UMOWA S T O I

Ile warte jest nasze s ł o w o? Na co dzień nie zastanawiamy się nad tym. Cały czas rzucamy słowami bez pokrycia nie biorąc za to żadnej odpowiedzialności. Liczymy, że ich odbiorca szybko zapomni co usłyszał. I tak zazwyczaj się dzieje, ale... gdy chodzi o sprawy ważne i poważne, gdy słowa przypieczętowane są uściskiem dłoni, nie można się z nich wycofać ani udawać, że nie padły. Mówi się, że "jesteśmy warci tyle, ile warte jest nasze słowo". Lubię to powiedzenie i traktuję je bardzo poważnie. Zawsze tak było, obojętnie w jakiej sytuacji się znajdowałam.

Gdy szukałam nowego miejsca na gabinet, czytałam na spokojnie potencjalną umowę, nawet to co było napisane "maczkiem", słuchałam też uważnie co mówi właściciel. Czy w trakcie rozmowy patrzy na mnie, czy błądzi wzrokiem po ścianach. Czy nadpobudliwie gestykuluje rękami i jakim tonem zwraca się do mnie. Słuchałam i wyciągałam wnioski. Nauczyłam się tego w trakcie swojej praktyki zawodowej i przyznam, że każde takie doświadczenie pomagało na przyszłość. 

Kontakt werbalny, a raczej umiejętność doboru właściwych słów, to dzisiaj sztuka. Zauważyłam już dawno, że w dziedzinie wysławiania się, z Polakami jest coraz gorzej. Używają wprawdzie rodzimego języka, ale jakby go nie znali. Ta gramatyka, intonacja, przekształcanie słów i ich skracanie. Mamy do czynienia z jakimś dziwnym tworem, do tego niewyraźnie artykułowanym. Gdy słyszę rozmowy na ulicy, nie rozumiem o czym mowa. Gdy oglądam polskie filmy, nie rozumiem prawie ani jednego słowa. Muszę się domyślać ich treści. Słowem - masakra.

Wyobraźcie sobie teraz taką scenkę - przychodzi ktoś do firmy i stara się o pracę. Zostawia CV o swoich zawodowych dokonaniach i wychodzi. Ale gdy szanujący się pracodawca chce porozmawiać, gdy słyszy jakim zmanierowanym językiem posługuje się kandydat, ręce mu opadają. Aż się chce sparafrazować pewne powiedzenie - jak cię słyszą, tak cię widzą. Wartość takiego kandydata od razu spada prawie do zera. Tak jest, gdy chodzi o szanującego się pracodawcę, który w "przyrodzie" jest dzisiaj zjawiskiem unikalnym. Na co dzień mamy dziennikarzy mówiących i piszących poniżej standardów.

Mamy aktorów mówiących tak niewyraźnie, że aż boli. W każdej dziedzinie znajdzie się ktoś, kto nie przywiązuje wagi do własnego języka. Jest to dzisiaj norma. Rażąca norma. Dla mnie nie do przyjęcia. Z kimkolwiek rozmawiam na jakikolwiek temat, czy to jest luźna rozmowa o niczym, czy zawieranie umowy, ważne jest dla mnie z kim mam do czynienia. A to wychodzi od razu. Wystarczy, że ten ktoś się odezwie. Zatem nie wystarczy napisanie CV, trzeba jeszcze umieć o sobie opowiedzieć. Trzeba uważać na słowa jakich się używa, bo kiedyś może się to na nas zemścić.

Skąd ten dzisiejszy post? Odpowiem. Zadzwoniła do mnie moja bardzo dawna potencjalna pracodawczyni. Jest właścicielką lokalu, który od zawsze wynajmuje na działalności gospodarcze, charakterem zbliżone do mojej. Ponieważ są ciężkie czasy i każdy szuka pieniędzy, zapytała (znowu), czy nie byłabym zainteresowana wynajmem Jej lokalu pod swój gabinet. Od razu powiedziałam NIE. Nie wdając się w szczegóły. Nigdy bym z Nią nie weszła w żaden układ, choćby była ostatnią osobą na ziemi. Grzecznie odmówiłam i rozłączyłam się. Ale coś mnie tknęło. 

Zadzwoniłam do osoby, która jakiś czas temu wynajmowała ten lokal i spytałam, jak układała się współpraca. Beznadziejnie. Zakończyła się szybko, bo już po trzech miesiącach.  Nie dość, że właścicielka okazała się kłamczuchą, nie szanującą najemcy, to umowa okazała się być naciągana. Znajoma osoba ciężko się z Nią rozstawała, sprawa niemal skończyła się w Sądzie. Intuicja mnie nie zawiodła. Właścicielka lokalu to oszustka nie dotrzymująca słowa, chcąca oszustwem wyciągnąć od najemcy jak najwięcej kasy. Nie dał się, ale swoje odcierpiał.

Z takimi przypadkami wciąż mamy do czynienia. Ludzie nie boją się kłamać, nawet w zwykłych rozmowach, nie boją się rzucać słów na wiatr. Nie boją się konsekwencji, ponieważ zostaje słowo przeciwko słowu. A polskie Prawo nie jest takie rychliwe, jak byśmy chcieli. Cwaniacy dobrze na tym korzystają. Nie szanuję takich ludzi, ponieważ jak mówi kolejne mądre powiedzenie - "na szacunek trzeba sobie zasłużyć".

Słowa mają moc. Mają swoją wartość. Ludzie nie chcą tego dostrzec, nawet edukatorzy, którzy sami kaleczą język.

"Słowa znaczą tyle, ile wart jest ten, kto je wypowiada" 

4 komentarze:

  1. Uff, mam tyle przemyśleń, ale nie wiem, czy chcę ująć to wszystko w słowa. Najpierw to, co napisałaś na końcu, póki pamiętam. Mam inne zdanie w kwestii szacunku, bo nie uważam, że na szacunek trzeba sobie zasłużyć. I oczywiście nie mam tu na myśli jakichś ekstremalnych zachowań, ale moim zdaniem, każdy człowiek zasługuje na szacunek, tym bardziej jeśli rzecz dotyczy tylko lub aż kłamstwa, ewentualnie "rzucania słów na wiatr". O sobie mam takie zdanie, że aktualnie nie rzucam słów bez pokrycia, właściwie jestem tego pewna. Był czas w moim życiu, że kłamstwo nie było mi zupełnie obce; to stare czasy i nie chcę o nich nawet myśleć, a co dopiero pisać, ale od wielu, wielu lat żyję w prawdzie i z szacunkiem do własnych słów. Tak jest i pięknie i wygodnie :) Druga rzecz, którą poruszyłaś, gramatyka, sposób wysławiania itp... Dorzucę do tego jeszcze ortografię. To ważna kwestia w moim życiu, bo ja akurat kocham język polski i uwielbiam ludzi, którzy posługują się nim pięknie i prawidłowo. I to zarówno w mowie, jak i w piśmie. Generalnie dostaję wysypki i dreszczy, kiedy czytam różne takie wypociny, z błędami, niechlujne, nawet nie odczytane przed edycją. Nie mam usprawiedliwienia dla takiego niedbalstwa i takiej niestaranności, bo o ile można nie mieć wiedzy w tym zakresie, to przy pomocy dostępnych dzisiaj środków: słowników, internetu itd. wszystko można sprawdzić, edytować i poprawić. Trzeba tylko chcieć :) Dla mnie jest to brak szacunku dla słuchacza, czy czytelnika i nikt mnie nie przekona, że się mylę... Uff, dałam upust swojemu dziwactwu i niech tak zostanie. Jak to teraz mówią: "Dopóki nie było internetu, tylko najbliżsi wiedzieli, żeś idiota"... Uściski Polonko i pisz.. pisz kochana, bo poruszasz ważne tematy :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, na trudne tematy ma się wiele przemyśleń, a wiele z nich stoi w kolizji z przemyśleniami innych osób. To akurat normalne. W końcu każdy ma prawo mieć swoje zdanie. Co do szacunku - jest jeszcze inne powiedzenie - "jak sam siebie nie szanujesz, nikt inny nie będzie Cię też szanował". I dochodzi zdolność interpretacyjna Polaków, każdy próbuje się z tym mierzyć po swojemu. Co do rzucanego słowa - niestety, każdy z nas wie doskonale, co znaczy "mijanie się z prawdą". Pytanie - na ile jest to wykorzystywane. Od czasu do czasu, nazbyt często, albo wręcz notorycznie. Tak już jest, że lubimy się okłamywać ile wlezie. Ale jest to przypadek dotyczący nie tylko Polaków. Co do gramatyki - też jestem "polonistką" choćby z umiłowania do języka polskiego i wkurza mnie lekceważenie go tak w piśmie jak i w mowie. A więc mam bardzo podobnie do Ciebie. Dodajmy jeszcze wymawianie końcówek - ...om, albo ...ą. Dobija mnie to. Piszesz, że to "dziwactwo", wcale nie. To tylko próba wymuszenia na innych poprawności językowej, która powinna być OBOWIĄZKOWA! Tyle. A internet... no cóż, chyba jest to materiał na kolejny post.
    Dziękuję Ci serdecznie za zachęcanie do pisania. Będę, póki klawisze nie padną. Tematów nie brakuje.
    Pozdrawiam z wieczora...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, dlaczego napisałam "dziwactwo"? Bo jestem postrzegana, jako czepialska i upierdliwa. Większość podchodzi do tematu na zasadzie "oj tam, oj tam", a ja się wściekam, bo albo dostaję "oczopląsu" albo zgrzytania w uszach... W modzie jest dzisiaj bylejakość i twierdzenie, że skoro wszyscy naokoło zrozumieli, to co to za różnica i po co się czepiać? A ja się wtedy męczę. Po prostu się męczę...

      Usuń
  3. Bardzo dobrze Cię rozumiem. Kiedyś, kiedy miałam częstszy kontakt z ludźmi, też poprawiałam ich słownictwo. Jednak postawa "oj tam, oj tam" za bardzo jest wszechobecna, by w pojedynkę temu zaradzić, dlatego każdy kto zwraca uwagę i nie widzi poprawy, męczy się. Wiesz, z czasem zauważyłam, że nie mam o czym rozmawiać z ludźmi, wycofywałam się. Brakowało mi cierpliwości. Polacy po prostu lubią bylejakość. I tyle...

    OdpowiedzUsuń