SYPIAJĄC z prezesem...

Nikt tego się nie spodziewał. Nikomu nawet do głowy nigdy nie przyszło, by coś takiego zdarzyło się w ich małej firemce. Nie firmie, a firemce, bo liczącej sobie raptem 9 osób. Od początku, od jej założenia wszyscy tam pracowali. Nigdy nie doszło do jakichkolwiek zmian personalnych. Nie było takiej potrzeby. A więc tworzyli, wydawałoby się, zgraną grupę ludzi, której nic i nikt nie mógł zagrozić. No cóż, życie jednak miało swoje plany. Czy w przypadku tej grupy pracowników tak zżytych, było to sprawiedliwe? Przecież znali się jak łyse konie. Wiedzieli o sobie wszystko. Między nimi nie było żadnych tajemnic.

Tak dobrej atmosfery zazdroszczono im w całym miasteczku. Płynęli więc na tej sielance aż do ostatniej środy, kiedy to światło dzienne ujrzał skandal. Obyczajowy, żeby nie było. Dlaczego? Jako grupa nie zasłużyli sobie na to. Szok i tony domysłów jakie towarzyszyły im od środy, zburzyły im sen z powiek. Wszędzie, po całym miasteczku zaczęły krążyć plotki, oczerniające bohaterów zdarzenia. Ludzie nie skąpili języka, opowiadali niestworzone rzeczy o niej i o nim, a przecież były to od lat bardzo szanowane osoby. Pośród tego szumu prym wiodło znane powiedzenie, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Skandal wybuchł bo coś było na rzeczy.

Prędzej czy później musiało coś pęknąć, bo nikt na świecie nie jest w stanie zbyt długo utrzymać tajemnicy. Wszyscy dziwili się, że sprawa dotyczy takiej szarej myszki i ich prezesa. Człowieka, który od zawsze mógł wszystko. Jeżeli więc zdecydował się na romans, to chociaż mógł sobie wybrać ładniejszą kobietę na obiekt westchnień. Szeptano po kątach. Wybrał szarą myszkę. Żonę i matkę. Wieloletnią pracowniczkę, nie wyróżniającą się niczym specjalnym. Była poprawna pod każdym względem. Prywatnie i zawodowo. Nie do uwierzenia był więc fakt, że to o nią chodzi. Gdzie ten prezes miał oczy? Dziwiły się szczególnie kobiety.

Dlaczego ona?  Po kilku dniach nikt w miasteczku nie interesował się już prezesem. Całą uwagę skupiono na niej. Całe piekło oburzenia skierowano tylko na nią. Słowny lincz, tak można określić to, co zaczęło się dziać. Prezes gdzieś się schował. Podobno wyjechał z miasteczka. Zostawił ją samą na pastwę losu, opuścił w potrzebie. Ale kogo to obchodziło? Nikogo. Została ona. Sama. I nic nie robiła. Nie broniła się. Nawet nie próbowała. Bo i po co. Siedziała w domu, opuszczona przez męża i dzieci, którzy wyjechali do dziadków. Siedziała sama i uśmiechała się do własnych myśli. Wreszcie to zrobiła. Wreszcie wstrząsnęła tą senną mieściną.

Tylko jak to sensownie wytłumaczyć oburzonej publice? Czy ludzie zrozumieją powody, które poda?

Ona sama wiedziała dlaczego. Miała już serdecznie dość tej całej małomiasteczkowej mentalności i poprawności, tej fałszywie rozumianej obyczajowości, tej życiowej rutyny, która już jej bokami wychodziła. Była już zmęczona. Wstawanie rano każdego dnia, szykowanie dzieci do szkoły, drugie śniadanie dla męża, pójście do swojej pracy, a po niej zakupy, gotowanie obiadu, lekcje z dziećmi, sprzątanie, szykowanie dzieci do spania, w łóżku powinność małżeńska czy chciała czy nie chciała. I tak kolejny dzień i kolejny. Lata mijały. Wreszcie coś w środku puściło. Podskórnie czuła, że musi coś zrobić bo pęknie. 

Ale coś takiego, żeby poruszyło trzewia miasteczka. Z całą mocą. Myślała co by to mogło być i wymyśliła. W tej chwili słowo >premedytacja< było jej drugim imieniem. Ustaliła nawet dzień kiedy wszystko się zacznie. Ostatni piątek miesiąca na imprezie integracyjnej. Plan był jej zdaniem dobry, nie mógł się nie udać. Znała bowiem ciągoty prezesa do płci pięknej, jak wszyscy zresztą, pieczołowicie przez niego ukrywane. Znała kobiety, które dały się wciągnąć w jego gry i zabawy. Nie wiedziała tylko, dlaczego wszystkie milczały. Co on takiego na nie miał, że wszystkie bez wyjątku milczały? Szantaż. Nic innego. 

To, co teraz sobie pomyślała spowodowało wybuch śmiechu. Śmiała się wyobrażając sobie reakcje ludzi. Świadomie doprowadzi swój plan do końca, kosztem nawet swojego do tej pory spokojnego, ale nie lubianego życia. Bo rutyna zabiła w niej wszystkie uczucia. Została pustka. Między innymi małżeństwo się do tego przyczyniło. A więc zemści się na facetach, którzy w tych swoich zakutych łbach nie mają ani krzty rozumu. W życiu kierują się tylko jednym. Wiadomo czym. Wszystkim to było wiadome, szczególnie kobietom. A jednak grają wciąż w tę męską grę, dają sobą kierować, wciąż poniżać, wypychać z ich życia do kuchni. 

Przyjęły na siebie narzucone role, nie sprzeciwiają się, bo tak od lat żyje się w ich miasteczku. Ona nie wytrzymała tego, więc zemściła się za nie wszystkie, nie tylko za siebie. I doprowadziła rzecz do końca, a potem wycofała się niby na urlop bezpłatny obserwując, co się dalej stanie. Czy żałuje dzisiaj tego co zrobiła? NIE. Zrobiłaby to jeszcze raz gdyby trzeba było. Teraz czuje się wspaniale. I nieważne co z nią będzie. Nieważne, co będzie z jej małżeństwem i z dziećmi. Teraz ma to gdzieś. Z chwilą gdy to zrobiła, poczuła wreszcie że żyje. Od tej chwili to ona będzie stanowić o sobie, a nie ten niewyżyty facet. O to właśnie chodziło. 

O pokazanie kobietom w miasteczku, że nie muszą być więźniami w męskim świecie, że też mogą decydować, a instytucja małżeństwa taka jaka jest teraz, to przeżytek, a brak szacunku do kobiet to wielki błąd. Błąd, który kiedyś zemści się na męskim świecie. A ona pierwsza wykonała właśnie ruch w tym kierunku. Świat któregoś dnia wejdzie wreszcie na ich małomiasteczkowe podwórko i pokaże kobietom, że mają prawo żyć po swojemu. Że mają prawo żyć jak chcą i z kim chcą. W końcu mamy XXI wiek, czyż nie? Tak, to jest bunt. Tak sobie myślała. Już sypiając z prezesem budowała swój plan. Szczegół do szczegółu. 

Można powiedzieć, że z premedytacją i bez skrupułów postawiła na szali wszystko. 

Ona, szara myszka, wreszcie zdobyła się na odwagę im pokazać. Atmosfera wokół niej gęstniała. Wiedziała, że w końcu musi coś ludziom powiedzieć. Musi im powiedzieć jakie motywy nią kierowały. Musi im pokazać kim naprawdę jest prezes. Po to od początku ich intymnej znajomości gromadziła dowody przeciwko niemu. Chciała go po prostu zdemaskować, bo najlepiej gdyby ci co "rzucają kamienie", poznali drugą stronę medalu. Chciała, by wreszcie dostrzegli swoją własną pękającą w szwach mentalność. By szczególnie kobiety dostrzegły, że tu gdzie mieszkają całe życie, klimat był i wciąż jest dla nich surowy. 

Żałowała, że ma córkę, bo życie tej małej miało być kalką jej życia, a tego nie chciała. Postanowiła się otworzyć przed koleżeństwem z pracy, bo komu jak nie im w pierwszej kolejności. Liczyła na ich zrozumienie, tylko tyle. Ale się przeliczyła. Nie chcieli jej słuchać, bo zburzyła ich jak dotąd idealny mir domowy w firmie. Nawet nie doszło do spotkania, które proponowała. Poinformowali ją telefonicznie, że właśnie wyrzucili ją ze swojego grona, że wywalili z pracy. Za to co zrobiła, że śmiała skrzywdzić ich prezesa, taka kara właśnie się jej należy. Ma nie wracać. Ostatecznie mogła przecież milczeć jak te poprzednie.

Zburzyła święty spokój miasteczka, który wszyscy tak sobie cenią. To wszystko jej powiedziano. I dotarło do niej, że została sama. Bez rodziny, bez pracy, bez przyjaciół. Napiętnowana. Dotarła do niej prawda o miejscu, gdzie mieszkała całe życie. Dotarła do niej prawda o ludziach, których znała całe życie. Im wszystkim było dobrze tak, jak jest. Nawet kobietom, pozbawionym przez ich mężczyzn szacunku i osobowości. Wszyscy żyli w tej swojej mieścinie jak w zamkniętym na świat skansenie. Ona w pojedynkę nie miała racji wygrać z tym patriarchatem. Zrozumiała. Nie miała czego tu dłużej szukać. Przegrała.

Spakowała podręczną torbę i poszła na przystanek autobusowy. Nie obejrzała się. Nie miała już na co patrzeć. Wbiła wzrok w jeden punkt i w myślach zaczęła budować nowy plan na nowe życie. Nieważne gdzie się urządzi, już wiedziała, że jak to zrobi, ściągnie do siebie dzieci. Na ten moment najważniejsze, by być jak najdalej od tego miasteczka, którego mieszkańcy chcą żyć w swoim świecie na ustalonych dawno temu zasadach. Była pewna, że nie straciła wszystkiego, że ma szansę i że jej nie zmarnuje. 

Szara i posłuszna myszka odeszła. Narodziła się oto silna, zdecydowana na zmiany, pewna swego nowa kobieta. Pewna swego jak nigdy dotąd. Jak nigdy dotąd. 


Rysunki: *Facebook *Internet

7 komentarzy:

  1. Czasem tak bywa, że trzeba postawić wszystko na jedną kartę, żeby wyrwać się ze skostniałych schematów i z objęć rutyny. Najczęściej zdarza się to, niestety, sporym kosztem, ale z reguły gra warta jest świeczki. A takie małomiasteczkowe środowisko potrafi niejednego człowieka doprowadzić do depresji... Ciekawa jestem tylko, czy to fantazja literacka, czy rzeczywiście ta biedna kobieta taką desperacką decyzję podjęła??? Wieczorne pozdrowienia, Polonko...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, wciąż można usłyszeć podobne historie bardzo różnie się kończące. Ta historia wydarzyła się naprawdę jakiś czas temu, ale skończyła się dobrze. To, co nasza bohaterka zaplanowała, zrealizowała z nawiązką, mieszka sama z dziećmi, daleko od poprzedniego miejsca zamieszkania, ale jest singielką. Nie odzyskała jeszcze zaufania do rodzaju męskiego. Gdy usłyszałam Jej historię spytałam, czy mogę opisać ją na blogu w formie opowiadanka. Właśnie ją przeczytałaś. Oczywiście rzecz opisałam trochę po swojemu. A że w XXI wiecznej Polsce są jeszcze podobne miasteczka/miejsca, to naprawdę zadziwiający fakt, prawda?
      Pozdrawiam serdecznie...

      Usuń
    2. Witam wśród obserwatorów Neil, bardzo mi miło Ciebie gościć.
      Pozdrawiam serdecznie...

      Usuń
  2. Trochę to przypomina układy w ludzkich społecznościach w ogóle, te zależności, knowania, zawiści i wystarczy jeden chętny do popsucia układu, a zostaje sam jak palec...
    Nie każdy wychodzi z takich sytuacji obronną ręką i wzmocniony, jej się udało!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, takie "układy" to częste widoki nie tylko w małych miasteczkach. Knowania, zawiść, uzależnianie jednych od drugich, to w Polsce (i nie tylko) norma. Dawno temu, jak byłam młodą pracownicą, przeszłam coś takiego. Zabrałam głos w pewnej sprawie i zostałam sama na "placu boju". Wcześniej sojuszniczki, okazały się tchórzami, ani jedna się nie odezwała z obawy o utratę pracy. Zostałam zwolniona, ale się nie martwiłam, ponieważ wówczas od pewnego czasu myślałam o własnej działalności. Wyszłam na tym lepiej niż się spodziewałam. Jestem zodiakalnym Baranem, mnie nic nie dokopie, a nawet jeżeli, nie daję się. Na przekór staję się silniejsza i pewniejsza swego. Ale prawdę mówisz - "nie każdy wychodzi z takich sytuacji obronną ręką i wzmocniony". Obojętnie, o co chodzi.
      Pozdrawiam Jotko serdecznie...

      Usuń
  3. Będę szczera- nienawidzę małych miasteczek i ich dziwnej, dusznej atmosfery. Ze trzy razy w życiu spędzałam wakacje u mojego ojca, który rozszedł się z moją matką gdy miałam około roku (jeszcze trwała wtedy wojna) i wracając z obozu niemieckiego ożenił się z pewną wdową. Osiedlili się docelowo w niedużym mieście. Już za pierwszym pobytem w tym miejscu nie mogłam znieść tego wścibstwa, obmawiania, wtrącania się wszystkich w nie swoje życie. I jestem głęboko przekonana, że odpływ wielu osób z takich miejsc do dużych miast tylko w niewielkim procencie jest spowodowany brakiem pracy - coraz więcej osób dostrzegało jednak ową "duszną" atmosferę. Co do bohaterki tej opowieści - wyjechałabym stamtąd zaraz po osiągnięciu pełnoletności. Nie należę do tych, którzy chcą innym otwierać oczy - uważam, że każdy powinien sam do tego dorosnąć. A jeśli nie dorośnie to tylko i wyłącznie jego strata. Serdecności-
    anabell

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Droga Anabell, masz rację, ja tylko dodam, że te złe cechy charakteru wciąż w Polakach tkwią. Polacy lubią się nimi obnosić. Zauważ ile lat minęło od Twojej opowieści. Sporo prawda? A w ludziach wciąż ten zły duch tkwi. I drugą rację masz, jeżeli chodzi o powody wyjazdów do większych miast. Nie tylko za pracą wyjeżdżają i palą za sobą mosty. A co do bohaterki, z tego co wiem, chciała w tym miasteczku spędzić życie, bo je kochała. Okolica jest tam przepiękna, jednak ludzie potrafią zniszczyć wszystko bez względu na koszty. Wiele/wielu z nas nie liczy się z drugą osobą, nie bierze pod uwagę, że swoim zachowaniem bardzo krzywdzą innych. Taki mamy krajobraz w Polsce. Są sprytni życiowo, są nieudacznicy i są ludzie słabego charakteru. Szkoda.
      Serdecznie Cię pozdrawiam...

      Usuń