Jestem grubaską II

W moim pierwszym liście do Was z sierpnia tego roku obiecałam, że za jakiś czas odezwę się i opowiem co u mnie słychać. Pisząc tamten list byłam w nie za bardzo dobrym nastroju. Ale zrobiłam ten wysiłek i przemyślałam pewne sprawy. Przemyślałam choćby to, że w sytuacji w jakiej się znalazłam, nie każdy potrafi się ogarnąć. To nie dzieje się na zawołanie. Pstrykniesz palcami i... już. Ogarnąć się, to znaczy zrobić nowy plan na siebie samą, czyli na to co trzeba będzie jeść i na połączenie tego z ruchem. Siedzenie i biadolenie nad sobą, nie pomaga. Od tego tylko przybywa kilogramów.

Uzmysłowiłam sobie też, że moje problemy towarzyszą mi od zawsze. Są m.in. pokłosiem tego, jak karmili mnie rodzice i dziadkowie. Jedna łyżeczka za mamusię, druga łyżeczka za tatusia, trzecia łyżeczka... itd. Wszak dobrze wyglądające dziecko, to zdrowe i szczęśliwe dziecko. Nie pamiętam, kiedy ostatnio z przyjemnością patrzyłam na siebie w lustro. I niestety, surowo się oceniałam. Za każdym razem stwierdzałam tylko fakt. Jestem grubaską. Nie zawsze tak było. Jednak problem rozwinął się. Gdy dorosłam i mogłam mieć wpływ, nic z tym nie robiłam.  

Czy jako dziecko byłam gruba? Wtedy zdania były podzielone, bo kiedyś inaczej patrzyło się na temat pt. "zdrowe normalne dziecko". W tamtych czasach, ponad 30 lat temu, nie było jeszcze mowy o otyłości wśród dzieci. Była za to mowa o zdrowym odżywianiu się. Zupa mleczna w domu, szklanka mleka w szkole, kaszki i inne takie. Podstawa. A jak ktoś nie lubił mleka? Nie było gadania. Ale była jeszcze woda, kompot albo herbata. No i była nagroda. Wydzielana czekolada, oranżada w proszku, jakaś odmiana coli. Owoce też były, dostępne sezonowo i od święta. 

Jak na owe czasy było nawet zdrowo. Tylko z ruchem było gorzej. Dzisiaj wiem, że zwyczajnie byłam słabsza od innych dzieci. Jakiś problem z kręgosłupem, który i rodzice i lekarze zlekceważyli mówiąc, że z tego się wyrasta. No cóż, swoje przeszłam, i w szkole i w czasie dorastania. Hormony i te rzeczy. Gdy atrybuty kobiecości zaczęły być widoczne, wraz z nimi zaokrąglało się moje ciało. Psychicznie było ze mną nieźle. Może dlatego, że jeszcze wtedy nie do końca zdawałam sobie sprawę z tego, co to jest nadwaga i otyłość. Ale byłam nastolatką. Co innego miałam w głowie. 

Nie lepiej było na studiach. Na nic nie było czasu. Ruch czy zdrowa dieta? Zapomnij. I znowu przytyłam. Przyszedł stres i problemy z żołądkiem. Pojawił się facet. Czas spędzany razem i... gotowanie. Waga była bezlitosna. Koniec studiów, wyjście za mąż, dziecko. Jadłam i jadłam. Numerem jeden były słodycze. Jadłam ich tyle, jakbym chciała sobie wynagrodzić to, jaka jestem życiowo dzielna. Jadłam i... rosłam. Dziecko moje rosło i ja rosłam. I męczyłam się. Podejrzane to było. Trudności w chodzeniu po schodach, pot, zadyszka i poczucie słabości. Diagnoza - ogromna nadczynność tarczycy.

Doigrałam się. Dorosła kobieta a taka nierozsądna. Na walce ze sobą samą, czyli z własną siłą woli (przy pomocy lekarzy) przeminęły mi następne lata. W międzyczasie udało mi się zrzucić dwadzieścia dwa kilogramy. Za mało, ale coś. Pomyślałam, że teraz sama dam radę. Nawet zmieniłam pracę. Doszły inne obowiązki, zachwianie dyscypliny, w końcu zaniechanie diety i totalny brak ruchu. Zawiodła czujność. Waga poszła w górę. Eksperymenty z różnymi internetowymi dietami znowu spowodowały spadek masy ciała, ale nic za darmo nie ma. Odezwały się stare kłopoty z żołądkiem. Więc... tarczyca plus żołądek. O... raany... .

To mnie czegoś nauczyło. Spoważniałam. Wreszcie. Postanowiłam kilka razy w tygodniu trenować, zdrowo się odżywiać i pilnować kalorii. Byłam też obowiązkowo pod lekarską kontrolą. Dawałam radę. Ale waga jakby była zaklęta, schodziła bardzo wolno. Nikt nie wiedział dlaczego. Tyle lat starań, wprawdzie raz z górki raz pod górkę, różnie bywało, i nadal nie byłam zadowolona. Poddałam się. Psychicznie, ale nie fizycznie. Dalej trenowałam. Ciało w dobrej kondycji, to przynajmniej łagodniejsze dolegliwości. Ale tarczyca to ciężki przeciwnik. Nie ma z nią żartów.

Nowe leki i powrót kilogramów. Samopoczucie poprawiło się, ale waga nie spadła. Ale jak pech to pech. Pandemia. Lockdown. Zdalna praca. Przymusowe siedzenie w domu zrobiło swoje. Kolejne kilogramy zmusiły mnie do zmiany szafy. I covid-19 mnie nie oszczędził. Osłabłam na tyle, że nawet o trenowaniu w domu nie było mowy. Trafiłam na myślącego lekarza, który zaproponował leczenie farmakologiczne. Waga wreszcie jakby unormowała się. Nadzieja na lepszy wygląd wróciła. Na ten moment jest dobrze. Mam dobre myśli. Lepsze, niż wtedy, kiedy pisałam pierwszy list. Myślę, że dorosłam.

Za dużo przeszłam i wreszcie dorosłam. Wciąż mam 35 lat, ale z tych 30 kilogramów ubyło ok. 10-ciu. Jestem na dobrej drodze. Jest też tak, jak wtedy Wam napisałam. Nie muszę mieć rozmiaru 36. Przede wszystkim mam się dobrze czuć. Przede mną jeszcze długa droga, nie wiem jak długa, ale wytrzymam. To pewne. Wciąż trenuję. Wciąż uczę się jeść. Nauczyłam się kupować. I przy okazji dowiedziałam się, że bez pewnych słodkich pokus też można żyć. Dalej wiem, że bycie grubaską jest zwyczajnie niezdrowe. 

Dlaczego opowiadam Wam to wszystko? Bo obiecałam, że się jeszcze odezwę i powiem, co u mnie słychać. Teraz macie pełny obraz przynajmniej mojego przypadku. Skąd zatem biorą się grubasy? Przyczyn jest bardzo dużo. Dzisiaj jedno jest też pewne, że otyłość jest trudną przewlekłą chorobą. Sama nie mija, ale jest możliwa do leczenia. Moja opowieść jest też apelem do innych grubasów, NIE PODDAWAJCIE SIĘ. Wy już wiecie, czym grozi lekceważenie własnego zdrowia. Walka i kontrola przynoszą efekty, zaniechanie grozi zdrowotnymi konsekwencjami. 

I nie przejmujcie się reakcjami otoczenia. Ono nie rozumie otyłości. To choroba taka jak inne. Ale jakimś dziwnym trafem to otyłość jest atakowana, dyskryminowana i jakże złośliwie traktowana. Żadna inna choroba tego nie doświadcza. Niestety, wciąż numerem jeden jest nasz wygląd, po którym nas oceniają. Będąc otyłym odbiega się od normy. Będąc otyłym psuje się krajobraz tym "normalnym". A skoro tak, to siedź w domu grubasie. Nie pokazuj się. I tylko na to stać "normalsów"?

Gdyby wszystkie "grubasy" posłuchały tej "prośby", połowa świata siedziałaby w domu. Tak drodzy "normalsi", otyłość to globalny problem. Bardzo poważny. Rozejrzyjcie się i poczytajcie cośkolwiek na ten temat. Dużo można się dowiedzieć. Doradzam też powściągnięcie języka. Nie znasz bowiem dnia ani godziny, kiedy to Ciebie może ten problem dotknąć. Bezpośrednio. Tak już jest na tym bożym świecie, krzywda rzucona w eter, zazwyczaj bumerangiem wraca. 

ŚMIANIE SIĘ Z OTYŁYCH OSÓB, TO JAK ŚMIANIE SIĘ Z LUDZI CHORYCH W SZPITALU. PAMIĘTAJCIE O TYM.

Może się jeszcze odezwę...


Rysunki/obrazy: *Papilot *Dreamstime 

16 komentarzy:

  1. Oglądałam kiedyś film o przemianach ludzi. Byl chłopak naprawdę gruby. Pokazywali go jak ćwiczył do granic zmęczenia, przy tym zdrowa dieta. Gdy na koniec programu pokazal się na widowni, były okrzyki zachwytu.wiadomo że nie każdy może to zrobić. Choroby, wiek i sloniowatość jest nie do przejścia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem, "choroby, wiek i sloniowatość jest nie do przejścia", ale żeby dobrze wyglądać i dobrze się czuć, trzeba dbać o siebie przez całe życie, a nie 5 min. przed dwunastą. A podobne filmy też widziałam. Masakra, do czego doprowadza się człowiek.
      Pozdrawiam serdecznie...

      Usuń
  2. Znam ten ból bo mam tendencje do tycia. Też byłem gruby ale przez ostatni rok schudłem 23 kilo i jest trochę lepiej. Brzuch się zmniejszył i w stare spodnie się mieszczę. Jeszcze z 10 chciałbym stracić ale przy moim fotelowym trybie życia jest to trudne. Zwłaszcza że oprócz roweru nie uprawiam żadnego sportu. Mam uraz psychiczny bo w podstawówce miałem okropna babę od wf. I unikam ruchu do dziś. Właśnie przez to babsko. Więc tyję i chudnę a potem znowu tyję. I tak od dobrych 20 lat bo w młodości byłem strasznym chudzielcem. Po 30ce się to zmieniło. Na szczęście moja zona lubi facetów z brzuszkiem więc chociaż tu nie ma problemu. Ale schudnę jeszcze do wiosny parę kilo. Jak się uda. Zobaczymy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to trzymam Cię za słowo. Masz historię, która uczy, ale też motywuje.
      Pozdrawiam...

      Usuń
  3. Paradoksalnie, ludzie dokuczają zarówno grubym jak i chudym, ale gdy im zadać pytanie, od kiedy liczy się normalność, nie potrafią sprecyzować. Każda odmienność im przeszkadza.
    Widuję na osiedlu pewnego pana, ledwo chodzi, bo otyłość nie pozwala na długie spacery, w upały przesiadywał na ławce, męczył się bardzo, ale jedynie współczucie przyszło mi na myśl, bo domyślam się jak mu ciężko.
    Jako dziecko byłam pulchna, lepiej rozwinięta od koleżanek i niestety wyśmiewana, dlatego później, zwłaszcza w pracy z dziećmi, nic nie oburzało mnie bardziej, niż naśmiewanie się z odmienności, obojętnie jakiej.
    jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie. Ludzie nie lubią inności, szczególnie tej, która "nie wygląda". Też masz swoją historię, dlatego wiem, że dobrze rozumiesz tę, którą opowiedziałam powyżej. Być źle postrzeganym przez otoczenie, z obojętnie jakiego powodu, to trauma, która czasami bardzo obciąża na resztę życia. Dzięki Jotko...
      Pozdrawiam serdecznie...

      Usuń
  4. Na odzywkę lekarki- i mogłaby pani trochę schudnąć, powiedziałam- gdyby to było takie proste, to wszyscy byliby szczupli. Ktoś myśli, że kobiety są otyłe, bo tak im się podoba, no nie podoba.
    Udało mi się schudnąć od sierpnia 2 kilogramy, ale ja jestem w miarę zdrowa i moje tycie jest "sezonowe". Na zimę lekko tyję, potem to zrzucam. A teraz trochę zrzuciłam i ważne jet dla mnie nie tyle by schudnąć szybko, ale by utrzymać aktualna wagę i nie przytyć.
    I jeszcze jedno- mam koleżankę w moim wieku. Dwa lata temu spotkałam ją po jakimś dłuższym okresie niewidzenia się i nie poznałam jej, a potem się przeraziłam. Ona zawsze była lekko przy sobie, a teraz laska się z niej zrobiła. Owszem bardzo szczuplutka laska, ale pomarszczona i staro wyglądająca, tak na ponad 70 lat. Sama mi powiedziała- wiesz, jak byłam grubsza, to narzekałam, ale wierz mi, chciałabym wrócić do tamtego wyglądu, bo teraz wyglądam jak własna babcia.
    I tak wygląda, ale ona mam zaawansowaną cukrzycę i musiała schudnąć, dieta jej pomogła. Jednak widzę, że cierpi z powodu swojego wyglądu, zwłaszcza twarzy- szybko chudła i pomarszczyła się.
    Dlatego ja wolę być z lekką nadwagą i mieć w miarę jeszcze gładką twarz, niż być taka "z tyłu liceum, z przodu muzeum"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałam zawodowo do czynienia z wieloma historiami o otyłości. Bardzo częsta reakcja lekarzy na to - "proszę schudnąć to dalej pogadamy" i odsyłali pacjentkę do domu. Prawda leży po środku. Najgorsze jest to, że pacjentka zostaje z problemem sama i najczęściej wtedy wpada z jednej skrajności w drugą, co dzieje się bez należytej kontroli. Robienie czegoś zbyt szybko, najczęściej się mści. Swoim podopiecznym, bez względu ile miały lat i czy miały towarzyszące choroby czy nie powtarzałam, że spokój i zdrowy rozsądek nikomu jeszcze nie zaszkodził. Zauważ Jaskółko, że wśród samych lekarzy są osoby z poważną otyłością i nic nie robią, a pouczają pacjentów. To dopiero kabaret. Ty sama słusznie postępujesz, w naszym wieku lepsza lekka kontrolowana nadwaga, niż wygląd mumii. I mam taką myśl jeszcze - utrzymuj wagę taką, w jakiej się najlepiej czujesz, z jaką Twój organizm najlepiej się czuje. To działa.
      Pozdrawiam Cię serdecznie...

      Usuń
  5. Na szczęście ja nie mam problemu z wielkimi wahaniami wagi, raczej utrzymuję się na jednym poziomie, z lekkimi zwyżkami zimową porą i spadkami od wiosny :) Ale wiem, jak łatwo jest nabrać ciałka i jak trudno potem tego nadmiaru się pozbyć... To bardzo trudne zadanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, zrzucenie wagi jest trudne, na tyle, że wiele niecierpliwych osób rezygnuje. Nie mają silnej woli, by powalczyć o siebie. Wiele razy myślałam o tym, ile zdrowia zyskaliby ludzie, gdyby dbali o siebie przez całe życie, a nie tylko "sezonowo".
      Pozdrawiam Cię serdecznie Pani Ogrodowo... miłego dnia...

      Usuń
  6. Całe życie byłam chudzinka.... Teraz przybyło mi tu i tam....i wcale mnie to nie martwi. Ruszam się dużo odżywiam mądrze i gimnastykuje. A że nie mieszczę się w spodnie sprzed 3 lat? Trudno. Kupię sobie nareszcie nowe....:-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jesteś nie tylko szczęściarą, ale i optymistką. Poważniej nieco mówiąc, to niektórym zbyt szczupłym osobom, jest tak samo trudno przytyć, jak otyłym schudnąć. W obu przypadkach też chodzi o zdrowie. Ty Stokrotko z urodzenia jesteś szczupła, więc problemu chyba nie było. A te kilka... tu i tam... to szczegół. A zmiana szafy przydaje się od czasu do czasu.
      Pozdrawiam serdecznie...

      Usuń
  7. Jeżeli w wielu sprawach jestem pesymistą to akurat w kwestii mojego brzuszka wykazuje optymizm i w ogóle się nie przejmuje że mam te kilogramy za dużo. Nie każdy musi być fit. Moja żona jest szczupła ale bez przesady. Kobiety patyki i wieszaki też mi się nie podobają. Jako facet wolę już u płci pięknej 10 kilo nadwagi niż niedowagi. Chudzielce rodem z obozu koncentracyjnego którym widać żebra nie są pociągające.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasne, nie każdy musi. Jesteś właścicielem swojego brzucha, więc zrobisz co zechcesz. Kobiety zbyt szczupłe lub zbyt otyłe, są takie z jakiegoś powodu. Ale i są takie z własnego wyboru, jak faceci mający piwne brzuchy jak balony. Kiedyś miałam podopieczną na siłowni, 22 lata z nadwagą 36 kg. Na początku pomyślałam swoje, ale potem gdy wybrała mnie na swoją trenerkę, wyznała że ma tocznia. Nauczyłam się wtedy ważnej rzeczy, że nie ocenia się książki po okładce. To cenna nauka. :)

      Usuń
  8. Chciałam tylko zauważyć, że gdy się ma nadczynność tarczycy to się nie tyje a chudnie. Ciężko jest utrzymać wagę w normie przy niedoczynności tarczycy. Endokrynologia to bardzo trudny dział medycyny, ponieważ nasze gruczoły dokrewne zawiadują działaniami wielu narządów. Poza tym wiek XX przyniósł nieomal epidemię chorób wynikających z autoagresjii naszego systemu odpornościowego. Temat rzeka, nie mniej nie da się ukryć, że nasze nawyki żywieniowe mają wpływ na nasz organizm. No ale każdy chyba umie czytać (choć podobno 75% rodaków czyta bez rozumienia treści) i jest szansa by zmienić sposób odżywiania bez większych problemów - jako "hashimotka" coś o tym wiem. Ściskam;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tarczycą jest tak, że każdy chorujący to odrębny przypadek. Jeżeli chodzi o nadczynność/niedoczynność tarczycy również. Miałam do czynienia ze sportowcami z przypadłością tarczycy, wiele rzeczy mnie dziwiło. Wszystko zależy od trybu życia, od przestrzegania bardzo restrykcyjnych zasad, od indywidualnego reagowania organizmu, od dyscypliny. To reżim, od którego zależy stan zdrowia i ogólna kondycja całego ciała. Autoimmunologia to stosunkowo młody kierunek w medycynie. Wciąż zaskakuje specjalistów. Gdy chodzi o pacjentów, są przypadki, gdzie nawet najmniejszy "grzeszek" może zakłócić pracę organów. Nie ma zmiłuj. Tego się między innymi dowiedziałam mając styczność pracując z zawodnikami. Ale jak napisałaś - "Endokrynologia to bardzo trudny dział medycyny", a ja nie jestem lekarzem tej specjalności. W przypadku opisanym powyżej, z tego co wiem, bohaterka nie miała silnej woli, latami była niestabilna, proces leczenia wciąż był zakłócany poprzez chaotyczny i stresowy styl życia. Masz rację, przy nadczynności z reguły się chudnie. Ale są przypadki, przy których lekarze chwytają się za głowy. Może takim przypadkiem jest bohaterka? Ciekawe co z Nią będzie dalej? Czekam, kiedy znowu się odezwie.
      Pozdrawiam serdecznie Anabell... dziękuję, że podzieliłaś się informacjami...

      Usuń