Coraz mniejszy wpływ ma na nas konserwatywny i tradycyjny wzorzec. Wyszukiwane są nowe, alternatywne formy, podyktowane potrzebą konieczności dokonania wyboru. Powstaje nowa rzeczywistość społeczna, w której coraz bardziej do głosu dochodzi indywidualizacja. W pełnym tego słowa znaczeniu. W efekcie czego mamy do czynienia z procesem zmian kulturowych. Indywidualiści niemal każdą sprawę traktują jak interes. Kalkulują plusy i minusy. Analizują szanse i zagrożenia. Szacują straty. Mówię o młodych dobrze wykształconych osobach, mało wiedzących o trwałych związkach, za to mających wysokie oczekiwania wobec przyszłości.
Wykształcenie, dobre zarobki, ugruntowana pozycja zawodowa i towarzyska, ustalone kryteria wg których ma rozwijać się ich życie, to ich wizytówka. Do szczęścia brakuje partnera, ideału stworzonego wg własnych wyobrażeń. Wiele cech ma tu decydujące znaczenie, jak wygląd, wykształcenie, inteligencja, ambicja, obycie, ciekawa osobowość, pracowitość, ogólna atrakcyjność, pasje, zainteresowania, i tak dalej. To kilka cech, którymi partner powinien imponować. Często spotykana opinia - taki ktoś to "człowiek, który realizuje się w czymś interesującym, dowcipny, ciekawy życia, a nie sierota, który siedzi w domu, ogląda „Kiepskich” i narzeka, że cały świat jest do kitu”.
Taki ktoś musi mieć światopogląd przynajmniej zbliżony do światopoglądu potencjalnego partnera czy partnerki. Nie ma mowy o diametralnych różnicach politycznych i religijnych. Bywa, że od kandydata oczekuje się zupełnie odmiennych cech, takich, by były uzupełnieniem cech drugiej osoby. A dodatkiem do całości powinny być jeszcze cechy takie, jak dobroć, mądrość, zaradność, poczucie humoru, wyrozumiałość, umiejętność znalezienia się w każdej sytuacji. Facet życzy sobie mieć partnerkę, która ma to "coś", a facetka życzy sobie mieć partnera, który przynajmniej ma samochód, skoro ona auto ma. Istny koncert życzeń.
Oboje pragną poczucia bezpieczeństwa, komfortu i stabilizacji życiowej. Fajnie by było, żeby ten partner był fajny, rozsądny, łagodny, i żeby po prostu dawał żyć. W związku wg nich, istotne jest też poczucie niezależności, swoboda w decydowaniu o sobie, a życie ma być bezproblemowe i koniecznie z domieszką adrenaliny. To warunki, dzięki którym partnerstwo będzie jeszcze bardziej udane. Istny koncert życzeń. Gdyby się tak jeszcze zastanowić, to ta lista życzeń stałaby się o wiele dłuższa. Fajnie jest samemu grzać się w blasku "świetności" swojego partnera. To nieźle dowartościowuje. I jest jakże śliczniutką wisienką na jakże idealnym życiowym torcie.
Im więcej tych zachcianek pod adresem drugiej osoby, tym bardziej wyidealizowany wychodzi nam obraz. Wyidealizowany. Czy jest ktoś na tym pięknym świecie, kto spełnia te wszystkie życzenia??? Wybór partnera, to nie wybór kiecki w dobrze zaopatrzonym sklepie. Wybór partnerki, to nie wybór super bryki w nowoczesnym salonie samochodowym. Dlaczego młodsze pokolenia (ale nie tylko) tak właśnie podchodzą do wyboru partnerów? Bo żyją według nowego wzorca, czyli konsumpcyjnego podejścia do życia. Innego nie znają. Na wolnym rynku wybór towaru jest tak duży, że trudno się zdecydować. A skoro tak, to i wymagania się mnożą.
A skoro wymagania się mnożą, to w końcu nie wiadomo co/kogo wybrać. Cała impreza wielokrotnie kończyć się może niepewnością, co do trafności wyboru. Bo kto wie, czy w innym miejscu nie trafi się na lepszy "model"? Tego niestety nikt nie zagwarantuje. Po co więc tyle zachodu? Nie lepiej żyć w pojedynkę? Być singlem czy singielką? Poszukiwanie drugiej połówki to dzisiaj ciężka praca. Zanim kogokolwiek się znajdzie, po drodze doświadcza się wielu zawodów i pomyłek. Traci się cenny czas. Ci, na których się trafia, zazwyczaj gadają tylko o sobie, albo szukają opiekunki/matki, co będzie robiła za nich wszystko. Nieudacznicy. Pech, czy co?
Niektóre dziewczyny twierdzą, że są szczęśliwe, że żyją w równych satysfakcjonujących związkach, ale czy to do końca jest prawdą? Dla tych, które mają pecha, nie do uwierzenia jest fakt, że można trafić na faceta w pełni i pod każdym względem zaangażowanego w związek. Osobiście uważam, że na świecie żyje wiele szczęśliwych par, wierzę, że w tym zwariowanym świecie można spotkać swoją połówkę jabłka. Ale wiem też, że pary te stanowią znakomitą mniejszość w społecznościach. Ponieważ tak trudno jest spotkać wymarzonego partnera, zadowalamy się takim, który choć częściowo zdolny jest spełnić nasze oczekiwania.
Świat pędzi do przodu i zajęty wprowadzaniem zmian nie ogląda się za nami, nie zwraca uwagi na nasze indywidualne potrzeby. Z nimi musimy radzić sobie sami i po swojemu. Czy to szukając nieistniejącego ideału, czy zadowalając się jego namiastką. Zmęczeni tym poszukiwaniem, ostatecznie kończą jako single. I przyznają, że życie w pojedynkę to wielka sztuka, bo zbyt mocno wciąż tkwi w nich wizja romantycznej miłości. Niespełnionej romantycznej miłości. Zostają więc singlami z wyboru. Ich głównym zajęciem staje się koncentrowanie na swoich potrzebach. Jednocześnie potencjalnym przyszłym partnerom stawiają poprzeczkę coraz wyżej.
Taką postawę otoczenie akceptuje, bo twierdzi, że w dobie internetu znalezienie wymarzonego partnera jest możliwe. Jeżeli nie uda się za pierwszym razem, to może za drugim, trzecim... i... kolejnym? W świecie zmian zbyt długa pogoń za szczęściem, niekoniecznie kończy się oczekiwaną miłością. Zamiast niej wiele kobiet doświadcza ciężkiej traumy i ostatecznie decyduje się na życie w świecie bez mężczyzn. Jest wiele różnych opinii traktujących o samotnym życiu. Jedne mówią, że grozi to utratą zdrowia, inne, że bywa wręcz odwrotnie. Ja powiem, że życie w pojedynkę niekoniecznie musi świadczyć o tym, że człowiek jest sam.
Środowisko rodzinne, zawodowe czy towarzyskie, powodują, że ani przez chwilę nie jesteśmy sami. Te środowiska wypełniają nasze życie swoim. Kiedyś, jedna z moich dobrych znajomych jechała służbowo pociągiem do Warszawy. Dosiadł się pasażer, z którym po chwili nawiązana rozmowa skończyła się w kawiarni na dworcu. Z pośpiechu nawet nie wymienili się telefonami. Minął rok. Znowu moja znajoma jedzie do Warszawy i znowu przysiada się do Niej ten sam pasażer. Opowiedział, że przez cały rok regularnie jeździł pociągiem na tej trasie, by Ją spotkać. Są do dzisiaj razem. Gdy Go spotkała pierwszy raz miała 48 lat.
Jest dużo znanych "złotych" porad i definicji szczęścia. Dowiadujemy się z nich, co należy robić, by spotkać swoją połówkę. Według tych rad, należy uczestniczyć np. w grupach wsparcia czy na innych specjalistycznych warsztatach, gdzie można się dowiedzieć, jak poznać, że to miłość życia. Jak poznać? - ano poprzez wzajemne zaangażowanie, gotowość do pracy nad związkiem, szacunek dla drugiej osoby i jej potrzeb, zaufanie, okazywanie wsparcia, akceptację, potrzebę wyrażania uczuć i poprzez chęć komunikacji i częstego przebywania z drugą osobą. Nawet nie będę tego komentować, wszak dr Google wszystko wie.
Mnie ktoś kiedyś powiedział, że aby spotkać swoją miłość trzeba sobie samej pomóc, że trzeba pomóc tej miłości (cokolwiek to znaczy). W moim przypadku miłość mojego życia sama do mnie przyszła. Dosłownie. Był to przyjaciel mojego brata. Nie mieliśmy w stosunku do siebie wygórowanych życzeń. W sumie nie mieliśmy czasu zastanawiać się nad tym, bo już przy pierwszym spotkaniu skry posypały się jak z hutniczego pieca. I tak zostało. Uczenie się siebie nawzajem, problemy życia i nauka dorosłego zmagania się z nimi, obustronna tolerancja, szacunek, zaufanie i cierpliwość, to wszystko cementuje uczucie i daje gwarancję dobrego życia.
To cementuje i daje gwarancję, ale nic nie ma za darmo. Ile pracy trzeba włożyć, by związek dwojga ludzi okazał się udany? Uważam, że trzeba całe życie nad tym pracować. Bez ani chwili przerwy. To odpowiedź na pytanie, dlaczego tak mało par jest ze sobą szczęśliwych. Młode pokolenia inaczej podchodzą do tego tematu. Chcą jak najszybciej osiągnąć wszystko co się da. Chcą konsumować wszystko co jest w zasięgu ich rąk. Chcą jakościowo mieć wszystko z najwyższej półki. Miłość i szczęście traktują podobnie. Jak towar ze sklepu.
Jesteśmy świadkami zmian. Patrząc na nie z boku mam wrażenie, że nie mają one nic wspólnego z wartościami, jakie poznawałam będąc w wieku dzisiejszej młodzieży. Tematów t a b u już nie ma. Autorytety wyginęły jak dinozaury. Miłość i szczęście co innego dzisiaj znaczą. Nastał czas nowych wartości. Czy nam się to podoba, czy nie.
Obrazy: *Internet
Zgadzam się ze stwierdzeniem, że udany związek to sztuka kompromisów. Każdy z nas jest inny... zresztą trudno się spodziewać, że będzie taki sam, więc umiejętność akceptowania drugiego człowieka takim, jaki jest, to cenna zaleta.
OdpowiedzUsuńMyślę także, że nie należy szukać. Ze swojego doświadczenia wiem, że im więcej się szuka, tym mniej się znajduje. Dopiero odpuszczenie znalezienia na siłę, przynosi spełnienie.
Nie wiem na czym to polega, ale działa :)
Pozdrawiam Cię serdecznie, Polonko...
Wyobraź sobie Droga Pani Ogrodowo, co by było, gdybyśmy będąc młode wiedziały wtedy to, co wiemy dzisiaj. Taka jest różnica między naszym pokoleniem a młodymi. Ta wiedza jest dopiero przed nimi. Muszą sami dojść do tego czego tak naprawdę chcą.
OdpowiedzUsuńPodzielam Twoją opinię co do kompromisów, akceptacji i wstrzemięźliwości w poszukiwaniu szczęścia.
Pozdrawiam serdecznie... Polonka54
Szczerze powiedziawszy, gdy obserwuję co dzieje się na świecie, zwłaszcza w relacjach, stylach bycia i pracy , to nie zazdroszczę młodym poszukiwania drugiej połówki. Z drugiej strony, ktoś kiedyś powiedział, że lepiej długo szukać, niż znaleźć szybko i potem żałować...
OdpowiedzUsuńTeż im nie zazdroszczę, jednak zauważam ich nieco zdystansowaną postawę w kwestii powyższego tematu. Ciekawe skąd się to bierze? Może się mylę, ale ponieważ życie pędzi i przecieka im przez palce, młodzi zmieniają priorytety. Miłość i szczęście nie są u nich na pierwszym miejscu. Tak to widzę.
UsuńPozdrawiam Jotko serdecznie...
Wydaje mi się że teraz młodym dużo trudniej dokonywać dobrych wyborów. Wszystko się przewartościowało i naprawdę trzeba mieć dużo szczęścia.... aby być... szczesliwym
OdpowiedzUsuńStokrotka
Bardzo fajnie to powiedziałaś Stokrotko. Że powtórzę po Tobie - "trzeba mieć dużo szczęścia.... aby być... szcześliwym". A że młodzi mają trudniej? Owszem, tylko, że każde pokolenie ma na swój sposób trudno.
UsuńPozdrawiam serdecznie Stokrotko...