Na więcej ich nie stać. Czasami bywa, że i na to brakuje im pieniędzy.
Dlaczego przychodzą do barów? Bo z różnych powodów finansowo -zdrowotnych i życiowych nie są w stanie sami zadbać o siebie. Takich osób jest dużo. W różnym wieku. Tak naprawdę to chyba nikt nie wie, ile dokładnie liczy grupa osób skrajnie biednych. Bywając na swoim ryneczku nie zawsze zwracam uwagę co się wokół dzieje. Zajęta własnymi myślami spaceruję alejkami i robię zakupy. Starsza pani, a raczej osoba wyglądająca na starszą, siłowała się z drzwiami, nie mogła ich otworzyć. Podeszłam i pomogłam.
Weszłyśmy obie do środka, bo w razie czego chciałam pomóc Jej dalej.
Znalazłam się w barze. Rozejrzałam się i zobaczyłam skrajną biedę Z BLISKA. Z daleka ta bieda w ogóle nie wygląda, bo jej nie widać. W środku było 5 osób. Pięcioro klientów, którzy kolejny raz liczyli na to, że dostaną jedzenie po najmniejszych kosztach. Z kuchni ładnie pachniało. Sama nabrałam ochoty, by coś przekąsić. Ulokowałam starszą panią przy stoliku i spytałam na co ma ochotę. Broda zaczęła jej drżeć i cicho powiedziała, że coś najtańszego. Dobrze. Podeszłam do cennika.
Ceny jak w każdym innym podobnym miejscu, między 12 - 25 złotych.
Spytałam co mają najtańszego i dyskretnie wskazałam głową na starszą panią. Pan zza lady spojrzał i powiedział, że ta pani i parę innych osób przychodzą do niego codziennie przynajmniej na talerz ciepłej zupy. Są to ludzie w miarę dobrze ubrani, kiepsko albo jeszcze gorzej. Ale grzeczni. Spytałam co pani zazwyczaj dostaje, zupę albo ziemniaki z dowolnym sosem, odpowiedział. Ile kosztuje danie? Liczę im po 5 złotych, odpowiedział, a czasem daję za darmo.
Poprosiłam o dwa drugie dania - ziemniaki z sosem i kawałek gotowanego mięsa, surówka i coś do picia.
Zapłaciłam ile zażądał i wróciłam do stolika z jedzeniem. Dawno nie widziałam takich ogromnych oczu. Nie będę Wam opowiadać szczegółów. Zjadłyśmy, a potem odprowadziłam Ją kawałek do domu. Mieszkała niedaleko. Milczała całą drogę. Ja też. Na odchodne wzięła moją rękę i przycisnęła mocno do piersi. Wiecie jak ja to przeżyłam? Ten odruch, to wzruszenie, cała ta sytuacja. Zapomniałam o zakupach. Gdy wróciłam do domu, długo siedziałam zanim ruszyłam cokolwiek zrobić.Pisać o biedzie, a zobaczyć ją na własne oczy z odległości 0.5 metra, to różnica.
Gdy oprzytomniałam trochę, ogarnął mnie taki gniew, że nie mogłam się opanować. Nie dziwię się ludziom, którzy na to co słyszą od polityków, w odpowiedzi wyrzucają telewizory przez okno. Jak ja słyszę Glapińskiego, który doradza Polakom kupić sobie kota, bo będzie raźniej w życiu, to krew mnie zalewa. Glapiński nie ma bladego pojęcia o tym, co może przeżywać starsza pani zmuszona korzystać z usług taniego baru. Co przeżywa, gdy przechodzi alejkami ryneczku i widzi, że można na nim kupować wszystko i do woli.
Ona nie może. Nie ma tyle pieniędzy, by zaspokoić swoje potrzeby.
Jej ostatnią deską ratunku, od dłuższego już czasu jest bardzo tani albo darmowy obiad. Biedaobiad, jak mi powiedział właściciel baru. To posiłek dla tych, których drożyzna w Polsce tak przygniotła, że już ledwo zipią. Ledwo zipią, że powtórzę. I coś mi to przypomniało. Czasy PRL-u. Kiedy to karmiono Polaków zbiorowo właśnie w takich biedabarach i biedajadłodajniach. Kuchnia Polaków w owym czasie preferowała głównie tanie i szybkie dania mączne, jak: pyzy, knedle czy pierogi.
Miała to być oszczędność czasu, wszak praca była priorytetem.
Ideą, żywcem zapożyczoną jeszcze sprzed czasów I wojny światowej, było zapewnienie “szerokim rzeszom konsumentów pożywnych i tanich posiłków", często o trzykrotnie niższych cenach od tych restauracyjnych. Wtedy porcja ziemniaków z kubkiem kwaśnego mleka kosztowała 2 złote. Pamiętacie? Dzisiaj ziemniaki z sosem - 5 złotych. Przynajmniej w zaprzyjaźnionym barze. Zauważcie, pomimo zmian, restrykcji, inflacji i drożyzny, można jeszcze spotkać podobne bary, gdzie ich właściciele i pracownicy okazują potrzebującym serce.
Niech niektórzy nazywają to kulinarnym reliktem, niech wnętrza przypominają czasy PRL-u, a niech tam. To nieważne. Ważne, że kiedy przyjdzie starsza pani, skrajnie biedna i poprosi o ziemniaki z sosem, dostanie je. I bardzo często nie musi za nie płacić. Mam nadzieję, że jeszcze spotkam swoją nową znajomą.
SKRAJNA BIEDA TO DLA NAS POLICZEK W DOBIE XXI WIEKU.
Też kilka dni temu kupiłem chleb jakiemuś starszemu facetowi bo mnie zawstydzony poprosił gdy byłem w piekarni. Bieda jest ale zobacz ile jedzenia sklepy wyrzucają do śmietnika bo jeden dzień przeterminowane. Zaraz święta. Bogaci znowu kupią za dużo i po świętach wyrzucą. Marnotrawstwo jest olbrzymie.
OdpowiedzUsuńRzeczywiście, jest jak mówisz. Z jednej strony bieda aż piszczy, z drugiej tony wywalanego jedzenia. Ostatnio wyczytałam, że została zatrzymana kobieta, bo wybierała jedzenie ze śmietnika. To jakieś kuriozum. Wierzyć się nie chce, że takie obrazki są naszym udziałem DZISIAJ. Wiesz, jestem tak wkurzona, że aż mnie z bezsilności zatyka. :)
UsuńAle nie tylko polityka jest winna tej sytuacji. Nie tylko rząd. Organizacje pozarządowe też nic nie robią oprócz gadania. Prezydent mojego miasta miał jesienią pomysł żeby powstała jadlodzielnia czyli lodówka i półki gdzie jedni zostawią jedzenie a biedniejsi mogą wziąć za darmo. I wyobraź sobie że nie zgłosił się nikt chętny do poprowadzenia. Caritas i inne organizacje w mieście brutalnie mówiąc mają w dupie nakarmienie w ten sposób potrzebujących. Wstyd. Potrafią tylko dużo gadać, żebrać o wpłaty na konto i brać pensje. W tym faktycznie są mocni.
OdpowiedzUsuńSłyszałam o takim pomyśle. To, o czym opowiadasz jest dowodem, że mało kto chce mieć do czynienia z biedą bezpośrednio. Masz rację - WSTYD. A Caritas dla mnie to kolejny pasożyt na tkance państwa. Tyle. Organizacje samorządowe powinny mieć bat nad sobą, regularną kontrolę i rozliczanie co do ostatniej złotówki. Ale komu się chce? Nikomu. Poza wyjątkami, urzędnicy od których wiele zależy, to kolejny pasożyt. Ręce opadają. Wiesz, wciąż się dziwię, że ten wóz pt. Polska jeszcze się toczy. :)
UsuńSzkoda, że nie ma już takich barów. Były tanie, smaczne, nikt nie wyganiał, można było posiedzieć.
OdpowiedzUsuńSą jeszcze takie miejsca, ale zbyt ich mało. No i brakuje ludzi z empatią. Zauważ, to od samych ludzi zależy jak się zachowają, szczególnie w obecności biedy.
UsuńPozdrawiam Kąciku serdecznie...
Są jeszcze bary mleczne. Mało ale istnieją. U mnie w mieście jest jeden i raz na pół roku nawet tam coś zjadam.
OdpowiedzUsuńTak, ja też to potwierdzam. Nawet gdyby był jeden na okolicę, tak jak u Ciebie, to już coś. Ech... że też w tak "cywilizowanym" kraju musimy o tym rozmawiać. To tak nienormalne, jak nienormalny jest globalny głód. W głowie mi się nie mieści. :)
UsuńWyobrażam sobie co przeżyłaś i jak bardzo Cię to obeszło, ile emocji. Ja sama się wzruszyłam, tylko czytając...
OdpowiedzUsuńOj tak Iwonko. I wiesz, myślę, że długo mi nie przejdzie. Tkwi mi to zdarzenie w głowie jak cierń. Chciałabym tej pani nieba przychylić. Może będzie jeszcze okazja. Dzięki że wpadłaś. To dla mnie ważne, bo masz bardzo podobną do mojej, empatię i wrażliwość na ludzką krzywdę. Czuję to przez skórę.
UsuńPozdrawiam Cię bardzo serdecznie...
Wzruszyłam się..przed laty byłam w podobnej sytuacji ale ta osoba była bezdomna, nie chciała pieniędzy, wzięła kanapki które mialam przy sobie a potem poszliśmy do baru mlecznego...ludzi starszych jest mi najbardziej żal, są bezradni, wystraszeni i wstydzą się swojego ubóstwa...
OdpowiedzUsuńWłaśnie, nie proszą o pomoc, bo wstyd Ich hamuje. To niepojęte. Ponieważ znasz z autopsji problem, to wiesz, jakie to przykre dla obu stron. Mnie szybko nie przejdzie. A starsze osoby to część społeczeństwa, mająca być pod szczególną opieką państwa. Ze smutkiem stwierdzam, że to tylko TEORIA.
UsuńPozdrawiam serdecznie...
Bardzo wzruszające przeżycie. Bary mleczne wracają do łask, nawet u nas powstały dwa i wiele osób korzysta, sami byliśmy, bardzo smaczne obiady , 3 dania za 20 zł. Korzystaliśmy tez z barów mlecznych w Krakowie i Oświęcimiu, dawno temu w stolicy i Bydgoszczy oraz w Toruniu. Dla studentów bary mleczne to był ratunek także, taniej, niż w studenckiej stołówce.
OdpowiedzUsuńTaka bieda, że nie jada się ciepłego posiłku, to wstyd dla każdej władzy, dla każdego państwa.
jotka
Tak Jotko, bardzo. I Twoja wiadomość, że bary wracają, to dobra wiadomość. Muszę się rozejrzeć u siebie. Choćby z ciekawości. Też korzystałam z takich usług i też bardzo smakowały mi dania. Wiele takich lokali upadło po np. 40 latach działalności. To wyjątkowo smutne. I tak, to WSTYD , którego nic nie zakryje.
UsuńPozdrawiam Jotko serdecznie... dziękuję za Twoje przemyślenia...
To prawda .... jest wiele ubogich starszych osób. Także w Warszawie i to w centrum tuż obok głównych arterii którymi jeżdżą czarne, eleganckie samochody wiozące osoby które doskonale znamy...I które mówią na przykład że inflacji to właściwie nie ma...albo inne tego rodzaju głupoty...
OdpowiedzUsuńWidzimy na własne oczy zderzenie dwóch światów - skrajnej biedy i skrajnego bogactwa. Bieda od bogactwa jest bardzo, bardzo daleko mimo, że niemal się o nie ociera. A przecież wszyscy oni żyją z podatków płaconych przez biedniejszych. Że też ktoś tam na górze widzi to i nie grzmi. To straszne. Zresztą na świecie zawsze tak było. Syty nigdy nie rozumiała głodnego.
UsuńPozdrawiam serdecznie...