Spotkałam się ostatnio z opinią, że w dzisiejszych jakże trudnych czasach, ludzie, szczególnie osoby starsze i samotnie żyjące, coraz częściej zmuszeni są szukać pomocy. Niech to będzie tylko rozmowa, na początek to już coś. W pojedynczych przypadkach wystarcza, ale nie we wszystkich. Proszącym o rady wydaje się, że przestali sobie radzić w życiu, że są w sytuacji bez wyjścia, że osiągnęli stan pustki i nie mogą sobie sami z tym wszystkim poradzić. I szukają pomocy. W rodzinie. U znajomych i przyjaciół. Niekiedy u sąsiadów. Ostatecznie korzystają z pomocy specjalisty. Jeżeli korzystają.
Pomoc otrzymują z różnym skutkiem. Gdy nie są z tej pomocy zadowoleni, gdy z problemami zostają sami, wycofują się z życia i zamykają w czterech ścianach. Stają się smutni, opuszcza ich energia życiowa, a jeden z podstawowych ludzkich impulsów, takich jak chęć do życia, traci swoją moc. Dla kogoś takiego, nic nie ma już znaczenia. Życie traci sens. Dosłownie. Straszne. Gdy zauważamy np. u bliskiej osoby taki stan, natychmiast chcemy ją skierować do specjalisty. Nie przychodzi nam jednak do głowy, by pomóc jako członek rodziny. To, niestety, rzadkość.
Szkoda, ponieważ w pierwszej kolejności należałoby TO właśnie zrobić. Jedno pytanie, tak trochę z innej beczki - czy wiemy na pewno, że taka osoba chce naszej pomocy? A tak bywa. Pytam, ponieważ wiem z rozmowy ze znawczynią tematu (prosiła o nie podawanie nazwiska), że jest wiele przypadków, gdzie mamy do czynienia z tzw. "Zosiami samosiami". Same sobie pomogą i już. Nikogo nie potrzebują. Taki trochę starczy upór. Są i takie osoby, które wstydzą się poprosić. Zamykają się w domach i cierpią w samotności. Oszukują najbliższych, że niby wszystko jest w porządku i... dalej cierpią w samotności.
Takim osobom bardzo ciężko pomóc, z racji ich dobrowolnej izolacji. W takim razie, jak te osoby same mają sobie pomóc? To bardzo trudne i bardzo ważne pytanie, na które niełatwo odpowiedzieć, ponieważ każdy z przypadków jest indywidualny. Niepowtarzalny. Dlatego, że każdy z nas jest inny. Co człowiek, to inny charakter, inne doświadczenie życiowe, a zatem inne reakcje. Podłożem jest fakt, iż każdy z nas przechodził inną ścieżką życie, inaczej pracował nad jego jakością. Próbuje więc inaczej rozwiązywać problemy. Każdy na swój sposób.
Cokolwiek byśmy mieli tu komukolwiek doradzać, jeżeli już, należałoby to robić z wyczuciem, rozwagą i bez pośpiechu. Mówi moja rozmówczyni. Krok po kroku. Pod wpływem tej rozmowy doszłam do wniosku, że nigdy nie było i nadal nie ma złotego środka. Myślę też, że aby móc komuś doradzać, trzeba by było wejść w skórę tego kogoś i poczuć to co ten ktoś czuje. Przez chwilę być tym kimś. Ale tak się nie da. Wiemy o tym. Dlatego m.in. doradzanie jest tak niezwykle trudne. Bo nie jesteśmy w stanie sobie nawet wyobrazić, przez co przechodzi ta osoba.
A więc najczęściej doradzamy przez pryzmat swoich doświadczeń. A to, mija się z celem. Bowiem nie pomagamy, tylko szkodzimy. Pamiętamy, wszystko w dobrej wierze. W imię szczerych chęci. Ostateczny jednak bilans takich starań, jest niezadowalający. Połowiczny. Niestety, nawet zawodowi specjaliści, ze wstydem muszą przyznać, że zaliczają wiele porażek. Moja rozmówczyni nie kryje oczywistej oczywistości, że człowiek nie jest cudotwórcą, i że nie ma "cudownych" narzędzi, by w efektywny sposób móc nimi pomóc każdemu, kto tego potrzebuje.
Ponieważ jest jak jest, co każdy z nas widzi, ponieważ rzeczywistość jaka nas otacza nie szczędzi nam powodów do zmartwień, obowiązkiem względem siebie jest dużo wcześniej nauczyć się samemu radzić z licznymi życiowymi kłodami. Nie doradzam ucieczki przed nimi, wręcz odwrotnie, stawiajmy im czoła. Wyniki będziemy notować z różnym skutkiem, ale nie raz przecież wychodzimy z założenia, że co Cię nie dobije to Cię wzmocni. Pośród morza nieszczęść szukajmy plusów. Starajmy się upraszczać, nie utrudniać sobie życia. Śmiejmy się.
Śmiech to najlepsze lekarstwo. Na wszystko.
Odrobina humoru też nie zawadzi. Pomaga w utrzymywaniu radosnego spojrzenia na życie i całkiem dobrze w sytuacjach podbramkowych, rozładowuje napięcie. Nie uciekając jednak od realnej rzeczywistości, warto nauczyć się myśleć pozytywnie. Mimo wszystko. Wiem, że to co piszę, nie jest łatwe, ale przecież nic w życiu nie jest łatwe. Dlatego powiem to otwartym tekstem:
JEŻELI SAM SOBIE NIE POMOŻESZ, NIKT CI NIE POMOŻE
Uważam, że kierowanie się zgodnie z rozsądkiem, własną wyobraźnią, nikomu jeszcze nie zaszkodziło. Zatem wyobrażajmy sobie realnie, jak mamy spędzić resztę życia. Żadne tam iluzje, by się czasem nie rozczarować, by nie poczuć się bezradnym. Przestańmy być ubiegłowiecznymi sztywniakami. Optymizm, uśmiech, szczypta humoru, pielęgnowane własnymi rękami dobre samopoczucie i... do przodu! Nie współczujmy sobie, że jesteśmy akurat w takiej sytuacji. To błąd. Tak jak zbyt częste rozmyślania o błędach popełnionych w przeszłości.
Skupmy się na tym, co TU i TERAZ. Taka postawa pozwala doceniać to, co się ma. Nie to, co się kiedyś miało. Nie stosuj skrótów idąc przez życie. Czegoś takiego jak skrót, nie ma. Jest za to NADZIEJA, która na wiele nam pozwala, która nas motywuje, przez co osiągamy cele i odnosimy sukcesy. Małe czy duże, nieważne, z każdego się cieszmy. I na miłość boską, nie zamykajmy się w domach! Nie uciekajmy od ludzi. To bardzo ważne, bo jakość naszych relacji ma ogromny wpływ na nas samych. Zamknięci w domach z problemami, jesteśmy smutni i do niczego.
Przebywając na zewnątrz stajemy się innymi osobami, jesteśmy radośniejsi i bardziej zadowoleni. Nawet przelotne, niby nic nie znaczące relacje społeczne, jak przyjemna rozmowa z kimś w parku, czy choćby na ulicy, mogą rozjaśnić dzień. Uśmiechnij się do kogoś. Ten ktoś odda Ci uśmiech i już jest Was dwoje. O wiele milszy dzień, prawda? Jednak gdy się zdarzy tak, że będzie nam bardzo trudno i sami nie poradzimy sobie, nie bójmy się prosić o pomoc. Życie jest zbyt fajne, nie zasługuje, by zostało zmarnowane.
UŚMIECHAJ SIĘ DO ŻYCIA, KIEDYŚ SIĘ ZREWANŻUJE
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz