Podglądanie i obserwowanie innych

Ostatnio na spacerze w parku miałam ciekawą rozmowę ze spotkaną i dawno nie widzianą znajomą. Była więc okazja do odrobienia zaległości. I tak od słowa do słowa, obserwując jednocześnie innych spacerowiczów, gładko przeszłyśmy, wydawałoby się, na niecodzienny temat. Ale tylko wydawałoby się. Z naszej rozmowy bowiem wynikło, że to szara polska rzeczywistość, i że dotyka niemal każdego z nas. Chodzi o śledzenie, podglądanie, albo jak kto woli, wręcz o jawne i bez żadnego skrępowania obserwowanie czyjegoś życia, potknięć i błędów, jakie mają miejsce na naszym i cudzym podwórku. 

Niektórzy z nas mają wręcz złośliwą satysfakcję oglądając cudze nieszczęścia. To taka nasza jedna z wielu polska przywara, to nasza żywotna słabość, której za żadne skarby nie chcemy się pozbyć. Zrobiło się nam ze znajomą przykro, gdy tak rozkładałyśmy na czynniki pierwsze tę wszechobecną narodową cechę, ponieważ po drodze wyszło nam, jak bardzo Polak Polaka nie lubi, nie znosi, w bardzo wielu przypadkach wręcz nienawidzi. I to z bardzo wielu powodów. Takie zachowania widoczne są w kraju, ale też za jego granicami. Gdziekolwiek Polacy są, wzajemne ich relacje wyłażą jak królik z kapelusza.

Stawiając się na tle cudzych niepowodzeń, usprawiedliwiamy swoje, staramy się je umniejszać po to, by poczuć się lepiej, by pocieszać się, że u nas wcale nie jest tak źle. Wyszło mi, że poprzez takie zachowania jakby czyścimy własne sumienie. Dobrze wiemy, że robimy źle, jednak wmawiamy sobie coś zupełnie odwrotnego. Świadomie sami sobie pierzemy mózg. Na oburzenie otoczenia, zamiast przeprosin i przyznania się do błędu, taki jeden usiłuje z uporem maniaka brnie dalej, by udowadniać swoje racje na zasadzie - "moja racja jest mojsza". Dla mnie, tym bardziej jest to podłe.

W trakcie naszej rozmowy zadawałyśmy sobie pytania - dlaczego tak intensywnie interesujemy się życiem innych ludzi? Dlaczego tak bardzo chcemy i tak bardzo potrzebujemy podglądać, śledzić czy obserwować? A co nas to obchodzi? Ci inni niech robią co chcą! - odpowiadam. W sumie, to jestem zła, że niektórym osobom tak łatwo przychodzi podglądanie i niemal z marszu interesowanie się cudzym życiem. Wkurza mnie, jak ci co podglądają, mówią: "Ja? Skąd, ja nic takiego nie robię"! A jednak gdy mają okazję, nie mogą się oprzeć, by na kogoś lub na coś, nie "rzucić okiem". Tylko spojrzy. Ot tak.

Kiedyś, dawno temu, podglądanie co inni robią, było potrzebne dla kształtowania się ludzkiego gatunku. Tego dowodzi Nauka. Od sztuki podglądania i przyglądania się zależało przetrwanie. Kto nie potrafił wtedy poprzez podglądanie odczytywać cudzych zamiarów, przegrywał. Ale to było kiedyś i wówczas była to konieczność, nazywana ciekawością, którą jeszcze niedawno określaliśmy jako zwyczajny ludzki odruch. Z upływem lat ta czynność za bardzo zaczęła się nam udzielać. Dzisiaj już spowszedniała. Z nudów traktujemy ją jako rozrywkę. Dzień bez podglądania czy obserwowania sąsiadów, dniem straconym.

Polacy wręcz chorobliwie muszą wiedzieć, kto gdzie pracuje, jak jest ubrany, gdzie chodzi, z kim się zadaje, jakim samochodem jeździ i ile on kosztował. Każdego dnia musimy się czegoś dowiedzieć. Hobbystycznie i z jaką cierpliwością, gromadzimy masę zupełnie niepotrzebnych nam informacji. Niestety, tak już mamy. "Po prostu nie umiemy inaczej, tak działa nasz mózg" - tłumaczy ekspert. To mechanizm naszych zachowań. Zakorzeniony i dobrze zakonserwowany. Pakujemy do tych naszych "szufladek" kolejne informacje nie zważając, że szkodzą i że tak naprawdę nie są nam potrzebne.

Homo sapiens przeszedł długą drogę od jaskini do współczesności, jednak nie wyrzekł się starych zwyczajów. Podgląda. Obserwuje. Śledzi. Przez okno. Zza firanki, bo tak jest dyskretniej. Z parkowej lub przydomowej ławeczki. Do dziś tak jest. Dotknięte wiekiem osoby obu płci siedzą i patrzą. Nic im nie umknie. Bo normalnie muszą wiedzieć.  Każdego dnia niemal wszyscy śledzą i obserwują wszystkich. Tak jest na wsiach i w małych miasteczkach, bo tam wszyscy się znają. Gorzej w wielkim mieście, ale i tu nieźle sobie radzimy. Mamy bowiem internet. A tam to się "droga pani" dzieje!

Wprawdzie nie znamy osobiście tych, których podglądamy, ale to nieważne. Ponieważ tym bardziej to zajęcie nas kręci. I w jakich współcześnie wygodniejszych warunkach to czynimy, pozwalających lepiej niż niegdyś, obgadywać sąsiadkę z naprzeciwka, dalej poprzez to podnosząc poprzeczkę ulubionym umiejętnościom obserwowania, podglądania, interpretowania zdarzeń i z satysfakcją osądzania bliźnich. Od zawsze każdego interesuje tzw. "wiedza od kuchni". Szczególnie dotycząca osób znanych i skandali z nimi związanych. To dopiero się "klika".

Życie innych kusi nas i ekscytuje. Szczególnie jego "wybrane" smakowite kawałki. Żyć życiem innych, to dopiero życie! Czujemy się fajnie, gdy odrobinę uda nam się uszczknąć. Czujemy się jak natrętni paparazzi, dniami i nocami czyhający na swoją ofiarę. Internet jako nieskończona baza informacji, dla przeciętnego i zawsze ciekawskiego zjadacza chleba, jest jak teatr, z którego pozakulisowego życia, wszyscy (prawie) i za darmo, chcemy czerpać garściami. A tak naprawdę, to nie trzeba się za bardzo starać, ponieważ wszelkiej maści celebryci i inni znani, sami podają nam swoje życia jak na tacy.

Wszechobecny Facebook, Instagram, Twitter i inne Tik-Toki, zapełnione są nawet najdrobniejszymi szczegółami. Wszystko po to, by zdobyć jak największą ilość obserwatorów i kliknięć.  No i są jeszcze kamery. Wszędzie. Można by rzec, że nikt nie umknie spod oka "wielkiego brata". Jesteśmy świadkami swoistego spektaklu. Jesteśmy jego uczestnikami wraz z obserwowanymi osobami. Ja uważam, że to przesada, tak włazić z butami w cudze życie. Ale prawdą też jest fakt, że wszystko cokolwiek się dzieje, dzieje się za obopólną zgodą. Że czasami przekracza się "rubikon", a kogo to dzisiaj obchodzi?

No właśnie! Obserwujemy, podglądamy, śledzimy i nie przychodzi nam do głowy, że to jest złe. Że niebezpiecznie i wbrew zasadom, naruszamy czyjś "mir domowy", osobistą przestrzeń. Nie ma już T A B U. Świat pod tym względem się zawalił. Pomieszała się ranga wartości. Za naszym przyzwoleniem. I nikt, absolutnie nikt nie mówi, nawet się nie zająknie o przywróceniu porządku. Po co? Ważne, by być dowartościowanym. Nieważne jakim i czyim kosztem. I nawet się tego nie wstydzimy. Bo i nie ma czego. A nie ma czego, ponieważ podglądanie i śledzenie cudzego życia, przyjęło się na co dzień.

Facebook, Instagram i inne plotkarskie Pomponiki, wymyślono dla ludzi. Dlaczego? Bo taka była i wciąż jest potrzeba. Ludzkość uwielbiała i uwielbia nadal podglądać, obserwować i plotkować. Uwielbia zaglądać tam, gdzie zakazane. Taka jest nasza natura. Akceptujemy to mimo, iż nie raz i nie dwa popadamy z tym podglądaniem w przesadę. Przez co sami wielokrotnie tracimy. Tak tak. Tak już w życiu bywa Kochani, że cokolwiek robimy, musimy pamiętać, że działa to w obie strony. My też możemy być podglądani, obserwowani i śledzeni. Czy to się nam będzie podobało, czy nie.

Taki mi oto spod klawiszy artykuł wyszedł, a winna temu jest rozmowa z dawno nie widzianą znajomą. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz