"Ruszam ku chwale"


Urodziła się w wielodzietnej rodzinie pianistki i bankiera kochającego sztukę, który jednak stracił pracę w banku i niemal doprowadził rodzinę do bankructwa. Sytuacja ta, liczne jego damsko-męskie grzechy, doprowadziły do rozpadu rodziny zanim dziewczynka zaczęła chodzić. Jej matka, by utrzymać czwórkę dzieci, zaczęła pracować jako nauczycielka gry na fortepianie, krawcowa i opiekunka do dzieci. Mała o rok wcześniej została posłana do szkoły, gdzie nauczyciele nie mogli sobie z nią poradzić. Bo nie tylko że była krnąbrna, ale zamiast uczyć się wolała godzinami tańczyć. Okazało się że ma talent. Okazało się też, że z powodu talentu może zarabiać pieniądze.

W wieku 10 lat informuje matkę, że rzuca szkołę, by móc poświęcić czas temu, co kocha. Będąc wyższą od swoich rówieśników, dodając sobie powagi poprzez wysokie upinanie włosów, zaczęła udzielać lekcji już nie podwórkowym dzieciom, a córkom bogatych mieszczan. Niesamowite, dziecko uczyło inne dzieci. Jednocześnie widząc los własnej matki, przysięgła sobie, że nigdy nie wyjdzie za mąż. Skupiła się więc na karierze i nauce, ale na własną rękę. Z powodu problemów finansowych rodzina przeprowadziła się do Nowego Jorku, a tam w  nazbyt często odwiedzanych muzea i pod wpływem sztuki zaczęła wymyślać swoją własną koncepcję tańca i sceniczny wizerunek.

Gdy skończyła 21 lat spróbowała swych sił w Kompanii Tanecznej Augustina Daly'ego, ale z powodu jego autorytarnego podejścia i braku wolności, rzuciła Kompanię przenosząc się najpierw do Londynu a potem do Paryża. Dzięki pracy modelki pozującej malarzom, zdołała odłożyć sporo pieniędzy i za nie założyć własne studio tańca, gdzie mogła szlifować swój autorski i nowatorski jak na owe czasy, taniec. Późniejsza znajomość z Loie Fuller, pionierką tańca nowoczesnego, zaowocowała zmianą jej myślenia o tańcu, który zaczęła odbierać jako "pierwotne, autentyczne przeżycie, które powinno zbliżać do natury".

Od przyjaciółki przejęła wiele, m.in. "tak zwany taniec serpentynowy, polegający na wykonywaniu charakterystycznych gestów, imitujących ruch skrzydeł motyla lub ptaka", będący wizytówką Fuller, którego formę nasza bohaterka udoskonaliła, zmieniając jednocześnie wygląd na scenie. Wbrew obowiązującego wówczas wizerunku klasycznej baletnicy, "tańczyła boso, z rozpuszczonymi włosami i w tym, w czym było jej wygodnie". Nie przypominała baletnicy, a raczej nimfę wodną rodem z greckiej mitologii. Swoją odwagą i ekscentrycznością zdobywała coraz większą popularność u widzów. Na tyle silną, by wciąż móc być niezależną.

Ponieważ wciąż chciała być wolną, nie honorowała kontraktów i by to utrzymać założyła szkołę w Berlinie, gdzie jej uczennice "chłonęły jej filozofię i upodobniały się do swej mentorki, a w późniejszych latach kontynuowały jej dziedzictwo". Dawała dużo występów, które poddawane były skrajnej krytyce. Raz się podobała, a innym razem okrzykiwana była beztalenciem. Mimo to zyskiwała rzesze wielbicieli swojego talentu. Z jednym z nich wdała się w romans (był już żonaty), którego owocem była córka. Znowu wróciła do Paryża, gdzie zastał ją wybuch I wojny światowej. Stała się pożądaną na imprezach celebrytką, a skoro była piękną kobietą, zainteresował się nią kolejny żonaty wielbiciel, milioner i wynalazca maszyny do szycia.


Z tego związku urodził się syn. Nasza bohaterka szalała towarzysko, a w tym czasie jej dziećmi zajmowała się niania. Niestety doszło do ogromnej tragedii, Jeden ze spacerów kończy się tragicznie. Kierowca odwożący towarzystwo do domu wysiada z auta i nie zakręca korbą, zapomina zaciągnąć hamulec ręczny i stojące na niedużej górce auto stoczyło się wprost do Sekwany. Pasażerowie, niania i dwójka dzieci - toną. Niewyobrażalna tragedia, a dotknięta nią nasza femme fatale wyjeżdża do Włoch gdzie znowu rzuca się nieprzytomnie w wir romansowego życia. Po utracie dzieci chce zostać ponownie matką. Z młodym rzeźbiarzem mają syna, ale niemal tuż po porodzie maleństwo umiera.

Ma zamiar wrócić do USA i wykupuje bilet na luksusowy statek Lusitania, jednak zmienia zdanie i przenosi się na tańszy statek z powodu obaw o swoją finansową przyszłość. Tym samym ucieka śmierci spod kosy, bowiem Lusitiana zostaje storpedowana przez niemiecki okręt podwodny. Co za przypadek. I to z powodu oszczędności. Wdaje się w romans z kobietą, ale znowu nabrała chęci na zmianę otoczenia. Padło na Moskwę, gdzie rządzili sowieccy rewolucjoniści. I wydawało się, że to zdecydowanie trafny wybór. Bo Moskwa jak ona, tak samo traktowała taniec, jak religię. Została tam przyjęta przez świat artystyczny z otwartymi ramionami.

I znowu zakochała się, ale tak do szaleństwa, w młodszym od siebie o 18 lat poecie. I wyszła za niego za mąż. I gdy ona myślała, że złapała pana boga za nogi, on ja zdradzał z młodszymi od niej, hulał, pił i bił. Jednak na turnee do USA pojechali razem. Ciągle zakochana w swoim poecie i w jego rewolucji, "podczas jednego z wystąpień obnażyła pierś i wykrzyknęła: "Ona jest czerwona! Tak samo jak ja!". Nic to nie dało, rozstali się. On wrócił do Rosji, gdzie w 1925 roku popełnił samobójstwo. Kolejna porażka sercowa i zbliżający się wielkimi krokami koniec kariery, to było wyzwanie. Już tak nie szokowała. Przychodziło nowe, w postaci następczyni występującej na scenie w toplesie.

Następował powolny koniec jej panowania na scenie, przychodziły kłopoty finansowe i nie pomagało częste upijanie się. Gasła jej gwiazda, gasły pieniądze, topniały rzesze fanów i przyjaciół. Mamy późne lato 1927 roku, Francja. Jest popołudnie 14 września, nasza bohaterka wsiada do" sportowego kabrioletu marki Amilcar, należącego do przystojnego Włocha Benoit Falchetto, zwanego "Bugattim. Podczas jazdy jedwabny szalik, ręcznie malowany przez rosyjskiego artystę Romana Chatova", wkręca się w nieosłonięte koła pojazdu. Materiał zaciska się na szyi tancerki i łamie kręgi szyjne. Śmierć na miejscu.


Źródła donoszą, że wsiadając do auta, ponoć krzyknęła jeszcze do znajomych: "Do widzenia, przyjaciele, ruszam ku chwale!". Jakże prorocze okazały się te słowa. Nie zapomnę mojej bohaterki, bo była dla mnie przez lata wzorem i inspiracją. Dla mnie, małej dziewczynki, która zaczęła dopiero co stawiać swoje pierwsze kroki na scenie baletowej. Tak, jest to wspomnienie wspaniałych dla mnie czasów, kiedy mogłam tańczyć i się w tym tańcu zatracać. Potem, po kilkunastu latach z baletem wygrał sport, który wciągnął mnie w swój świat na kolejne kilkanaście lat. Miałam nowych idoli i nowe wzorce godne naśladowania. 

Ale nigdy nie zapomniałam o Niej, dla mnie, żywej legendzie swoich czasów. 

PS - specjalnie w tym poście nie użyłam nazwisk, specjalnie podałam tylko te nazwiska i niektóre daty, bo mam w tym swój cel. Chcę Was wciągnąć do zabawy Drogie Czytelniczki/Czytelnicy, byście zechciały/zechcieli zgadnąć, kogo powyżej opisałam. 


Obrazy: fot. zbiory MET / Wikimedia Commons / public domain 

14 komentarzy:

  1. Obejrzałam o niej film, więc trafie na pewno, to Isadora Duncan!
    Wprawdzie film nie mówił o tych wszystkich szczegółach, które podałaś, ale śmierć od szalika jest symboliczna wręcz!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trafiłaś w punkt Jotko. Dla osób znających jej historię życia, było to łatwe zadanie. Ale przyznać muszę, że była to wyjątkowa osoba, która od dziecka wiedziała, co będzie robić przez resztę życia. Życia, które okazało się być spektakularnie burzliwe. Dziękuję, że wzięłaś udział w zabawie.
      Pozdrawiam serdecznie...

      Usuń
  2. Oczywiscie Isadora! Barwne zycie i spektakularna smierc.
    Podobnie jak Jotka, nie znalam jej zyciorysu, wiec Twoj post przeczytalam z prawdziwym zainteresowaniem, bo dla odmiany nie widzialam tez filmu o niej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że Isadora. Niesamowita osoba i tancerka jak na swoje czasy. Z racji swoich własnych zainteresowań, bardzo mnie interesowała, ponieważ była dla mnie jakby objawieniem. Kto wie, co byłoby ze mną, gdyby na drodze nie stanął sport. Miałam bardzo dobrego pierwszego trenera, który z kolei miał ogromny wpływ na mnie, więc moje życie potoczyło się zupełnie inaczej. Został mi podziw dla osoby, która dla niejednej małej dziewczynki była idolem. Dziękuję Ci Pantero, że wzięłaś udział w zabawie.
      Pozdrawiam serdecznie...

      Usuń
  3. Trafiłam do szkoły baletowej nie dlatego, że czyjś taniec mnie zachwycił, ale tylko i wyłącznie dlatego, że szalenie lubiłam tańczyć. Ale był to czas, gdy badania stanu zdrowia dziecka polegały głownie na wykonaniu iluś tam przysiadów i osłuchaniu po nich serca - nikt w stawy nie zaglądał - nie było jak. Po niecałym roku nabawiłam się tajemniczej wówczas kontuzji kolana i wróciłam do "zwykłej podstawówki". A ta kontuzja ciągnęła się u mnie od 1955r do czasu operacji stawu kolanowego zrobionej dopiero w czerwcu 1987r. A ponieważ jesteś z branży pozwolę sobie na podanie rozpoznania w języku łacińskim - to Laesio menisci lateralis dex. Gonarthrosis dex. Po pierwszej pionizacji po operacji popłakałam się ze szczęścia, że wreszcie nic mnie nie boli. A dla tych, których może zdziwi, że tak długo się mordowałam z bólem to malutkie - wyjaśnienie - to były czasy, gdy nie było USG, nie było artroskopii a super nowością były rentgenowskie zdjęcia tunelowe. A operował mnie osobiście pan profesor Robert Granowski . W państwowym szpitalu. Serdeczności posyłam;
    anabell

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To tak jak ja, bardzo lubiłam tańczyć. Od przedszkola. Ale kontuzji kolan nabawiłam się dopiero na etapie trenowania i potem pracy zawodowej. A może powodem moich dolegliwości był całokształt mojej aktywności fizycznej? Zastanawiam się dzisiaj nad tym. Wiem co znaczy ból i denerwująca niedyspozycja. Wiem co znaczą nietrafione diagnozy. Ale na dzisiaj nie jest tak źle. Ważne, by móc się poruszać. Swoje przeszłaś Droga Anabell, bo przypadłości kolanowe nie są przyjemne. I fakt, w tamtych czasach pomoc medyczna była na poziomie, na jakim była. Życzę Ci zdrowia.
      Pozdrawiam serdecznie...

      Usuń
  4. Nie znałam szczegółów z jej życia, więc przeczytałam z zainteresowaniem.
    Rzeczywiście barwna postać... niektórzy mają to życie godne najlepszego filmowego scenariusza.
    Pozdrawiam, Polonko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To cieszę się, że mogłam Ci przybliżyć choć trochę niektóre szczegóły z życia mojej Idolki. Tak ciekawej postaci, że aż do dzisiaj będącej dla mnie niezwykłą. Szkoda tylko, że tak tragiczną. Dziękuję Ci Pani Ogrodowo za udział w zabawie.
      Pozdrawiam serdecznie...

      Usuń
  5. Isadora! Czytałam kiedyś jej biografię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak... Isadora. Nie może być inaczej. Dziękuję Ci Agniecho.
      Pozdrawiam serdecznie...

      Usuń
  6. Isadora Duncan była wybitna ale miała bardzo skomplikowane życie. No i to małżeństwo z depresyjnym pijakiem chociaz niewątpliwie wybitnym poeta rosyjskim Jesieninem.
    Stokrotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak Stokrotko, niezwykły życiorys. Niezwykły m.in. z powodu podejmowanych przez Nią samą decyzji. I zobacz, jak niektóre ludzkie losy toczą się i splatają ze sobą. Na przykład los Isadory i takiego Jesienina. Dziękuję, że dałaś się wciągnąć do zabawy.
      Pozdrawiam serdecznie...

      Usuń
  7. Imponująca osobowość Isadory Duncan mnie też zawsze fascynowała.:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Kochana, prawda, że jak na owe czasy to niezwykła osobowość? Dziękuję...
      Pozdrawiam Celu serdecznie...

      Usuń