z nas. Tak kiedyś się umówiłyśmy, że już nie będziemy zwiedzać miejskich lokali gastronomicznych, tylko kawą częstować będziemy się w domu, ale za każdym razem gościć nas będzie kolejna koleżanka. Czasami jest to tylko kawa z dodatkami, a czasami organizujemy sobie tzw. zrzutkę, czyli jest to kolacja, ale każda z nas coś przynosi. Wczoraj trafiła się nam kolacja, na której raczyłyśmy się różnego rodzaju sałatkami. Wszystkie były pyszne. By się wykazać (kucharka ze mnie kiepska), zrobiłam mix sałat z dodatkiem "dyżurnych" świeżych warzyw i kawałkami kurczaka.

Wszystkie jadłyśmy ze smakiem, piłyśmy dobrą herbatę i poruszałyśmy mnóstwo tematów. Jak zwykle buzie się nam nie zamykały. W sumie to dobrze się bawiłyśmy. Znamy się od lat, wiemy na co wobec siebie możemy sobie pozwolić, wiemy jakich tematów unikać, wiemy też, że w razie potrzeby możemy sobie doradzać w trudnych życiowych sytuacjach, gdy któraś z nas o to poprosi. Gdy stół po kolacji został uprzątnięty, gospodyni domu poprosiła nas o uwagę. Powiedziała, że ma problem i chce się nim z nami podzielić. Od razu zrobiło się poważnie. Zaznaczę tylko, że z racji wieloletniej znajomości, wiedziałyśmy o sobie tyle, ile każda z nas  zechciała nam opowiedzieć.

Koleżanka zaczęła mówić bardzo zdenerwowana, powiadomiła, że jej syn z rodziną najprawdopodobniej wyjedzie za granicę, ponieważ od swojej firmy dostał bardzo dobrą ofertę pracy w jednym z państw Europy. Po jakimś czasie jego żona będzie mogła również zatrudnić się w jednym z firmowych biur, a dzieci od razu pójdą do szkół. Wszystko jest już niby załatwione, potrzebna jest tylko ich zgoda na wyjazd. Wiele osób na taką wiadomość wyraziłoby radość. Bo kto nie chce dla swoich dzieci jak najlepszego życia? Ale moja koleżanka nie cieszyła się, bo wraz z dziećmi, ona też musiałaby wyjechać, by pilnować wnuki.

Powiedziano Jej to prosto w twarz. Syn nie biorąc pod uwagę zdania własnej matki, jakby z góry zdecydował za Nią. Ona rozumie, że jest skupiony na własnym awansie/karierze, na okazji zarobienia większych pieniędzy i możliwości zostania na stałe zagranicą. Wiąże się to z poprawą stopy życiowej i w ogóle z o wiele lepszym życiem. Plany syna dalekosiężne, cała sprawa wg niego wygląda bardzo dobrze, przyszłość przed młodymi stoi otworem. OK. Każdy by się cieszył ze szczęścia dzieci. Tylko, że koleżanka tu w Polsce już ułożyła sobie życie, z którego jest zadowolona i nie miała zamiaru niczego w nim zmieniać. Wiadomość bardzo ją wzburzyła.

Syn zachowywał się jak nie syn, a jak przełożony. Przedstawił temat tonem nie znoszącym sprzeciwu, niegrzecznie, niemal rozkazująco. Bo cóż ty mamo masz tu do roboty? Tam przynajmniej przydasz się własnym wnukom. No... tego to i ja nie zdzierżyłam. Jak śmiał odzywać się do matki takim tonem? W wolnych chwilach rozrywką dla babci miała być nauka języka i spacery po okolicy. Resztą zajmie się syn i synowa. Żyć nie umierać! Jak powiedział. Była bardzo smutna, gdy skończyła nam opowiadać. Atmosfera tak fajnego spotkania, też zrobiła się ciężka. No, ale po chwili zastanowienia, zaczęłyśmy jedna przez drugą gadać. Każda chciała na już coś powiedzieć.

Jednak koleżanka uciszyła nas i na początek powiedziała co sama o tym myśli, potem my miałyśmy wyrazić swoje opinie. Z Jej wypowiedzi na ten moment wynika, że nie zgodzi się na swój wyjazd, ponieważ tu w Polsce jest Jej miejsce. To tu ma swoje życie, ma nas (na co się wzruszyłyśmy), i resztę życia chce spędzić z przyjacielem, z którym jest od trzech lat, z którym urządzili sobie fajnie mieszkanie i samo życie, który jest świetnym facetem (co potwierdzam, bo znam osobiście), a w ogóle to pasują do siebie jak dwie połówki jabłka. Po śmierci męża była długo sama i myślała, że już za późno, by kogoś dobrego spotkać, by nie być samą. Życie zweryfikowało to myślenie.

Jest nie tylko przywiązana do domu, do miasta, do znajomych, ale kocha te miejsca i ludzi, jest patriotką lokalną, obchodzi Ją wszystko co dzieje się w okolicy bliższej i dalszej, co dzieje się w Polsce i chce nadal być tego częścią. Ma tu sporo jeszcze do zrobienia, dla miasta i dla siebie. Nie wyjedzie i już! Przywiąże się łańcuchem do kaloryfera. Słuchałyśmy Jej w ciszy i niemal z otwartymi buziaki, z takim przejęciem to mówiła. Gdy skończyła, od razu niepytana przyznałam Jej rację. I zaczęło się. Uściskom nie było końca. Zgodnie przyznałyśmy, że ma rację. Wszystkie argumenty przemówiły do nas. 

Bez cienia wątpliwości i z całym przekonaniem, chaotycznie raz jedna raz druga zapewniałyśmy koleżankę, że jesteśmy z Nią, cokolwiek postanowi. Potem kolejno każda wypowiedziała się, co myśli na ten temat, a jeszcze potem zadawałyśmy dodatkowe pytania, bo do oglądu całości tematu brakowało nam kilku informacji. Co będzie, gdy syn postawi się i gdy będzie chciał na siłę wyegzekwować Jej zgodę? Co wtedy zrobi? Czy zmieni zdanie? Co będzie, gdy na miejscu okaże się, że jednak z Jej strony to była zła decyzja? Czy syn w swoim egoizmie nie dostrzega, jak wielkie byłoby to matczyne poświęcenie wszystkiego dla jego dobra? A co z przyjacielem matki, ma też wyjechać, czy zostać w kraju?

Pytań było bez końca. Okazało się, ile jeszcze rzeczy zostało do przemyślenia. Ale na jedno z nich nasza koleżanka otrzymała odpowiedź. Jej przyjaciel niech zostanie w kraju, to żadna dla Niej strata, wszak znają się raptem trzy lata. To żadna znajomość. A tak w ogóle, to rodzina jest ważniejsza od jakiegoś tam przyjaciela. Że też coś takiego przeszło mu przez gardło! No... ludzie kochani! Od razu sobie pomyślałam, jak wrednie odpłaca się matce syn, za wychowanie i poświęcenie rodzicielskie. Znam chłopaka i powiem, że nie spodziewałam się tego po nim. Co on sobie myślał? Że matka nagle rzuci wszystko i pojedzie do obcego kraju, by robić tam za darmową nianię na pełny etat?

A co będzie, gdy syn rzeczywiście zdecyduje zostać na stałe zagranicą? Gdy wnuki dorosną i nie będzie już potrzebna? Wyjedzie, bo będzie już niepotrzebna? Byłam tak oburzona, że nie wytrzymałam i dosadnymi słowami powiedziałam na głos co myślę. A myślę, że syn z synową na tyle są dorosłymi ludźmi, by zadbać o własną rodzinę. Myślę, że gdy już się urządzą na nowym miejscu, gdy się zorganizują życiowo, moja koleżanka może do nich co jakiś czas przyjeżdżać sama lub z przyjacielem z wizytą na kilka dni i być tam witana jak kochana babcia i matka. Moja koleżanka sama wychowała dzieci i nie potrzebowała do tego swojej matki czy teściowej. Dała radę. A tak w ogóle, to jest jeszcze coś takiego zagranicą, jak baby sitter.

Jakoś synowi nie przyszło do głowy na spokojnie przemyśleć ofertę pracodawcy, powiadomić o sytuacji matkę, a potem spytać co o tym myśli. Gdyby po kilku latach miała wracać do kraju, to czy miałaby do czego i do kogo wrócić? Jeżeli sama by chciała oczywiście. Z wnukami jak każda babcia będzie związana. To jedna strona medalu, a druga, czy ona sama wyobraża sobie spędzenie ostatnich lat życia w obcym kraju? Trudna decyzja. Bardzo trudna. W każdej sytuacji jest coś do stracenia. Jeśli zostanie w kraju, kontakty między nimi mogą się rozluźnić. Syn może mieć głęboki żal do matki, manifestowany latami.

Jeżeli pojedzie z nimi, zostawi w kraju dom i przyjaciela, z którym więź też może ulec zmianie. Zostawi za sobą życie, które lubiła i dobrych znajomych, za którymi będzie bardzo tęsknić. Wiem, bo jednak jesteśmy ze sobą bardzo zżyte. Różnie może być. Jakakolwiek decyzja zapadnie, będą takie czy inne jej konsekwencje. Zawsze w głowie pozostanie rozterka i pytanie, a co by było, gdybym to tak czy tak zrobiła? Senior/seniorka zmuszany/a do podejmowania decyzji, nie zawsze dobrze się czuje w takich sytuacjach. Ponieważ nie jest w stanie przewidzieć, która decyzja będzie dobra. Jakąkolwiek podejmie, będą wątpliwości. Nie zazdroszczę więc mojej koleżance. Ma nad czym myśleć.

Na spotkaniu powiedziałyśmy, co o tym myślimy, ale nie odważyłyśmy się konkretnie cokolwiek Jej doradzić. Musi zrobić to sama. Czy dobrze zrobiłyśmy?


Obrazy: *Pinterest *Internet *Zszywka.pl 

16 komentarzy:

  1. Oczywiście, że ona musi zdecydować sama, ale ja zareagowałabym tak samo, jak Ty i Twoje koleżanki.
    Co za tupeciarz z tego jej syna. Pomijając już wszystkie argumenty za i przeciw, bo każdy ma swój punkt widzenia, ale uważam, że jakąkolwiek rozmowę z nią w tym temacie powinien zacząć od przedstawienia jej PROPOZYCJI i zapytania o jej zdanie, a nie tak, jak to zrobił...
    Aż trudno uwierzyć, że można tak potraktować jakąkolwiek osobę, z tym bardziej własną matkę.
    Jestem ciekawa jak to się skończy...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za Twoją opinię Pani Ogrodowo, też jestem bardzo ciekawa jej ostatecznej decyzji. A syn popisał się, powinien długo przepraszać swoją matkę. W przyszłym tygodniu mamy dowiedzieć się, na czym stoimy. Trzymaj kciuki.
      Pozdrawiam serdecznie...

      Usuń
  2. Może oddać dzieci do schroniska na czas robienia kariery. Psy można , dlaczego nie dzieci i sprawa rozwiązana.NKloszard.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż Pani NKloszard, najlepiej to nie mieć dzieci i... w ogóle po kłopocie, prawda? :)

      Usuń
  3. Bardzo trudna decyzja. I dobrze zrobilyscie ze nie wplywalyscie na kolezanke...
    Sama jestem ciekawa co zrobi...
    Stokrotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, wiem że trudna. Też sądzę, że dobrze zrobiłyśmy, ale nie mogę się doczekać decyzji. Gdybym była na Jej miejscu, nie wiem co bym zrobiła.
      Pozdrawiam serdecznie Stokrotko...

      Usuń
  4. Wniosek nasuwa się prosty- Twoja koleżanka źle wychowała swego syna. Wprawdzie szalałam z radochy, że mi się trafiła córcia i byłam w pewnym sensie matką- wariatką, ale wychowałam ją na samodzielną osobę. Ona doskonale wiedziała, że dorosłość = samodzielność. Mnie też tak właśnie wychowano. Po studiach w Polsce córka wyjechała do Niemiec na stypendium bawarskie i już tam została. Widywaliśmy się z nią bardzo rzadko, tylko rachunki telefoniczne nieco wzrosły. Ściągnęła nas do Niemiec 17 lat później, tłumacząc, że ma problem z dostarczaniem do gimnazjum swego synka, który niestety już jest w gimnazjum, ale jest o 2 lata młodszy od reszty klasy, do gimnazjum musi dojeżdżać metrem a przepisy niemieckie nie zezwalają by dzieci poniżej 10 roku życia same poruszały się po mieście. I wtedy zdecydowaliśmy się na przeprowadzkę, chodź domyślałam się, że chce mieć nas pod ręką, gdy któreś z nas poważnie zachoruje. Wnuka (starszego, bo drugi był 2 lata młodszy i miał szkołę blisko) przez pierwsze dwa lata rzeczywiście odwoziliśmy do i ze szkoły. I to była jedyna pomoc z naszej strony. Od samego początku mieszkaliśmy tu oddzielnie i żadna inna pomoc z naszej strony nie wchodziła w grę. Widujemy się nie częściej niż raz na dwa tygodnie i obu stronom to pasuje. Ja już nie wrócę do Polski, ( w 2019 zmarł tu mój mąż) nie mam w Polsce żadnej bliskiej rodziny, a moje 2 najbliższe przyjaciółki już przeniosły się w inny wymiar.Nie jestem na utrzymaniu córki, żyję z polskiej emerytury, którą sobie wypracowaliśmy z mężem. Serdeczności Polonko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Smutny wniosek, prawda? Droga Anabell, odpowiem Ci Jej słowami - "starałam się wychować syna tak, jak najlepiej potrafiłam. Ciężko mi, gdy patrzę, jakim się stał człowiekiem. Odczuwam to na własnej skórze i smutno mi, że mam taki mały wpływ na niego". Patrząc na Twoją historię, weź pod uwagę, że wyjechałaś w innych okolicznościach, że wyjechałaś razem z mężem, że wyjeżdżając mieliście poukładane plany i wiedzieliście na co się porywacie. Moja koleżanka nie jest nawet poinformowana co Ją tam, tak naprawdę czeka. Nie zna jeszcze szczegółów. Zostawiłaby za sobą na nie wiadomo jak długo, dom i przyjaciela, z którym chce się zestarzeć. Zostawiłaby wiele przyjaźni. Zostawiłaby wszystko ryzykując, że może to stracić. Dla kogo? Dla syna (pomijając jak on Ją traktuje). I oczywiście dla wnuków. Wprawdzie ma swoją emeryturę, ale nie wie, czy będzie sama mieszkać czy przy synu. Nie wie, czy w razie "W" będzie mogła liczyć na jego jakąkolwiek pomoc, wszak życie jest nieprzewidywalne. A zdrowie ma się tylko jedno. Uważam, że musi podjąć życiową decyzję. Trudną jak diabli. Dziękuję Ci Droga Anabell za komentarz. Bardzo mi na wszystkich Waszych opiniach zależy, bo sprawa dotyczy bliskiej koleżanki.
      Pozdrawiam serdecznie... miłego słonecznego dnia...

      Usuń
    2. Polonko Kochana - na to jesteśmy wyposażeni w mowę, żeby rozmawiać - więc Twoja koleżanka powinna przede wszystkim z synem porozmawiać jak on to sobie wyobraża - my podjęliśmy decyzję dopiero wtedy, gdy poznaliśmy wszystkie szczegóły, czyli gdy wiedzieliśmy, że damy radę utrzymać się z własnych emerytur, że będziemy mieć osobne mieszkanie o pół km od ich miejsca zamieszkania, że córka pomoże nam w kontaktach z lekarzami. Tu nie da się "przyjechać i mieszkać na wariata", musisz mieć zameldowanie i opiekę lekarską, czyli polski ZUS musi przesyłać do niemieckiego odpowiednika ZUSu składkę zdrowotną i na to jest potrzebna zgoda NFZ. I to są przepisy zgodne z wymaganiami UE, a nie tylko Niemiec. Nie piszesz do jakiego kraju wyniósł się ten niepoważny synalek, ale nie zaszkodzi gdy Twoja koleżanka poszuka w sieci jakie przepisy odnośnie długiego pobytu obowiązują w krajach Unii Europejskiej tego kraju w którym Jej syn mieszka. anabell

      Usuń
    3. Oczywiście masz rację Droga Anabell, ale ten synalek jest trudnym typem człowieka, trudnym w porozumiewaniu się. No, ale zobaczymy co będzie. Ponieważ sprawa jest zupełnie świeża, bo dopiero na dniach koleżanka dowiedziała się o ewentualnym wyjeździe (niemal od razu nas powiadomiła), uzależnia dalsze kroki od informacji jakie dostanie od syna. Jeszcze syn się tam nie przeprowadził, był tam dwa razy, na razie sam, by rozejrzeć się. Wszelkie ruchy dopiero przed nimi. Dziękuję Ci, że opisałaś jak wygląda sprawa z ZUSem, o tym nie rozmawiałyśmy, więc nie wiem jeszcze czy koleżanka jest zorientowana (myślę że nie), jak te sprawy pozałatwiać. A chodzi o Irlandię. No nie wiem, jak to będzie. Najważniejsze, by się dogadali, prawda?
      Pozdrawiam serdecznie i... wieczornie...

      Usuń
  5. Jak przeczytałam cały wpis, aż mnie się smutno zrobiło.
    Myślę, że wszystko się ułoży, "jakoś" ale się ułoży i do każdego przyjdzie rozwiązanie.
    Niech moc będzie z nimi i dziala na ich korzysc. I dla koleżanki i dla koleżanki syna z rodziną. Zobaczysz. Ułoży się.
    PS. A wy dziewczyny wspierajcie jak tylko możecie. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana Agatko, my też jesteśmy smutne, bo myślimy, że jednak górę wezmą rodzinne więzi i koleżanka zdecyduje się wyjechać. Ale patrząc na to obiektywnie, trzeba wziąć pod uwagę jedno, że liczy się tylko i wyłącznie dobro koleżanki, a nie nasze życzenia. Też mam nadzieję, że wszystko dobrze się ułoży. Przede wszystkim ja mam nadzieję, że matka z synem się dogadają. To jest najważniejsze. Dziękuję Ci bardzo za babską solidarność, że jesteś z nami. Będziemy Ich wspierać jak tylko to możliwe. To mogę Ci obiecać na 100%.
      Dziękuję Kochana jeszcze raz i... bardzo bardzo serdecznie pozdrawiam...

      Usuń
  6. Bardzo przykre, ale powiedziałabym, że decyzja o tyle łatwa, że nikt jej nie pytał o zdanie, potraktowana jak pracownica, opiekunka do dzieci, więc ma prawo odmówić, zresztą wymieniła dość rzeczy, dla których warto zostać. A jak wnuki podrosną, to co, dostanie na bilet powrotny czy zostanie bezdomną Polką za granicą?
    Kocham bardzo syna i wnuka, pomagam gdy trzeba, ale nie jestem tylko matką i babcią...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I ja tak zawsze mówię i powtórzę za Tobą Jotko - "nie jestem tylko matką i babcią". Koleżanka również kocha syna i wnuki, jak każda z nas mimo, że stosunki między nimi są trochę napięte. Wiesz, Ona ma prawo zrobić cokolwiek postanowi, ale ja po cichu sobie myślę, że właściwie to teraz jest taki czas, by pomyślała o sobie. Nawet, jeżeli będzie w tym doza egoizmu. No nie wiem, nie wiem co zrobi.
      Pozdrawiam serdecznie... i dziękuję Jotko za komentarz...

      Usuń
  7. Trudne zagadnienie, rzeczywiście.
    Myślałam sobie na szybko, że skoro syn uważa, że rodzina najważniejsza, taki jego argument ważny, żeby mieć darmową opiekę dla dzieci, to jak podejdzie do swej mamy, gdy jej zdrowie tam w Irlandii będzie się pogarszać. Zdarza się to seniorom, czyż nie? Czy zadba o swą mamę, będzie się nią opiekował? Czy też stwierdzi, że to balast w budowaniu życia w nowym miejscu i tonem nie znoszącym sprzeciwu poprosi rodzicielkę, by wróciła do kraju ojczystego?
    Ja bym się nie zdecydowała na wyjazd na miejscu Twojej przyjaciółki. Bałabym się, że zostanę wykorzystana, a następnie porzucona samej sobie.
    Pozdrawiam, będąc tu po raz pierwszy. Ale nie ostatni, bo widzę, że ciekawe to miejsce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Agniecho na moim blogu. Bardzo się cieszę na kolejne Twoje wizyty. Zapraszam.
      Tak, to trudna decyzja, a Twoje pytania, co zrobi syn w krytycznych sytuacjach, tylko ten problem pogłębiają. Różnie w takich przypadkach może być, prawda? Ktoś tak kategoryczny może swoją mamę zostawić na przysłowiowym lodzie. Może też okazać się całkiem odpowiedzialnym synem. Teraz możemy sobie tylko pogdybać.
      Co zrobi moja koleżanka, dowiesz się czytając kolejny odcinek tej historii w następnym poście. Polecam.
      Pozdrawiam serdecznie... i zapraszam znowu... lecę złożyć Ci rewizytę...

      Usuń