Jednak mimo sukcesów, wciąż korciło Ją, by zacząć karierę solową. I zrobiła to.
Odtąd z koncertu na koncert, jej biografia muzyczna, to pasmo wielkiego sukcesu o jakim każdy artysta może pomarzyć. Minęło 70 lat. Tak, to nie pomyłka. A więc, odkąd zaczęła śpiewać, minęło 70 przebogatych lat, w ciągu których wiele się wydarzyło. Między innymi choroba, wtedy (2000r.) śmiertelna. Mimo to, jako wieczna optymistka, kochała życie dalej, bo „cóż jest piękniejszego, niż żyć, istnieć? Interesuje mnie jutro, odkąd zachorowałam na raka. Pomyślałam wtedy: Tak łatwo jest przestać być”- mówiła.
Była i jest od lat ulubienicą wielu Polaków, wyśpiewała ponad 1000 piosenek, z których np. takie hity jak "Tych lat nie odda nikt", "Powrócisz tu", "Już nie ma dzikich plaż", "Walc Embarras", zachwycają nas do dzisiaj. Jednak stało się, podjęła decyzję o odejściu - „Ten zawód uprawia się do momentu, kiedy człowiek jest sprawny. Zostawiłam jednak tyle nagranych piosenek i ładnych audycji leżących dziś w archiwach, że jeszcze będzie można mnie usłyszeć. A teraz słucham z przyjemnością, jak inni śpiewają".
Poniżej styczniowy wywiad z Divą przeprowadzony przez panią Elżbietę Pawełek z magazynu Viva:
"Elżbieta Pawełek - Po 70 latach na scenie powiedziała Pani „dość!”. A jeszcze niedawno mówiła Pani: „Śpiewam, czyli jestem”. Skąd ta nagła decyzja?
Irena Santor - Za długo pracowałam na akord. Zawsze miałam zdrowe struny. Trzeba było śpiewać o szóstej rano, proszę bardzo. O jedenastej w nocy, też. Ale struny głosowe, jak cały organizm, w końcu też wiotczeją. Ten zawód uprawia się do momentu, kiedy człowiek jest sprawny. Zostawiłam jednak tyle nagranych piosenek i ładnych audycji leżących dziś w archiwach, że jeszcze będzie można mnie usłyszeć.
A teraz słucham z przyjemnością, jak inni śpiewają. Ostatnio wysłuchałam pięknego koncertu kolędowego w telewizji i co ważne: wszyscy szanowali moje uszy, to było estetyczne, wspaniałe. Ale wracając do pani pytania – w świecie, który nastał, nie umiem się sprawnie poruszać. Już do tego świata nie przynależę i nie czuję z tego powodu żalu. Moi koledzy gnają na oślep, szukają wielkich osiągnięć, ciągle mówią o tym, co zdobyli i jakie to jest ważne.
A z mojej perspektywy mówię: „Dzieci kochane, przede wszystkim się uspokójcie, spójrzcie trochę z dystansem na to, co robicie”. Ale nie mają moich lat, więc nie widzą. A ja widzę i to jest moja wyższość. Świat wplątał się w kosmiczny pęd, co mnie martwi. Młodzi ludzie gubią wiele rzeczy, może dla nich małych, nieistotnych, ale nie dostrzegają cudowności świata, które da się zauważyć dopiero wtedy, kiedy się trochę przystanie.
- To jak teraz żyje Irena Santor?
Pogodnie, bardzo często spotykam się z ludźmi. Teraz trochę to utrudnione przez pandemię, ale lubię być w dużych środowiskach. Nie jestem dotknięta zastrzykami jadu. Chciałabym bardzo długo żyć, ale żeby się cieszyć, patrzeć, jak to wszystko dalej płynie, bo jestem ciekawa świata. Skończyłam 87 lat. Nie smucę się, nie płaczę, nie tragizuję, że jeszcze jeden rok mi przybył. I zawsze życzę sobie w urodziny, żebym za rok mogła sobie powiedzieć to samo.
- I taka żywa dziewczynka postanowiła zostać zakonnicą?
Miałam takie marzenia w dzieciństwie, w przeciwieństwie do tego, jaka byłam w życiu. W naszym domu wisiał obrazek świętej Tereski. Boże, taki landszaft okropny, jak sobie go przypominam. Ale jak patrzyłam na świętą Tereskę w habicie, z różami, to koniecznie chciałam pójść do zakonu i zostać świętą jak ona. Na szczęście nikt mnie nie chciał przyjąć.
- A potem przylgnęła do Pani opinia grzecznej gwiazdy?
Proszę pani, w tamtych czasach wychodziliśmy na scenę i śpiewaliśmy, stojąc nieruchomo przy mikrofonie. Może stąd to wrażenie. Ręka ewentualnie się trochę poruszyła, to wszystko. Jestem dość dynamiczną osobą i zawsze mówiłam, że od śpiewania bolą mnie nogi, bo stałam taka spięta na scenie, że dosłownie wrastałam w ziemię. Ale to był kanon, dopiero potem przyszła moda na poruszanie się na scenie. To było coś zupełnie nieoczekiwanego. Jak to, to oni tak mogą? Dlaczego tak biegają? To z początku wydawało się okropne. Chyba dzieci kwiaty przyniosły ten luz blues.
- Coś w życiu Pani się nie spełniło?
Och! Nie spełniło się wiele rzeczy i bardzo dobrze, bo nie wszystko musi się spełniać. Gdyby nasze życie biegło linearnie po nitce do kłębka, a nie jestem taka uporządkowana, byłoby nudno.
- Może na to „niespełnione” warto poczekać, bo „wszystko się może zdarzyć, gdy głowa pełna marzeń”, jak w tej cudownej piosence?
Miałam jakieś marzenia, ale dawno o nich zapomniałam. Moim głównym marzeniem przez całe życie było, żeby być, istnieć, doświadczać. Instynktownie wiem, że świat poza kulą ziemską jest bardzo ciekawy. Ale aż tyle o nim nie chcę wiedzieć. Są od tego uczeni, którzy mówią, dlaczego życie na takiej małej kuleczce jak Ziemia jest takie intrygujące i niespokojne. I dlaczego warto ją ochraniać.
- Ale powiedziała Pani, że kosmos jest beznadziejny, bo nie można tam śpiewać z powodu fatalnej akustyki?
Otóż właśnie, ale kto wie, jak jest z tą akustyką. Mówi się o tak zwanej bezwzględnej ciszy w kosmosie, chociaż docierają tam dźwięki z innych światów, ale nie chciałabym tam trafić. A czy można tam śpiewać? Ja już swoje wyśpiewałam.
- Gdyby mogła Pani zacząć od nowa karierę, to kim by została?
Biologiem. Od dziecka intrygowało mnie, jak to się dzieje, że zimą wszystko jest uśpione, niemal martwe, a na wiosnę się odradza. Jednak łatwość śpiewania przeważyła, bo szczerze mówiąc jestem naturszczykiem i to nic mnie nie kosztowało. Ale chętnie zapuszczam się w wiejskie zakątki. Może dlatego, że urodziłam się na wsi, gdzie spędziłam pierwszy rok życia i tak tym nasiąkłam, że wieś mam we krwi. Lubię zapach kwitnącej łąki, która potem zostaje ścięta, lubię rozkwitające drzewa. To wszystko pachnie. Jest cisza, polne ścieżynki, ptaki śpiewają, ale tak różnorodnie, że mnie to zachwyca.
- Ten piękny wygląd to efekt wypadów na wieś czy jakichś zabiegów?
Ja zabiegi? (śmiech). Myśli pani o jakichś zabiegach mocniej ingerujących? Skalpel tyle razy obrabiał moje ciało, że dziękuję. Nie chciałabym nic zmieniać w mojej twarzy. Poza tym twarz, która ma zmarszczki, nie jest brzydka, to ludzie chcą ją widzieć brzydką.
- Nie traci Pani apetytu na życie?
Nie. Cieszę się życiem, jakkolwiek zabrzmi to banalnie. Cóż jest piękniejszego, niż żyć, istnieć? Interesuje mnie jutro, zwłaszcza odkąd zachorowałam na raka. Pomyślałam wtedy: tak łatwo jest przestać być".
*Fot. Mateusz Stankiewicz/SAMESAME
Piosenkę: Już nie ma dzikich plaż... mogę słuchać na okrągło 🙂
OdpowiedzUsuńJa też ją lubię, właściwie to wiele piosenek Pani Ireny lubię. Są ponadczasowe, prawda?
UsuńPozdrawiam serdecznie... widzę, że wykonałaś kawał roboty czytając tyle moich tekstów... dziękuję...