Utrudniać sobie życie, to dopiero sztuka

Zawsze myślałam, że człowiek z wiekiem mądrzeje. Przynajmniej tak powinno być. Tak nie jest. Znam wiele osób, które wciąż mnie zaskakują zdolnością do rzucania sobie samemu kłód pod nogi. Niemal w każdej sytuacji. Tłumaczenia takich zachowań są różne - że już tak mają, że tak jakoś odruchowo im to wychodzi. Co za przyjemność w wiecznym szukaniu jak najbardziej skomplikowanego rozwiązania, utrudniającego osiągnięcie celu? Przecież to długa i kręta droga.  Zamiast wybrać coś prostego, zamiast skorzystać ze skutecznego rozwiązania, tylko się męczą ze szkodą dla siebie. 

Jaka to filozofia życiowa każe słuchać zakodowanego w podświadomości przekonania o tym, że życie nie może być zbyt łatwe, ma być trudne i już. A skoro tak musi być, to sami sobie je utrudniają. Co za błędny i krótkowzroczny ogląd wszystkiego, co dotyczy codziennych i niecodziennych spraw. Jak łatwo taki ktoś marnuje swoją energię, która aż kipi w nim tu i teraz, by coś fajnego zrobić. Zamiast ją natychmiast spożytkować, zacząć od razu wdrażać pomysł w życie, snuje kolejne plany co zrobi, zanim osiągnie cel. Nie wie, że to okrężna droga?

Dlaczego musimy być mistrzami w zawalaniu swojej głowy niepotrzebnymi czynnościami i obowiązkami?

Przykład - chciałabym trenować ludzi, a więc muszę zorganizować salę treningową i zaopatrzyć ją w odpowiedni sprzęt. Co zrobię? Zbuduję kompleks SPA & Wellness, na którego terenie zbuduję siłownię, a potem ją wyposażę w odpowiedni sprzęt, a potem będę na niej trenować ludzi. Ktoś zapyta, a nie lepiej wynająć pomieszczenie i tam zorganizować siłownię? Pewnie, że lepiej. Będzie szybciej i taniej. Kompleks SPA buduje się co najmniej kilka lat, zorganizowanie samej siłowni zajmuje najwyżej kilka miesięcy, a więc oszczędzamy czas. Nasz zapał i energia nie wypalą się. 

Zanim wybudowałabym te swoje SPA i zanim ruszyłaby tam siłownia, trochę czasu by minęło, przez który to czas moje zapatrywania najprawdopodobniej zmieniłyby się o 180 stopni. Ja sama zmieniłabym się. I mogłoby się tak zdarzyć, że moje plany też zmieniłyby się. Stare przestałyby być aktualne, bo już czym innym byłabym zainteresowana. A tak, wynajmując tylko lokal i go urządzając, oszczędziłabym sobie i czasu i pieniędzy. Pomysł wciąż by mnie kręcił i zaangażowanie wciąż byłoby takie, jak na początku. Dlaczego zatem wybrałam trudniejszą drogę do celu? 

Co poprzez to chcę sobie udowodnić? A może komuś coś chcę udowodnić? Światu, jaka jestem doskonała w tym co robię? Sobie, że jestem najlepsza w tym co robię? Co za masochizm. Jakie lekceważenie własnego potencjału. I jakie to życie, mieć wciąż pod górkę. Gdzie tu logika i gdzie zdrowy rozsądek? Dużo ludzi niestety tak ma. Utrudniają sobie życie, bo inaczej nie potrafią. Utrudniają sobie życie, bo wysiłek ich uszczęśliwia, bo czują się bardziej wartościowi. Albo czynią to, z jeszcze innych nieznanych nam powodów. 

Od ilości przerzuconych kamieni w "życiowym kamieniołomie" uzależniają własną wartość.

Nie zauważają, że przedłużając i komplikując drogę mającą doprowadzić ich do celu, zniechęcają się do samego pomysłu szybciej, niżby chcieli. Nie zauważają, że samo to przedłużanie i mnożenie komplikacji, oddala ich od osiągnięcia celu. Jeżeli taki stan trwa latami, jeżeli kolejne pomysły upadają z powodu ich niezrozumiałego uporu, w końcu zostają z niczym. Tacy ludzie mają przecież mnóstwo sposobności i możliwości by się realizować, mogliby w prostszy sposób spełniać swoje marzenia, jednak ich podświadomość podpowiada, że tak nie można. 

A nie można, bo nie będą wtedy sobą. Tymi nieporadnymi, zagubionymi w czasie i przestrzeni życiowej, osobnikami. No dobrze, a co z pasją, która wielu z nas pcha do przodu? Która pozwala się spełniać? Czy o to właśnie w życiu chodzi? Żeby w nieskończoność oddalać cokolwiek od siebie? Żeby z uporem maniaka układać tylko najtrudniejsze schematy? Żeby budować karkołomne wręcz plany, najczęściej nie do zrealizowania? W życiu chodzi o to, by niczego sobie nie utrudniać, by do celu iść jak najprostszą drogą. Taki sposób uszczęśliwia i satysfakcjonuje. Ot i cała tajemnica.

Mam znajomą, która ładnych parę lat temu wymyśliła, że będzie pisać książki o górach. O najwyższych górach świata. Na swoim wyposażeniu miała stary komputer, aparat fotograficzny i ogromną ilość zdjęć, chęci, nieustający zapał i dużo wolnego czasu. W ciągu ostatnich piętnastu lat była na dwóch kobiecych wyprawach w Himalaje jako fotografka. Zrobiła bardzo dużo zdjęć uwieczniając uczestniczki i dokumentując ich codzienne życie w górach, na każdym etapie. Pisała cały czas dzienniki, które były jakby szkieletem/zarysem przyszłych książek. Napisała ich 9. Mam wszystkie. 

Przepięknie wydane i z taką kapitalną wiedzą, że niektóre szkoły podstawowe organizowały spotkania z moją znajomą, na których prezentowała swoje książki i opowiadała dzieciom o górach. 

Przytoczyłam przykład znajomej, by pokazać, że można zrealizować marzenie nie utrudniając sobie przy tym życia. Zaczęła, gdy przeszła na emeryturę. Dzisiaj ma 75 lat i nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. W środowisku himalaistów darzona jest ogromnym szacunkiem. Jako ekspert zapraszana jest na ewenty tematyczne, zloty ludzi gór i na plenery. Od czasu do czasu organizuje wystawy swoich prac, tak oblegane, że trudno się na nie dostać. Niesłychana energia i temperament. Chodzące z Niej ADHD. Nie skończy o czymś myśleć, a już niemal z marszu to realizuje. 

Przytoczyłam przykład znajomej, by pokazać, że bez zbędnego katowania się, bez tego męczącego komplikowania sobie życia, można dojść do celu. O wiele krótszą i mniej wyboistą drogą. Spełnianie marzeń ma być naszą przyjemnością, a nie obciążeniem, ma być satysfakcją i spełnieniem. Jeżeli chcesz coś zrobić, to to rób. Nie czekaj na zgodę Wszechświata, tylko to rób. Nie wymyślaj kolejnych przeszkód, tylko to rób. Jak się nie zmienisz, każdy cel wymyślony przez Ciebie, będzie się tylko oddalał. Nigdy go nie zrealizujesz. Nigdy nie poznasz uczucia, jakie towarzyszy zwycięzcy.

Zatem, jeżeli masz jakiś pomysł, to tu i teraz i z takimi "narzędziami" jakie tu i teraz masz, zacznij go realizować.

Zrozum człowieku, że nie sztuką jest utrudniać sobie życie. Sztuką jest osiągnąć cel w najkrótszym możliwym czasie i po najmniejszej linii oporu. Życie jest za krótkie, by wciąż i wciąż bawić się w Syzyfa.


Rysunki/obrazy: *freepik *google 

14 komentarzy:

  1. Też piszę powieść. Już kilka lat. Długo schodzi bo nie potrafię się skupić na laptopie i piszę ręcznie długopisem. Wtedy mam natchnienie. Uparłem się że nawet dzień przed śmiercią ale ją wydam. Marzenia są po to by je realizować. Niestety też należę do ludzi którzy utrudniają swoje życie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to jesteś naprawdę dzielny. Pisać książkę "na piechotę" w dobie komputerów. Chylę czoła. Ale skoro to na Ciebie pozytywnie działa, to nie masz wyjścia. A możesz uchylić rąbka tajemnicy o czym jest ta książka?

      Usuń
  2. Zawsze chciałam mieć swój ogród... Mam. I poszłam po linii najmniejszego oporu, miało być tanio, szybko, bez zbędnych kosztów i po mojemu. I tak właśnie jest :) Polonko, napisałam maila...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I o takim właśnie podejściu do życia jest tekst. Bez żadnych kłód, zbędnych kosztów i w optymalnym czasie spełniamy marzenia. Coś pięknego. Brawo!
      Odczytałam pocztę i natychmiast zareagowałam. Dziękuję.
      Pozdrawiam serdecznie... Droga Pani Ogrodowo...

      Usuń
  3. Trochę fikcji a trochę na wątkach biograficznych mojej rodziny. I z poczuciem humoru. Nie potrafię pisać bezpośrednio na komputerze. Nie mogę się skupić. Chociaż co dziwne cisza też mnie rozprasza i u mnie w domu cały dzień gra radio. Wtedy mogę żyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To na pewno wyjdzie ciekawa lektura. Odrobina fikcji, biografia i szczypta humoru, to wspaniała mieszanka. A czy jak skończysz, pokażesz światu swoje dzieło? A co do ciszy - zawsze uczyłam się w ciszy, nawet mucha mi przeszkadzała w skupieniu. Teraz, gdy coś piszę, cicha muzyka to przyjemność. Dzięki, że wyjawiłeś o czym piszesz. :)

      Usuń
  4. Moim marzeniem od zawsze był ogród. Tak się złożyło, że mógł być ten, albo żaden (finanse). Droga do spełnienia marzeń nie jest łatwa i szybka gdy z ugoru chce się zrobić ogród, ale jest i cieszy. Praca w nim jest dla mnie przyjemnością. Ja też utrudniłam sobie życie, ale to był jedyny sposób na spełnienie marzenia. Pozdrawiam:):):)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak też bywa, że czasami coś sobie utrudniamy. Oby tylko nie było to za często. To, że masz wymarzony ogród, że włożyłaś w to mnóstwo pracy, tylko satysfakcjonuje. Prawda, jakie to przyjemne uczucie patrzeć teraz na swoje dzieło? Gratuluję.
      Pozdrawiam serdecznie...

      Usuń
  5. No niektórzy tak mają, nawet w najprostszych czynnościach życiowych lubią sobie utrudniać, natura taka chyba.
    Mam znajomą, która już od wczesnej młodości była pedantką, przez co katowała siebie i rodzinę wiecznym układaniem, sprzątaniem. Pranie zawsze posegregowane, wyprasowane , poskładane w kostkę, nawet rajstopy i skarpety.
    Nie wiem ile czasu jej to zajmowało, a mogła go przeznaczyć na cos innego.
    Z jednej strony to ją podziwiam, zawsze nienagannie ubrana, uczesana, w największy deszcz wygląda jak z żurnala...
    jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też miałam znajomą, która co dwa tygodnie myła okna. W szafie pościel i ręczniki poprasowane i ułożone pod linijkę, i tak dalej. Czasami śmiałam się po cichu, że jakby mogła, to kwiatki też by prasowała. No cóż... ten typ tak ma. Ale faktycznie, to trzeba powiedzieć, że na zadbaną osobę miło popatrzeć. Też podziwiam takie panie. Jednak prasowanie i mycie okien, nie są moją mocną stroną. Mam za to inne talenty.
      Pozdrawiam Jotko...

      Usuń
    2. Prasowania nie cierpię, ale mycie okien to dla mnie jak katharsis;-)
      Oczywiście macham same szyby, bez katowania się:-)

      Usuń
    3. A wiesz, kiedyś jak byłam młodą mężatką, przejmowałam się tą rolą i machałam okna jak ta la la. Dzisiaj to inna historia. Wniosek - każdy zapał z czasem mija. Stwierdziłam jakiś czas temu, że chata na błysk niekoniecznie jest moją misją. Lubię porządek, ale jak mówisz, bez katowania się. :)

      Usuń
  6. A ja sobie piszę i piszę...
    To ma dobre strony bo potrafię się całkowicie wyłączyć z problemów i "brudów " tego świata. Ma też złe strony bo na przykład nie chce mi się sprzątać w domu .... no i czasami jak Filip z Konopi wyrywam się z jakims głupim pytaniem :-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i pisz Kochana pisz. Robisz to tak profesjonalnie jak prawdziwy zawodowiec i miłośnik tego, co robisz. Na odległość widać, że to lubisz. A wszystko z korzyścią dla Twojego Czytelnika. Osobiście dziękuję Ci, że piszesz. Mam nadzieję na kolejną książkę. A że nie chce Ci się sprzątać, to tylko uboczny szczegół Twojego wspaniałego talentu.
      Pozdrawiam serdecznie... i cieszę się, że Cię znam Stokrotko...

      Usuń