CHWILO t r w a j...

Tak... wejść na najwyższą górę świata, rozłożyć ramiona, ogarnąć nimi świat, wdech wydech... wdech wydech, poczuć to w sobie, stać się tym światem, to naprawdę niezwykłe przeżycie. Chyba każdy by tak chciał. Nieprawdaż? Szczyt takiej góry może kojarzyć się z samotnią, pustelnią, odosobnionym miejscem. Jak zwał tak zwał, potrzeba mienia takiej chwili na osobności, to znak, że trzeba coś przemyśleć. A obcowanie z Naturą i to tak blisko, pomaga. Jest jakby lekarstwem, którego od czasu do czasu, absolutnie każdy bez wyjątku, powinien potrzebować.

W takim właśnie momencie, aż chce się wykrzyczeć - chwilo trwaj! Wrażenie jakiego doznajemy, jest nie do opisania. Każdy używałby innych słów, ale mówiłby o tym samym. W takich chwilach rozumiemy się bez słów. Takie to przeżycie. Życiowy chaos jaki każdy wnosi na swoją górę, blednie. Maleje wobec wszechświata. Znika. Nastaje spokój, jakże dobry i skuteczny dla przemyśleń wszelakich. Odkryć można kolejną życiową Amerykę w oto takiej postaci - nie ma dla mnie rzeczy niemożliwych! Historia co rusz to udowadnia na polu nauki. 

Czy na polu życia jest aby podobnie? Podobno świat jest odbiciem naszych wyobrażeń. Nauka tak twierdzi. A skoro Nauka tak twierdzi, to... (?). No właśnie. Co? Mam wejść na swoją górę i zacząć myśleć? Odkryć, co jeszcze mogłabym zrobić? Czy od tego myślenia, będzie mi w życiu łatwiej? Czy lepiej będę pokonywać ścieżki życiowego labiryntu? A może to nie o labirynt chodzi, ale o uwierzenie w siebie na początek. Najpierw uwierzę, a dopiero potem nauczę się tych ścieżek. A może swoje życie zostawić losowi? I nic nie robić?

Póki co, siedzę na tej swojej górze i podziwiam widoki. Zawsze byłam i wciąż jestem ich głodna. Krzyknę więc - chwilo trwaj! I tyle. Wejście na jakąkolwiek górę, to wysiłek fizyczny. Gdy już na niej siedzę, uruchamiam umysł. To też wysiłek. Inny, ale jednak. No i zaczęłam myśleć. Segregować życie na wydarzenia mniej i bardziej dla mnie ważne. Na mniejsze i większe oczekiwania wobec życia. A czas leciał. Chmury przemieszczały się po niebie, w różne strony, w zależności od wiatru. Zaczęłam je porównywać do swoich decyzji. Niektóre były chwiejne, niezdecydowane.

Zależały od okolicznościowego wiatru. Jaka okoliczność, taka decyzja. Głębokie, co? Doszłam do wniosku, że niektóre momenty były wprost proporcjonalne do moich oczekiwań. Ale i one zależne były od wiatru. Gdyby się tak zastanowić, dochodzimy do wniosku, że zbyt dużo czasu tracimy na bzdury. Chwilo trwaj! Gdy w pewnym momencie poczułam życiowy wiatr w swoich żaglach, zaczęłam więcej od siebie wymagać. Nie opanowałam tego. Emocje mnie zżerały, a ja coraz bardziej się starałam. Chciałam być pewniejsza siebie. Motywowałam się.

Wynik okazał się nawet zadowalający. Ale każda rzecz ma dwie strony medalu. Nie zapominajmy. Nigdy. Bowiem prędzej czy później, tym wyścigiem szczurów wpędzamy się w życiowy kierat nie do ogarnięcia. Słabniemy. Tracimy do siebie zaufanie. Zaczynamy rozkładać życie na czynniki pierwsze. Bessa. Co, a więc jestem nieudacznikiem? Otoczenie też to widzi? Ojej... ! Wstrzymuję oddech. No tak, odkryłam swoją Amerykę. Poprzez postawę jaką prezentuję światu, wpływam nie tylko na swoje zachowania, na innych też.

Kto tym wszystkim steruje? Wszechświat? Który niby jest odbiciem moich wyobrażeń o nim? Na bazie własnej wewnętrznej introspekcji wyciągam wniosek - jestem tylko i wyłącznie tym, w co wierzę. OK. Ale jak wcześniej wspominałam, jest druga strona medalu. Jestem tym, jak postrzega i ocenia mnie otoczenie. Góra, świeże powietrze i poczucie wolności wpływają na moje myślenie. Uzmysłowiłam sobie właśnie, że wszyscy szufladkujemy swoje schematy życiowe. Układamy je wg kategorii i usiłujemy mieć na nie wpływ. Z różnym skutkiem, okazuje się.

Z różnym, ponieważ wciąż się uczymy. Krok do przodu, dwa do tyłu. Niedowierzamy, że się nam uda. Wątpimy. Nie dajemy sobie szansy. Wolimy biadolić, narzekać, stosujemy półśrodki, wielokrotnie nad wieloma sprawami nie mamy należytej kontroli. Problemy się piętrzą. Zapędzamy się w tzw. kozi róg. I co? Ano na górę marsz, Polaku! Idź, zabaw się w pustelnika, pomędrkuj trochę. Nie ma to jak dobra komunikacja ze swoim nieoszlifowanym >ja<. Niech ta góra zmieni Twój dotychczasowy mechanizm myślenia. Spróbować nie zaszkodzi. 

Korzyścią jest dłuższe, spokojniejsze i zdrowsze życie. Optymiści tak właśnie mają. Myślą pozytywnie, a to sama kwintesencja optymizmu właśnie. To optymista łamie filtry myślowe. To on identyfikuje własne przekonania dotyczące jego samego i jego otoczenia. To on wpływa na innych tak, że zaczynają zachowywać się w korzystny sposób. Oczywiście, co człowiek to inna materia. Inne żywotne poczucie własnej wartości, inne obawy i inne odczucia, inne szyldy i fasady. Słowem - inna konstrukcja. Mimo to łączy nas odkrywanie prawdy o sobie, która daje niezwykłą siłę do dalszego życia.

Warto o tym wiedzieć i pamiętać. Wchodząc na swoją górę, trzeba wierzyć w możliwość zmian, trzeba wierzyć, że nie ma rzeczy niemożliwych. Na swoich kartach udowadnia to Historia homo sapiens.

Moja najwyższa góra świata... moja przestrzeń... moja wolność... moja chwilo... trwaj... 

6 komentarzy:

  1. Bardzo cenne refleksje, dodałabym jeszcze znaczenie osób, które spotykamy na swojej drodze.
    Sama byłam kiedyś bardziej narzekająca, może i pesymizm nie był mi obcy lub za bardzo przejmowałam się opiniami, nie byłam asertywna.
    Dzięki koleżance , z która współpracowałam zmieniłam nastawienie do spraw i ludzi.
    Podobno zmieniamy się całe życie... jedni wchodzą na góry, inni nie mają odwagi.
    jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdradzę Ci sekret Jotko, niektóre moje teksty zawierają niedopowiedzenia, jak np. brak opisu osób "które spotykamy na swojej drodze" jak napisałaś. Zdarzają się przecież takie w naszych życiach i Ty o takiej osobie wspomniałaś. Wspomniałaś, bo Jej nie zapomniałaś i nie zapomniałaś tego, co dla Ciebie zrobiła. I o to właśnie chodzi. To udowadnia, że obok jest ktoś, na kogo możemy liczyć. Jest jednak jedno >ale<... lepiej nie przyzwyczajać się za bardzo do cudzej pomocy, lecz spróbować samej sobie pomóc. To dobre doświadczenie. To tak na marginesie zaznaczyłam, ogólnie. A zmiana nastawienia "do spraw i ludzi" to jedno z takich odkryć. To prawda - zmieniamy się przez całe życie z różnych powodów, na tym ta "gra" polega. Szkoda tylko, że wiele osób rezygnuje z siebie.
      Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie przy niedzielnej kawie...

      Usuń
  2. Niestety jestem ta co widzi zawsze szklanke do polowy pusta. Moja nowa synowa jest taka o czym piszesz - kazde zlo potrafi sobie uproscic patrzac na motylki i kwiatki chociaz to niczego nie naprawia fizycznie poza nastawieniem - przeciez wydarzenie/problem zostaje takim jakim byl.
    Jednego razu wyczytalam ze gdyby takie naprawde szczesliwe dni, niepowtarzalne, rozdzielil pomiedzy ludzkosc to kazda osoba dostalaby 10. Sklonilo mnie to do zastanowienia sie ile takich mialam (majac 74 lata moge to ocenic) i wyszlo mi ze moze 3.
    gdy jeszcze moglam i lazilam po gorach bo je uwielbiam to faktycznie bedac na szczycie doznawalam bardzo specjalnego uczucia i zadowolenia, podziwu dla swiata ale tylko dla niego i tej chwili bo gdy zeszlam w dol wracala rzeczywistosc.
    Czyz nie ciekawym jest ze czlowiek czuje sie najlepiej sam na sam z przyroda i natura, gdy wejdzie miedzy ludzi to to uczucie ulatuje?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ujęłaś sedno sprawy. Zgadłaś, o co mi chodzi opisując swoje wrażenia i obserwacje (np. synowa, której gratuluję takiego podejścia do życia). Tak właśnie jest. Na górze czujemy się częścią wszechświata i to jest WSPANIAŁE, na dole czując szarą rzeczywistość i to co sobą niesie, czujemy się szarakami przytłoczonymi ciężarem życia. Twoje ostatnie zdanie jest piękne.
      Pozdrawiam serdecznie... miłej niedzieli...

      Usuń
  3. Ciągle siedzę na jakiejś "górze" i patrzę uważnie na świat i na życie... I ciągle się dziwię...
    Ale nie wyobrażam sobie że mogłoby być inaczej....
    Chyba wiesz co mam na myśli...

    OdpowiedzUsuń
  4. Oj tak, rozumiem Cię Kochana. Siedząc na swojej górze, dalej będziesz się dziwić, ponieważ ludzkość nieustająco i ciężko pracuje nad tym. A że nie mogłoby być inaczej, jak mówisz, cóż... to taka nasza przyziemna przypadłość - CIEKAWOŚĆ... w Twoim przypadku pisana dużymi literami. To zaleta.
    Pozdrawiam bardzo serdecznie spod deszczowego nieba...
    PS - zerknij na pocztę... proszę...

    OdpowiedzUsuń