NIE obchodzę już urodzin

Kiedy byłam nastolatką i kiedy moje rówieśniczki łącznie ze mną, zaczęły zapadać na pierwsze zauroczenia, brało się kwiatek i wróżyło przy pomocy zrywanych płatków - kocha, nie kocha - zrywany płatek leciał na glebę, kocha, nie kocha - i kolejny płatek leciał na glebę. Aż do ostatniego. Takie to "głupie" dziewczyńskie wróżby. Gdy zaczęłam myśleć o nieurządzaniu urodzin, zaznaczam że już byłam nastawiona na nie, zabawiłam się podobnie jak tamte dziewczyny. Poświęciłam na to płatki róży. I wiecie co wyszło? Żeby nie urządzać. Co za zbieg okoliczności. 

Ostatnie moje urodziny, to okrąglutka 60. którą pamiętam do dzisiaj. Było nawet fajnie, z tzw. przytupem, ale potem uświadomiłam sobie, że tymi przygotowaniami, całą tą celebrą, jestem zwyczajnie zmęczona. Więc przestałam je urządzać. Miałam rok na zastanowienie się i podjęłam decyzję, jaką podjęłam. Podobno urodziny są po to, byśmy wiedzieli, że się zmieniamy. Tak po prostu. Nie wiem czy to akurat prawda, ale że z roku na rok się zmieniamy, to przecież fakt. Będąc dzieckiem, wyglądamy inaczej niż będąc osobą starszą. Niektórym osobom mówi się, że po latach nic się nie zmieniły tylko urosły.  

Rzeczywiście, niektóre osoby tak mają. Znam takie. Podobno jest to dar urody. Nawet ładnie powiedziane. Po kilku latach "spokoju" od wiadomych imprez, czuję jak się rozleniwiłam towarzysko. Stałam się wygodna. Gdy chcę zorganizować coś małego z koleżankami, albo coś rodzinnego, idziemy do restauracji. W ten sposób jestem gościem na własnej imprezie. Podoba mi się to, bardzo, a upływ czasu wcale mi nie przeszkadza. Po prostu to zaakceptowałam. Mam to ze sobą dobrze obgadane. Zatem nie tęsknię do celebrowania kolejnych urodzin, ale odbijam to sobie w inny sposób.

Jaki? Każdy kolejny dzień przeżywam jakby to było święto. Cieszę się każdą godziną, każdą czynnością, każdym wydarzeniem. Nawet wyjście do sklepu staje się na swój sposób celebrą. Tak, czuję różnicę, między >kiedyś tam<, a >dzisiaj<. Na każdym etapie życia mamy inne oczekiwania i w związku z tym inne zmartwienia. Tak już jest. Ale żeby nie było, nie zapomniałam o imieninach. W gronie koleżanek aż sześć z nich łącznie ze mną, obchodzi imieniny tego samego dnia. Nie dajemy sobie prezentów, ale każda z nas obowiązkowo przygotowuje smaczne i koniecznie nowe danie do spróbowania.

Taki mamy teraz zwyczaj. Potrawy na stole wyglądają tak wspaniale, że aż szkoda je ruszać, a co dopiero zjadać. Czasami zdaje mi się, że nasza kulinarna kreatywność osiągnęła szczyt, ale nie, jeszcze tej granicy nie przekroczyła żadna z nas. Wciąż na stole znajdujemy nieznaną "osobliwość", jak się potem okazuje, prosto z kolejnej podróży. Któregoś razu urządziłyśmy sobie gospodarskie imieniny. Wśród dań był smalec, żurek, domowy chleb prosto z pieca, pierogi i nalewki. A jakże. A same ubrałyśmy się w sumiaste spódnice z zapaskami i chusty narzucone na ramiona.

Innym razem pojechałyśmy z fasonem do jednego z pałaców, przerobionego na hotel z restauracją i możliwością przenocowania. Nie opowiem Wam co się tam wtedy działo, szczegóły zachowam dla siebie, jednak zapewniam, że była to jedna z najlepszych imprez, na jaką mogą wpaść seniorki. Nie za często organizujemy sobie takie spotkania, ale jak już, to przynajmniej pamiętne. Pilnujemy przy tym, by za bardzo się nie przemęczać. Wszak ma to być przyjemność połączona z relaksem. Cokolwiek to oznacza. Jak widać coś dzieje się w moim życiu i towarzyskim i rodzinnym.


W opisywanym temacie nie jestem odosobniona. Wyjątkowo daje się zauważyć coraz częstsze odstępowanie od tego rodzaju imprez. Z różnych powodów. Bo na przykład sami nie jesteśmy już zapraszani. Bo uważamy, że nie ma czego świętować. Bo wolimy wydawać pieniądze na coś innego. Bo wolimy gdzieś wyjeżdżać. I tak dalej. Wymawiamy się i zawsze znajdujemy jakiś powód, by nie urządzać urodzin. Dorośli dochodzą do wniosku, że urodziny nie są już takim wyjątkowym dniem. Zupełnie inaczej niż ich własne dzieci, które nie mogą się ich doczekać. Czy się mylę? 

Może ze mną jest podobnie i dlatego odpuściłam? Nie wiem. Nie zastanawiam się nad tym. Dzisiaj życie odbieram po swojemu. Celebruję je po swojemu. I jak słyszę, podobnych opinii do mojej, przybywa. Może powoli, za naszą sprawą, zmienia się rzeczywistość wokół nas, a my to po prostu akceptujemy?

I jeszcze coś, często mam wrażenie, jakby po mojej 60. czas się dla mnie zatrzymał. 

8 komentarzy:

  1. Trochę prawdy jest w tym co piszesz, a ja jeszcze myślę, że współczesny pęd życia dodatkowo powoduje, iż coraz mniej czasu i ochoty mają wszyscy na organizowanie takiej imprezy u siebie, ze wszystkimi tego konsekwencjami, czyli najpierw przygotowanie wszystkiego samemu, potem posprzątanie po tym wszystkim itd. Nie wiem jak jest gdzie indziej, u mnie w najbliższej rodzinie spotykamy się na urodzinach właśnie, imieniny to tylko życzenia, najczęściej telefoniczne :) Super, że masz takie towarzystwo, z którym możesz szaleć, to bardzo ważne dla zdrowia psychicznego :) Uściski...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, tak, to się zgadza i po części mnie samej dotyczy. Poszłam na wygodę. Na przykład nie lubię papierosów, a kilku znajomych pali. Wyobrażasz sobie dom po imprezie? Dym papierosowy wciska się wszędzie. Dosłownie. Nawet włosy są nim przesiąknięte. Brrr... Z czasem palacze wykruszyli się. A te przygotowania, drugie Brrr... Imieniny to okazja do wyjścia w kameralnym gronie. np. z rodziną. I to też od czasu do czasu. Z koleżankami, jak napisałam, łączymy kilka okazji w jedną.
      Oj, moje dziewczyny są świetne, mają te fiu... bździu... w głowie, nie nudzimy się.
      Pozdrawiam serdecznie...

      Usuń
  2. Zawsze byłam i nadal jestem typem samotnika. Więc zawsze mnie męczyły huczne imprezy z tłumem gości. Wszystkie uroczyste dni spędzałam w gronie kilku najbliższych mi osób. I tak jest do dzisiaj. Niedługo kolejna rocznica slubu, potem moje imieniny, potem urodziny....no i jesień która jest czasem wspomnień i tęsknoty za tymi którzy już odeszli...
    Pozdrawiam ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dobrze Cię rozumiem, ponieważ wbrew opiniom, lubię czasami samotność, ten spokój, to bywanie samej ze sobą. Taka wewnętrzna ucieczka w siebie. Lubię te momenty. Więc i jestem jak Ty, typem samotnika, i jakby nie jestem. A życie od spotkania do innej imprezy, towarzyskiej czy rodzinnej, to czas na który mamy wpływ. Tak jak piszesz, w pewnym momencie życia to wystarcza.
      I znowu jesień... Ech...
      Pozdrawiam serdecznie...

      Usuń
  3. W Polsce nie celebruje się urodzin a imieniny, co osobiście uważam za dziwaczność, zwłaszcza, że to imieniny nie moje ale mojej patronki. Bardzo wcześnie to odkryłam i od tamtego czasu zaczęłam świętować właśnie urodziny (ku zgorszeniu rodziny, tej dalszej zwłaszcza). "Celebracja" ogranicza się do najbliższej rodziny, ale jakoś tak dziwnie się porobiło, że wciąż obchodzę "któreś" urodziny - kalendarz mi się jakoś zatrzymał, pokręcił, przestawił i wszyscy uprzejmie już nie liczą które to
    urodziny a celebra ogranicza się do.......jakiegoś miłego dla mnie prezentu. A ponieważ wiadomo, że nie lubię niespodzianek to zawsze jest to coś z listy kilku rzeczy, które chciałabym dostać.
    Serdeczności;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Czasami ta "celebra" wychodzi sama, a my poddajemy się jej. Z własnego wyboru. Ty świętujesz urodziny, ja od czasu do czasu imieniny. Co do prezentów, u mnie jest podobnie, umawiamy się, ale wyjątkiem zawsze jest wnuk. Staram się, by był zadowolony. W końcu jest jeszcze dzieckiem. A z zatrzymaniem kalendarza masz jak ja, więc w tej kwestii jesteśmy już dwie. Jednak wychodzi na moje - mamy wpływ na imprezy i na to, jaki prezent chcemy otrzymać.
    Pozdrawiam serdecznie...

    OdpowiedzUsuń
  5. To prawda, tak bywa, my czasem umawiamy się z rodzinką(które coraz mniejsza) na wycieczkę lub wspólny obiad w plenerach, szkoda czasu na długie biesiadowanie, a i apetyt coraz mniejszy:-)
    jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznam, że taką właśnie możliwość, jak wyżej opisałaś, odkryłam kilka lat temu. Spodobało mi się bycie gościem na własnej imprezie. Ważne, by była poza domem. Rzeczywiście, też to zauważyłam - mniej się je, więcej rozmawia i coraz trudniej się wtedy rozstać. Nawet mojemu wnukowi to pasuje.
      Pozdrawiam serdecznie...

      Usuń