"Egoizm (łac. ego – ja) – nadmierna albo wyłączna miłość do siebie. Egoista kieruje się przeważnie własnym dobrem i interesem, nie zwracając zbytniej uwagi na potrzeby i oczekiwania innych. Odnosi wszystko do siebie, patrzy na świat poprzez pryzmat „ja”, nie uznaje wewnętrznie systemu wartości społecznie akceptowanych"
O filantropii, empatii, pomocy potrzebującemu człowiekowi czy zwierzęciu mówi się i pisze od czasu do czasu, odmieniając również przez wszystkie przypadki charakter samej działalności charytatywnej jako takiej. W niektórych dyskusjach niemal obowiązkowo wtrąca się też inne słowo - przyzwoitość, jakby bez niej powyższa działalność nie miała racji bytu. Gdy czytam niektóre opinie dziennikarzy, wypowiadane przez nich na potrzeby przeprowadzanych wywiadów i te pisane w artykułach, brakuje mi w nich przede wszystkim rzetelności, zaangażowania i zawodowej uczciwości. Pytanie, czy te wywiady i artykuły nie powinny być uzupełniane informacją warsztatowo bardziej szczegółową?
Mam na myśli nie ogólnikowe, a konkretne, wręcz precyzyjne dane - kto, komu, gdzie i ile? Przedstawia się nam np. młodą osobę z wyższej finansowej półki zajmującą się filantropią, zaznacza się ten fakt w trakcie wywiadu kilkakrotnie, mówi się czyim dzieckiem jest ta osoba, jaki majątek dziedziczy po rodzicach, w jakich kręgach się obraca i te informacje z reguły zajmują większą część wywiadu/artykułu. Dodatkiem jakby jest ogólnikowe wspomnienie lub zdawkowo zadawane pytania na temat działalności jaką ta osoba prowadzi. Więc po co, pytam, i czemu ma służyć ten wywiad/artykuł? Jest to tylko zapotrzebowanie danego plotkarskiego czasopisma? Potrzeba napisania o czymkolwiek, byle napisać?
Gdy decyduję się na przeczytanie artykułu/wywiadu chciałabym dowiedzieć się czegoś konkretnego na dany temat, a nie zaliczyć kolejny plotkarski materiał, którego w sieci mamy nadmiar, a który wręcz przytłacza swą pikanterią bardziej wartościowe informacje. Te są nam oszczędzane. Co to jest? Czyżby państwa dziennikarzy poruszany temat poważnie nie interesował? Odbieram to jako lekceważenie samego tematu, Czytelnika i zaproszonego Gościa, z którym się rozmawia/o którym się pisze. Wydaje mi się, że lekceważenie Gościa manifestując publicznie własną niekompetencję zawodową, który na tak dużą skalę i z wyboru zajmuje się poważną działalnością, jest bardzo nie na miejscu.
Jest bardzo nie na miejscu, że powtórzę. Na świecie jest dużo miejsc, gdzie pomoc powinna trafiać regularnie i bez opóźnień. Przyczyn jest aż nadto. Poniewierka, ogólne warunki życia, głód, choroby, brak stabilności egzystencjonalnej. To tylko kilka przyczyn, ale jak są ważne. Siedząc w zaciszu własnych póki co bezpiecznych domów, nie mamy tak naprawdę pojęcia, co dzieje się na świecie w niektórych jego regionach. Skoro więc jakich dziennikarz/dziennikarka bierze się za temat, niech będzie kompetentny i rzetelny w swoim przekazie. Tego wymagam jako Czytelnik. Bo skoro już czytam, chcę mieć podane konkrety i szczegóły, a nie towarzyskie plotki.
CHCIAŁABYM SIĘ DOWIEDZIEĆ, CZY FILANTROPIA BIZNESU TO NIE ŚCIEMA.
Na razie dowiaduję się na przykład, że jeżeli ktoś zajmuje się na dużą skalę działalnością charytatywną, to na pewno jest empatyczny i przyzwoity. A jak nie jest? Jeżeli to co robi, robi z czystej egoistycznej biznesowej kalkulacji? Może tak być? Na świecie sporo jest znanych i bardzo majętnych osób, które zawodowo robią duże pieniądze, a dodatkowo zajmują się filantropią. Bo dobrze to wygląda. Zarabia i dzieli się. Jest tak od zawsze. Czy się mylę? Świata nie interesuje dlaczego filantrop pomaga. Interesuje sam fakt, że w ogóle pomaga i najlepiej niech robi to jak najdłużej w ramach swoich finansowych możliwości. No!
Cechą ludzką, wrodzoną, jest jak najbardziej pomagać. To nasz taki pierwotny odruch na widok biedy czy innego nieszczęścia. Co ma wspólnego przyzwoitość ze współczuciem, czy z gotowością do charytatywnego działania? Temat do dyskusji, nieprawdaż? Pretekst jak każdy inny do wygłaszania poglądów, lub powstrzymania się przed tym. Jeżeli nie wyrażam poglądów, to jestem bezduszna, nieprzyzwoita, brakuje mi empatii? Sporo opinii grasuje w przestrzeni i to takich, że w krzesło wbija. Przeczytałam, że skoro ludzie są skrajnie biedni, to sami są temu winni. Niech więc sami sobie radzą. Co mnie oni obchodzą. Bezduszność. Znieczulica.
W głowie się nie mieści! Człowiek, niby rozumna istota, a zero szacunku do kogoś, komu się nie powiodło. Zero zainteresowania, zero liczenia się z czyimiś potrzebami. Toż zwierzęta są bardziej humanitarne od nas. Gdy tu i ówdzie porusza się ten temat, widać jak mocno dzieli społeczność. Widać, jak różnie patrzymy na ten sam temat. Część naszej ludzkiej społeczności to ludzie dobrej woli, wspaniale pomagają, często uczestniczą w niektórych tego typu przedsięwzięciach, z radością akceptując jego przesłanie. Inna część jest totalnie wyprana z empatii, przechodzi obok tematu obojętnie, skupiona wyłącznie na własnych potrzebach.
I nazywamy siebie chrześcijanami. Szczycimy się, że nimi jesteśmy.
Źle z nami. Bardzo źle. Z jednej strony używamy takich słów, jak przyzwoitość, empatia, altruizm, człowieczeństwo, choćby dla wyróżnienia się w pozytywnym znaczeniu, a z drugiej strony jawnie tolerujemy zjawisko znieczulicy, również się wyróżniając. Prawda jest taka, że językiem w polskiej debacie kieruje zimny egoizm. Ogólnie stoimy bardzo daleko od świata tych potrzebujących, za to bardzo chętnie i jak kwieciście wypowiadamy się pozytywnie o skupianiu uwagi na własnych potrzebach. Traktujemy takie zachowanie w dzisiejszym zwariowanym świecie jako coś normalnego, a nawet dobrego. Lansowanie takiej postawy, postawy zimnego egoizmu, jest podobno naturalne i oczywiste.
Owszem, mamy swoje wady i zalety, ale z takim poglądem nie zgadzam się. Nie jest to według mnie ani naturalne, ani oczywiste. Postawa taka po części dziedziczna, wypracowywana jest w trakcie zdobywania życiowych doświadczeń. Na bazie popełnianych błędów, obserwacji świata, przyswajania i nietolerowania narzucanych wzorców zachowań, budujemy swoje życia i kształtujemy charaktery. W tę czy we w tę. Wyboru dokonujemy świadomie. Często wolimy nie patrzeć na cudze nieszczęścia. Za to często, z różnych powodów, lubimy się na nie powoływać. Po co to robimy? Może po to, by we własnych oczach i w oczach środowiska, wyglądać na przyzwoitego właśnie?
Jesteśmy bardzo pokancerowanym charakterologicznie społeczeństwem. Z jednej strony chrześcijańskim głosem wrzeszczymy o obronie życia poczętego, bo to już czujący człowiek jest (zupełna abstrakcja), z drugiej nie interesujemy się kompletnie losem dzieci już narodzonych (przemoc w rodzinie, maltretowanie niemowląt i bardzo małych dzieci, wykorzystywanie seksualne), a dzieci i dorosłych z niepełnosprawnościami traktujemy jak obcy byt. Jeden odda ostatnią koszulę, setki innych widzi tylko swój koniec nosa. Na sumieniu mamy nie tylko takie czarne plamy. Ale kto by się tym przejmował. I to właśnie jest ten nasz sznyt człowieczeństwa. Nasz polski cywilizacyjny herb.
Wiecie, niby jesteśmy jednym narodem, wspólnotą społeczną, która powinna odczuwać wzajemne potrzeby i czuć się moralnie zobowiązana do udzielania pomocy, jednak w tej gęstwinie ludzkiej jeden dla drugiego jest obcy. Jestem ciekawa, ilu Polaków płaci 1% rocznie ze swoich podatków na pomoc biednym krajom? A ilu biegnie z pomocą ofiarom trzęsień ziemi? Jest taki sondaż. Różnica widoczna. Zatem jesteśmy manipulowani? Jeżeli tak, to przez kogo? Czyżby przez sprytnych i mało kompetentnych pracowników mediów, którzy traktując pobieżnie sedno wywołanego tematu, bardziej skupiają się na prywatnym życiu swojego rozmówcy? Bo wtedy to news jest? Moje złośliwe spostrzeżenie.
Skoro jakiś przedstawiciel obojętnie jakich mediów zajął się działalnością charytatywną i filantropią, niech zajmie się tematem jak należy, zgodnie ze sztuką, ponieważ chciałabym mieć podaną na tacy informację w pełnym jej rzeczywistym zakresie, a nie po łebkach i wg jego własnego kryterium ocen. Dziennikarz to zawód publicznego zaufania, to również zawód wysoce opiniotwórczy. Teoretycznie, bo w praktyce trudno jest właściwie określić "dzieła", których jesteśmy odbiorcami. I dziwię się bardzo, że taki "dziennikarski" styl tolerujemy.
Ludzkości jako gatunkowi powinno zależeć na przetrwaniu. Jest to nasz żywotny interes. Oczywista oczywistość, nieprawdaż? Jeżeli więc jako wspólnota będziemy dalej nasze istnienie lekceważąco traktować, wszyscy poniesiemy tego koszty. Każdy/a z nas, cokolwiek nie robi, powinien/powinna to robić kompetentnie, powinien/powinna też szanować i doceniać pracę drugiej, trzeciej, piątej osoby. Jeżeli filantrop uczciwie pod każdym względem prowadzi swoją działalność, a dziennikarz uczciwie i rzetelnie pod każdym względem przedstawi opinii publicznej fakty tej działalności, nie tylko będziemy doinformowani, ale spokojni, że gdzieś tam dzieje się dużo dobrego. Jak w łańcuszku, bo świat to jedna wielka wspólnota.Jest takie powiedzenie, którego używamy, gdy chcemy wyrazić swoje oburzenie w chwilach dziejących się tragedii i innych nieszczęść czynionych ręką człowieka, a brzmi tak - i robi to człowiek człowiekowi! Takie zachowania dotyczą nie tylko Polaków. Mają miejsce w najdalszych nawet zakątkach naszego Globu. Ponieważ mieszkam i żyję w Polsce, obchodzi mnie polska rzeczywistość. Obchodzi mnie jak Polacy odnoszą się do siebie nawzajem i jak siebie traktują. Obchodzi mnie to na tyle, by na przykładzie opisanych wyżej przykładów, zwrócić na ten temat Waszą uwagę.
I jest jeszcze jeden powód, mam serdecznie dość tego polskiego zimnego egoizmu panoszącego się wszędzie, gdzie tylko się spojrzy.
Obrazy: *Ampilar *Pixabay *Internet
Nie jestem ani chrzescijanka, ani milionerka (a szkoda), pomagam w miare swoich marnych mozliwosci, ale nie latam z tym do prasy i telewizji, nie chwale sie na blogu, bo nie dlatego pomagam, zeby zdobywac uznanie. I tak nie jestem w stanie pomoc wszystkim, ktorym pomoc bym chciala. Sa jednak osoby, do ktorych NIGDY nie wyciagne pomocnej reki, chocby nie wiem co.
OdpowiedzUsuńTo tak jak ja. Nie mam parcia na szkło ani na inne media społecznościowe. Raz na blogu wspomniałam o swoim zaangażowaniu w kwestii pomocy dzieciom, ale było to na potrzeby blogowej dyskusji. Takich osób jest więcej, nie widać ich, bo nie lubią bądź nie chcą się tym chwalić. Uważam, że takie pomaganie w ramach możliwości powinno być czymś normalnym, nie ma potrzeby domagać się z tego powodu czyjegoś uznania.
UsuńRzeczywiście, w pojedynkę nikt nie jest w stanie pomóc wszystkim, bo zwyczajnie nie ma takiej mocy. Ale dopowiem, że powinno się mieć też trzeźwy osąd takiej pomocy, by móc uniknąć tzw. zawodowych roszczeniowców czy innych wykorzystywaczy, którym wcale tak źle się nie dzieje.
Pozdrawiam serdecznie Pantero...
Oj... nie podpisałam się, to ja Polonka54...
UsuńU mnie zaden zawodowy roszczeniowiec, amerykanski general czy umierajaca staruszka-multimilionerka, ktora sobie mnie wybrala na spadkobierczynie - nie maja najmniejszych szans. Bo ja jestem bardzo nieufna z natury, wierzyc i pomagac moge osobom sprawdzonym, ale przede wszystkim zaprzyjaznionym i lubianym.
UsuńTo masz dobrze, czasami takie właśnie cechy pomagają unikać kłopotów. Ja dałam się kiedyś nabrać i będę pamiętać to do końca życia. Wszystko przez tę moją wiarę w każdego człowieka. Ale wyleczyłam się. Teraz staram się być czujna i ostrożna. Jak mam pomóc, to tylko komuś sprawdzonemu.
UsuńMiłego wieczoru...
Problem , o którym piszesz ma co najmniej dwa oblicza, tym bardziej, że wspominasz różne odmiany egoizmu.
OdpowiedzUsuńZdarzają się ludzie bez jakiejkolwiek empatii, ale na szczęście jednak ludzi dobrych, życzliwych jest więcej, przynajmniej ja takich spotykam. Czasami o stosunku do biedy, bezdomności, kalectwa decydują nasze osobiste doświadczenia - ktoś nas oszukał, nadużył zaufania itp.
Myślę, że empatia nie wyklucza bycia świadomym, by nie stać się naiwnym.
Sama kilka razy nabrałam się na pozory i teraz ostrożnie podchodzę do wszelkiej pomocy...
Również mnie zdarzyło się źle ulokować pomoc, ale uczymy się na błędach. Twoje zdanie Jotko, że " empatia nie wyklucza bycia świadomym, by nie stać się naiwnym", jest bardzo trafne. I racja, w jednym poście nie ma możliwości opisać problem wyczerpująco, dlatego w okrojony sposób go opisałam. Po drugie tekst można komentarzami dopełnić, co uczyniłaś. Dziękuję.
UsuńPozdrawiam serdecznie... Polonka54
Każde działanie ma dwa oblicza ( a czasem nawet więcej) -ostatnio stałam się w pewnym sensie egoistką, bo im bardziej zadbam sama o siebie tym mniej ma moja córka kłopotu z opieką nade mną. Co do pomocy innym - to bardzo skomplikowana sprawa i powiedziałabym wielopoziomowa, co widać np. w kwestii przyjmowania imigrantów. I nie zawsze pomaganie wychodzi obu stronom na zdrowie. I nadal nie bardzo wiadomo czy pomagać techniką wysyłania środków finansowych i rzeczowych do "tych biednych krajów" czy przyjmować te tłumy imigrantów zupełnie nieprzystosowanych do warunków kraju ich przyjmującego. A wszelakich wywiadów nie słucham, nie czytuję polskiej prasy bo to coś na kształt "wodę gotujesz, więc po ugotowaniu nadal będzie to woda, w ambrozję się nie zmieni". Serdeczności Polonko!
OdpowiedzUsuńFajny przykład z tym gotowaniem wody. W sprawie imigrantów sądzę, że najlepiej jest pomagać tym co najbardziej potrzebują pomocy, a nie wszystkim jak leci, którzy opuszczają własny kraj. Przecież te tłumy idą w miliony. Można pomagać na miejscu, ale trzeba się liczyć z względami politycznymi szczególnie. Temat bardzo zawiły, utrudniony przez ludzkie działania. Na razie jak widać nikt nie ma dobrego pomysłu, by rozwiązać problem, każda ze stron widzi swój w tym interes. Mamy bałagan.
UsuńPozdrawiam serdecznie Droga Anabell...
Hmmm. Dobre czy dobre??? Poruszyłaś mega temat. Właśnie wczoraj o tym dyskutowałam z moją 11letnia córką. Podeślę jej linka do wpisu... Niech poczyta również Twój post. Mnie mega irytuje kilka rzeczy w tym naszym człowieczeństwo... Ale wiesz co... Karma wraca. Dobro zawsze wygra...przyciaganie działa..pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńTo ja chyba obracam się w jakimś dziwnym i niedzisiejszym środowisku, bo naokoło spotykam się z takimi objawami empatii, że aż czasem samej trudno mi uwierzyć. Zaczynając od mojego najbliższego środowiska, czyli np, sąsiadów, których akurat mam takich, że w najgorszej potrzebie wiem, że na 100 procent mogę na nich liczyć, a kończąc chociażby na miasteczkowym środowisku, w którym ostatnio uczestniczyłam w akcji zbierania kasy na chorą na raka kobietkę i ta kasa zebrała się dosłownie w okamgnieniu... Same byłyśmy zaskoczone, że nasze agitowanie spotkało się z tak szerokim odzewem i w takim tempie...
OdpowiedzUsuńA co do dziennikarzy i ich rzetelności? To odrębne zagadnienie, bo pomijając merytoryczne przygotowanie do wykonywania tego zawodu, o którym nie mam zbyt pochlebnego zdania, to wiesz doskonale, że z moim "czepialstwem" w zakresie ortografii, gramatyki itd. to dla mnie ta dziedzina w tym zawodzie w ogóle już leży i kwiczy i jest na bardzo niskim poziomie. Co jednocześnie bardzo obniża moją ocenę ludzi wykonujących ten zawód :) I równocześnie z tym, moją dla nich tolerancję i zaufanie w ich kompetencje. Pozdrawiam, Polonko...
Całe szczęście, że mieszkasz tam, gdzie ludzie nie zastanawiają się czy pomagać, a pomagają. I nie są to dziwne miejsca czy środowiska. Dla takich osób to normalna sprawa, po prostu tak mają. I Ty też tak masz. To cudowne móc liczyć na wzajemną pomoc, czy to sąsiada czy nawet obcego. Wiesz, że nie jesteś sama, gdy zaistnieje potrzeba, prosisz o pomoc i ją uzyskujesz. Kiedyś sąsiadka pożyczała przysłowiową szklankę cukru od drugiej sąsiadki, czy jest tak dzisiaj? Zazwyczaj zamykamy się, znikamy za drzwiami swoich domów, mało o sobie wiemy, dziczejemy. W razie czego, nawet nie wiadomo kogo prosić o pomoc. Bywa tak w wielu miejscach.
UsuńDziennikarze - widzimy jak zmieniają się standardy ich pracy (są jeszcze wyjątki) i jak bez mrugnięcia okiem to środowisko zawodowe dostosowuje się do nich. Czy zależy im jeszcze na opinii publicznej? Ciekawe co się stało, że rzetelność, kompetencja, wiarygodność i język przestały mieć znaczenie? Niektóre zmiany jakie zachodzą na moich oczach, nie podobają mi się.
Pozdrawiam serdecznie Droga Pani Ogrodowo...
To ja może o dziennikarstwie, bo delikatnie mówiąc "schodzi na psy". Zalewają nas artykuły z szokującymi nagłówkami, a tak na prawdę są o niczym
OdpowiedzUsuńWitam Cię na moim blogu Joanno. Tak, masz rację, a Twoja opinia, że dziennikarstwo "schodzi na psy" bardzo trafna. Też denerwują mnie te nagłówki, obiecują coś, a okazuje się to niewypałem.
UsuńPozdrawiam serdecznie... wpadaj kiedy zechcesz... zapraszam...