INFANTYLNOŚĆ... niejedno ma imię

 Przyznam się szczerze, jak tylko potrafię, że nigdy ale to nigdy nie zrozumiem, co powoduje dorosłymi ludźmi, że w tak szybkim tempie i w tak brzydki sposób... dziecinnieją. Fizycznie są dorośli, według Prawa są pełnoletni i odpowiedzialni za swoje zachowania. Wydawałoby się, że wszystko jest w porządku. Ale nie jest. Gdy bliżej przyjrzeć się tematowi, odkryć można, że dorosłość w dobie XXI wieku, w aż nazbyt wielu przypadkach, wcale nie oznacza odpowiedzialność, wcale nie kojarzy się ze słowem... doświadczenie, w pełnym tego słowa znaczeniu. Dotyczy to całej ludzkości.

Uważam, że ludzie mieniący się dorosłymi, wyglądający na dorosłych, stwarzają tylko pozory tej dorosłości. Wewnątrz siebie dalej są niedorosłymi osobnikami broniącymi się w każdy dowolny i przystępny dzisiaj sposób przed osobistą odpowiedzialnością za cokolwiek. Nie tylko, że są niedorosłymi, są do tej odpowiedzialności nieprzygotowani. Wychodząc z lat dziecinnych a potem młodzieńczych, nie mają bladego pojęcia z czym wiąże się odpowiedzialność i sama dorosłość. Nie wiedzą, jakie czekają ich za to konsekwencje życiowe. W dorosłe życie wchodzą... nieuzbrojeni.

Z każdym pokoleniem jest pod tym względem coraz gorzej. Zaznaczyć muszę, że są wyjątki, jak w każdej życiowej dziedzinie. Ale tych wyjątków jest tyle, co kot napłakał. Jakim przykładem są ci tak zwani "dorośli" dla swoich dzieci? Żadnym i bardzo grubą kreską podkreślam ową tezę. Uważam, że czas bić na alarm w tym temacie, czas przestać ignorować to postępujące zjawisko, bo może dojść do społecznej katastrofy. Może dojść do tego, że za poważne życiowe, społeczne i publiczne sprawy, wkrótce nie znajdziemy nikogo, kto w dorosły, kompetentny i właściwy sposób odpowie i nimi pokieruje.

W polskiej polityce już to się dzieje. Widać gołym okiem jak infantylni są jej przedstawiciele. Skoro stało się to jawnym zjawiskiem, dlaczego nie może przełożyć się na doły społeczne? Może! A jakże. I przekłada się wszędzie tam, gdzie może dotrzeć. Na co dzień sporo przykładów takich zachowań widzę. Na co dzień mamy do czynienia wręcz z hekatombą zdziecinniałych dorosłych, nie radzących sobie z dorosłością i z odpowiedzialnością. Współcześni dorośli w wielu sytuacjach nie zdają egzaminu z dorosłości. Wielu z nich tej dorosłości zwyczajnie nie rozumie. 

W wielu sytuacjach chowają głowę w piasek. Często zmieniają priorytety dla wyłącznie osobistych potrzeb. Nieważne że problem dotyczyć może ich własnych dzieci. Po prostu nie potrafią właściwie reagować. Z braku racjonalnych "pomysłów" oddalają rozwiązania spraw. Najczęściej ich nie mając. Mnożą się przez to ich własne kłopoty i kłopoty rodziny, kłopoty w miejscu pracy, kłopoty bliższych i dalszych znajomych. Jest jak w łańcuszku zdarzeń, jedne gonią drugie. Piętrzy się ilość niezałatwionych spraw kosztem innych. W konsekwencji pogłębia się stan psychiczny, pogarsza zdrowie.

Kolejną konsekwencją jest stosowanie kłamstw przez tych tzw. dorosłych - niedorosłych. Nie dość, że oszukują siebie i otoczenie, fałszują własny obraz w oczach bliskich i nie tylko. I nie chcą tego widzieć, że szkodzą przede wszystkim sobie. Takich "dorosłych" naśladują dzieci, które latami na swój sposób modyfikują pomysły na takie czy inne zachowania i potem bez skrupułów przenoszą je w swoje dorosłe życie. Mówię tu szczególnie o rzeszy osób z wysokim poziomem wykształcenia, którym ich wykształcenie nie przeszkadza w opowiadaniu innym niestworzonych rzeczy, którym nie przeszkadzają kłamstwa.

Szerzy się wokół mitomania, bezkrytyczność, społeczne amatorstwo, wyżej wspomniana infantylność, na przykład tzw. szczeniackość tak źle u dorosłego widziana. Są przez to łamane wszelkie kulturalne i społeczne zasady. Bez wyjątku. Jest tak, że dzisiaj nie obowiązuje żadne TABU. Jest tak, że skoro "góra" kłamie, to społeczne doły też mogą. Skoro rodzice kłamią, to dzieci też mogą. Skoro opowiadamy sobie wzajemnie banialuki, nie oczekujmy od nikogo poprawności. Skoro sami publicznie sprzedajemy wszem i wobec "bajki", nie oczekujmy od innych prawdy i uczciwego zachowania. 

Nie uważam się za na wskroś uczciwą osobę, zawsze mówiącą wyłącznie prawdę. Nie jestem kimś takim. Mam jak każdy swoje "grzeszki" na sumieniu, jednak doszłam do wniosku, że trzeba mówić o tym na głos. Bez skrępowania, bez żadnej poprawności szczególnie tej politycznej tak źle rozumianej. Uważam, że ktoś o tym powinien mówić. Najlepiej najczęściej jak tylko się da i wszędzie tam gdzie się da. Nie można bowiem uciekać od prawdy na własny temat zaklinając rzeczywistość. A ta wcale mi się nie podoba. Gdy dorosną nasze dzieci i wnuki, to jak myślicie Drogie/Drodzy Czytelniczki/Czytelnicy, jak zniesiemy ich zachowania? 

A przecież sami jako ci dorośli - niedorośli, przekazujemy im dalej życiową pałeczkę. Mam odwagę powiedzieć, że w tym temacie ostro równamy w dół. Nie zastanawiamy się, czym to dla nas samych pachnie. Gdy widzę schyloną babcię, która wiąże nastoletniemu wnukowi sznurówki, to wiecie co mi się w kieszeni otwiera. Polacy należą do najbardziej podatnych na negatywy nacji, jeżeli nie na świecie, to przynajmniej w Europie. Takie są wyniki. Od prawdy bardziej wolimy pseudonaukę. Od racjonalności bardziej wolimy manipulację, bardziej wolimy pranie mózgów. Fakty nas nie interesują, ale "bajki" jak najbardziej.

O czym to świadczy? Że My Dorośli jesteśmy niedojrzali, zdziecinniali i że uciekamy od odpowiedzialności. Pozwalamy sobą manipulować, pozwalamy się na każdym kroku okłamywać. Toniemy w świecie absurdów i mamy większe zaufanie do kłamców niż do prawdy. Wolimy dzisiaj mity od faktów. Łatwiej się takimi stawać, bo ogarnia nas wszechobecny świat wirtualny, z którego pomocy korzystają cwaniacy wszelkiego kalibru. Zalała nas ta fala. A nam się nie chce spod niej wydobyć. Żyjemy w arcyciekawych czasach pod każdym względem. Arcyciekawych w wyjątkowo złym guście.

Wkurza mnie wiara w teorie spiskowe (przykładem nie tylko polska polityka), które przyjmowane są na klatę przez jakże znaczną część naszej społeczności i to  bez krzty zastanowienia. Fakt jest taki, że wśród nas jest bardzo wiele dzieci, które jak kiepscy aktorzy, nieudolnie odgrywają rolę dorosłych. Na co dzień bronię się przed tym zjawiskiem. Staram się jak umiem oddzielić ziarna od plew. Z różnym oczywiście skutkiem, ale staram się. Czasami niestety zdarza mi się przegrywać, więc odchodzę pokonana przez "takiego" dzieciucha/bachora.

Jak myślicie Drodzy, czym wytłumaczyć to co się z nami dzieje? Samotnością w tłumie? Niewiedzą? Lenistwem umysłowym? Zbyt silnymi emocjami? Brakiem rozumu? Wygodą życia w urojonym świecie?


Jakimi dorosłymi jesteśmy, skoro ulegamy dziecięcym fantasmagoriom?


Wiem jedno. Zjawisko infantylności pada w Polsce na bardzo podatny grunt. Nie dziwi, że się wzajemnie nie szanujemy i że nie szanują nas zewnętrzni sąsiedzi.


Obrazy: *Forsal.pl *Salon24 *Internet *RMF24

3 komentarze:

  1. Nie nazwałabym tego zjawiska zdziecinnieniem, dzieci mają otwarte umysły i nieskończoną wyobraźnię, a ludzi, o których piszesz trzeba nazwać dobitnie - to zwykli karierowicze lub osoby o mentalności Piotrusia Pana, wyznający zasadę: jakoś to będzie, niech martwią się inni. Beztroska i dbanie o własny interes!
    jotka

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się w 100% z jotką - to nie infantylność, to taki charakter.
    anabell

    OdpowiedzUsuń
  3. Jotka@ Anabell@ - Dziękuję za Wasze opinie. Zdecydowałam, że pociągnę temat dalej w następnym poście.
    Pozdrawiam serdecznie...

    OdpowiedzUsuń