Trzeba być naprawdę naiwnym myśląc, że problemy same się rozwiązują, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Myślę, że tak jak złożona jest ludzka psychika, złożona jest rzeczywistość. Ludzka psychika i rzeczywistość są od siebie wzajemnie zależne. Sami ją tworzymy poprzez własne wybory, a prawda jest tak prosta, jak budowa cepa. Jeżeli sam generujesz problem, sam musisz go rozwiązać. Nikt tego za ciebie nie zrobi. Kropka. Owszem, możesz zignorować jego istnienie, możesz odłożyć jego rozwiązanie na później, możesz zrobić wiele innych rzeczy, jednak nie znaczy to, że problem zniknął. Tak sam z siebie.
Udowodniono bezdyskusyjnie oczywistą dla człowieka myślącego rzecz, że sam indywidualnie interpretuje rzeczywistość. Niestety, często przez ową zdolność dotkliwie dostaje po łapach. Budzą się niezdrowe emocje, a w niektórych bardziej stresowych przypadkach, szwankuje zdrowie. Udowodniono też, że same sposoby intepretowania otaczającej nas rzeczywistości i dotykających nas problemów, wynikają niemal z automatu. Ja na to - to przecież żadna tajemnica. Wystarczy się rozejrzeć. Jestem świadoma tego, że Nauka od czasu do czasu musi coś publicznie wygłosić, jednak ŻYCIE toczy się po swojemu.
"Nic nie jest wieczne na tym świecie, nawet nasze problemy" - Charlie Chaplin
Wielokrotnie na własnej skórze człowiek przekonał się, jak Wielka Teoria ma się do przyziemnej Praktyki. Teorią są różne tezy i definicje. Praktyką są złe wybory, niezdrowe emocje, nieprzespane noce i cierpienie. Nauka na bazie badań regularnie i wciąż weryfikuje własne wnioski i definicje. Weryfikuje je na żywej tkance, jaką jest pacjent. Weryfikuje je bez końca, wszak materiału naukowego nie brakuje. Jak się to ma do człowieka? Ten, naukowych oczywistości (psychoterapia) przyswaja tyle, ile może.
Gdy wraca do domu i nabytą teorię ma przełożyć na praktykę, efekty jego starań, w wielu przypadkach, jeżeli nie są mizerne, to co najmniej dyskusyjne.
Nauka swoje starania (czytaj: eksperymenty) przeprowadza bez żadnych dla siebie konsekwencji, człowiek (pacjent) ponosi je w codziennym funkcjonowaniu. Ludzka psychika nie do końca jeszcze jest zbadana, bo Nauka wciąż poszukuje rozwiązań. Przez ten czas wielu z nas musi radzić sobie z problemami w pojedynkę i po swojemu, szukając złotego środka, który ma być lekiem na ich problemy. Cierpi na tym ludzka konstrukcja emocjonalna, co źle wpływa na relacje z otoczeniem. Konsekwencją jest smutek, poczucie beznadziei, gorsze samopoczucie.
Jest szaro i ponuro. Nic nas nie cieszy. Wszystko przez te kłopoty. Chciałoby się pstryknąć palcami i je odegnać, ale nie jest to możliwe. Jedyne wyjście - stawić temu czoła. Wziąć to wszystko na klatę, przetrwać i dzielnie się z tym rozliczyć. Jeżeli nie dajesz rady, daj temu spokój i pogódź się z tym, że:
Czasami tak bywa, że z własnymi problemami trzeba po prostu żyć.
Wiem o czym mówię. Wszyscy to wiemy. Ponieważ każdy z nas przynajmniej kilka razy w życiu doświadczył ciężaru problemów, które sam na siebie sprowadził. "Mylić się, jest ludzką rzeczą". Słyszę to od zawsze. Ja na to - Dobrze! OK! - ale ile razy w życiu można się mylić? Przecież nie cały czas, tak? Ci co tak twierdzą, również doradzają, żeby uczyć się na własnych błędach. Fajne twierdzenie, niby przydatne w życiu, ale zbyt często ignorowane, wręcz do bólu ignorowane przez człowieka. Tacy jesteśmy. Generujemy problemy, ale nie chcemy ponosić za to winy.
Winą łatwo obarczamy innych, umniejszając sobie. Tak to na co dzień z nami jest.
Tym razem wtrąciłam szczyptę filozofii, wybaczcie. Przygotowując materiał do tego postu uznałam, że to nam nie zaszkodzi. A nawiązując do tego, czy problem sam nam podpowiada, jak go rozwiązać, niejednokrotnie myślałam, że TAK.
Wystarczy cofnąć się do jego źródła.
Myślę, że wiele zależy od rangi problemu. Ja, na ten przykład, jestem osobą bardzo niecierpliwą i z tej racji czasem problemem stają się dla mnie całkiem zwykłe i prozaiczne, niezałatwione albo zepsute, codzienne sprawy. Najczęściej pomaga mi je rozwiązać mój mąż, bo taki złoty człowiek mi się trafił (jednak nie trafił, sama wybrałam), że nie pozostawia mnie samej z tą moją niecierpliwością. A co do reszty? Mam chyba w życiu wiele szczęścia, albo raczej kreuję sobie rzeczywistość tak, że jakoś większe problemy omijają mnie szerokim łukiem. Dlatego nie mam potrzeby ich rozkminiać. Ale myślę, że mylić się można wiele razy, za każdym razem ta pomyłka może być przecież inna :) Pozdrówka dla Ciebie :)
OdpowiedzUsuńCzłowiek zmienia swój stosunek do problemów z upływem lat. Poprzez to uczy się radzić sobie z nimi tak, jak potrafi w danym momencie najlepiej. To, co napisałaś - "... albo raczej kreuję sobie rzeczywistość tak, że jakoś większe problemy omijają mnie szerokim łukiem. Dlatego nie mam potrzeby ich rozkminiać" - świadczy o tym, że nauczyłaś się mieć wpływ na swoje życie. poprzez wybór. Że problemy "omijają Cię szerokim łukiem" to tylko Twoja zasługa. Ze mną jest tak, że zanim ostatecznie podejmę jakąkolwiek decyzję, analizuję ZA i PRZECIW. Nie mówię, że nie mam problemów, bo mam, a raczej od dłuższego czasu tylko miewam. Jeżeli ja nie mam na nie wpływu, nic nie mogę zrobić, zostawiam je. Zapominam o nich. Idę do przodu, ponieważ nie lubię mieć "szarych i ponurych" dni.
OdpowiedzUsuńCo do Twojego ostatniego zdania - z reguły do każdego następnego problemu podchodzimy tak, jakby był tym pierwszym. I życie toczy się dalej, usłane nie różami, a problemami. Powiedzenie 'mylić się, jest ludzką rzeczą" tak zakorzeniło się w nas, że z łatwością i dla wygody tłumaczymy nim swoje popełnianie błędów. Jak to o nas świadczy?
Pozdrawiam ze słońcem...
PS - znowu miałam zajęcia, więc dopiero teraz dorwałam się do komputera... sorki za opóźnienie...