Jakiś czas temu naszło mnie na wspominki. Cofając się myślami wstecz, przypominałam sobie, co było dla mnie ważne na tyle, by wprowadzić to w życie i czy to zrobiłam. Zaczęło robić się ciekawie. Jestem przekonana, że chyba każdy człowiek chociaż raz w życiu marzył. Marzenia potrafią czasami zmuszać do niesłychanych działań. Sama na własnej skórze przekonałam się, jaką moc mogą one mieć.
Gdy zatem zdecydujesz się na działania tak naprawdę, możesz zdobyć górę, możesz nawet przekroczyć Rubikon możliwości. Przypomnijcie sobie co tak niedawno zrobił pewien austriacki spadochroniarz Felix Baumhartner - koleś skoczył z krawędzi Kosmosu. To było coś. Codziennie gdzieś na świecie człowiek dokonuje ekstremalnych rzeczy. Pokonuje własny strach, mocno w siebie wierząc i wtedy niemożliwe staje się możliwe. Marzenie staje się faktem.
Z drugiej strony gdy marzenie z jakiegoś powodu nie spełnia się, człowiek zmienia się od środka. Męczy go fakt, że za mało zrobił, za mało się starał. Radość gdzieś znika, a myśli zniechęcają do ponawiania dalszych prób, zabijają kreatywność. Co by było, jaki byłby dzisiaj świat, gdyby niektórzy dyktatorzy skupiali się na swoich marzeniach? Czy byłoby tyle wojen? Czy może Ziemia byłaby spokojniejsza?
Tak więc robiąc swój "rachunek sumienia" przypomniałam sobie coś, o czym kiedyś marzyłam. A właściwie chciałam to coś zrobić, by sprawdzić, czy w ogóle potrafię. To była długoterminowa sprawa, ale zdążyłam ją zrealizować. Nie powiem, że było to celem mojego życia, nie. Aż tak to nie. Ale byłam ciekawa. Czy i jak mi to wyjdzie. Czy wytrwam i jaki skutek osiągnę. I powiem Wam, że udało się. Napisałam e-książkę. Fabuła osadzona współcześnie w górach, mająca podtekst historyczny.Potem na tyle ośmieliłam się, by na pewnym portalu opisywać szesnastozgłoskowym wierszem bieżącą politykę. Myślę, że też się udało. Byłam czytana. Czy to był sukces? Nie wiem. Nie podchodzę tak do tego. Dla mnie wtedy ważne było, by to po prostu robić. Teraz po latach, gdy zaczęłam pisać tego bloga, przypomniałam sobie jak to jest i jestem bardzo zadowolona. Znowu piszę.
Dla niektórych spełnienie marzeń często okazuje się pobożnym życzeniem i na tym poprzestają. Inni nie zawracają sobie tym głowy i żyją dalej. Co innego mają do roboty. Jeszcze inni są sfrustrowani, ironiczni albo cyniczni. Może próbują coś zrobić ze swoim życiem. Może wystarcza im władza nad innymi? Takim to współczuję, bo otaczają się ograniczeniami, z których nie mogą się wyrwać. Nie mogą albo nie chcą przebić tej skorupy. Wmawiają sobie, że tak jest dobrze.
Są tacy, dla których życiowym celem jest coś tak przyziemnego, jak pieniądze. Władza. Dlaczego tak jest? Dlaczego ludzie na własne życzenie ograniczają się? Przecież marzyć to nie zbrodnia. Marząc człowiek się wzbogaca poszerzając horyzonty. Co to za przyjemność upokarzać podwładnego? Czy nie lepiej polecieć balonem? Skuszę się tu na sparafrazowanie własnej maksymy, która brzmi tak - "Obudź w sobie kobietę". Znacie ją bo we wcześniejszym artykule ją przedstawiłam.
Nowe przesłanie - "Obudź w sobie marzenia człowieku"
Nie bój się i nie wstydź, ponieważ każdy ma prawo do marzeń i do ich realizacji. Wbrew pozorom nie jest to trudne i nie potrzeba do tego zbyt dużych pieniędzy. Oczywiście, zależy jaki kaliber ma marzenie. Nie zatrzymuj się tylko na samym marzeniu. Przeobraź go w cel i do dzieła! Nie myśl za dużo o tym, czy w ogóle przyniesie Ci to radość. Po co martwić się na zapas? Nie stosuj półśrodków tylko idź na całość. Miej do tego pozytywne nastawienie. I już.
Kto nie podejmie ryzyka nic nie osiągnie. Odkładanie marzeń na później, też nie jest dobre. Świadczy o słabości charakteru, albo że ma się tzw. słomiany zapał. Nie odkładamy marzeń, bo potem może być za późno. Czas ucieka, nie wiemy ile jeszcze nam zostało. Kiedy w końcu masz zrealizować marzenie, jak nie teraz? Może i jest ono naiwne. Ale kogo to obchodzi? Zrób z tego marzenia konkret. Porządnie opakuj go logistycznie, wybierz odpowiedni moment, przygotuj finanse jeśli są potrzebne, wybierz termin realizacji. Kropka. A ja życzę powodzenia!
Tylko w ostatniej chwili niech nie przyjdzie Ci do głowy zrezygnować. Publicznie okrzyknę Cię wtedy tchórzem. Od siebie dodam, że gdy byłam tak w połowie pisania książki, zaczęły mnie dopadać myśli, że chyba inaczej bym to zrobiła. O mały włos nie zaczęłam od początku. Ale jak to mądrzy ludzie mówią - prześpij problem, jutro okaże się że go nie ma. Dzisiaj znowu przeżywam przyjemność pisania i doszłam do wniosku, że to jest to, co zawsze chciałam robić.
Jest tak, że każdy ma swój sposób motywacji. Jednym z nich może być na przykład czytanie o innych, jak oni doszli do spełnienia marzenia. To bardzo dobre doświadczenie. Po upływie czasu sam/a sobie podziękujesz. A jak przy tym czas fajnie płynie. I nie nudzisz się. I opowiadasz o swoim hobby innym takim samym zapaleńcom.
Wyobraź sobie teraz, że za pięć lat robisz podsumowanie życia i zaznaczasz w kalendarzu, że zrealizowałaś/eś swoje marzenie. Co więc robisz? Ruszać dalej! Tak tak. Chyba jednak prawdą jest to, że marzenia to wiecznie niekończąca się opowieść.
PS - przypomniałam sobie właśnie, że mam jeszcze jedno niezrealizowane marzenie. Chciałabym pojechać i zobaczyć z bliska Wielki Kanion. Wszystko przede mną.... a póki co, poniżej mała namiastka wielkich przeżyć...
Na razie to tylko piękne fotki, na które lubię patrzeć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz