Życie zaczyna się po 40-stce?

Powyższe słowa towarzyszyły nam dość długo w czasach naszej wczesnej i późniejszej młodości. Liczba 40 dla wielu była magiczna. Z jednej strony oznaczała połowę życia, z drugiej obietnicę innego życia. Później mówiło się, że życie zaczyna się po 50... 60... a jakiś czas temu usłyszałam, że po 70. No bo zastanówmy się, cóż dzisiaj znaczy wiek? Nie każda z nas wygląda na swoje lata, wręcz odwrotnie. Wyglądem zatrzymałyśmy się na pewnym etapie, jakby ktoś nas zaczarował. Z upływem lat - młodniejemy. I nie jest to z mojej strony zaklinanie rzeczywistości. To fakt.

Z perspektywy czasu patrzę na wiek inaczej. Owszem, lubiłam siebie jako czterdziestkę, ale lubię też jako zbliżającą się siedemdziesiątkę. Nie czuję swojego wieku. Wciąż mam taką samą chęć zrobienia czegoś, jaką miałam będąc czterdziestką. I nie zgadzam się z powiedzeniem, że w połowie życia (czyli po 40.) już nic nie zrobimy. Wciąż mamy czas, by czegoś dokonać. Cokolwiek by to nie było. Jednak wśród kobiet przed 40. widoczna jest tendencja do zmian. Nie chcą czekać i nie chcą dłużej robić tego, co robią. Ani być tym, kim są. 

Może potrzebowały czasu, by zrozumieć kim chcą być. Myśl o tym, że mają przed sobą dużo czasu, motywuje je do działania. Przebranżawiają się. Porzucają dotychczasowe zajęcia i zastępują je nowymi. Nawet wyjeżdżają z kraju, by gdzieś w świecie realizować nowe pomysły. Palą za sobą mosty. Kiedyś zastanawiałam się, czy to jakaś reguła czy przypadek? Myślę, że ani reguła ani przypadek, ponieważ fala takich zachowań jest zmienna. Wiecie, że tym zjawiskiem zajmuje się nawet Psychologia kliniczna? Bada powody i momenty, "narodzenia" się pomysłu.

Takim powodem może być wypalenie zawodowe, nuda, rozpad emocjonalny, większe ambicje, czy ogólne zmęczenie życiem. Rodzinnym i zawodowym. Przychodzi więc taki moment, kiedy wali się pięścią w stół, kiedy chce się schować do mysiej nory, kiedy ma się dość. Ja to akurat rozumiem, ponieważ wiem co znaczy przebranżowienie. Musiałam wyjechać, by planowane zmiany móc wprowadzić w życie. Musiałam na nowo się uczyć, od podstaw. Bo chciałam robić coś, w czym się spełniałam. Co przynosiło mi olbrzymią satysfakcję.

Wyczułam chwilę i zrobiłam to. Jestem przekonana, że inne panie, które miały osobistą odwagę zrobić krok do przodu, nie żałowały i nadal nie żałują tego kroku. Tak jak ja przeżyły pewnego rodzaju "oświecenie", które to uczucie było silniejsze od strachu i nieznanej przyszłości. Tak działa potrzeba zmian. Na początku drogi wszystko wyglądało inaczej. Miało się inne oczekiwania, inne ideały, inną świadomość. Wtedy wchodzi się w życie z wiarą i nadzieją, że mnie na pewno się uda. Mijają lata i... czar pryska. Wpadamy w rutynę. Rola matki, żony, pracownicy, już tak nie cieszą jak na początku.

Zaangażowanie w obowiązki doprowadziło do utraty z pola widzenia zaspokojenia własnych ambicji. To wielokrotnie doprowadza do wypalenia. By do tego nie dopuścić, co odważna pani zaczyna zmiany od siebie i bada otoczenie, jak na to zareaguje. Inna niż dotychczas postawa, inny ubiór, inny ton, kontakt wzrokowy, podniesione czoło. Oto nowa JA. Myślicie, że otoczenie tak łatwo to przełyka? Nic podobnego. Praca rzuca kłody pod nogi. Dom się buntuje na swój sposób. Towarzystwo bezlitośnie krytykuje. Jak ONA tak może? Ano może!

Postawiła się wam, bo zwyczajnie mogła. Brawo! Przypomniała mi się pewna opowiastka - oto starsza żydowska kobieta poucza młodszą, masz pamiętać córko, że po pierwsze to Ty dla siebie jesteś najważniejsza. Po drugie - to Ty dla siebie jesteś najważniejsza i po trzecie, to Ty dla siebie jesteś najważniejsza... długo długo nic... a potem dopiero Twoja rodzina. Ciekawa filozofia, prawda? Odkąd to usłyszałam, bez uszczerbku na rodzinie, zawsze pamiętałam o sobie. Drogą prób i błędów, wyznaczałam granice sobie i rodzinie.

Nauczyłam się też nie brać do siebie uwag tzw. przyjaciół. Skoro tak ostro krytykują, nie są przyjaciółmi. Zawsze mogę mieć nowych znajomych. Oczywiście zmiany zawsze bywają okupione jakąś stratą. Może to być rozwód, utrata pracy, zdrada przyjaciół, a nawet lekceważenie okazywane przez dzieci.  Mimo to, dziewczyny nie żałują swych decyzji i konsekwentnie układają sobie nowe życie. Przykładem moja dawna znajoma, która z urzędniczki stała się hodowcą koni. Razem z drugim mężem poniosła ryzyko decyzji, które okazało się strzałem w dziesiątkę.

Weszła w nowy krąg znajomych, a z czasem i dzieci się przekonały. Poszła na Psychologię, dzięki której nabrała dystansu. I nagle zaczęli się odzywać starzy znajomi. Zignorowała ich, miała nowych. Takich, których sama sobie dobrała. Z rodziną widuje się od czasu do czasu, gdy ta nalega, wymawia się pracą. Poznała siebie, wreszcie poznała swoje potrzeby i szanuje to co ma, bo szanuje siebie. To jedna ze znajomych, która starzeje się bez godności (pisałam o tym).

I od dawna za nic już nie przeprasza. A nowe otoczenie to uznaje. To po prostu piękne.

Ilu kobietom udało się? Wielu. Bo były konsekwentne w stosunku do siebie i uczciwe. Odkryły w sobie swoje "ja" i postawiły się przeciw narzuconemu przez środowisko "ego". Nie są już "jakieś", są sobą. Wreszcie są sobą. Należy im się za to szacunek. Najłatwiej mają te panie, które odchowały dzieci. Te, które mają poczucie, że zrobiły już to, co do nich należało i nie obciąża ich system patriarchalny. Najważniejszy mąż i ugotowany dla niego rosół, a zadaniowa żona to sens jej życia. Tradycjonalizm, z ciężarem którego nie każda z nas wytrzymuje.

Temat ten dotyczy również mężczyzn. Też pragną zmian i zawodowej satysfakcji. O tym stanie mówi się, że jest to "kryzys wieku średniego". Wtedy myśli się również o tym, co będzie się robiło przez resztę życia. Agatha Christie (wiemy kto to), zadebiutowała jako czterdziestolatka, potem ponownie wyszła za mąż za archeologa i pokochała Bliski Wschód. Tina Turner odeszła od męża dopiero po 40. Magda Gessler mając 57 lat zaczęła przygodę z programem „Kuchenne rewolucje”. 

Każda taka decyzja to pożytek dla siebie, ponieważ kształtuje naszą tożsamość, buduje doświadczenie i uznanie. Ja, podejmując swego czasu swoją decyzję, osiągnęłam i tożsamość, i doświadczenie i uznanie. Z perspektywy czasu śmiało mogę powiedzieć, że mam satysfakcję.

Jeżeli chcesz coś zrobić ze swoim życiem, nie zastanawiaj się, ponieważ to życie masz tylko jedno. 

4 komentarze:

  1. A ja jestem przekonana że życie zaczyna się od nowa po ukończeniu kolejnej DZESIĄTKI :-))

    Chciałam zapytać czy mogłabyś do mnie napisać na rusinowa@op.pl..... Chciałam Cię o coś zapytać.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo fajne podejście, kupuję!
    Oczywiście, już piszę... i pozdrawiam...

    OdpowiedzUsuń
  3. Och, to ja jestem chyba podręcznikowym przykładem na treść Twojego wpisu. I mogłabym napisać książkę, jak to moje życie się zmieniło i przewartościowało właśnie w tamtym okresie. Ale nie napiszę, z niektórych tamtych szczegółów swojego życia dzisiaj nie jestem bardzo dumna :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Każdy ma swoją drogę dojścia do podjęcia decyzji. Gdyby się nie popełniało błędów, nie trzeba by było ich poprawiać, a wtedy skąd wiadomo, że idziemy w dobrym kierunku życia? Dopiero teraz z perspektywy czasu można siebie oceniać. Bilans jest jaki jest.
    Pozdrawiam...

    OdpowiedzUsuń