1 Listopada

To data, która żywotnie wryła się w nasze obyczaje. Utrwala pamięć o zmarłych. Pozwala celebrować obrządek z tym świętem związany, według którego tłumy ludzi odwiedzają groby bliskich. Obyczaj ten jest tak samo stary, jak stara jest ludzkość. W przeszłości obchodzono ten dzień nawet kilka razy w roku, między innymi składano wtedy ofiary z jadła i napojów. 

Dzisiaj wszędzie na kuli ziemskiej oddaje się cześć zmarłym na swój sposób, również składane są ofiary, zapalane świeczki, czemu towarzyszy zaduma i wspomnienie tych co odeszli. W Polsce wprawdzie obchodzimy to święto raz w roku, ale nikt nikomu nie zabrania częściej odwiedzać cmentarze. Dbać o nie same i o ich historię. Kiedyś towarzyszyły temu  różne wierzenia, zwyczaje i obrzędy ludowe. 

Do dzisiaj. Cofając się troszkę w przeszłość przypomnę, że na przykład za czasów Adama Mickiewicza, obrzęd zaduszny zwano Dziadami, a to na cześć zmarłych przodków, zwanych dalej dziadami. Uroczystości odbywały się wówczas wiosną i jesienią - te główne, w nocy z 31 października na 1 listopada. W przygotowanej odpowiednio atmosferze, przywoływano duchy na "przeznaczoną dla nich ucztą obrzędową". 

Odprawiany obrzęd stał się inspiracją dla wielkiego  poematu narodowego, autorstwa naszego Wieszcza, pod tym właśnie tytułem. 

"W całej Polsce wierzono, że w noc poprzedzającą Dzień Zaduszny cienie zmarłych wychodzą w procesji z cmentarza, udają się do pobliskiego kościoła i słuchają tam mszy, którą celebruje zmarły proboszcz. Wierzono powszechnie, że w tę właśnie noc, dusze zmarłych - z łaski bożej - mogą odwiedzać swe domostwa. Zostawiano więc dla nich uchylone na noc drzwi i furtki, a na stole chleb i inne jadło. Na Podlasiu gotowano dla duszyczek kisiel owsiany i pełną jego miskę pozostawiano przez całą noc na stole".

W ramach tych świątecznych dni, prawie wszędzie w Polsce, "jałmużnę i jedzenie rozdawano szczodrze dziadom kościelnym, żyjącym z kwesty pobożnym pielgrzymom, chodzącym od kościoła do kościoła. Wierzono, że modlitwa dziada – człowieka bożego, będzie na pewno wysłuchana". Dziady w swych modlitwach mieli polecać Bogu bliskich zmarłych danej rodziny.  

"Za każdą duszę dawano im pieniądze i chleb (który wcześniej dzielono na tyle kawałków ile zmarłych osób, wymienionych z imienia, było w rodzinie), a nawet gorącą kaszę, którą w garnuszkach przynoszono pod kościół  lub pod mur cmentarny; bo w Dzień Wszystkich Świętych i w Dzień Zaduszny, zawsze można było spotkać, siedzących tam i modlących się głośno dziadów kościelnych". 

Wtedy na wschodnich polskich terenach, w okolicy cmentarzy i na rozdrożach, palono wielkie ogniska, by dusze zmarłych mogły ogrzewać się przy nich, przed powrotem w zaświaty. Ogień wg wierzeń, miał również chronić ludzi żyjących przed złymi duchami i upiorami. Tak zwane ognie zaduszkowe rozpalano też na mogiłach osób zmarłych tragicznie (dot. zwłaszcza samobójców), których grzebano pod cmentarnymi murami.

Współcześnie, tego rodzaju praktyki, wierzenia i obrzędy, powoli odchodzą w zapomnienie. Ich miejsce zajmują obrzędy kościelne - nabożeństwa, modły i tzw. wypominki, odprawiane przez księży na cmentarzach (to modlitwa połączona z wywoływaniem imion i nazwisk pochowanych tam zmarłych). Rzecz jasna, nie brakowało kwiatów, zniczy, a nawet przeróżnych pamiątek, składanych na grobach. 

1 i 2 Listopada to wciąż żywa tradycja obchodów Święta Zmarłych. Z obserwacji wynika, że jest to najprawdziwsza ludzka  potrzeba tych obchodów, poparta wyrażaniem wdzięczności, miłości i pamięci o tych wszystkich którzy odeszli. Te dwa dni są w Polsce również dniami pamięci narodowej. Wszędzie płoną znicze - na cmentarzach oświetlają kwatery żołnierskie i groby powstańców. 

 Znajdujemy je również na grobach bezimiennych - czyli tych "polnych i leśnych mogiłach żołnierskich", jest to niezwykły akcent i dowód pamięci. Znicze są też układane przy tablicach pamiątkowych poświęconych poległym i zabitym we wszystkich wojnach. Płoną też na grobach ludzi szczególnie i wyjątkowo zasłużonych dla Polski i dla Jej kultury. To piękny obyczaj.

Dzisiejsze obchody Świąt Zmarłych są kontynuacją tych z przeszłości, a wspólnym ich mianownikiem jest wciąż ta sama idea i jakże niezmienna intencja, którą jest nasza PAMIĘĆ.

Mamy piękne święta. Ale tak, jak są piękne, tak są smutne.


Źródła: *swp.pl *wp.pl

Rysunki/obrazy: *bibliotekawszkole.pl *superkid.pl *polskokatolickie.pl 

22 komentarze:

  1. Święto Zmarłych nie musi być smutne. Może zamiast ciągle płakać nad grobami, bądźmy wdzięczni, że wielu bliskich i przyjaciół było z nami tak długo i celebrujmy wspominanie, z czułością i każdy po swojemu, ale niekoniecznie smutno :-)
    jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedykolwiek mam okazję to mówię, żeby szukać plusów nawet w przykrych sytuacjach, jakie nas dotykają. Powiedziałaś to samo, ale innymi słowami.
      Pozdrawiam serdecznie...

      Usuń
    2. Bo chyba w wielu sprawach myślimy podobnie:-)
      jotka

      Usuń
    3. Też to zauważyłam. Pa...

      Usuń
  2. Idę dziś na cmentarz do ojca i paru bliskich osób. Dalszej rodziny raczej nie odwiedzam bo za mało byłem związany. Ale zawsze przy okazji zapalam kilka zniczy na obcych zapomnianych grobach jakie widzę. Nikt o nich nie pamięta więc chociaż ja to robię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, u siebie widuję podobne zachowania ludzi do Twojego. Zapalają świeczki na wielu jakby obcych grobach oddając pamięć np. sąsiadom czy komuś znanemu i... stawiając znicze na grobach dzieci. To wzruszające jest. Ciekawe jak będzie dzisiaj. Niestety, członkowie naszych rodzin odchodzą, to nieodwracalna tendencja. Ale zamiast się smucić, powtórzę za Jotką, lepiej jest przypomnieć sobie chwile z nimi spędzone. Meksyk obchodzi te dni na wesoło, tańczą, piją, jedzą, śpiewają. Jakby to była jakaś impreza. U nas nie byłoby to dobrze widziane, co?

      Usuń
  3. Od lat tak robię. Zapale u ojca a potem na najbardziej zaniedbanych obcych grobach. Brzydkie, popękane, zarosniete trawą. Żona robi że mną to samo. Taka nasza tradycja. Ale w dzień nie chodzimy bo nie lubię tych tłumów. Najlepiej wieczorem po ciemku. Fajny klimat gdy znicze się palą. Więc pójdziemy o 18.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie, przypomniałeś te zaniedbane groby. Wciąż jest ich sporo i są z każdym rokiem coraz bardziej smutne. Nawet trudno odczytać nazwiska zmarłych. Masz z żoną tradycję godną naśladowania. Też chodzę raczej wczesnym wieczorem, widok przepiękny i atmosfera miejsca przepiękna. Sprawia to m.in. ilość drzew i krzewów i tym razem to, że jeszcze nie ma śniegu. Ale na biało też mi się podoba.

      Usuń
  4. Inna sprawa że w mieście na cmentarzu mam tylko ojca i teściów. Reszta rodziny rozsiana po cmentarzach kraju. Daleko. Tak się ułożyło. Więc siłą rzeczy rzadko odwiedzam ciotki czy dziadka. Ale palenie u obcych daje satysfakcję moralną że coś dobrego robię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja rodzina jest, a raczej była bardzo duża. Wprawdzie rozsiała się po kraju, ale znaczna jej część na stałe osiadła na południu. Zrobiło się ciut za daleko na częste odwiedziny. Kiedy najstarsi już odeszli, nie sposób było wszystkich odwiedzać na cmentarzach. Tę rolę przejęli inni członkowie rodziny. Zatem i ja tak mam, że odwiedzam już tylko groby rodziców. Ale za każdym razem wspomnienia działają. Moim takim trochę osobistym zwyczajem, jest zapalenie świeczki u siebie w domu dla mojej Babci. Podziwiałam Ją, kochałam Ją i chyba nadal kocham. To była kobieta wzór. Wiele z jej nauk przyswoiłam jako dorosła. I dobrze na tym wychodziłam.
      Pozdrawiam Jarku...

      Usuń
  5. No to ja, jak zwykle, inaczej... :) Bo na urodzinach wnusi dzisiaj byłam i tak już od 23 lat :) Przecież nie moja wina, że taki dzień sobie wybrała na przyjście na świat, haha... Można i tak obchodzić dzień 1 listopada? Można...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie słyszałam, by ktoś tego kiedykolwiek zabraniał. I bardzo dobrze, że świętowałaś urodziny wnuczki. Dla Niej wszystkiego dobrego życz ode mnie, jeśli mogę prosić.
      Pozdrawiam serdecznie...

      Usuń
  6. W tym roku troszkę wcześniej udaliśmy się na groby przez wzgląd na długi weekend. Kto dał radę, miał w poniedziałek wolne - urlop.
    Dzień zaduszny to dzień modlitwy za dusze naszych drogich zmarłych, wtedy się zatrzymujemy i kontemplujemy naszą egzystencję. Jednak najbardziej dotyka nas ona w momecie, w dniu kiedy ta zmarła osoba właśnie odchodzi, odeszła - rok, dwa czy kilkadziesiąt lat temu. Zostają wspomnienia te najlepsze.
    Nas też to czeka... dzisiaj jutro za kilka lat. Taki nasze jest człowieczeństwo i żadne skarby, żadne zbiory nas przed rychłą śmiercią nie obronią.

    serdeczności.

    OdpowiedzUsuń
  7. Tak, to zawsze jest trudne. Nikt nie jest nigdy przygotowany na odejście bliskiej osoby. Nie można się z tym pogodzić, żal ściska serce, ale tak... mamy wspomnienia, dzięki którym wciąż pamiętamy. I masz słuszność w ostatnim zdaniu, nic nas nie uchroni przed śmiercią.
    Dziękuję, że wpadłaś i podzieliłaś się swoimi przemyśleniami.
    Pozdrawiam serdecznie...

    OdpowiedzUsuń
  8. Małe sprostowanie..Dzisiaj mamy Dzień Zadusznych, wczoraj był Dzień Wszystkich Świętych , to radosne Święto :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak tak... wiem... i dziękuję za sprostowanie. Czy popełniłam jakiś błąd?

      Usuń
  9. Nie traktowalabym tego w kategorii błędu. Tylko tak utarło się w naszej mentalności, że to co robimy 1 listopada powinniśmy robić 2, czyli świece, znicze itd.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aha... a już myślałam, że coś mi umknęło...

      Usuń
  10. W Norwegii nie obchodzi się Święta Zamarłych. Oni obchodzą Halloween, a do zmarłych chodzą w weekend przed. Celebruja to w zupełnie inny sposób, bez smutku i bez żalu, wiedzą że tak jest i już...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My też wiemy, że tak jest, ale wiesz... co kraj to obyczaj. Ja zazdroszczę niektórym nacjom tego weselszego podejścia do tych dwóch dni świąt. My Polacy jesteśmy mocno zmartyrologizowanymi smutasami, ale określenie wymyśliłam. Ale to prawda. Smucimy się chyba za wszystko i za wszystkich.
      Pozdrawiam...

      Usuń
  11. Oj to prawda. Smucimy się od wieków. Ciągle wspominamy nieudane powstania, wojny i wszelkie nieszczęścia które nas dotknęły. Na szczęście ja nie jestem typowym Polakiem i daleko mi do życia w utrapieniu. Choć z drugiej strony choćby ten amerykański sztuczny uśmiech też mi nie pasuje. Smutna gęba Polaka też. Wolę być w środku. Jak to Wałęsa kiedyś powiedział: jest lewa noga i prawa a ja w środku;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No... i dobrze robisz. Trzeba mimo wszystko być sobą. Jak ma się weselsze usposobienie, to i życie łatwiejsze jest. Jak jest się smutasem, ma się cały czas pod górkę. Po co nam to. Ale... bycie po środku to jakże bezpieczne miejsce... tak?

      Usuń