To normalne i naturalne, że opuszczony przez nas kraj, jest nam bardzo bardzo bliski. Tam się rodzimy, wychowujemy, chodzimy do szkół i znajdujemy pierwszą pracę. Tam zakładamy rodziny i rodzą się nam dzieci. To wszystko jest jakby nieodłączną pępowiną, która łączy nas z Ojczyzną. Na wieki. I każdego. Tak więc każdego kto tęskni za krajem, pocieszam. Decyzję o powrocie musi jednak podjąć sam. Mądrzy mówią, że gdy doświadcza się uczucia tęsknoty, zwiększa się poprzez to nasza dojrzałość emocjonalna, wzmacnia się nasza tożsamość. Wychodzi, że tęsknota to bardzo ważna sprawa.
Buduje i motywuje do działania. Przeżywać ją to żaden wstyd. Lepiej to, niż od niej uciekać i udawać, że nic się nie dzieje. Faktem jest, że dzisiaj prawie każdy z nas może mieć emigranta w rodzinie, który szukając szczęścia, szuka swojego miejsca. Bo podobno - "tam dom twój, gdzie ty". Wiele osób spróbowało. Zakorzeniło się w nowym miejscu i ułożyło sobie życie na nowych warunkach, nie zrywając kontaktu z krajem. Wielu śmiało może powiedzieć, że udało im się. Na miarę ich oczekiwań. Są zadowoleni i cieszą się z tego co osiągnęli. Jakim kosztem? O tym, tylko sami mogą opowiedzieć.
Dla wielu też, koszty, jakie trzeba ponosić emigrując, są za wysokie. Nie tego oczekiwali. Myślenie o tym, jak świetnie może być, a stan faktyczny zastany na miejscu, to dwie różne rzeczy. Rozczarowanie i zawód tym co zobaczyli, to mało powiedziane. Nie wytrzymali zbyt długo na obczyźnie i po jakimś czasie wrócili do kraju. Powodów zawsze jest wiele. jednym z nich jest taki, że El Dorado wcale nie okazało się być TYM El Dorado. Wszystko zależy od tego, kto co i jak rozumie i jak "to coś" wyobraża sobie. Zatem CEL, który nie spełnił oczekiwań, przestaje być atrakcyjny. A skoro tak, to wracamy do domu.
Wracamy do domu zawstydzeni i ze spuszczoną głową. Wracamy oburzeni i obrażeni, że z jakichś powodów nie było im dane skorzystać z szansy. A przecież niejeden Polak wydał na wyjazd wszystkie oszczędności. Tym bardziej wstyd. Są też tacy, którzy zaplanowali wyjechać na krótko, by zarobić na wymarzony dom i samochód. Dalszy pobyt nie miał więc dla nich sensu. Jeszcze inni swój powrót enigmatycznie tłumaczyli tym, że chcieli przekonać się jak to jest żyć zagranicą, albo że zwyczajnie była to nieprzemyślana pomyłka, albo sami siebie oszukiwali, dlatego podjęli decyzję. Wrócili.
Wiele jest powodów powrotów do kraju. Wielu Polaków jednak żałuje, że wrócili. Kiedy wyjeżdżali, byli na tyle młodzi, by móc zaplanować resztę życia. Od zarobienia na wesele, dom, samochód i na trochę oszczędności, a potem wrócić. Większość z nich pracowała na przysłowiowym zmywaku, albo jako kelnerzy, albo zbierali truskawki, albo innym budowali lub remontowali domy. Praca była różna i każdy mógł ją znaleźć. jednak było jedno a l e - praca była poniżej ich poziomu. Architekt zmywający talerze. Prawnik pracujący na kasie w Markecie, albo na stacji benzynowej. I tak dalej.
Jednak pieniądze czynią cuda, sprawiają, że szybko przestajemy czuć się głupio, pracując poniżej swoich kwalifikacji. Córka znajomej wyjechała z narzeczonym (oboje bardzo dobrze wykształceni) do Las Vegas, gdzie razem pracowali na stanowisku hostessy (cokolwiek to znaczy) i dorabiali jeszcze gdzie indziej. Córka znajomej, z racji że była bardzo ładną dziewczyną, dostawała wręcz horrendalne napiwki. Narzeczony zarabiał gorzej, ale byli zadowoleni z tego, co zarabiają. Nie wykorzystywali tej sytuacji. Oszczędzali i wrócili do kraju z pokaźną sakiewką. Dzisiaj mają dom, piękne dzieci i satysfakcjonującą pracę.
Nie każdemu jednak tak się powiodło, jak córce znajomej. Znam osoby, które przegrały z tzw. "łatwym pieniądzem". Zamiast zaoszczędzić, wrócić, dokończyć np. studia i zaplanować resztę życia, postanowili przerwać naukę i zarobić jeszcze na mieszkanie. Tak mijały lata. Żyli wydając zarobione pieniądze na bieżąco. Praktycznie bez wykształcenia i jakichś sensownych planów. W tym czasie ich znajomi uczyli się i zdobywali uprawnienia. W kraju. Ci zagranicą śmiali się z tych w kraju. Że męczą się za psie pieniądze i nic nie mają. A ci za kasę z kelnerowania i zmywania garów, jeździli w tym czasie po świecie.
Jakże szybko łatwa kasa, przyjemności i łatwe bez żadnej odpowiedzialności życie, uderzają do głowy. Wszystko ma swój początek i koniec. I dopadł ich kryzys. Pieniądze przestały płynąć. Stracili pracę dlatego, że byli obcokrajowcami. Nie próbowali szukać innej, nie próbowali niczego. Wrócili i kątem mieszkają u rodziców. Są wielkimi przegranymi z własnej głupoty. Sami dobrze o tym wiedzą. Nie mają nic. Dosłownie. Mają po 35 lat i nic więcej. Nawet ślubu nie chcą już brać. W najbliższym otoczeniu uchodzą za dziwolągów, bo nic nie przywieźli. Złamanego grosza nawet.
Odwrotnością powyższych historii jest sytuacja, kiedy to po powrocie do kraju, na widok tego co u nas, niektórzy żałują że wrócili. Przecież nie tak źle im się powodziło. Tam gdzie byli, zdążyli znaleźć pracę, nawiązać znajomości, podjęli owocną próbę zakorzenienia się. A to już dużo. Według nich teraz nie mają w Polsce żadnych szans. Bo inni już zgarnęli dobrą pracę. Szczerze żałują powrotu do Polski. A wrócili, bo tęsknili, bo w rodzinie były kłopoty, bo to, bo tamto. Wracając, postawili wszystko na jedną kartę. I żałują tego kroku. Czasami jest tak, że to intuicja podpowiada nam co robić. Zostać czy wrócić.
Będąc w kraju wielu nie docenia tego, co ma. Będąc zagranicą, wielu tęskni. Bo to takie patriotyczne. Mimo zbudowanego tam życia, wracają i... żałują. A to nie jest już patriotyczne. Wprawdzie nie było im tam idealnie, ale czuli satysfakcję, bo byli doceniani za swoją pracę. Czuli się tam wolni. Wiedzieli, że ich życie zależy tylko i wyłącznie od nich. Tam zdecydowanie było inaczej, niż na wsi pod Krakowem czy Wrocławiem. Żałują i nie mogą się otrząsnąć z podjętej decyzji. Mimo, że rodzice byli przeszczęśliwi. To jednak nie rekompensowało im zderzenia z polskimi urzędami. Z polską rzeczywistością.
W sumie, ci co wrócili, nie potrafią powiedzieć, dlaczego to zrobili. Wiedzieli jak jest, a mimo to wrócili. Wiedzieli, że w Polsce urzędnik raczej przeszkadza niż pomaga, że Polak Polakowi Polakiem. A jaki koń jest, każdy z nich widzi. A mimo to wciąż niektórzy wracają. Mówią, że chyba jakiś diabeł ich podkusił. I żałują. Kochają Polskę, ale chętnie już dzisiaj by się spakowali. Widzą wiele różnic, których wcześniej nie widzieli. TAM widzą o wiele więcej możliwości, niż TE tutaj w kraju. W Polsce żeby zostać kimś, trzeba być magistrem.
Zagranica wg nich może i rajem nie jest, ale gdy człowiek uczciwie TAM pracuje, nawet wtedy gdy ma zły akcent, jest szanowany i śmiało ze swojej pracy może się utrzymać. Tak mówi jedna z osób, które wróciły. Odgraża się, że do Polski wróciła na krótko. Odlicza już dni do powrotu jak ten żołnierz, który odcina każdy dzień z centymetra. Jej powrót zagranicę zależał tylko od końca roku szkolnego i od załatwienia kilku rodzinnych spraw.
Są wakacje. Chyba zrobiła to, co obiecała sobie i dzieciom.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz