KAŻDY niesie swój krzyż

Gdy byłam czynna zawodowo, nie miałam za bardzo czasu na rozkminianie tego czy owego. Pracowałam sobie i już. Pracowałam tak, jak to sobie wymyśliłam, na swoim, nie na państwowym. Mimo, że w owym czasie mieliśmy do czynienia z niezwykle wzmożonym trendem na uzależnienie się od państwowego nadzorcy. Każdy miał jakiegoś kierownika nad sobą i był rozliczany z każdej wypitej kawy. To akurat zrozumiałam szybko i w stosownym momencie udało mi się pójść na swoje. Ale zanim to się stało, różnymi ścieżkami zawodowymi chadzałam.

Wokół mnie było sporo osób, wśród których jedne wolały być zatrudnione, mieć płacony ZUS, określone godziny pracy i resztę dnia wolnego, przeznaczanego na życie rodzinne. Były też marzące o własnej inicjatywie. Same chciały decydować o sobie pod każdym względem. Mowa o tak zwanym samo zatrudnianiu się. Gdy zabierasz się za to pierwszy raz, nie masz pojęcia co cię czeka. Wiele razy potem wkurzałam się, że ZUS rośnie, że te podatki trzeba płacić. Wkurzałam się, ale płaciłam. Nigdy nie byłam winna fiskusowi ani złotówki. Jako jednoosobowa działalność dawałam radę. 

Dawałam, bo uwielbiałam to co robiłam. No i byłam sumienna. Nic mnie nie było w stanie zniechęcić czy doprowadzić do takiego stanu, by rzucić to wszystko w diabły i zatrudnić się gdzieś, jak moi znajomi. Bywałam zmęczona, nieraz bardzo, bo moja praca była wyczerpująca fizycznie, jednak nie wydawała się być bezsensowną i co najważniejsze oprócz satysfakcji, miałam możliwość zarabiania dobrych pieniędzy. Ucierpiało oczywiście na tym moje życie towarzyskie, ale akurat to mnie nie martwiło. Nagadywałam się tyle w pracy, że do domu, mimo natłoku rodzinnych spraw, wracałam odpocząć. 

Każdy/a miał/a swoje życie, swoją pracę, swoje inne zainteresowania i swoje zmartwienia, a wszystko to szczelnie zapełniało każdy nasz dzień. Nieraz po opłaceniu rachunków okazywało się, że w portfelu zostaje za mało pieniędzy, by dotrwać do pierwszego. Bywało, że miesiące finansowo były lepsze, jednak trzeba było nieoczekiwanie wydać pieniądze na dzieci, na ich szkołę, kupić to czy tamto. Wszyscy miewali i niestety wciąż miewają podobne kłopoty, prawda? Gdy na emeryturze masz każdego miesiąca do dyspozycji stałą określoną sumę pieniędzy, a nie wiesz co cię czeka, czy zdrowie nie zaszwankuje, albo czy lekarstwa nie zdrożeją, martwisz się.

Życie na emeryturze pod tym względem jest inne od tego, kiedy było się czynną zawodowo osobą. Gdy pracowałam, nie brakowało pieniędzy, gdy jestem na emeryturze i mam określoną jej kwotę, inaczej nią zarządzam. Gdy pierwszy raz złapałam się na tym, że mimo dobrej emerytury, muszę jednak uważać, jak i na co wydaję pieniądze, mocno mnie to zastanowiło. Nie był to szok, ale jednak mną wstrząsnęło. Gdy młodej osobie zabraknie grosza, idzie po ratunek do rodziców. Pożycza pieniądze na wieczne oddanie. Normalka, bywa tak przecież między dziećmi i rodzicami. A co gdy zabraknie emerytowi? Co wtedy ma robić?

Emeryt uczy się wtedy planować, jak wydawać pieniądze, bo nie ma się do kogo zwrócić o drobną pożyczkę. Zazwyczaj tak jest. Piszę o tym, ponieważ, mimo że nie mam powodu do narzekania, to widzę jak jest trudno mniej uposażonym koleżankom i kolegom po "fachu". Gdy stoję w sklepie w kolejce do kasy, różnych obrazków jestem świadkiem. Bywa, że dorzucam się do rachunku obcej osobie, której akurat brakuje paru złotówek. Nie zbiednieję przez to. Dorzucam się, bo zaraz moja wyobraźnia podpowiada mi, że może się to samo zdarzyć mnie. Nawet nie mamy pojęcia, ile osób jest tak naprawdę w potrzebie. 

Nie mamy, bo niektóre z nich nie przyznają się, że mają tego typu kłopoty. Może nie potrafią planować? A może się wstydzą? Może. Życie pokazuje, że mimo małej emerytury wiele osób musi sobie radzić jak potrafi najlepiej, musi się nauczyć, że jedynym priorytetem jest zdrowie. A skoro zdrowie, to w takim razie trzeba zrezygnować z wielu innych rzeczy. Niemniej ważnych. Protestuję, protestuję, protestuję! Protestuję przeciwko takiej sytuacji, w której emeryt zmuszony jest z czegoś zrezygnować, bo ma za małą emeryturę. Nie dorobi więcej pieniędzy, bo jest za stary! Swoje w życiu zawodowym już zrobił! 

Każdy/a emeryt/ka chce spokojnie żyć! Nie chce do końca życia martwić się brakiem pieniędzy! Niby w tej kwestii rządy coś tam robią, ale te działania wciąż są niewystarczające! Jasne, że można żyć skromnie, ale wybaczcie, na dłużej mało kto to wytrzymuje. Nawet gdy rząd da jakąś podwyżkę, zaraz jak za dotknięciem różdżki, drożeje życie. Ceny rosną, lekarstwa drożeją, a moja sąsiadka dostała ostatnią podwyżkę emerytury rzędu ok. 70 złotych. Fakt, nie musi sobie kupować ciuchów, butów, nie lata regularnie po kinach teatrach czy restauracjach. A mimo to, brakuje. Brakuje Jej każdego miesiąca.

To pani, która pracowała w jednym z miejskich urzędów. Wydawało się, że za lata pracy dostanie dobrą emeryturę. Jednak nie, żyje sama z jednej emerytury, za którą musi opłacić rachunki i żyć. Jak wiele osób z tej społecznej grupy, jest w trudnej sytuacji. Mimo zapewnień, żaden rząd nie wymyślił jeszcze sensownego rozwiązania, wciąż tylko mamy łatanie dziur, sztukowanie problemu, a nie jego rozwiązywanie. Emeryci giną w tłumie społecznych potrzeb. Z samej góry nie za bardzo nas widać. Owszem, jest gadanie, ale tylko gadanie. Politycy już dawno oswoili się z tą myślą, że problem emerytów, to wieczny problem.

Góra udaje, że się tematem zajmuje, a na dole emeryci pozostawieni samym sobie, popadają w coraz większe frustracje. Z ilu rzeczy muszą jeszcze rezygnować, by przeżyć do kolejnego pierwszego? Gdy siedzę w przychodni czekając na wizytę u lekarza, to się nasłucham. Gdy ludzie opowiadają o swoich przymusowych ograniczeniach, jakkolwiek by to nie brzmiało, opowiadają to tak, jakby stracili już chęć do życia. Gdy potem wracam do domu, nie mogę się uspokoić. Nie mogę, bo dociera do mnie, jaką porażkę ponoszą rządzący. I wiecie co? Za żadne skarby nie chciałabym być na ich miejscu.

Nie chciałabym i nie mogłabym, a ze względu choćby na moją nadwrażliwość nawet bym się nie nadawała do tej roboty. To tak na marginesie. Słowem, mamy swoją rzeczywistość, która prędzej czy później bezlitośnie dopada nas jak np. moją sąsiadkę. Z powodu niesprzyjających sytuacji, zmian losowych, niechcianych czy nieoczekiwanych zdarzeń, zmuszeni jesteśmy być w pojedynkę za siebie odpowiedzialni. Gdy widzę starszą panią, przyzwoicie ubraną, grzebiącą w śmietniku to krew mnie zalewa. I wtedy pytam siebie w myślach, czy to samo życie tak z nas szydzi? 

Rzeczywistość w takiej postaci mnie przytłacza. Niby jest jaka jest, niby musi taka być, jednak ja się z tym nie zgadzam! Nikt nie musi przez tę próbę przechodzić, prawda? Prawda?  A jednak wiele osób tego smutnego losu doświadcza, a ja nie potrafię przejść nad tym do porządku dziennego. Toczą się dyskusje o poprawie jakości życia na emeryturze, odkąd pamiętam. Na razie nic z nich nie wynika. Gdy byłam młoda, temat jakby mnie nie dotyczył, jednak wciąż nade mną wisiał. Nieuchronnie. Wreszcie mnie dopadł. Jak każdą osobę przede mną i jak każdą po mnie dopadnie. I nie wstydzę się tego. Nie wstydzę się o tym głośno mówić i pisać.

To wręcz konieczność, bo każdego czeka los emeryta. Ja akurat cieszę się, ponieważ dobrze mi idzie bycie emerytką. Uważam ten moment za szczęśliwy dla mnie. Ogólnie dobrze się czuję i cieszę się, że mogę wolny czas spędzać jak chcę, że mogę robić to co sprawia mi przyjemność, póki co bez większych zmartwień. Chciałabym, by każdy starszy człowiek mógł to samo powiedzieć. Jednak żyjący obok mnie inni seniorzy nie mają tak dobrze. Zmuszeni są do nauki sztuki przetrwania w dżungli mało elastycznego świata polityki. Jechanie na lekach, czy odwiedzanie jeden po drugim gabinetów lekarskich, nie każdego uszczęśliwia.

By tego uniknąć, należy chociaż samemu dbać o siebie pod każdym względem, zawsze i przez całe życie. W ramach dostępnych możliwości. Ponieważ nikt tak o nas nie zadba, jak my to zrobimy.


Obrazy: *Internet *Pozytywniej.pl 

4 komentarze:

  1. Starosc jest wujowa i moze gdyby mnie bylo stac na odpoczynek pod palmami, byloby lzej, tymczasem pewnie przyjdzie mi pracowac do smierci, bo moj rzad woli uszczesliwiac pasozyty z calego swiata.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i widzisz... jak układa się to życie. Pracujesz ponad normę, a i tak wciąż jest za mało kasy. Pewnie, ja też chciałabym leżeć pod palmami, symbolicznie rzecz ujmując, bo akurat ja nie byłam i nie jestem wymagająca. Cenię sobie po prostu spokój i ten styl życia jaki prowadzę. Jednak oburza mnie, że z naszych pieniędzy utrzymuje się pasożytów. Oburza mnie, że rządy jeden przez drugi, wręcz ścigają się w tej dla nich pomocy. Pasożytom we łbach i nie tylko się przewraca, a Ty w tym samym czasie musisz zaiwaniać. I gdzie tu sprawiedliwość?
      Pozdrawiam serdecznie Pantero...

      Usuń
  2. Jesteś dobrym człowiekiem, Polonko. Rozumiem Twoją chęć pomagania innym, nawet w tak skrajnych sytuacjach jakie opisałaś, to znaczy na przykład przy tej sklepowej kasie.
    Ja mam bardzo podobną sytuację do Ciebie, nie mogę narzekać, kocham takie życie jakie teraz mam, ale też wkurza mnie roszczeniowość niektórych grup, które uważają, że "im się należy". Nawet w dalszej rodzinie mam osobę, która ma szczątkową emeryturę i ciągle na nią narzeka, ale wtedy kiedy ja przez tyle lat codziennie wcześnie rano wstawałam na 8 godzin do pracy, ona siedziała w domu i w przypływie dobrego nastroju i potrzeby wstukiwała trochę danych w komputerowy program finansowy. W ciepłym szlafroku i wygodnych kaputkach, bez stresu... bez dojeżdżania... ech... Nie ma o czym mówić, a raczej pisać :)
    Świat jest niesprawiedliwy i niewiele z tym możemy zrobić, a właściwie my to nic :) Uściski...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż... my akurat należymy do osób, które są zadowolone z życia, nie narzekamy. Ale prawdą jest, że osoby które nie starały się o lepszą przyszłość, narzekają jakby były nie wiadomo jak skrzywdzone. Też znam parę osób, które siedziały w domu zamiast pracować, nie myślały o przyszłości, teraz mają nie za wesoło. Ale ogólnie rzecz biorąc, za wieloletnią pracę, którą staramy się wykonywać jak najlepiej (ja się starałam), należy się naprawdę dobra emerytura. Taka na miarę otaczającej nas rzeczywistości. Taka, by nie martwić się, że nie będzie nas stać na leki, które drożeją bez końca. Taka, by można było spokojnie spędzić resztę życia. Niestety są wśród nas osoby, które nie ze swojej winy mają za małą emeryturę. I wiesz Iwonko, uważam, że to nie świat jest niesprawiedliwy, a ludzie od których zależą nasze żywotne sprawy. Ech...
      Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie...

      Usuń