Tak naprawdę urlop to nie urlop

Jestem tak zmęczona, że nie kontaktuję, że nic mi się już nie chce, dziw bierze, że jeszcze funkcjonuję - powiedziała mi niedawno znajoma. Mnie zdziwiło to, co powiedziała, ponieważ od jakiegoś czasu jest na emeryturze. Czyżby odezwało się stare przyzwyczajenie sprzed lat, kiedy jeszcze pracowała? Może i tak. Zaczęłam się zastanawiać nad zjawiskiem pt. >u r l o p<. Odkąd pamiętam, ludzie wyjeżdżają na wakacje i urlopy w czasie przyznanym im przez pracodawców, raz lub dwa razy do roku. Sama z niego korzystałam kilka razy i prawdę mówiąc, wracałam z niego bardziej zmęczona. Krążyło nawet takie powiedzenie, że po urlopie powinno się kilka dni odpocząć, zanim pójdzie się do pracy.


W moim przypadku było tak, że sama mogłam decydować kiedy i gdzie udać się na urlop i ile czasu mogłabym na nim spędzić. Nie miałam nad sobą żadnego pracodawcy. Więc zamykałam gabinet i wyjeżdżałam. Teraz, kiedy jestem na emeryturze, czas jakby inaczej dla mnie biegnie. Nieważne kiedy są wakacyjne miesiące, jestem na takim etapie, że robię co chcę. Nie oglądam się na innych. Ale ostatnio większość znajomych zaczęła interesować się, kiedy pojadę na urlop, bo oni już wiedzą. Jedni nawet zaproponowali wspólny wyjazd gdzieś za granicę, ale odmówiłam. Męczy mnie już towarzystwo i życie urlopowe pod dyktando. Wspaniale odpoczywam sama. 


Właściwie emeryturę traktuję jak jedne wielkie wakacje, jak ciągnący się bez końca urlop z tak zwanego prawdziwego zdarzenia (jakkolwiek to brzmi). Inni moi pracujący jeszcze znajomi cieszą się, że kolejny raz otwiera się przed nimi perspektywa kilku tygodni wolnego. Cieszą się jak zawsze i już planują, co będą robić. Ja oswajam się z myślą, że trochę od nich odpocznę, a oni, że oderwą się od codziennych obowiązków, zostawią wszystko i ruszą oglądać świat z drugiej strony. Mówią, że ma to zbawienny wpływ na ich stan ducha, że czynny sposób urlopowania ładuje im akumulatory. Wydaje się to normalne. Wszak prawie wszyscy od lat wakacjują i urlopują, dorośli, młodzież i dzieci. Oczywiście, każdy na swój sposób. 

Swój prawdziwie wolny urlop, tak rodzinnie, spędziłam bardzo dawno temu, kiedy dzieci tego chciały. Potem dorosły i swój wolny czas planowały same. Ponieważ w moim zawodzie wiecznie się coś (naukowego) działo, moim sposobem na urlop były wyjazdy na różnego rodzaju kursy dokształcające. Siedziałam więc na wykładach i chłonęłam wiedzę. To były moje wybory, których do dzisiaj nie żałuję. Gdyby czas się cofnął, pewnie robiłabym tak samo. Dzisiaj, z perspektywy czasu oceniam wakacje jako coś w rodzaju naszej idee fixe, regularnie powracającej myśli o wręcz obowiązkowym urlopowaniu, którą to myśl obliczono na okoliczność poprawy humoru pracownika, by wrócił do pracy z pozytywnym nastawieniem. Jest wtedy wydajniejszy. I tyle.


Ktoś powie, że jakieś tu herezje opowiadam, ale takie jest moje zdanie. Urlop w moim wypadku był inny z powodu zawodu, jaki wykonywałam. To był wolny zawód, uprawiany chętnie i z oddaniem. Prowadząc swoją działalność, decydowałam więc samodzielnie o wszystkim. O odpoczynku własnym, też. Nie przeszkadza to innym do dzisiaj w ich wakacyjno-urlopowej rutynie. Świat kręci się dalej. Na urlopie też, na którym nieustannie coś się działo. Urlopowicze jakby popadali w urlopowy obłęd. Obowiązkowo trzeba zrobić to, czy tamto. W ciągu dnia trzeba iść tam i kupić to. Wieczorem grill i popijawa ze starymi znajomymi lub nowo poznanymi. Kilka godzin snu i następnego dnia wszystko zaczynało się od początku. I tak aż do końca urlopu.


Miałam okazję nie raz śledzić zachowania znajomych i obcych i nie raz słyszeć o ich urlopowych dokonaniach. Nie raz też widziałam, jak wracali zblazowani ze swoich wakacji. Wyjeżdżali zmęczeni. Na urlopie jeszcze sobie dokładali. Powrót do pracy jaki był? Wiadomo. Taka to oto nieubłagana "logika" życia. Człowiek to bardzo słaba istota, więc nadmiernie, nieodmiennie i notorycznie ulega wszelkim pokusom. Czasami miałam wrażenie, że świadomie przeprowadza na sobie akt destrukcji. Nieważne, co będzie jutro. Któregoś dnia złapałam się na tym, że zaczęłam przyglądać się tym innym, łącząc ze sobą pewne fakty. I wyszło mi, że ten urlop, niby prawdziwy, to tylko mrzonka. To jakby cykliczny ludzki rytuał, któremu poddają się wszyscy, bo tak trzeba.


Bo jakiś urzędnik tuż przed urlopem wyglądający jak zombi, miałby z takiego np. Egiptu wrócić zrewitalizowany i to po tygodniu, no, może po dwóch tygodniach. Czary mary jakieś. Urzędnik po Egipcie jest  jak nowo narodzony, dynamiczny, opalony i uśmiechnięty. I natychmiast rzuca się na pracę. I ja mam w to wierzyć? Że po roku pracy, obojętnie jak ciężkiej, wyjeżdżam na tydzień urlopu i wracam całkowicie zregenerowana? Ja może nie wierzę, ale inni mówią, że to prawda. Jedno pytanie - a jak się taki jeden z drugim czuje miesiąc po powrocie? Odpowiem - miesiąc, albo i wcześniej po powrocie z urlopu, czujemy się tak, jak by tego urlopu nie było. Taka jest prawda. Nie jesteśmy już tacy uśmiechnięci i dynamiczni. Została nam tylko opalenizna.


Urzędnicy i innej maści pracownicy znowu tyrają, starym i dobrze znanym sobie rytmem. I nikomu nie jest do śmiechu. Summa summarum, wychodzimy na zero. I to po miesiącu czasu. Dlatego sądzę, że urlop to pozór, to jedna wielka fikcja, którą na dodatek trzeba odpracować. Zatem człowiek jest na mniejszych lub większych obrotach, non stop. Przerwę ma tylko wtedy, gdy śpi. Co z tego wszystkiego wynika? Niewiele albo nic. Przecież i tak jak co roku wszyscy znowu pojadą na tzw. urlop, z którego dzisiaj nie jest pewne, czy się wróci w terminie. Bo jakieś Biuro Podróży zbankrutowało, albo odwołało powrotne loty. Tak czy siak wróciliśmy i natychmiast zmuszeni jesteśmy rzucić się w wir pracy.


I kółko się zamyka. Być może wcale tu nie chodzi o samą formę wypoczynku, czyli zupełne nic nierobienie, tak jak ja to rozumiem, ale o to, by przez ten tydzień czy dwa, wzajemnie odpocząć od siebie w innych miejscach. A dlaczego by nie, skoro pracodawcy póki co, sami stwarzają okazję ku temu.

Zatem urlop, jest czy nie jest prawdziwym odpoczynkiem? Narzucona to prawda, czy oczywisty fałsz? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz