NIECODZIENNA codzienność

Ostatnia rozmowa z córką zaskoczyła mnie. Poruszyła temat zadając pytanie - czy jestem zadowolona z życia będąc emerytką? Zapytała, bo wcześniej widząc mnie niemal 100-procentowo zaangażowaną w swoją pracę, po prostu nie widziała mnie na emeryturze. Nie wyobrażała sobie mnie, że będę grzecznie siedzieć w domu, czytać książki, pisać swoje blogi. Że będę spokojnie, jak to powiedziała, egzystować, nie tęskniąc za ukochaną pracą. Sama się dziwię, że jestem nad wyraz spokojna, że moje dawne szalone zawodowe "ADHD" gdzieś się zawieruszyło, że nie ciągnie mnie do starego stylu życia.

Cóż, odpowiedziałam, mam teraz inną rzeczywistość życiową, inną codzienność. Która też ma wartość samą w sobie. Którą lubię. Naprawdę. Wcale mnie nie kusi, by cokolwiek zmieniać. Owszem, nie raz i nie dwa zastanawiałam się, czy gdyby cokolwiek się zdarzyło takiego, że otworzyłaby się furtka powrotu do zawodu, to czy skorzystałabym? Nie. Nie skorzystałabym. Ponieważ wychodzę z założenia, że należy zwolnić miejsce. Swoje już zrobiłam. Uważam taką postawę za rzecz naturalną. Nie mam z tym kłopotu. Etap zawodowy, jako część mojego życia, był na swój sposób niecodzienny, bo uprawiałam zawód niecodzienny. 

A teraz obecnego życia nie traktuję jako coś beznadziejnego. Każdy dzień celebruję, dosłownie. Nie mam tak, że chcę, by jak najszybciej minął tydzień, by w końcu był weekend. Każdy dzień jest dla mnie cenny. To jest teraz moja codzienność, na swój sposób też niecodzienna. Ani wyjątkowa, ani za bardzo ekscytująca, czy jakaś tam ponadprzeciętna. Budzę się każdego ranka w swoim łóżku i tak... cieszę się, że miałam takie a nie inne życie. 

Nauczyłam się zawodu.

Dostawałam niezłą kasę.

Dzieci rosły bez kłopotu.

Bywałam tu i tam

Wyjeżdżałam gdzie chciałam. Poznałam nawet wymarzoną Norwegię.

W kilku miejscach zarzucałam korzenie.

Kupowałam chciane rzeczy. 

Na niektóre, dla innych nieosiągalne, mogłam sobie pozwolić.

No.

Prowadzenie takiego życia wcale nie sprawiało, że nie miałam chaty do wysprzątania. Miałam, jak każda z nas. I nie potrzebowałam do tego niczyjej pomocy z zewnątrz. Nie potrzebowałam, bo sama robiłam to najlepiej. Żaden wyjazd służbowy, żadna zawodowa impreza, żaden sukces zawodowy nie sprawiły, że budząc się każdego ranka czułam się kimś lepszym. Odnosząc sukcesy byłam jedną z wielu kobiet, wciąż mających pod opieką własne dzieci i dom. Taka była moja codzienność. Koleżanki mówiły, że jestem szczęściarą, bo mam życie tak fajnie poukładane. Nie zauważały, że to życie sama sobie wypracowałam.

Być może gdybym była w środowisku bardziej sławna, gdybym miała jeszcze więcej kasy, moja chata byłaby przez zatrudnioną panią bardziej wysprzątana, a moje dzieci zaopiekowane przez dobrze opłacaną nianię. Może. Ale zdążyłam poznać smak życia. I wiecie co? Te wszystkie wyjazdy służbowe, sukcesy, niemal idealna figura (mówiłam zawsze, że to mój garnitur służbowy), te życiowe czerwone dywany, to tylko chwile. One mijają. Za każdym takim ekscytującym momentem, zawsze kryły się inne, te prawdziwe. Praca, praca i rutyna, czekanie na kolejny telefon i planowanie, zmęczenie. Zwykłe, czasami nudne dni. Niby wymarzona praca, ale normalne obowiązki.

Żadne tam ekscesy. Po słowach uznania rzucanych przez środowisko, wraca się do swojej chaty, którą trzeba posprzątać, bo rodzina z niej korzysta. Dlatego trzeba ją kochać. Trzeba się w niej tak urządzić, by potem wracać do niej z radością. Żeby nie żyć w niej byle jak. I nie chodzi tu o samo sprzątanie. Chodzi raczej o relacje, o to, żeby wciąż było o czym rozmawiać. Żeby nie martwić się, co ludzie powiedzą. Żeby nie gnuśnieć. Dlatego uważam, że moje życie miało charakter niecodzienny. Różniący się od życia moich koleżanek. Ta wyjątkowość to codzienna praca. To codzienna dbałość o szczegóły. Metodą prób i błędów. 

Tak to sobie wyobrażałam, żeby było. I było. Teraz dzieci mają swoje rodziny, a ja mam swoją nową codzienność. Na emeryturze. Dbam o nią na spokojnie, bez pośpiechu. Czytam więc książki, pykam sobie w klawiaturę wymyślając tematy, którymi chcę się z Wami dzielić. Spacerując utartymi ścieżkami spotykam znajomych i gapię się na ludzi. To jest teraz moje życie. Wszystko co robię, robię dla siebie. A gdy tak sobie popykam, gdy się tak wirtualnie wygadam, gdy się tak nagapię, zawsze mam fajne samopoczuciowe momenty. Ot taka oto jedna z wielu moich codzienności.

Nauczyłam się, że życie to nie tylko spełnianie marzeń. To twarda rzeczywistość przepełniona obowiązkami i zadaniami do wykonania nawet wtedy, gdy się ich nie lubi, nawet wtedy, gdy nie jest się szanowaną osobą. Ktoś na pewno ma coś i na ten temat do powiedzenia, prawda?  Doświadczenia życiowe są różne. Zależne od przestrzeni w jakiej się ten ktoś znajduje, zależne od ludzi z otoczenia, od komunikacji między nimi, uczuć i emocji. Czasami niejednej osobie chce się uciec od swojej rzeczywistości, zamknąć się i pobyć samej za zamkniętymi drzwiami. By mieć choć przez chwilę święty spokój. By odpocząć.

Tak bywa. Miałam tak. Wiele razy. Ale potem wracałam energetycznie doładowana. A nawet szczęśliwa. Bo chata wysprzątana, przynajmniej na jakiś czas. Bo dzieci czyste, nakarmione i zadowolone. Miałam możliwość sprawdzenia się w domu i w zawodzie. Czy to przywilej? Czy ja wiem. Każda z nas sama sobie odpowie. Moja opinia jest taka - codzienność każdej z nas jest niezwykła na swój sposób. Wszystko zależy od tego, czy bez względu na stan posiadania, potrafimy ją odpowiednio celebrować. Jestem zadowolona. Nic bym nie zmieniła w swoim życiu. Nadal uważam, że było i jest niecodzienne. Nie narzekam, bo nie mam na co.

Miewałam szczęśliwe dni, zawsze znajdowałam lepsze miejsca pracy, a gdy było nie najlepiej, uczyłam się przetrwać. Bo życie to szkoła przetrwania. Z dnia na dzień, z roku na rok, dojrzewałam. Na różnych etapach moje samopoczucie bywało różne, ale mam satysfakcję, bo starałam się, by każda decyzja zależała ode mnie. Nauczyłam się też tego, że nikt tak o mnie nie zadba, jak ja sama. Ponieważ sama wiem najlepiej, czego chciałam i czego chcę tu i teraz. Nie ode mnie zależy kim się rodzę i w jakiej szerokości geograficznej, ale ode mnie zależy kim się stanę. To ja i tylko ja uczę się decydować o swoim życiu, a potem decyduję.

To ja decyduję z kim mam mieć dzieci i czy w ogóle je mieć. Czy dzisiaj wysprzątam chatę czy jutro. Czy z mojej strony to jest jakiś życiowy hurraoptymizm? Nie mnie oceniać. Wiem jedno, że człowiek dorasta. W niektórych sprawach uczy się walczyć o siebie. Buduje swoją codzienność na swój sposób. To jest sztuka, temu chyba nikt nie zaprzeczy. Bo jednak trzeba mieć zdolność zachowywania równowagi, bo nie możemy mieć wszystkiego, bo mamy ograniczenia. Zawsze jest jakieś... bo. 

Krocząc ścieżkami życia, mamy wpływ na to, by żyć lepiej. Zdroworozsądkowo. Na tyle wystarczająco, by przynajmniej lubić każdy dzień, by czuć się szczęśliwymi, w końcu by mieć ogarniętą tę chatę. Pewnie, że nie jest łatwo. Nikt nie powiedział, że życie jest lekkie, łatwe i przyjemne. Patrząc na siebie z perspektywy czasu dochodzę do wniosku, że warto było się starać. Jestem zadowolona ze swojej codzienności. Doceniam, że ją mam.


Obrazy: *Internet *Pinterest *Ogród.pl 

18 komentarzy:

  1. Jakos tak emerycko zrobilo sie na blogowisku, bo to drugi wpis dzisiejszego dnia traktujacy o emerytach, ale tak rozny od tego, ktory czytalam rano. Rzuce linke, bo mysle, ze Cie zainteresuje opinia osoby mlodej o polskich emerytach, bo mimo wieku i kupy czasu do wlasnej emerytury, dziewczyna pisze bardzo madrze i dojrzale.
    https://swiechna.blogspot.com/2024/01/emerytura.html
    Uwielbiam prozniacze zycie na urlopie, ale nie wyobrazam sobie nie pracowac, choc od ponad roku jestem na emeryturze. Z moja choroba lepiej, ze mam przymus wstania, "zrobienia sie", zalozenia na siebie czegos normalnego. W weekend czesto pol dnia spedzam w szlafroku, bo nie chce mi sie nawet ubrac, skoro nie musze. Mysle, ze nie muszac, szybko bym sie rozsypala.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za link. Byłam przeczytałam. Rzeczywiście jest tam inny opis emerytury, ale podyktowany chyba doświadczeniem, jeżeli nie swoim to rodziców. Też nie wyobrażałam sobie przejścia na emeryturę w wyznaczonym przez państwo terminie. Zrobiłam to dopiero po czterech latach (64). Jakoś mi się nie spieszyło i żal było rzucać coś, co dobrze prosperowało. Pracowałam będąc na emeryturze. Dopiero pandemia wpłynęła na moją decyzję. Zatem na emeryturze jestem 3 lata. Oswajałam się z nową sytuacją nie za długo. No i teraz prowadzę życie próżniaka jak piszesz. Ale nie myśl sobie Kochana, że zupełnie nic nie robię. Zachowuję się tak, jakbym miała iść do pracy. Czyli codzienne ablucje, szykowanie się, lekkie szybkie śniadanko, inne obowiązki zdrowotne względem siebie, ogarnięcie chaty, wyjście na spacer albo po zakupy i wtedy specjalnie idę dłuższą drogą. Czytam, piję herbatę (celebruje te czynność), piszę bloga albo latam w odwiedziny i godziny mijają. Czasem dziwię się, że jest już ciemno. Dodaj do tego spotkania z koleżankami, rodziną i różne inne okolicznościowe wypady. Prawie każdy dzień mam zapełniony. To tak, jakbym wychodziła do pracy i wracała o określonej godzinie. NIE NUDZĘ SIĘ. W życiu! Gdybym nie miała zajęć, też bym się rozsypała. To pewne. Jest tak jak napisałam w poście - jestem zadowolona.
      Pozdrawiam serdecznie...

      Usuń
  2. Twój wpis świadczy o dojrzałości, mogłabym w wielu aspektach napisać podobnie.
    Nie sztuką jest czuć się świetnie w pracy, w pełni sił , odnosząc sukcesy. Uważam, że sztuką jest znaleźć sobie cel i czerpać radość na każdym etapie życia.
    Kilka osób pytało mnie, czy nie tęsknię za pracą?
    Za czym mam tęsknić? Za życiem wedle zegarka, za zebraniami do późna, za sprawozdaniami, za dźwiganiem tysięcy podręczników ponad siły, za złośliwymi i agresywnymi uczniami, za obietnicami podwyżek płacy, za humorami dyrektora?
    Jestem szczęśliwa tu i teraz, a z koleżankami mogę spotkać się zawsze, wypoczęta, zadowolona, wystrojona...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I o to właśnie chodzi. O swój wewnętrzny komfort, na każdym życiowym etapie, szczególnie na emeryturze, gdy mamy dość tego kołowrotka i życia na czas. Wreszcie mamy w o l n e. I że powtórzę za Tobą - jesteśmy wypoczęte, zadowolone i wystrojone, gotowe na wypicie kawy z koleżankami. Wiesz, gdy rozmawiam na ten temat to m.in. mówię, że emerytura to mój najpiękniejszy czas. I wcale nie kłamię.
      Pozdrawiam Jotko serdecznie... i dziękuję za słowa...

      Usuń
  3. Temat jakże mi bliski i oczywiście z wieloma Twoimi tezami się zgadzam, ale to pewnie już wiesz, bo pisałyśmy wiele razy na ten temat.
    Wiesz o tym, że dla mnie emerytura była czymś, czego oczekiwałam jak kania dżdżu i jak już się w końcu doczekałam, byłam najszczęśliwszą osobą na świecie. Pracowałam dłużej tylko pół roku, ale to jedynie z uwagi na korzystny do odejścia miesiąc w roku. Nigdy ani przez minutę nie żałowałam swojej decyzji. Teraz dopiero wiem, że żyję i odważę się na stwierdzenie, że jest to dla mnie najlepszy czas w moim życiu.
    Nie nudzę się wcale, wprost przeciwnie, często mam wrażenie, że mam teraz mniej czasu :) Ale to pewnie dlatego, że wiele czynności wykonuję wolniej i je celebruję, nie latając jak szaleniec po chałupie. Nie chodzę w piżamie, codziennie dbam o swój zewnętrzny wizerunek, nawet łącznie z delikatnym makijażem i nawet wtedy kiedy wiem, że z domu wychodzić nie będę. Tak lubię i dlatego tak robię. Generalnie kocham swoje życie, a teraz uwielbiam je podwójnie i tylko mogę sobie życzyć, żeby nic się w nim nie zmieniło.
    Nad jednym Twoim zdaniem tylko się zatrzymałam. Napisałaś: "Nie ode mnie zależy kim się rodzę i w jakiej szerokości geograficznej"... Ja wiem, że to tylko kwestia, kto w co wierzy i jakie ma przekonania, ale pamiętam, że już kiedyś o tym rozmawiałyśmy i namawiałam Cię do przeczytania "Wędrówki dusz". Ja po tej lekturze mam w sobie podwójną radość i to nie dlatego, że z niej wynika, że jednak mamy wpływ na to o czym Ty napisałaś, tylko między innymi dlatego, że kwestia naszego życia tu i teraz, a także tego, co z nami dzieje się dalej, jest w niej tak pozytywna i budująca, że u mnie wprost wywołała radość z mijającego czasu :) Można w to nie wierzyć oczywiście, ale to nie jest beletrystyka... to pozycja napisana przez człowieka, który posiada doktorat z doradztwa personalnego, jest dyplomowanym hipnoterapeutą oraz członkiem Amerykańskiego Towarzystwa Psychologii, pracował również na wydziałach uczelni wyższych.
    Kwestia wiary lub nie... Ja poczułam się po tym życiowo odprężona i łagodna oraz jeszcze bardziej pogodna i to właśnie między innymi czyni moje życie pięknym, spokojnym i pełnym wdzięczności. Żyję tu i teraz i nie kłopocze mnie ani mój obecny dzień powszedni ani przyszły. To tyle tego mojego wymądrzania się, haha :)
    Serdeczności przesyłam dla Ciebie, kochana Polonko...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak, na emeryturze czas płynie zupełnie inaczej. Ja też lubię spoglądać na siebie jako na zadbaną osobę, właściwie to jest to dla mnie ważne, dla mnie samej. Wiesz, przyznaję, że uleciała mi z pamięci polecana przez Ciebie książka. Muszę się przyłożyć i ją zdobyć. Będę miała co do tematu szerszy horyzont. Proszę, przypomnij mi tylko nazwisko autora książki. Z samego Twojego opisu wnioskuję, że zainteresuje mnie temat. Z wielu naszych rozmów wynika, że mamy wiele wspólnego, choćby w temacie podobnych zainteresowań. Z kwestią wiary jest u mnie różnie, zależy to od poruszanego tematu i moich poglądów. Dobrze, że książka tak pozytywnie na Ciebie wpłynęła. Widać to po Twoim podejściu do życia i usposobieniu. Gdy coś dobrego ma wpływ na nas, dzieją się z nami "tajemnicze" rzeczy. Niemal z dnia na dzień się zmieniamy. Nawet zaczynamy używać zupełnie innych słów. Nagle odkrywamy siebie na nowo, odkrywamy potencjał, który wcześniej nie był nam znany. Ciekawa sprawa, prawda? Ponieważ lubię tematy oparte na psychologii i lubię sobie po swojemu pogdybać, czuję, że to mnie dowartościowuje pod wieloma ważnymi względami. To cenne. Bo umiesz wtedy przeżywać swoje emocje, doceniasz siebie, umiesz się z siebie śmiać, jesteś pozytywnie nastawiona do świata. Tak jest, prawda? I w takie rzeczy akurat wierzę. No i na takie rzeczy mamy czas będąc na emeryturze. Też mówię, że to mój najpiękniejszy czas w życiu. Bo przeżywamy go na własny rachunek.
      Pozdrawiam serdecznie... Droga Iwonko... spokojnego wieczoru...

      Usuń
    2. Wrzucam Ci pierwszy z brzegu link, tylko tak, żebyś mogła zobaczyć co to jest i o czym :)
      Książka rzeczywiście wpłynęła na mnie bardzo dobrze, a nie śmiałabym sugerować Ci tej pozycji wcale, gdybym nie wiedziała o Tobie tego wszystkiego o czym napisałaś wyżej, czyli o naszym podobieństwie w wielu kwestiach i poglądach :) Powiem Ci więcej, ostatnio przypadkowo dowiedziałam się, że są cztery części tej książki, oczywiście każda jest odrębną pozycją do czytania i... kupiłam te trzy pozostałe. Jak skończę czytać, to co czytam aktualnie, zaraz zabieram się za te zakupione :) Ale tę pierwszą część spokojnie polecam... Tu link: https://www.taniaksiazka.pl/ksiazka/wedrowka-dusz-tajemnice-zycia-po-zyciu-michael-newton

      Usuń
    3. Dziękuję bardzo za link. Przejrzałam stronę. Książka ma dobre opinie. Zawsze mnie interesują, bo przybliżają temat.
      Pozdrawiam serdecznie...

      Usuń
  4. Mówi się że człowiek inteligentny nigdy się nie nudzi.
    Dlaczego więc miałby się nudzić na emeryturze? Przecież świat dookoła jest bardzo ciekawy...
    Stokrotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak Stokrotko, racja. Trochę propozycji jest, wystarczy po nie sięgnąć, jeśli się chce. Emerytura to przecież nic strasznego. To tylko kolejny etap w życiu, który trzeba sobie zorganizować.
      Pozdrawiam serdecznie...

      Usuń
  5. Masz rację - życie to szkoła przetrwania i zupełnie jak w szkole- nie zawsze otrzymany stopień jest zgodny z naszymi oczekiwaniami - czasem nas zaskakuje niska ocena, a czasem dziwi piątka +. Od 20 lat jestem na emeryturze i na ten stan nie narzekam - w 90% wiele rzeczy mogę robić i mam świadomość że mogę, ale nie muszę. I w pełni z tej wolności wyboru korzystam.
    Serdeczności posyłam;- anabell

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I tak trzymaj Droga Anabell. Wiesz, mam nieodparte wrażenie, że podobnych osób do Ciebie czy do mnie, w skali ogólnej oczywiście, jest w sumie niewiele. Za to wiele osób mając świadomość, że może ale nie musi, nic z tym nie robi. Poddają się, bo prawdopodobnie wychodzą z założenia, że, za przeproszeniem, na stare lata nic im się od życia nie należy. Znam takie osoby, zamknięte w sobie, zrezygnowane, jakby nieobecne. Czyżby to była swego rodzaju wewnętrzna ucieczka, od przytłaczającej rzeczywistości? Coś w rodzaju mechanizmu obronnego? Przecież taka postawa to też wybór. Próbowałam rozmawiać, ale szło jak po grudzie. Szkoda.
      Pozdrawiam serdecznie...

      Usuń
  6. Życie tak się toczy. Trzeba w końcu odpocząć. Masz wreszcie czas dla siebie, widzisz dzień od wschodu do zachodu słońca. Siadasz wygodnie i pijesz kawę przy książce. To jest to czego brakuje, gdy się pracuje. Pozdrawiam serdecznie i życzę szczęśliwego Nowego Roku.💗

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest to, czego rzeczywiście brakowało mi, gdy pracowałam. Odpoczynek, kawusia, słońce, ale tak na spokojnie a nie wiecznie w locie. Wreszcie to mam. Jest cudownie. Trafione w punkt.
      Pozdrawiam serdecznie Marcepanowy Kąciku... również ślę życzenia, by Nowy Rok był po prostu lepszy...

      Usuń
  7. Polonko:) Ty wiesz z jakich powodów przeszłam na emeryturę. Czekałam na nią od lat. Przepracowałam niemalże czterdzieści lat w zawodzie, który nie był zgodny z moimi marzeniami. Przemawiał za tym fakt, że obie firmy, w których pracowałam były blisko domu. Mogłam być zawsze obecna w życiu moich córek, a jedną z nich trzeba było wozić do szkoły muzycznej. Dzisiaj jest szczęśliwa, że może robić to, co kocha. Jest skrzypaczką i muzykoterapeutą. Niestety we Francji. Druga też robi to, co kocha. I to mi wystarczy, bo wiem, że spełniłam się jako matka. Taką otrzymałam misję. Teraz robię to. Co chcę, a nie to, co muszę. Celebruję chwile. Już nie muszę jeść w pośpiechu tylko robię to powoli z moim mężem. Kawa też smakuje inaczej i książki czyta się z większą przyjemnością, bo teraz robię to w moim ukochanym domku na ogródku przy ciepełku z cyganka i choince lub w moim kąciku czytelniczym w naszym mieszkaniu. Mogę spotykać się z koleżankami, chodzić do kina, które jest w naszym Domu Kultury. I bywać na spotkaniach Klubu Seniora. Chodzę na spacery i czekam na tę chwilę, kiedy już usiądę już na mój ukochany rower. Czekam również na wiosnę, by popracować z przyjemnością w naszym ogrodzie. Oby tylko Mój Dobry Pan obdarzył nas zdrowiem i spokojem. Więcej mi nie trzeba. Emerytura, to piękny czas. Pozdrawiam serdecznie!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana Blogchwilko, poświęciłaś się dla swoich córek, jak wiele z nas poświęciło się swoim dzieciom. Taki był Twój wybór. I jesteś szczęśliwa z ich powodu. Teraz będąc na emeryturze masz swój czas i spędzasz go po swojemu. Prawda, że jest fantastycznie? I powiem Ci, że spędzasz czas bardzo podobnie do mnie, oprócz tego że ja nie mam ogródka. Ale to żadna przeszkoda, bo mogę poświęcić więcej czasu na inne czynności. Najważniejsze jest zdrowie, by jak najdłużej cieszyć przyjemnościami. Mnie również więcej nie trzeba. Patrzę jak rośnie mój piękny wnuk i uśmiecham się. I też mówię, że emerytura jest dla mnie najpiękniejszym momentem w życiu. Tak trzymajmy, Kochana.
      Pozdrawiam Cię najserdeczniej...

      Usuń
  8. Życie w każdym wieku przynosi nam inne możliwości i najważniejsze to by czerpać z każdej chwili to co najprzyjemniejsze :) Teraz przyszedł czas na to na co nie było czasu do tej pory. Moja mama ma 73 lata i nadal pracuje bo nadal nie jest gotowa aby usiąść w domu i zająć się sobą. Przez kilka miesięcy "walczyliśmy" aby chociaż poszła na pół etatu i na szczęście się udało.
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Sylwio! Gratuluję, że udało się nieco Mamę "poskromić" (wybacz słowo). Za jakiś czas sama odkryje pozytywy emerytury i może doceni to, że wreszcie będzie mogła decydować sama o swoim wolnym czasie. Jednak wiem, co znaczy praca wtedy, gdy się ją lubi. No i jest jeszcze coś takiego, ważnego dla wielu osób, to, że pracując wciąż czujemy się po prostu potrzebni. Może Twoja Mama tak ma?
      Pozdrawiam serdecznie... i dziękuję za komentarz...

      Usuń