Przyjacielska pomoc...

Wielokrotnie zastanawiałam się, czy gdybym w jakiejś krytycznej dla mnie sytuacji życiowej potrzebowała pomocy, czy otrzymałabym ją ze strony moich bliskich koleżanek. Znamy się od lat. Trochę więc o sobie wiemy. Nie wszystko jednak, ponieważ do tej pory jako przyjaciółki, nie doświadczyłyśmy czegoś w rodzaju życiowego egzaminu. Mam na myśli np. rozwód jednej z nas. Jak byśmy się zachowały w stosunku do potencjalnej rozwódki? Jak byśmy Ją traktowały? Jako piąte koło u wozu, czy nadal jako przyjaciółkę? Na jaką pomoc z naszej strony mogłaby Ona liczyć?

Wszak rozwód po wielu latach małżeństwa, jakie by ono nie było, to przeżycie. Jakby na to nie patrzeć, to strata drugiej osoby. To strata osobista. Taka osoba ma prawo czuć się opuszczoną i samotną. Czy zatem mogłaby liczyć na pomoc przyjaciółek, w sensie pocieszania, wsparcia choćby samą obecnością? Nie jest to łatwe pytanie. Ponieważ najczęściej samo życie pokazuje, że ta tzw. przyjacielska pomoc, to raczej wirtualny byt. Odkąd pamiętam, w podobnych sytuacjach osoby samotne nie z własnej winy, są sekowane w środowisku. Z czystej ludzkiej obawy. Jakże źle tłumaczonej.

Oczywiście nie zawsze się tak dzieje. Są wyjątki. Szczęściary mają przyjaciół na dobre i na złe. Pechowczynie, prędzej czy później zostają same. Ich środowiska opuszczają Je mniej lub bardziej "zgrabnie". Strach i lęk o siebie są silniejsze od najlepszych przyjacielskich więzi, a niezastąpiona wyobraźnia zawsze robi swoje. Nikt nie chce podobnego losu, nikt nie chce patrzeć jak najbliższa dotąd przyjaciółka radzi sobie z samotnością. Nikt tego nie chce, ponieważ niemal z marszu utożsamia się z Nią. Więc najczęściej przyjaciółki wycofują się z dotychczasowych relacji.

Pięknie wygląda przyjaźń  przez pryzmat spełnionego i szczęśliwego życia. W przypadku kobiet mówimy tu o macierzyństwie i małżeństwie. Gdy jedna z koleżanek/przyjaciółek coś traci, nagle brakuje mądrych słów, którymi można by Ją było pocieszyć. Często zamiast nich pada coś w rodzaju - "to skoro jesteś wolna, może się z kimś umów". Normalnie ręce opadają. Przecież ta rozwódka nie stała się nagle jakimś potworem! Nadal jest tą mądrą i fajną kobietą, naszą przyjaciółką, jest jedną z nas. Dlaczego zatem wciąż hołdujemy starym i głupim przesądom? 

A gdyby sytuacja odwróciła się, gdyby te strachliwe niby przyjaciółki stanęły przed dylematem rozwodu, miałyby prawo oczekiwać wsparcia? Pewnie że tak. Często zadaję sobie takie pytania, gdy widzę lub gdy mam do czynienia z problemem. Co zrobiłabym na miejscu tej osoby? Poddałabym się, czy nie? Odsunęłabym się od przyjaciółek, bo tak sobie życzyły? Czy nie? Niestety kobiety nie są tak silnie ze sobą związane, jak mężczyźni. Niestety nie ma czegoś takiego, jak "wspólnota jajników". Jeżeli coś takiego istnieje, to jest to mało widoczne zjawisko. 

Nie chodzi o to, by spotkać się i ponarzekać, jakie to życie jest wredne. Jedna narzeka, a reszta poprzez lojalność (cokolwiek to dla kogokolwiek znaczy) zmuszona jest słuchać. Nie. Chodzi o zwykły ludzki odruch. Nawet jak mamy pomilczeć, to milczymy razem. Między innymi na tym polega przyjaźń. Tak to rozumiem. Nie uciekamy przed pokrzywdzoną przyjaciółką jak przed zarazą. Wręcz odwrotnie. Zachowujemy się taktownie, stosownie do sytuacji. Piszę o tym dlatego, ponieważ całkiem niedawno przytrafiło się to (rozwód po 40 latach małżeństwa) jednej z moich znajomych.

Nagle została sama. Gdy Ją spotkałam, nie poznałam. Widać było na twarzy jak cierpi i co przechodzi. Przyznała się też w rozmowie, że nagle opuściły ją przyjaciółki. Przestała być jedną z nich. Tak z dnia na dzień. Potraktowały Ją jak trędowatą. Poczuła się podwójnie zdradzona. I miała rację. Wiecie, wkurzyłam się. Zaraz zaprosiłam Ją do mojego grona dziewczyn. Mamy się spotkać na dniach. Już sobie wyobrażam, jak stawiamy Ją do pionu. W życiu nie zostawimy jej samej, zwłaszcza, że rodzinę ma w innym mieście, a dzieci zagranicą. 

                                        * Przyjaciółki - Touchofart.eu

Jest moją rówieśniczką, a więc już kilka lat na emeryturze. Ma siedzieć sama w domu i gapić się w okno? Ma się negatywnie nakręcać? A po co? pytam się. Zamiast tego ma się nauczyć na nowo żyć. W pojedynkę. Ma dach nad głową, dobrą emeryturę i nowe przyjaciółki, które nie pozwolą, by czuła się samotna.

Każdemu człowiekowi, jak tlen do życia, potrzebna jest akceptacja. Bez niej smutniejemy. Bez akceptacji brakuje sensu życia. Tak z niektórymi jest. Nowy etap, to nowa dawka adrenaliny. To nowe przyjaciółki, na które można liczyć w każdej sytuacji.

Wiem, bo tak właśnie mam. Jestem szczęściarą.

PS - a internet chodzi jak ta lala... 

8 komentarzy:

  1. Cieszę się, że w końcu jesteś i widzę, że Ty też się z tego cieszysz 😀 Powiem Ci, że trochę ze zdumieniem czytałam Twój tekst, bo nigdy, ale to nigdy nie spotkałam się z taką sytuacją o jakiej piszesz, ani wśród swoich koleżanek, ani nawet sama, kiedy to mnie ten problem dotknął. Naprawdę zdarzają się takie sytuacje??? To może po prostu tych osób nie powinno się było nazywać przyjaciółkami i wtedy staje się to bardziej prawdopodobne 😁 Pozdrowienia Polonko i... uśmiechu 🥰

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że nie jestem już Anonimowa. Całe cztery dni czułam się dziwnie. Brakowało mi blogowania. To chyba nałóg. Wiesz, jak miałam z podobnym przypadkiem, jak wyżej opisanym, do czynienia pierwszy raz, też byłam zdumiona, że w ogóle tak można się zachować Jednak można. Ostatni raz był tym czwartym Dlatego sądzę, że w wielu przypadkach nie ma mowy o przyjaźni. Nawet nie wiem jak nazwać relacje owych niby przyjaciółek. I tak moja Droga, naprawdę zdarzają się takie sytuacje. Z powyższego powodu śmiem napisać, iż prawdziwa przyjaźń to dzisiaj towar deficytowy. Ludzie nie rozumieją, co w ogóle znaczy to słowo. Dodam, że jest nadużywane.
      Pozdrawiam Cię również... z uśmiechem...

      Usuń
  2. Tez jestem szczęściarą, odpukać w niemalowane!
    Rozwody to temat tak szeroki i tak różne sytuacje, że trudno ogarnąć wszystko w jednym komentarzu.
    Cierpią na tym wszyscy - znajomi, rodzina, dzieci, nawet te dorosłe.
    Problemy z Internetem potrafią wkurzać, więc dobrze że po wszystkim!
    jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadza się, co rozwód to inna historia, inne doświadczenie, inne przeżycia. Nawet cierpienie ma inny wymiar. Nie ma na to recepty. Każdy radzi sobie sam jak potrafi. Czy najlepiej czy najgorzej, ale coś robi. Gorzej, gdy ktoś zamyka się w sobie i odsuwa od reszty świata. Tak, temat ten to temat-rzeka, klawiszy by nie wystarczyło na opisywanie. A są przecież inne sprawy nie mniej dla nas ważne.
      Oh... tak... sama nie wiedziałam jak mi brakowało blogowania, póki mnie to nie spotkało, no i teraz już wiem że w moim przypadku to uzależnienie... ale nic to Jotko... nazywam to pozytywnym zakręceniem...
      Pozdrawiam Cię serdecznie...

      Usuń
  3. Kloszard mawiał ,że jeśli ma się grosza na kilka kolejek przy barze, przyjaciel od serca dozgonny , zawsze się znajdzie. Oczekiwanie ,że ludzie zachowają się zgodnie z obowiązującymi kiedyś zasadami jest złudne. Oczekiwania są błędem. W kontekście "przyjaciółek , które odwróciły się po śmierci męża, pierwsze co przyszło mi na myśl to to ,że nigdy nie były przyjaciółkami a były gdy mogły siebie dowartościować, może flirtując z mężem, może robiąc coś innego, może ot zabierając go żonie co też bywa sportem...wśród "przyjaciół". Tak sobie dywaguję bo nigdy nie miałam przyjaciółki, przyjaciela.Nawet Boga mam za dobrego znajomego ale nie za przyjaciela, chociaż z pewnością nim jest. Pani Kloszard.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooo tak... przyjaźń dzisiaj jest przeliczana jak nie na srebrniki to na korzyści. I zawsze będę się dziwić co do zachowania ludzkiego, niestety jakiekolwiek normy i zasady bujają gdzieś w eterze, dzisiaj one ludzi nie obchodzą. Wychodzi, że każdy ma swój kodeks, wg którego kręci się jego świat. Reszta się nie liczy. Co do "przyjaciółek" - też mam podobne wnioski, nigdy nie były przyjaciółkami. Słów brakuje by określić taką postawę. Kropka. A te dowartościowywanie się kosztem koleżanki, to zachowania poniżej pasa. Ale niestety... tak się dzieje.
      To, że nie miała Pani przyjaciół/ki, wynika z żywotnej ostrożności? Może to i dobry sposób. Przyznam, że moje grono dziewczyn zaczęło nazywać naszą relację jako przyjacielską, po wielu latach znajomości, po wielu próbach i wydarzeniach. Myślę zatem, że sama przyjaźń, by została przyjaźnią, potrzebuje na to czasu.
      Serdecznie pozdrawiam... Pani Kloszard...

      Usuń
  4. ...przyjaźń to taka miłość tylko inna i ona nie potrzebuje czasu . Jest. Czy znamy się minutę czy sto lat , nie ma najmniejszego znaczenia. Przyjaźń to taka miłość, tylko inna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nie wiem. Dla mnie przyjaźń to przyjaźń, a miłość to miłość. Jest jeszcze opcja taka, że można się i przyjaźnić i kochać. Według mnie i jedno i drugie, by przetrwać, potrzebuje jednak czasu. Ale to moje zdanie.
      I tak z ciekawości - z kim rozmawiam? Pytam, ponieważ komentarz jest niepodpisany.

      Usuń