KULTURA jedzenia

Na powstanie tego posta wpłynęło pewne zdarzenie. Otóż parę dni temu umówiłam się ze znajomą na obiad, w jednej z moich ulubionych restauracji. Ja zapraszałam, więc musiałam się postarać, by miejsce odpowiadało również znajomej. Dawno się nie widziałyśmy, było sporo do obgadania, a my miałyśmy dużo czasu. Obiecywałyśmy sobie, że będzie przyjemnie. Spotkałyśmy się na miejsce, złożyłyśmy zamówienie. Rozmawiając, rozglądałyśmy się po sali i obserwowałyśmy gości. Była to część naszego rytuału, po której wymieniałyśmy się opiniami.

I wiecie, nie zawiodłam się. Kilka stolików dalej siedziało niewielkie grono facetów, głośno się zachowujących (nie pili alkoholu). Zakłócali atmosferę. Ale nie to zwróciło naszą uwagę, raczej ich sposób jedzenia. Byli po prostu obrzydliwi. Oszczędzę Wam szczegółów, opisując je, pewnie nie dokończyłabym pisania postu. Obie wpadłyśmy na pomysł, bym opisała to zdarzenie, lekko je zabarwiając szczyptą Historii. Ja na to - mówisz i masz. Pomimo tego incydentu, wyszłyśmy z lokalu zadowolone. Jedzenie jak zawsze było pyszne.

A teraz do rzeczy - niech głos zabiorą pradawni:

Erazm z Rotterdamu - "De civilitate morum puerilium" - 1530r.

"Nie zanurzaj pierwszy ręki w półmisku, który właśnie podano nie tylko, dlatego że zdradzasz swą żarłoczność, lecz również, dlatego że jest to często połączone z niebezpieczeństwem. Jeśli bowiem ktoś nie spróbowawszy bierze do ust coś zbyt gorącego, musi to wypluć lub sparzy sobie podniebienie przy połykaniu. Jedno i drugie budzi zarówno śmiech, jak i politowanie oraz dalej Tylko nieokrzesany chłop zanurza palce w sosie. Bierze się to, na co się ma ochotę, nożem i widelcem, nie gmerając po całym półmisku, jak to robią łakomcy, lecz biorąc to, co akurat leży przed tobą".

Kraków - "Wiersze" o obyczajach chłopców - 1533r.

"Jać radzę, abyś się miał strzec, 

łakomo jako żarłok jeść. 

Ściągaj twoje wargi jedząc, 

jedz cudnie, nie kląskaj żwiąc. 

Aczkolwiek starzy leżeli, piersi o stół podpierali, 

alić ten to niniejszy czas, prosto już siedzieć naucza nas […], 

Trzema palcami jeść masz brać, 

wielkich sztuk nie masz ukęsać[…] 

Dwu w gębę na raz nie masz kłaść, 

a z obu stron je nie żwać".


C. Calviaca -"Civilité" - 1560r.

"Niemcy posługują się raczej łyżką jedząc zupy i wszelkie płynne potrawy. Włosi natomiast widelcem. Za się Francuzi jednym i drugim jak im się podoba i jak jest im wygodniej. Włosi na ogół wcale nie dbają o to, by każdy miał swój nóż. Ale Niemcy przykładają do tego szczególną wagę, i to tak dalece, że są bardzo niezadowoleni, gdy sięga się po nóż leżący przed nimi lub się o ich nóż prosi. Francuzi przeciwnie: liczne towarzystwo przy stole posługuje się dwoma lub trzema nożami i nikogo nie wprawia to w zakłopotanie, gdy musi prosić o nóż, wziąć go lub użyczyć, jeśli takowy ma".

Kulturę zachowania się przy stole i kulturę samego jedzenia, odbierano kiedyś jako formę rozrywki, szczególnie przez wysoko urodzonych. Gościnność, czyli częstowanie gości "dobrym i obfitym jadłem" była demonstracją swojej pozycji społecznej, poziomu życia, a czasami było to zdobywanie zwolenników. Tak było w średniowieczu, kiedy o sztućcach mało kto słyszał, zatem ich używanie było bardziej demonstracją właśnie, niż przyjętą praktyką. W owym czasie bowiem, jedynie król mógł używać "tych śmiesznych acz dekoracyjnych narzędzi". 

Bywało jednak, że i sam król jedząc posługiwał się palcami, choćby Ludwik XIV, a mimo to zmiany były nieuniknione. W Polsce na przykład, do połowy XVII w. również jadano przy pomocy rąk. "Palcami chwytano porcje ze wspólnej misy, starając się w miarę możliwości o schludność i czystość podczas jedzenia". Porcje mięsa krojono nożami, a bogatsi coraz częściej jedli sosy i zupy łyżką. Gdy wiek XVII chylił się ku końcowi, najbogatsi zaczęli uważać, że jedzenie ze wspólnej miski i wspólnymi sztućcami jest rzeczą co najmniej niecywilizowaną i nietaktowną. 

O potrzebie używania swoich sztućców, w XVIII w. Jędrzej Kitowicz pisał tak: 

"Nożów i widelców u wielu panów nie dawano po końcach stołu, trwał albowiem długo ... zwyczaj, iż dworzanie i towarzystwo, a nawet wielu z szlachty domatorów nosili za pasem nóż, jedni z widelcami, drudzy bez widelców, inni zaś prócz noża za pasem z widelcami miewali uwiązaną u pasa srebrną, rogową lub drewnianą... łyżkę w pokrowcu skórzanym,... przeto póki taka moda trwała, miano za dość pośrodek stołu opatrzyć łyżkami, nożami i widelcami, wiedząc, że ci którzy zasiędą końce stołu, będą mieli swoje noże i łyżki... Jeśli zaś, który nie zastał u stołu łyżki gospodarskiej i swojej nie miał, pożyczał jeden u drugiego, skoro ten, rzadkie zjadłszy, do gęstego się zabrał, albo zrobił sobie łyżkę z skórki chlebowej, zatknąwszy ją na nóż, co nie było poczytane za żadne prostactwo w wieku wykwintnością francuską nie bardzo jeszcze zarażonym, czyli nie wypolerowanym".

By być dopuszczonym do stołu przez tzw. "wyższe sfery", trzeba było być obytym towarzysko, trzeba było posiąść "znajomość etykiety" - to były kryteria wg których oceniano kandydata. Gdy ich nie dotrzymywano, niejednokrotnie nawet kariery ulegały załamaniu, co świadczyło o utracie protekcji "dystyngowanych osób" i tym samym w owym czasie, niosło za sobą inne rozmaite trudności. A więc w towarzystwie warto było - zachowywać się, co nie zmieniło się do dzisiaj. Jednak niemal zawsze, gdziekolwiek bywamy, można natknąć się na niechlubne "wyjątki". 

Zmiany obyczajów na świecie przebiegały bardzo powoli. Zanim objęły wszystkie warstwy społeczne, minęło wiele pokoleń. Decydującym momentem okazała się Wielka Rewolucja Francuska. Jej pokłosiem były zmiany świadomości społecznej, przemiana obyczajów i zachowań przy stole. W Polsce w kulturze jedzenia przełomem był XVIII i XIX wiek. W życie wchodził nowy obyczaj - osobne talerze, z czasem i osobne sztućce, a nawet osobne serwety. Z czasem goście nie musieli przynosić już swoich "narzędzi".

Jednak w chłopskiej chacie, w latach 40. XX wieku, jeszcze jedzono ze wspólnej misy i drewnianymi łyżkami, a jedyny widelec należał do gospodarza, który to gospodarz jadał wyłącznie ze swojego talerza. U mojej Babci tak było. Pamiętam dużą michę zupy lub kartofli z sosem i dużą chochlę. A były to lata 60. tego samego wieku. Czyli stosunkowo nie tak dawno. Pamiętam całą tę celebrę przy jedzeniu. Od stołu można było odejść, gdy Babcia pozwoliła. Ona wtedy rządziła. Ona wtedy była gospodarzem.

A jak jest dzisiaj? Czy używanie swoich sztućców jest demonstracją? Czy jest oznaką zamożności, albo lepszej znajomości etykiety? Owszem, obowiązują wprawdzie zasady savoir vivru przy stole, jednak co kraj to obyczaj. W naszej szerokości geograficznej jada się przy pomocy sztućców, w innej przy pomocy palców. I spróbuj się nie przyporządkować, gromy na głowę posypią się natychmiast. Jadąc więc w egzotyczne strony naszego globu, lepiej jest zapoznać się z tamtejszymi obyczajami. By czasem nie obrazić gospodarza.

Nie musimy też przynosić swoich osobistych sztućców. Gdziekolwiek jesteśmy zapraszani, lub gdy idziemy do restauracji, dostajemy ichni komplet sztućców. Taką pod tym względem mamy dzisiaj cywilizację, bo cywilizacją należy nazwać również kulturę jedzenia. Jednak każda społeczność na swoim podwórku, ma swoją. Nawet w obrębie jednego kraju. Czy będzie ona ewoluować i w jakim kierunku miałoby to pójść? Czas pokaże. Może w tej akurat dziedzinie, Historia zatoczy koło? Wszystko jest możliwe.

Z życia wzięte - w restauracji jadamy kurczaka przy pomocy sztućców, by kulturalnie i elegancko było. W domu już tak się nie staramy, kurczaka bierzemy palcami, które potem oblizujemy. Fakt.

I na marginesie - pewien młody wiekiem i bardzo zarozumiały polski polityk niedawno nas poinformował, że to Polacy nauczyli Francuzów "jeść widelcem". Z mojej skromnej wiedzy wynika, że jednak było odwrotnie. Chyba, że czegoś nie wiem. 

2 komentarze:

  1. Wypada mi tylko podziękować losowi, czy komu tam innemu, że urodziłam się w odpowiednim czasie i w odpowiednim miejscu... Jedzenie palcami ze wspólnej misy??? Fuj, to nie dla mnie... Za obrzydliwa jestem, cokolwiek to znaczy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha... otóż to. Nasze wewnętrzne odczucia nie pozwalają obcować z takimi zachowaniami. Też jest to dla mnie obrzydliwe i też dziękuję (komu tam trzeba), że urodziłam się w tej szerokości geograficznej, a nie innej. Z drugiej strony, gdybyśmy miały do czynienia z takimi obyczajami, pewnie jedzenie rękami nie byłoby nam niemiłe. Ale nie ma co gdybać...
      Zaznaczyć muszę, że wciąż jestem czuła na nieetyczne zachowania przy stole. Tak mi już zostanie.
      Pozdrawiam wieczornie...

      Usuń