ZROZUMIEĆ

Jedno wiem na pewno, żeby zrozumieć drugą osobę, trzeba by było wejść w jej skórę, poczuć jak to jest być sekowanym lub dyskryminowanym z jakiegoś powodu. Wiem też, że osobę sekowaną lub dyskryminowaną, może zrozumieć osoba będąca w podobnym położeniu. Jak w przypadku osoby grubej/otyłej, którą zrozumie druga gruba/otyła osoba. Uważam, że najbardziej profesjonalna wiedza psychologiczna i duże doświadczenie zawodowe specjalistów nigdy w pełni nie pomoże, ponieważ nawet doświadczony specjalista nie jest w stanie wyobrazić sobie, co przeżywa prześladowana osoba.

Dla doświadczonego specjalisty wszystko co wie, to tylko teoria. Tylko teoria. Zazwyczaj. Ból, rozpacz czy bezradność wobec problemu, znane są specjalistom ze szkoły, z prowadzonej praktyki zawodowej i z książek, które napisane zostały przez innych specjalistów, dla których opisywany temat również jest tylko teorią. Wszyscy w tym edukacyjnym łańcuchu pokarmowym - nauczyciele, dietetycy, trenerzy i różnej specjalności doradcy, medycy, posiadają raczej teoretyczną wiedzę, na bazie której wykonują swój zawód. Moim zdaniem, bardziej wiarygodnym specjalistą/doradcą jest osoba, która na własnej skórze przeżyła dany problem.

Osoba, która poznała co znaczy ból, rozpacz czy bezradność, z powodu defektu na który cierpi, wie mniej więcej jak to jest. Mniej więcej, ponieważ każdy przypadek jest przez kogoś indywidualnie przeżywany, nawet wtedy, gdy chodzi o tę samą przypadłość. Na dziesięć osób cierpiących na nadwagę, każda przeżywa problem po swojemu. Zatem każda osoba ze swoim problemem powinna być przez specjalistę diagnozowana indywidualnie. Przypadek każdej osoby powinien również być traktowany holistycznie, czyli przez pryzmat całego organizmu, czyli diagnoza pada w oparciu o ogólny stan zdrowia.

Tak na ogół nie jest. Dlaczego? Bóg raczy wiedzieć dlaczego. Współczesna medycyna za sprawą współczesnych medyków, zdąża w niewiadomym kierunku pod tym względem. Praktyka adeptów Medycyny i różnych jej kierunków, nie ma nic wspólnego z nauką, jaką ci adepci pobierali przez wiele lat. Niby uczą się tego samego materiału, niby praktykują w oparciu o te same narzędzia i wiedzę, a jednak co diagnoza, to w sumie porażka. Żeby było jasne, nie oceniam jedną i tą samą miarą wszystkich lekarzy i specjalistów, wiem, że wśród nich są prawdziwi fachowcy, jest jednak jakieś... ale. Jak zawsze zresztą. 

Tym >ale< może być pytanie - dlaczego medycy chorobowe przypadki interpretują wg własnego widzimisię, a nie wg wyuczonej i posiadanej wiedzy? Skąd bierze się ta ich pewność, że każdy z nich ma rację mimo tylu rozbieżności? Dlaczego tak bezmyślnie biorą na siebie odpowiedzialność za cudze zdrowie i kondycję psychiczną? Gdy jako trener źle doradzę podopiecznej osobie i z tego powodu poniesie ona uszczerbek na zdrowiu, to kogo za to winić? Gdy lekarz źle zdiagnozuje chorobę i przepisze pacjentowi nieodpowiednie leki, skutkiem czego pacjent poniesie uszczerbek na zdrowiu, to kogo za to winić? 

Gdy psycholog czy dietetyk, źle ocenią sytuację zdrowotną pacjenta w wyniku czego poniesie on uszczerbek na zdrowiu, to kogo o to winić? Temat odpowiedzialności, zazwyczaj skutecznie rozmywa się we mgle. Pacjent drugi raz nie pójdzie do niewiarygodnego lekarza czy specjalisty. Szuka pomocy gdzie indziej, albo leczy się sam. Kiedyś trafiła do mnie pani, która uciekła spod skrzydeł specjalisty, któremu wydawało się, że wszystko wie. Uciekła w ostatniej niemal chwili. Jej wyniki, o które poprosiłam by zrobiła, tylko potwierdziły moje obawy. Wszystko zmieniłyśmy.

Od początku zaczęłyśmy odbudowywać kondycję jej zdrowia. Zajęło to nam 2 lata, ale warto było. Gdy spytałam, dlaczego wcześniej nie zwróciła się do innej osoby o pomoc powiedziała, że myślała, że jest u specjalisty. To mnie nauczyło nie mieć zaufania do osób, przekonanych o własnej nieomylności i wszechwiedzy. Mamy XXI wiek, na co często się powołuję, mamy dostępne biblioteki czy internet gdzie można dowiedzieć się paru ciekawych rzeczy, a mimo to większość ludzi tkwi przy "nawiedzonych specjalistach" myśląc, że tak właśnie trzeba, że tak powinno być. A gdzie własny rozum?

Jeżeli pacjent czy osoba podopieczna zda się całkowicie i bezkrytycznie na swojego specjalistę, obojętnie kim on jest i czym się zajmuje, ryzykuje zdrowiem. Jeżeli nie sprawdzi wcześniej historii doświadczenia zawodowego wybranego specjalisty i odda się w jego ręce, może ryzykować zdrowiem. Tak jak ów specjalista winien na początku przeprowadzić wywiad początkowy, tak pacjent czy podopieczny winien dowiedzieć się, z kim ma do czynienia. Ta komunikacja zawsze działa w obie strony. Zawsze dla dobra obu tych stron.

Jeżeli specjalista posiada wiedzę tylko teoretyczną, winien dopełnić wszelkich starań zgodnych ze sztuką zawodową, którą wkuwał latami. A która to sztuka zawodowa uczy, by po pierwsze nie szkodzić. Gdy miałam do czynienia z teoretycznym wyzwaniem, starałam się zadać jak najwięcej pytań, by mieć jak najszersze spektrum wiedzy na temat zdrowia podopiecznej osoby. Uważam, że należy zadać z pozoru nawet najgłupsze pytanie, skoro nie znam na nie odpowiedzi. Bowiem im większa wiedza, tym skuteczniejsza pomoc/terapia.

Wtedy i tylko wtedy przybliżymy się do zrozumienia problemu pacjenta. Zrozumiemy. Ignorant zawodowy czy arogant nie tylko nie zrozumie, ale sam nie daje sobie szansy wczucia się w problem. Ktoś taki moim zdaniem nie nadaje się do zawodu. Ktoś taki zabiera i marnuje czas innym i sobie. Ktoś taki powinien zastanowić się, czy wykonywany zawód jest tym, który powinien wykonywać. Tak powinno być, niestety tak nie jest. Na polskim rynku pracy mamy dużo wolnych zawodów, które to zawody wykonują ludzie po raptem kilkumiesięcznych kursach, albo i krótszych.

Czego można się nauczyć w ciągu kilku miesięcy (np. 3 miesiące)? Niczego. Zdobywa się tylko papier pozwalający na wykonywanie nowego zawodu. Trzeba się dalej uczyć, uczyć i... uczyć. Praktykować, praktykować i... praktykować. Przez ten czas trzeba być uważnym, cierpliwym, trzeba umieć słuchać, trzeba nauczyć się odczytywać problem podopiecznego. Trzeba nauczyć się rozumieć pacjenta i zrozumieć jego problem. Jeżeli ktoś będzie lekceważył zawód, który wykonuje, będzie lekceważony nie tylko przez pacjentów, ale przez własne środowisko. To zła etykieta i zła opinia dla samego środowiska.

W przypadku specjalistów takich jak trenerzy czy dietetycy, uważam, że niektórzy z nich stosują zbyt wyśrubowane wymagania zapominając, że mają do czynienia z cywilem, a nie z zawodnikiem. To częste zjawisko i przez nikogo tak naprawdę nie kontrolowane. Jest jeszcze coś takiego, jak błędne koło. Występuje wtedy, gdy specjalista chce jak najdłużej zatrzymać przy sobie danego pacjenta/podopiecznego, bo z tej dłuższej znajomości czerpie finansowe niemałe zyski. To nie do pomyślenia, a jednak zdarza się bardzo często, jeżeli już nie stało się normą.


Przyznać muszę, że porusza mnie ignorancja i niewiedza specjalistów. Porusza mnie niewielka ilość specjalistów na rynku pracy. Są za to zarabiacze, których nie interesuje za bardzo stan zdrowia innych. Kasa się liczy. Tylko kasa. W dobie chorób cukrzycowych, tarczycowych, chorób otyłości i okołootyłościowych, gdy mówimy o ok. 60% chorych, fachowców jak na lekarstwo. Z powodu ich braku, ci co pracują, idą na skróty stosując szybkie, ale nieskuteczne rozwiązania. Po które to rozwiązania sięgają nawet osoby, wcale nie potrzebujące uciekać się do takich radykalizmów.

Mało który specjalista/lekarz skupia się na przyczynie występującego problemu. Kieruje raczej swoją uwagę na skutek. Zaczyna jakby od końca, nie od początku. Błąd. Wielki błąd. A przecież przysięgali - PO PIERWSZE NIE SZKODZIĆ. Dzisiaj nie tylko nie rozumiemy innych i ich problemów, ale nie rozumiemy znaczenia słowa ETYKA zawodowa. Pal ją biesy i inne stwory. Kogo dzisiaj obchodzi ETYKA? Mnie obchodzi. Obchodzi parę innych znanych mi osób. A to wystarczy, by zabrać głos. Tyle. 


Rysunki/obrazy: *Polityka *Dietetyk.org *Internet 

27 komentarzy:

  1. Nigdy nie byłem tolerancyjny więc nie mam potrzeby zrozumienia i wczuwania się w uczucia tych których akurat nie lubię. Po prostu mam ich gdzieś co sobie myślą. A nie lubię wielu grup społecznych, seksualnych, religijnych i jeszcze paru innych. A co do lekarzy to też spotkałem takiego który chciał mnie przy sobie jak najdłużej utrzymać bo chodziłem prywatnie i zarabiał na mnie sporą kasę. Gdy się zorientowałem to po prostu bezczelnie zmieniłem lekarza. Chodzić po recepty muszę ale przynajmniej nikt mnie nie naciąga finansowo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Twoja "przygoda" dowodzi, że trzeba uważać na naciągaczy. A wczuwanie się w potrzeby innych, albo się to ma, albo nie. Ktoś kiedyś powiedział, że gdybyśmy byli wszyscy jednakowi, byłoby na świecie nudno. :)

      Usuń
  2. Ale ja nie jestem jakimś nieczułym degeneratem. Jeżeli się wczuwam to tylko i wyłącznie w potrzeby i uczucia ludzi na których mi zależy i których lubię. Reszta niech sobie radzi sama.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobrze wiem, o czym mówisz, bo jako nastolatka miałam problem z samoakceptacją i odrzucaniem ze strony rówieśników.
    Nic mnie tak nie wkurza, jak ignorancja medyków i specjalistów, gdy nie słucha się sugestii pacjenta/klienta. Rozumiem, ze oni maja podbudowę teoretyczną, ale podobno każdy swój organizm zna najlepiej.
    Gdy mówię lekarzowi, że lek mi nie pomaga, a on uparcie go zapisuje, o czym dowiaduje się w aptece, to jak tu nie złorzeczyć lub gdy proszę fryzjerkę, kosmetyczkę o jakiś drobiazg, a ona robi po swojemu...
    Trzeba mówić o takich rzeczach, bo specjaliści pracują z ludźmi, a nie maszynami.
    jotka

    OdpowiedzUsuń
  4. Jotka ma rację. Jeżeli idę prywatnie do lekarza czy fryzjera to mam prawo wymagać i oczekiwać zrozumienia moich sugestii. Kiedyś byłem bardziej cichy i uległy ale z wiekiem stałem się asertywny a czasami nawet bezczelny. I domagam się pewnych rzeczy jezeli za nie płacę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jotka, Jarek! Właśnie o to chodzi. Po to w końcu mamy język, by się nim posługiwać. Zgadzam się z Wami co do słowa. Jednak są osoby, które po wejściu do gabinetu zapominają o tym. Posłusznie przyjmują co lekarz Im ordynuje. Bez gadania. Taka była m.in. moja Mama. Mówiła, że to co lekarz powie, to święte, a ja nie powinnam się wymądrzać, bo się nie znam na jego robocie. Tak myślących osób jest naprawdę jeszcze bardzo wiele. Jakby właśnie byli tymi maszynami.
      Pozdrawiam serdecznie...

      Usuń
    2. Wyrzuciłam do kosza niejeden lek, a potem czytałam ulotki w aptece. Lekarz może mieć gorszy dzień lub wcale nas nie zna, jeśli jest w zastępstwie. Musimy sami pilnować, dla własnego dobra.
      jotka

      Usuń
    3. Wiesz, biorąc pod uwagę w ogóle życie, to wychodzi, że we własnym interesie musimy znać się na wielu sprawach. Zatem niepotrzebni są nam niektórzy tzw. specjaliści. Najlepiej wychodzi im tylko wyciąganie pieniędzy.
      Pozdrawiam serdecznie...

      Usuń
    4. To tez prawda, ale niestety, włosów sama nie obetnę, choć mąż proponował, że objedzie mnie maszynką;-)
      jotka

      Usuń
    5. No tak, ale zauważ, ze swoją panią fryzjerką prędzej się dogadujemy, bo między nami jest wypracowana więź, której nie mamy ze specjalistami od zdrowia. To już jakby wyższa półka społeczna. Dają to odczuć.
      Pozdrawiam serdecznie...

      Usuń
  5. Po przeczytaniu Twojego wpisu mam tylko jedno skojarzenie, jeśli chodzi o "specjalistów". Wszyscy Ci wielcy (zwłaszcza w dwóch minionych latach), którzy w mediach tak głośno i szeroko szerzyli swoją - opłaconą przez firmy farmaceutyczne - "specjalistyczną" wiedzę... Za grosz nie mam zaufania do tego, co nam serwowali, jako prawdę... Buziaki, wciąż uzdrowiskowe, Polonko przesyłam 😘😘😘

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam tak samo. Moje zaufanie jest mocno pod kreską. Nie wiem, czy to się zmieni.
      Pozdrawiam serdecznie...

      Usuń
  6. Bliski członek mojej rodziny zmarł w marcu. Covid zniszczył mu płuca. Ten pogrzeb to też kłamliwa propaganda koncernów farmaceutycznych?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, czy kogokolwiek z władz, obchodzi życie obywateli. Raczej nikogo. Świadczy o tym brak konkretnej ustawy o naprawie służby zdrowia w Polsce. :)

      Usuń
  7. A czy można w ogóle to naprawić? Owsiak od 30 lat zebrze po ulicach i miliardy już włożono z tych zbiórek w ten worek bez dna. Gdyby te zbiórki miały sens to powinno być widać poprawę. A jest coraz gorzej. Za tydzień znowu będzie wyciągał łapy po kasę. I nic to nie pomoże. Składki powinny być zlikwidowane i leczenie tylko prywatnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, ja rozumiem to tak - to wstyd i ujma dla państwa, że Owsiak i inni mu podobni zbierają pieniądze na służbę zdrowia. Żeby było lepiej, sam Owsiak tu nic nie pomoże, żeby nie wiem jak wyłaził ze skóry. Dobra kondycja tej służby i dobra kondycja zdrowia obywateli, powinna być wynikiem dobrego zarządzania państwem. A tak nie jest, czego dowodem była i jest olbrzymia i niepotrzebna danina śmierci covidowej. Czego Polacy już nie pamiętają. Rząd sobie nie radzi ze wszystkim, dba tylko o to, by utrzymać władzę, czego dowodem jest manipulacja wyborami i manipulacja Literą Prawa na własną korzyść. Że ten wóz pt. Polska jeszcze jedzie, to chyba "cud", co? Tyle mam do powiedzenia. :)

      Usuń
  8. Zbieranina Owsiaka nie ma sensu bo nic się nie polepsza ogólnie służba zdrowia. Może dla niego ma sens bo bierze pensję z tej zbiórki. Nie mam zamiaru nic mu dawać. Zresztą od wielu lat jest zapaść i nie zwalajmy winy tylko na pisowców. Za Tuska czy Millera to niby służba zdrowia była idealna? Owsiak też wtedy żebractwem się zajmował. Czyli był jakiś powód do zbiórki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak się składa, że polska Służba Zdrowia nigdy nie była idealna, jak w wielu innych krajach. :)

      Usuń
  9. Wpis jak zawsze zachęca do przemyśleń. Odwołam się do jednego z kawałka Twojego wpisu - można kogoś na swój sposób zrozumieć , ale nie da się odczuć100% danej sytuacji. Jeśli przykładowo kobiecie 30letniej zmarł pies, którego miała od kiedy była nastolatką - będzie cierpieć. Jeśli przytrafi się to dziś mnie - będę cierpieć. Zrozumiemy siebie nawzajem w jakiś sposób, ale nigdy nie będziemy w stanie wczuć się w drugą osobę w pełni. Z lekarzami ciężka sprawa. Chirurg, który jest odpowiedzialny za operację serca pacjentki nie musi koniecznie sam być pacjentem. Musi być teoria i musi być praktyka, ale w niektórych przypadkach - np. psycholodzy czy ludzie prowadzący terapię dla uzależnionych - jedynie na podstawie wiedzy z książek ... Nie wierzę, że będą w stanie pomóc tak, jak ktoś kto przeżył to na własnej skórze.
    Pozdrawiam cieplutko :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ostatnie zdania Twojego komentarza Kasiu - właśnie o takich osobach piszę w tekście.
      Również pozdrawiam serdecznie...

      Usuń
  10. Popieram, że przed wizyta u dietetyka należy zrobić badania. Wykluczyć anemię, cukrzyce , choroby tarczycy. Poza tym ludzie zanemizowani często maja myśli samobójcze, niedotleniony tą chorobą mózg szwankuje.

    OdpowiedzUsuń
  11. Witam serdecznie ♡
    Często obserwuję na mediach społecznościowych, że jaki nie padłby temat - znajdzie się od niego wielu specjalistów, najczęściej nie mających nawet pojęcia o danym zagadnieniu. Bardzo często widuję też reklamy typu: "Jak masz taki i taki problem, mogę Ci pomóc. Rozwiązanie jest w mojej książce, teraz w promocyjnej cenie". Mówię tak ogólnikowo, nie porównując do tematów medycznych... a może porównując. Są ludzie, którzy czerpią z innych korzyści materialne oferując pomoc w problemie, często chodź w promocyjnej cenie to nadal drożej niż powinno być w rzeczywistości. Mój przykład. Dwa lata temu bardzo wypadały mi włosy, garściami. Pomyślałam o wizycie u trychologa. Byłam, zobaczyłam włosy pod mikroskopem i dostałam zlecenie badań a także zakup tabletek (biotyny i wit. d w miarę tanich) i szamponu, który był w salonie (mega drogi!). Szamponu nie kupiłam, leki tak. Zrobiłam badania, wszystko ok, po biotynie i d włosy odrosły, zagęściły się, wszystko wróciło do normy. Za wizytę u trychologa dałam 150zł - myślę, że takie rady spokojnie mogłam dostać u lekarza rodzinnego na nfz. Może to przypadek że nic mi nie było i proste leki mnie wyleczyły. To inny przykład. Zrobiło mi się na stopie małe zgrubienie, rogowacenie naskórka - w trzech punktach. Mówiłam o tym koleżance. Powiedziała, że jej córka miała coś podobnego, co trzeba było wycinać - wiązało się to z bólem i kosztami. Nie schodziło mi to w ogóle, a stosowałam sporo kremów i maści. Już miałam iść do lekarza ale kupiłam w biedronce skarpetki złuszczające naskórek i pomogło- stópki jak u niemowlaka. To też może być przypadek, że miałam coś zupełnie innego ale jednak ominęłam całe koszty skarpetkami za 8zł. Może to niespecjalnie dobre przykłady... ale chciałam dodać, że czasem zamiast ślepo wydawać pieniądze na specjalistów, warto w pierwszej kolejności skorzystać z usług możliwie najtańszych, jestem dowodem na to, że mogą pomóc :)
    Pozdrawiam cieplutko ♡

    OdpowiedzUsuń
  12. Hmmm. Świetny artykuł napisałaś. Z wieloma kwestiami się zgodzę... Dzisiejszy świat jest taki, nie taki jak miał być... Nie tak miało być a tu Człowiek czlowiekowi wielkiem...😥

    OdpowiedzUsuń
  13. Empatia jest coraz rzadziej spotykana, niezrozumienie natomiast towarzyszy nam od dawna.
    Lekarz który praktykuje tylko w poradni a nie ma do czynienia z praktyką w szpitalu niewiele może pomóc, sztampa po prostu, kolejny pacjent i kolejne za niego pieniądze.
    Polonko, z ogromną przyjemnością czytam Twoje posty od deski do deski. pozdrawiam.:))

    OdpowiedzUsuń