Gdy nabrałam więcej wewnętrznej odwagi, gdy dotarło do mnie, że już jestem dorosła i właściwie to sama mogę o sobie decydować, podjęłam decyzję, o której nikogo nie poinformowałam. Po cichu zaczęłam uczyć się masażu, sama. Czytałam książki i praktykowałam na koleżance. Potem poszłam do szkoły, a jeszcze potem zaliczałam jedno szkolenie po drugim, jeden kurs po drugim. Wciąż w tajemnicy przed rodzicami. Zdarzyło się, że pewnego dnia trafiłam na wykład i to co tam usłyszałam i zobaczyłam, otworzyło mi oczy, wręcz oświeciło mnie. To mnie tylko upewniło, że dobrze wybrałam.
Gdy zawodowo bywa się tu i tam, poznaje się różnych ludzi ze środowiska. Ważnych ludzi, którzy mogą pomóc w dalszym rozwijaniu się. Krótko mówiąc trafiłam do szkoły profesora Hany pod Innsbruckiem, gdzie skończyłam wszystkie trzy poziomy edukacji na kierunku Anatomia i Fizjologia człowieka aktywnego fizycznie. To było coś niesamowitego. Zdobyta tam wiedza spowodowała, że czułam się, jakbym każdą osobę widziała na wskroś. Jeden ruch, a wiedziałam o co w tym chodzi. Anatomia i fizjologia człowieka przestały być dla mnie tajemnicą. Wspaniałe uczucie.
Rozkręciłam się tak, że musiałam o wszystkim powiedzieć rodzicom. Że kończę z narzuconą mi pracą i już oficjalnie zaczynam drugą.
Usłyszałam, że daleko nie zajadę, że pewna jest tylko państwowa praca i nie popierają moich pomysłów. Pomyślałam, to trudno, ale ja i tak zrobię swoje. Mijały lata, wyszłam za mąż, na świat przyszły dzieci, a ja dalej prowadziłam swój gabinet i pomagałam ludziom reperować ich zdrowie. Czułam się na swoim miejscu. Czułam, że to co robię, jest niezwykle ważne. Wciąż dalej dbałam o edukację i szkolenia. I wciąż odkrywałam, ile jeszcze mogę się nauczyć. Z czasem gabinet połączyłam z pracą na siłowni, co dawało jeszcze lepsze efekty mojej pracy. Zaangażowana byłam na maksa i wszystko szło jak najlepiej.
Po kilku latach, gdy na świecie zaczęła się faza holistycznego spojrzenia na człowieka, zainteresowałam się Dietetyką Kliniczną i skończyłam stosowny, prawie 3-letni kurs, po którym mogłam o sobie mówić jako o doradcy w tej dziedzinie. To dopełniło całości. Więcej nic mi nie było potrzeba. Teraz zostało tylko pracować, zdobywać doświadczenie, pomagać ludziom w kwestii ich zdrowia i służyć im radą. Gdy zaczęłam osiągać widoczne sukcesy w zawodzie, gdy stałam się znana w środowisku, rodzice jakby przychylniej zaczęli na mnie patrzeć, ale z dystansem, boi tak swoje wiedzieli.
Czasami miałam wrażenie, że czekają, kiedy się potknę, żeby potem powiedzieć, a nie mówiliśmy! Ale nigdy to się nie stało. Wręcz odwrotnie, raz rozpędzone koło nie dało się już zatrzymać. Myślę, że udawało mi się, ponieważ wierzyłam w to co robiłam. Wierzyłam też w siebie. Ufałam sobie i własnej intuicji. I wtedy spotkałam osobę zajmującą się zawodowo numerologią. Powiedziała mi, że jestem numerologiczną jedenastką w czystej postaci. Że zawsze byłam skazana na sukces, nawet jeśli o tym nie wiedziałam. Według niej, osobom których daty urodzenia sumują się do mistrzowskich liczb, sprzyja los.
Że takie osoby zawsze znajdują swoją drogę życiową, bo kieruje nimi intuicja, dlatego potrafią wybierać to, co dla nich najlepsze. Dowiedziałam się, że takie osoby mają też dobre wibracje, cokolwiek to oznacza, mają talent i łut szczęścia. Teraz jak patrzę na swoje życie z perspektywy lat, mogę śmiało powiedzieć, że właściwie to życie wcale nie zmuszało mnie do podejmowania jakichś trudnych wyborów. Te wybory nie były trudne, były oczywiste i trzeba było tylko je podjąć. A ciężka praca, jaką moja niewątpliwie była, była nie tylko fizycznym wysiłkiem, a raczej przyjemnością i niezwykłą pasją.
Wykonując swój zawód czułam się, jakbym była na wieki naszprycowana pracą. Oddałam się swojemu zawodowi bez dwóch zdań i nie zauważyłam, jak szybko stałam się pracoholikiem. Coraz to nowe pomysły szły jak świeże bułeczki, a pacjentki z gabinetu i z siłowni wychodziły zadowolone z efektów naszych starań. To dawało mi satysfakcję. Dalej wierzyłam w siebie i w sens tego co robiłam. Moja determinacja, praca zgodna ze sztuką i dokładność, chęć ciągłego dokształcania się (bo wciąż było mi mało wiedzy), to wszystko sprawiło, że osiągnęłam cel o jakim kiedyś marzyłam.
Niemożliwe stało się możliwe i to wbrew oczekiwaniom rodziców. Chcieli widzieć mnie kimś innym, a ja się temu przeciwstawiłam. I udało mi się. Może dlatego, że jestem numerologiczną jedenastką? Że obdarzona jestem z tego powodu charyzmą i że pracę zawsze traktowałam jako służbę innym? Może. Wiem też dzisiaj, że gdybym nie była tak energiczna i pragmatyczna jak jestem, że gdybym miała same kłopoty i problemy ze sobą czy np. ze zdrowiem, a ich nie miewam, to może moje życie inaczej by się ułożyło. Ale jest jak jest. Ja jestem jaka jestem. Zawsze dawałam sobie sama radę bez niczyjej pomocy.
A od znajomych długo słyszałam, jak to ja mam dobrze. Mówili to tak, jakby wszystko wokół mnie samo się robiło. A nie robiło się samo. Wszystko co osiągnęłam, zawdzięczam tylko sobie i swojej pracy. Według numerologii to los dba o wszystko, co nas spotyka. Ma wpływ na wybory i życiową drogę. Dzięki losowi osoby o mistrzowskiej liczbie zawsze znajdują się we właściwym miejscu i we właściwym czasie. Mogę potwierdzić, że jeżeli już gdzieś bywałam, miało to zawsze pozytywny skutek. Albo brałam z kogoś przykład, albo ktoś mnie zmotywował, albo "zapożyczałam" jakiś pomysł.
Możliwe, że jedenastka pomagała. Gdy byłam jeszcze pod wpływem rodziców, nie wierzyłam, że znajdę swoje miejsce. A jednak tak się stało. Nie śmiałam nawet marzyć, że zawodowo wyrobię sobie nazwisko. A tak się stało. Nawet dzieci mi się udały mimo, że dużo czasu spędzałam w pracy i na wyjazdach. Jeżeli to wszystko to sprawka tej "magicznej" liczby, nie będę protestować.
Pewien etap w życiu zakończył się i dał początek nowemu, który jak na razie spędzam po mistrzowsku.
Obrazy: *Freepik *WeMistic
No i tak trzymaj. Gratuluję. Mnie zawód również wybrali rodzice. Byl on dobry do pewnego momentu. Ja raczej nie staram się przeć naprzód. Gdy mi coś nie spasuje od eazu zmieniam. Chyba mam inny numer.
OdpowiedzUsuńDziękuję. Ale wiesz, nie wiem co by było, gdybym się całkowicie poddała woli rodziców i spędziła życie wg ich kodeksu. Chyba jest coś w tej numerologii biorąc choćby Twój przykład.
UsuńPozdrawiam serdecznie...
Dzięki Polonka :)
UsuńTo ja dziękuję Kąciku. Pozdrawiam...
UsuńA to się spotkałyśmy, Polonko :) Bo ja jestem numerologiczną mistrzowską 33 i tak też się po mistrzowsku czuję :) Dlatego kocham życie, kocham świat i wszechświat. No proszę, ile to mistrzostwa jest w tej naszej wspólnej blogosferze :) Uściski wieczorne Ci przesyłam...
OdpowiedzUsuńAle mnie uradowałaś tą wiadomością. Zresztą powiem Ci moja Droga, że jakby od początku naszej znajomości czułam, że coś wisi w powietrzu, że nie może to być taka sobie zwyczajna znajomość. Nie trzeba było długo czekać i mamy... mistrzostwo. To dopiero, no...
UsuńPozdrawiam serdecznie... i prawie już Noworocznie... wszystkiego dobrego...
Jesteś przede wszystkim szczęściara... I masz silny charakter
OdpowiedzUsuńGratuluje Polonko.
I nie schodz z obranego kursu...
Serdeczności i wyrazy uznania. 😀
Myślę, że temu szczęściu trochę sama pomogłam, a po drodze i charakter się wzmocnił. Dziękuję Stokrotko... obiecuję trzymać tak dalej. Teraz czuję się tak, jakbym tylko odcinała kupony. To fajne uczucie.
UsuńPozdrawiam serdecznie i... Noworocznie...
To ja chyba tez powinienem mieć dobrze w życiu bo podobnie jak szanowna Ogrodowa jestem 33. Nie znam się na numerologii i prawdę mówiąc pachnie mi to szarlatanerią ale pomarzyć dobra rzecz.
OdpowiedzUsuńNo to witaj w Klubie mistrzów. Ciekawe kto jeszcze dołączy? Też nie znam się na numerologii, ale przyznać muszę, że parę faktów w moim przypadku zgadza się z tym, co o sobie usłyszałam. Może to są czary mary, mnie nie przeszkadzają. :)
UsuńDla żartu byłem z 10 lat temu u wróżki zobaczyć na czym to polega. Posłuchałem, zapłaciłem i jak na razie nic się nie spełniło ;)
OdpowiedzUsuńEee... to chyba była to pani zainteresowana tylko pieniądzem, a nie wróżbą. Może też była "świeżyną" w tej dziedzinie? A po drugie zauważ, ile takich osób jest na rynku pracy, a ile jest znanych. A to co mówisz, to tak jak z cygankami, powróży, kasę weźmie, a sama wróżba rządzi się swoimi prawami. Czyli kasy nie ma i przepowiedni. :)
UsuńTo nie będzie dobry rok bo inflacja, wybory, wojna i inne rzeczy ale mimo wszystko życzę Ci wszystkiego najlepszego. Moze akurat parę przyjemności nas spotka. W coś trzeba wierzyć.
OdpowiedzUsuńTak wiem, ponieważ prognozy w każdym temacie nie są dobre. Inflacja i wojna nie skończą się szybko, jak byśmy chcieli. A wybory? Sam widzisz. Nieudolność po każdej politycznej stronie i niestabilny pod każdym względem elektorat. Wniosek - Polacy sami nie wiedzą, czego chcą. Mimo to, również życzę Ci, by spotkało Cię co najlepsze. Dziękuję za życzenia. Dosiego Roku Jarku!
UsuńPozdrawiam już w 2023 roku... aż się wierzyć nie chce, że mamy taką datę...
Zawsze myslalam, ze jestem numerologiczna 2, ale Twoj wpis dal mi do myslenia, ja rowniez jestem 11stka! Wpis przeczytalam z przyjemnoscia, czasami mialam wrazenie, ze czytam o sobie...
OdpowiedzUsuńWszystkiego najlepszego w Nowym Roku!
Zatem witaj w Klubie Mistrzów, który nieśmiało, ale powiększa się. Skoro jesteś jedenastką, masz podobny charakter do mojego. Jesteś empatyczna, lubisz pomagać ludziom i lubisz swoją pracę. Zgadza się?
UsuńPozdrawiam serdecznie... i również życzę najlepszego z Nowym Rokiem...
Zgadza się jak najbardziej :)
UsuńPozdrawiam!
Uśmiecham się...
UsuńA propos dat urodzenia to są nowe statystyki. W moim mieście w zeszłym roku zmarły 562 osoby a urodziło się tylko 189 dzieci. Prawie trzy razy mniej niż zgonów. Cos ludzie nie chcą się bezmyślnie i hurtowo rozmnazac za 500 plus. Jak mówił klasyk: słuszną linię ma nasza władza. I nie tylko pisowska bo w mojej radzie miasta większość ma PO. Chętniej umieramy niż płodzimy. Takie podłe czasy.
OdpowiedzUsuńAkurat tego tematu nie śledzę, ale coś w tym jest, że nawet 500+ nie pomaga na demografię. No cóż, nie podłe czasy, a ciekawe... powtarzając za klasykiem. :)
UsuńNie interesowałam się nigdy numerologią i temu podobnymi , nawet pod jednym znakiem zodiaku bywają tak różni ludzie!
OdpowiedzUsuńBardziej postawiłabym na Twoją osobowość i determinację, niż wpływ gwiazd...
Ja też nie, ale wiem to co Ty, dlatego zawsze powtarzam, że to co publicznie podane, nie dotyczy nas indywidualnie. Jednak ta moja pani numerolog zbudowała cały horoskop w oparciu o bardzo dokładną datę urodzin, łącznie z godziną. Ale nie jestem znawcą tematu. A że byłam zdeterminowana i że mam taki akurat charakter, to fakt. Lubię nawet mówić, że to co osiągnęłam, zawdzięczam sobie. Egoistycznie, nie?
UsuńPozdrawiam serdecznie Jotko...