"WIDOK z OKNA"

                                             "Widok z okna" Edward Hopper

Podobno to, co widzimy za oknem, bardzo wpływa na nas samych, na nasze samopoczucie i na nasz sposób w jaki postrzegamy świat. Ponieważ jesteśmy świadkami zjawiska społecznej izolacji właściwie wyłącznie na własne życzenie, mamy okazję przekonać się, jak ważną częścią naszego życia są na przykład okna. Doświadczyć społecznej izolacji we współczesnym świecie, poznać na  własnej skórze to zjawisko, to innymi słowy zmienić/poddać się niezbadanej tak do końca rzeczywistości. Jakże nowej a zarazem jakże dla wielu dobrze znanej. 

Gdy do tego dodamy zmaganie się z poczuciem samotności, wynikającej w naszym życiu też z wielu powodów, widok jaki otrzymujemy nie nastraja nas pozytywnie. Ciąży, dusi w zarodku wszelką chęć wykaraskania się z tego kręgu beznadziei. Stan taki był i wciąż jest opisywany przez Naukę, a nawet uwieczniany na malarskich płótnach. Temat nie jest łatwy do ogarnięcia, a jednak zawsze znajdzie się ktoś odważny na tyle, by zmierzyć się z nim patrząc przez pryzmat np. własnej emocjonalności. Mają tak malarze, mają tak poeci i niektórzy pisarze.

Ich twórczość aż nazbyt często okazuje się być wnikliwą, aktualną i jakże celną metaforą krajobrazu naszych emocji. Skusiłam się poeksperymentować nieco z tym tematem, biorąc za punkt wyjścia obraz Edwarda Hoppera "Widok z okna". Siadałam więc przy swoim oknie i obserwowałam. Siadałam o różnych porach dnia, a nawet wieczorami. I co zobaczyłam? Często były to prawie puste ulice, kilka idących postaci, razem lub osobno. Generalnie wzrok mój błądził po prawie pustych przestrzeniach. Ciekawsze moim zdaniem były wieczory. Wschód, albo zachód słońca. 

Nigdy się takim widokiem nie nacieszę, bo wciąż mnie zaskakuje swoją urodą. Na to zjawisko mogę się gapić godzinami i za każdym razem odnoszę inne wrażenia. Za każdym razem moje samopoczucie procentowało pozytywem. Nie mam takich odczuć, gdy patrzę na ulice mojego miasta. Nie mam, bo wciąż wydają się takie same, nie zaskakują czymś nowym. Obserwując ulice nie wpadam w melancholię tak, jak w nią wpadam obserwując zachód słońca. I mogę wtedy interpretować to co widzę tak, jak chcę, jak czuję. 


Prawie puste ulice mojego miasta nie zachęcają mnie do głębszych refleksji tak, jak zachęca mnie widok zachodzącego słońca i towarzyszące temu zjawisku niesamowite kolory. Widok taki powala, oszałamia, wzbudza we mnie podziw dla Natury. Chciałabym wtedy zobaczyć więcej, sięgnąć wzrokiem dalej, poza ramy mojego okna. Macie podobnie? Siadacie w swoich domach przy swoich oknach i obserwując co poza nimi, czujecie niedosyt? Właściwie niedosyt wszystkiego? Ja tak mam. Chciałabym widzieć więcej i wiedzieć więcej. Jestem tego głodna.

Moja ciekawość jest głodna, chronicznie głodna. Wiem, że jeden człowiek fizycznie nie jest w stanie wszystkiego ogarnąć, jednak dla mnie to żadne tłumaczenie. Ktoś powie, a po co mi to? Ano po to, by zwyczajnie być doinformowanym, bardziej uświadomionym i ubogaconym elementem wszechświata. Niewielu zastanawia się nad widokiem z własnego okna. Niewielu czuje mieć taką potrzebę. Ja ją mam. Dla mnie moje okno jest jakby w pewnym sensie przedłużeniem mojego średniej wielkości mieszkania, przedłużeniem na cały świat. 

Niektórzy takie widoki traktują na pewno jako oczywistą rzeczywistość. A przecież taki widok to jak kadr z filmu. Kadr dokumentujący właśnie tę rzeczywistość. Dzisiaj jest taki, a jutro będzie inny. W dobie pocovidowej izolacji, kiedy więcej czasu spędzamy w swoich domach, kiedy rzeczywistość zawodowa przytrzymuje wielu z nas w domach, widok z okna jest w stanie zmienić nasze samopoczucia. Udowodniono, że widoki z okna korzystnie na nas wpływają, że mają ogromny wpływ na jakość naszego życia, jakość pracy i wreszcie na samopoczucie. Bezcenne.

Nie trzeba się w temat wgłębiać filozoficznie, wystarczy wyjrzeć przez okno. Działa jak dobra terapia. Działa na wiele sposobów. Gdy patrzę przez okno, na mojej twarzy pojawia się uśmiech. I to wiele razy. A gdy pojawia się uśmiech, poprawia mi się usposobienie, poprawia mi się reakcja na świat i ludzi. Gdy pojawia się uśmiech, ludzie reagują na siebie, wyzwalają się wtedy pozytywne zachowania. Poobserwujcie ludzi, którzy uśmiechają się do siebie. Co się dzieje? Jakieś czary? Pytam zatem - jak daleko trzeba odejść, by dostrzec drugiego człowieka? 


Gdy spaceruję ulicami czasami widuję osoby oparte przedramionami na parapetach swoich okien i obserwujące zewnętrzne życie. Odsłonięta firanka umożliwia lepszy widok. W niektórych miasteczkach i na niektórych wsiach życie towarzyskie niejednokrotnie kwitnie przy oknach. A to podejdzie przyjaciółka, sąsiadka, albo ktoś znajomy i wymiana informacji krąży aż miło. I proszę nie mylić takiego zjawiska z podglądaniem czy jakąś znowu inwigilacją. W dobie przymuszonej izolacji człowiek tak samo jak kiedyś, łaknie kontaktu, komunikacji z drugą osobą. 

Widok z okna zapewnia ten komfort, inspiruje, kieruje naszą uwagę na najważniejsze wydarzenia współczesnego świata: od pandemii, po zmiany klimatyczne. Nawet mały kawałek świata, który widzę przez swoje okno, ma jakże kolosalny wpływ na mój osobisty rozwój. I ja tego nie bagatelizuję. Ktoś powie, że internet spełnia dzisiaj taką rolę, ale to też nie jest dla mnie argumentem. Lubię swoje widoki z okna i to się nie zmieni. Nie ma nudy. To tak, jak dla kogoś innego nie jest nudny kontakt przez internet. Takie czasy. 

Moje okno, Twoje okno, cudze okna, to miejsca dobre tak samo jak inne, do utrzymywania stałego kontaktu ze światem, do utrzymywania relacji międzyludzkich. To tak oczywiste, jak to, że każdego dnia słońce wschodzi i zachodzi. I aż prosi się tu pewna uwaga - że w dobie współczesnej społecznej izolacji, nieważne czym wymuszonej, taki widok z okna wyjątkowo spełnia nasze potrzeby. 


Obrazy: *Internet

6 komentarzy:

  1. Widok z okna jest ważny, dlatego cieszę się, że choć w oknie kuchennym mam rozległy widok.
    Gorzej od strony salonu, tu niestety widok blokowiska.
    Dla mnie okno, to jakby przedsionek długiego spaceru, sprawdzić, co na zewnątrz i wybrać się w drogę, zobaczyć, co ciekawego poza osiedlem...
    jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, ja mam akurat 4 okna przez które widać przekrój ulic, idących mieszkańców, sąsiadów dbających o swój skrawek ogródka, piękne duże drzewa. Bez względu na porę roku, widoki są arcyciekawe. Lubię wyglądać przez swoje okna, są dla mnie jakby oknem na świat.
      Pozdrawiam Cię Jotko serdecznie...

      Usuń
  2. Przez okno to akurat rzadko świat obserwuję. Ot spojrzę jaka pogoda. W przeciwieństwie do Jotki z kuchni mam widok na blok i wieje nudą ale z salonu przepiękny duży wolny obszar aż po horyzont kilka kilometrów dalej. I tu czasami patrzę w dal. Wolę jednak balkon i z niego obserwuję przeważnie gwiazdy wieczorami. Albo ludzi z psami na spacerze. Sam nie chodzę bo akurat mam kota.
    Jarek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to fajnie mieszkasz. Takie widoki nigdy się nie znudzą. Na niebo nocną porą też lubię patrzeć. Za każdym razem inaczej wygląda. :)

      Usuń
  3. Ja akurat z okna salonu mam najcudowniejszy dla mnie widok, bo jak się domyślasz, jest to widok na ogród. I rzeczywiście, mogę na ten widok patrzeć i patrzeć... i zawsze na czym innym zatrzymuję wzrok i nigdy mi się on nie nudzi. Ale przyszło mi do głowy inne wspomnienie. Jak jeszcze pracowałam, przez wiele lat miałam przez okno widok podobny do tego z obrazu... widok na podwórze aresztu śledczego. Czerwona cegła, zakratowane okna i jeszcze na dodatek z uwagi na strony świata, permanentny brak słońca. To było przygnębiające. Dobre jest w tym chociaż to, że nie patrzyłam często w to okno. Pracą się zajmowałam i to był jeden z niewielu plusów tego zajęcia :) Przytulasy ślę, Polonko...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Twój wspaniały ogród to skarb dla wielu wzrokowych doznań. Jest jak nagroda, którą sama sobie wypracowałaś. To wspaniałe. A widok na podwórze aresztu śledczego, to smutny widok. Teraz masz swój ogród i to się liczy.:)

      Usuń