J Ę Z Y K ojczysty

To jakby naturalne, że język zmienia się na przestrzeni lat do tego stopnia, że słowa używane przez poprzednie pokolenia są niezrozumiałe dla następnych. Tak mówi Historia. Mówi też, że niby "Polacy nie gęsi i swój język znają". Mówi się też, że niby "każdy język żyje i rozwija się razem z narodem". Poważna opinia pochodząca z pracy naukowej mówi, że za "główny czynnik sprawczy, jakim była zmiana ustroju z totalitarnego, w którym język podlegał wzmożonej kontroli, na demokratyczny, nałożyły się przyczyny ekonomiczne, społeczne, a zwłaszcza kulturowe"

No fakt. Teraz w Polsce przeżywamy narodziny nowej kultury, jakże różniącej się od tej z ubiegłego wieku. Na przykładzie tego, w jakiej formie współcześni Polacy używają języka stwierdzam, że są gorsi od rzeczonych wcześniej gęsi. Dlatego kaleczymy ojczystą mowę wtryniając między wiersze obco brzmiące słowa? Dlatego końcówki - om, - on, - ą i - ę, stosujemy niezgodnie z gramatyczną zasadą? Dlatego nie przestrzegamy czystości języka, bo czynnik ekonomiczny? Bo względy społeczne? A zwłaszcza kulturowe?

Dlatego? Ta niszcząca nasz język maniera, jest już wszechobecna. Od szkół podstawowych, po wyszukane telewizyjne studia. Znawcy języka, a jest już ich niewielu, za włosy się chyba chwytają słysząc, co z siebie wyrzucają Polacy, jakie skróty słowne stosują na co dzień, słowem, w jakim tempie kaleczą swój ojczysty język. Nie dbają o formę, niedbale się wysławiają. Te niby drobne grzeszki dowodzą, jakimi jesteśmy półanalfabetami. To zbrodnia na języku i z tą opinią jestem pewna, że zgodziłby się sam pan profesor Jan Miodek.

Jako językoznawca nie zgodziłby się na niszczenie języka. Sami na co dzień udowadniamy zresztą, jak szybko nasza kultura stacza się po równi pochyłej. Bo wszak język to kultura. Wiecie, jak oglądam polski film, to chwyta mnie myśl, że lepsze byłyby napisy. Przynajmniej rozumiałabym w czym rzecz. A tak narażona jestem na bełkot. Tak jak aktorzy uczą się dykcji (pytanie, czy tej dykcji używają zawodowo), czyli poprawnego wymawiania wyrazów, to samo powinno dotyczyć uczniów na niższych szkolnych poziomach.

Właściwie już od przedszkola nauka ta winna być obowiązkowa. Piszę to dlatego, ponieważ razi mnie to, co na co dzień słyszę. Mało kto dzisiaj zwraca uwagę na to co mówi, jak to mówi, jakich słów używa i w jaki sposób. To degeneracja języka. To mord na języku ojczystym. Jeżeli dzisiaj nauczyciel w szkole mówi byle jak, to późniejszy inżynier, aktor, dziennikarz, a nawet ktoś z tytułem naukowym przed nazwiskiem, też będzie mówił byle jak. Że nie wspomnę o mniej wyedukowanych Polakach. Przypomina mi to, że "Rzeczpospolite będą takie, jakie ich młodzieży chowanie".

Twierdzę, że te Rzeczpospolite już takie są. Byle jakie. Częściej mówimy w języku obcym niż w swoim. Fakt, że to dzisiaj norma, potrzebna w wielu zawodach. OK. Jednak problem mamy wtedy, gdy mówimy po polsku. Co się okazuje? Ano to, że zasób słów nie tylko przeciętnego zjadacza chleba jest bardzo ubogi. A znane nam słowa, nie zawsze potrafimy właściwie użyć. Nie potrafimy, bo nie znamy ich znaczenia. A ta nieznajomość wyłazi przy pierwszej lepszej okazji towarzyskiej, albo co gorsza, zawodowej. A to jest już nie do przyjęcia.

Podobno przeciętny Japończyk potrzebuje do życia i używa, by porozumieć się, ok. 4 tysięcy znaków. Polak jest jakby lepszy, zna nie więcej niż kilkanaście tysięcy słów, rozumie znaczenie (ale nie używa) ok. 30 tysięcy słów - wykazują to  badania. Polak z zasobem nawet 100 tysięcy słów, to rzadkość. Dowodzą tego sondaże, od czasu do czasu przeprowadzane na Polakach. Wyłazi z nich (tych sondaży) nasza głupota, nieznajomość własnego języka, katastroficzna nieznajomość znaczenia słów. Nieznajomość języka polskiego, to nie tylko nieznajomość słów. 

Nie potrafimy właściwie ich odmieniać. Dzisiaj za poprawną polszczyznę ma uchodzić jakiś slang i inne takie kalki językowe. Polacy bez względu na wiek, idą na skróty. Szybko się tego nauczyliśmy. Według mnie to już nie język, a radosna twórczość niczym nie skrępowana. Faktem jest, że przez wieki nasza mowa zmieniała się. Ale czy to ma być pretekstem do naszej coraz bardziej niedbałej mowy? Dlaczego, by wyrazić jakąkolwiek myśl, Polacy mają dzisiaj trudność z doborem odpowiednich słów? Za to przekleństwa wychodzą im z gardeł jak ta lala.

Zatem, jak mam to rozumieć? Że co, że język jaki ja znam, kończy swój bieg, umiera? Przypomnijmy, początki naszego języka, umownie kierujemy uwagę na X w. Przyjmijmy, że każde 100 lat, to takie 5 minut dla samego języka, to trwamy dzisiaj właśnie w takich 5-ciu minutach. Problem w tym, że choć nasz polski słownik pęka w szwach, i tak coraz oszczędniej używamy słów. A przecież, im większy zasób słów, tym bogatsza nasza intelektualność. Co już dawno udowodnione zostało.

"Na nasz język wpływ ma tempo, w jakim żyjemy. Czasu mamy coraz mniej, a internet sprawił, że informacje muszą być coraz krótsze, precyzyjne. (...) Staramy się do tego dostosować i szukamy sposobów, by powiedzieć jak najwięcej jak najszybciej" -  mówi Paulina Mikuła, znawczyni językowa. No cóż... i tak już jesteśmy ubodzy językowo. Sorry, nie jestem złośliwa, ale może zamiast takich opinii, czy nie lepiej rozmawiać z młodzieżą i uczyć prawidłowej formy wysławiania się? Uczyć przywiązania i szacunku do tego, co ojczyste?

Można też żartować jak prof. Bralczyk, który mówi, że "mówi się tak, jak mówią ludzie". Można też poważniej temat potraktować i powiedzieć, że "za językiem jest świat". Można też poddać się globalnemu złudzeniu, wszak każde językowe 5 minut ma poczucie, że jego kulturowy wymiar jest  wyjątkowy. I rzeczywiście, na swój sposób jesteśmy wyjątkowi. Na naszą wyjątkowość ma wpływ potężny postęp techniczny środków wszelkiej komunikacji, szczególnie tych elektronicznych. Przez co powstaje COŚ nowego.

Niestety jak widać, na taką naszą języczność mamy ogólne przyzwolenie. A raczej globalne przyzwolenie, które za jakiś czas przeobrazi się w kolejną >nowość<. Póki co wiem jedno, że nasz język ojczysty od pewnego czasu przechodzi kryzys. Przyczyną tego kryzysu jest nie tylko ekonomia czy internet, jest też polska polityka kładąca swą łapę na wszystkim. A to radykalnie i w tym samym stopniu zmienia naszą polszczyznę, tak oficjalną, jak i potoczną. Kompromitujemy przez to siebie samych. Nie jesteśmy przez to dobrymi ambasadorami własnego kraju. Tyle tym razem miałam do powiedzenia.


PS - ja zapewniam, że to moja mowa jest mojsza.

PS II - kiedyś nauczyciel języka polskiego oceniał ucznia mi.in. za poprawną mowę, za gramatykę, za interpunkcję, za pisownię literek - ś, ć, u, ó, f ,ch i samo h, również za styl. Ciekawe jak jest z tą oceną dzisiaj, w czasach, kiedy tak agresywnie zdominowała nas klawiatura komputera? 

12 komentarzy:

  1. To prawda, dbałość o język ojczysty to dbałość o ciągłość kultury.
    Gdy zaczynamy zastępować polskie słowa obcymi w nadmiarze, to nie służy pielęgnowaniu mowy.
    Przyzwyczajamy się do bylejakości w piśmie, bo dziennikarze dzisiaj zbyt folgują modom na gwary młodzieżowe itp.
    Ale skoro organizowane sa konkursy krasomówcze i przyznaje się nagrody za piękną mowę polską, to znaczy, że jest zapotrzebowanie na ochronę języka i oby jak najwięcej krasomówców, których przyjemnie się słucha...
    jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Organizowane są co roku również konkursy na dyktando. Tam też ocenia się ile polskości w języku polskim. Myślę, że mamy wciąż za mało zaangażowania wiadomych środowisk w pielęgnowanie wszystkich naszych polskich wartości narodowych. Czym byśmy byli bez własnego języka? Oto jest pytanie. Na razie króluje bylejakość.
      Pozdrawiam Jotko serdecznie...

      Usuń
  2. To prawda. Nie szanujemy własnego języka. Zapożyczamy od innych i nigdy tego nie zrozumiem, bo przecież nasz język mimo, że dla obcokrajowców trudny, jest taki piękny. Nie ma dobrego przykładu w mediach, bo ceni się bylejakość, ani w szkole, bo nauczyciele na siłę chcą zaimponować uczniom i używają ich języka. Ktoś jednak powinien dać przykład. Pozdrawiam serdecznie:):):)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się, ktoś powinien dać przykład, ale kto by się tego podjął? Nie widać chętnych, bo trwają w obłędnym pędzie za pieniędzmi, a w pojedynkę nic się nie zdziała.
      I ja serdecznie pozdrawiam...

      Usuń
  3. Klawiatura komputera sprawia, że nie musimy znać zasad ortografii, bo komputer za nas poprawia błędy, nawet nie musimy ich sami szukać.
    Ale prócz ortografii, język polski to przecież piękna mowa naszych barwnych w brzmieniu słów.
    Trudno jest mi przyswoić język obcy, ale polskim posługuję się z przyjemnością.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, zgadzam się z Twoją opinią, że klawiatura wszystko w sumie ułatwia. Jednak owa klawiatura jest tak wymyślona, że można pisać poprawnie, nie stosując ułatwień. Właściwie, to nie znajduję usprawiedliwienia.
      Też uważam, że mamy piękny język i również go lubię. Szkoda, że mając taki zasób słów w słowniku, mało kto z niego korzysta.
      Pozdrawiam serdecznie Jael... dziękuję, że mnie odwiedziłaś... i ja wpadnę do Ciebie jeśli pozwolisz...

      Usuń
  4. Chyba znasz moje zdanie w temacie zamiłowania do poprawności naszego pięknego języka. Mam nadzieję, że pamiętasz, bo kiedyś wymieniałyśmy już takie uwagi. Ja jestem w tym temacie bezwzględna i jakiekolwiek niechlujstwo w tym zakresie, działa na mnie jak przysłowiowa płachta na byka. Ostatnio mam uczulenie na całkowity "tumiwisizm" i niedbalstwo, no bo jak inaczej nazwać sytuację, w której autor pisze coś z błędem, w komentarzu pod tym użyta jest przez "rozmówcę" poprawna forma, a potem pod tym komentarzem powtórnie pojawia się ten sam błąd, ponownie użyty przez autora... Ślepota? Obojętność? Ignorancja? Autor nie zastanowi się nad tym choć przez moment, że przecież widzi inną pisownię??? Ciekawa jestem, co myślisz na temat oficjalnego poprawiania takich ignorantów :) Może kiedyś o tym napiszesz? Tulę wieczornie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak Kochana, pamiętam, rozmawiałyśmy już o tym. Niechlujstwo, niedbalstwo, tumiwisizm, to dobre słowa, dobrze odzwierciedlające problem. Przykład, który przytoczyłaś świadczy rzeczywiście o ignorancji na przykład. A to tylko jeden przykład. Mam na punkcie błędów ortograficznych, literówek i innych, potężnego hopla. W realu poprawiam moich rozmówców, znają mnie to się poprawiają. Nie wiem jednak, jak się zachowują w innym towarzystwie, lub w domu. Wiesz, TAKA MOWA jest silniejsza od nich, to przyzwyczajenie i już. Jedna osoba powiedziała mi kiedyś, patrząc prosto w oczy, że w życiu są ważniejsze sprawy od poprawnego wysławiania się. Nie powiem publicznie co wtedy poczułam. Ale krew mnie zalała. Jak by było w przestrzeni blogowej z tym poprawianiem, nie wiem, ale myślę, że warto spróbować. Może rzeczywiście skorzystam z Twojej rady i coś na temat skrobnę. I jeszcze coś Ci powiem - mam poczucie, że taką mową jestem zwyczajnie terroryzowana. Ot co.
      Pozdrawiam i ściskam wirtualnie...

      Usuń
    2. Niewiarygodne, ale chyba znalazłam w Tobie drugą ortograficzną połowę mnie, ha ha:) Mam tak samo, moi bliscy już wiedzą, że przy mnie nie mówi się np. "włanczać" czy "wziąść" bo dostaję palpitacji. Ale to moi bliscy, ich nauczyłam i uczuliłam tak, że już nie muszę poprawiać. Ale to moje małe, zamknięte, wewnętrzne koło. Cała reszta, a głównie osoby w internecie, gdzieś mają poprawną pisownię. Na szczęście nie muszę słuchać, jak kaleczą język swoją wymową, wystarczy mi aż nadto to zobaczyć, jak piszą... Włos się jeży na głowie. I do tego ta kompletna ignorancja, a często nawet agresja, która budzi się w takich osobach dotkniętych bylejakością. Niestety, niektórzy wprost walczą o prawo do analfabetyzmu. Uważają, że skoro są zrozumiali, to przecież wszystko jedno, jak napiszą... Mnie byłoby normalnie wstyd. Ale po co??? Spalmy wszystkie podręczniki i wspierajmy wtórny analfabetyzm :( Sama widzisz, mam nerwy nawet, jak tylko o tym piszę, a co dopiero jak słyszę albo czytam ha ha :) No dobra, wystarczy...

      Usuń
    3. To, że się denerwujemy, znaczy, że nam zależy. A bylejakość to Polaków drugie imię. Świetnie napisałaś o tym analfabetyzmie, tak chyba jest, że jeden przez drugiego walczą o to miano. I dalsza część Twojego komentarza - PEŁNA ZGODA. Piszę to z dużej litery stojąc na baczność. Kiedyś czytałam pewną rozprawkę naukową, wybacz nie pamiętam gdzie, napisano w niej, że przyjdzie czas, kiedy ludzie będą porozumiewać się telepatycznie. Więc język chyba już całkiem nam wtedy zardzewieje, skoro nie będzie potrzebny. Ha...
      Ciemno jak nie wiem co... ale i tak pozdrawiam Cię...

      Usuń
  5. Niezwykle słuszny I potrzebny jest ten Twój tekst Polonko.
    Moje uznanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo. Zdaję sobie sprawę z tego, jakie nasz naród ma niedociągnięcia, między innymi świadome niestety kaleczenie własnego języka. A są i inne minusy. Dlatego uznałam, by chociaż na blogu to nagłaśniać.
      Pozdrawiam serdecznie...

      Usuń