Wrodzona niezdrowa ciekawość sprawia, że nasze sprawy wcale nie są już tylko nasze. Rządzi podglądactwo, plotkowanie, a nawet bezpardonowe pakowanie się brudnymi buciorami w cudze życia. Właściwie to nie wiadomo dlaczego. Ot tak, żeby zaspokoić własne niskie pobudki. Albo, żeby się na kimś odegrać. Albo dla jaj, mówiąc młodzieżowym językiem. Czasami zupełnie bez powodu. Ktoś zapytany o to, dlaczego to robi, odpowiada, że nie wie i wzrusza ramionami. Nawet często miałam z taką postawą do czynienia.
Moja reakcja była jedna - cudze życie to nie twój interes.
Mogę sobie mówić, zwracać komuś uwagę, ale nic nie wskóram. To bardzo silnie zakorzeniona w nas cecha, z którą nikt nie wygra. Nie mówię o incydentalnym zdarzeniu. Mówię o regularnej obserwacji, o wręcz permanentnej inwigilacji. Niektórzy zachowują się czasami jak szpiedzy. nazwijmy rzecz po imieniu, jest to szpiegowanie innych. Pewnie, niech ktoś pierwszy rzuci kamieniem, kto nigdy nikogo nie obgadał. I mnie się zdarzało. Jednak przyznaję, że nie jest to fajne zachowanie. Ale... zawsze mnie zastanawiało, dlaczego tyle samo energii nie poświęca się sobie samemu?
Oczywiście, dopiero po latach dociera do człowieka, jak bardzo można kogoś skrzywdzić takim zachowaniem, zatem ośmielam się poruszać ten temat. Słyszę tu i tam, że najbardziej oczywistą grupą podglądaczy i "komentatorów" cudzego życia są przysłowiowi Janusze i Januszowe, przeciętni zjadacze chleba, którzy prowadzą nie za ciekawe życie - śniadanie, tramwaj albo per pedes, praca, obiad, zakupy w markecie, kanapa plus pilot. Nudne, jałowe, przewidywalne życie. Bez żadnych osiągnięć i bez żadnych zainteresowań.Dlaczego się nie przełamią? Dlaczego nie zamienią nudy na coś bardziej konstruktywnego? Bo są za leniwi? Bo popadli w życiowy marazm? Bo łatwo zaakceptowali schemat? Skoro więc ich życie zieje pustką, zapełniają ją podglądając innych, komentując ich życie. To niezła zabawa. Niestety, nie tylko znudzeni życiem to czynią. Niezdrowa ciekawość to podobno domena i tych, nie mających ani siły przebicia, a w związku z tym środków na życie własne. Żyją więc cudzym. Dowartościowują się, jednocześnie usprawiedliwiając swoją postawę przed samą/samym sobą - ja też tak bym mógł/mogła, ale mi się nie chce.
Poprzez własną nieudolność, brak chęci i wyobraźni, takie osoby z uporem maniaka, świadomie doprowadzają się do samoograniczeń. Z tego powodu jak łatwo wylać na kogoś wiadro swoich frustracji, prawda? Nieważne, że to nie po chrześcijańsku. A kogo to obchodzi. Ważne, że można się bezkarnie wyładować. Ponieważ społeczność ludzka to całkiem niezłe zbiorowisko, lepsze do podglądania od małp w ZOO, jakże łatwo jest poczuć w takim momencie własną lepszość. Na wierzch wyłazi jeszcze jedna nasza dość wredna cecha - radość z cudzych kłopotów i niepowodzeń.
Nie podglądamy i nie komentujemy cudzego życia w dobrej wierze, nie po to, by pomóc, podglądamy, bo sprawia to nam przyjemność. "A niech ma, dobrze mu tak, należało się, masz cwaniaku za swoje". Jakie to ludzkie. Zdumiewa jeszcze fakt, że najbardziej lubi się te "nieprzystojne" historie. Miesiącami nimi się wtedy żyje i niezdrowo ekscytuje, a sprawy naprawdę poważne, umykają. Nie liczą się, nie są godne uwagi. I co ciekawe, "tacy" są przekonani o tym, że mogą śledzić kogoś, a mogą, bo mają prawo. Wszak “mamy wolność słowa, zatem mogę mówić i robić co chcę.”
Nieprawda! Ja na to. Wolność słowa też ma swoje granice, wg których należy się poruszać. Zapominamy, że absolutnie każdy ma prawo do życia takiego, jakie mu się podoba. I to, co jedna ze stron uważa, nie ma żadnego znaczenia. Zasada wolności słowa działa w obie strony. Może dojść, że podglądacz sam będzie podglądany. Jak wtedy będzie się czuł? Co, powie wtedy że jego życie to nie czyjś interes? Po chrześcijańsku brzmi to tak - "nie czyń nikomu, co tobie niemiłe". Kropka. Mówimy o sobie, że jesteśmy chrześcijanami, więc zachowujmy się jak na chrześcijan przystało.
Pytam się - a co ze wstydem? Pamiętamy jeszcze, co to takiego?
Ten tekst jest moim kolejnym o naszych zachowaniach. Piszę, co mnie denerwuje w ludziach, dlaczego robią głupie rzeczy, próbuję to sobie tłumaczyć, doszukując się sensu. Pewnie, że łatwo samej wpaść w pułapkę oceniania innych. Jednak staram się to kontrolować, najlepiej jak potrafię. Wiem, że to nie JA wyłącznie mam rację, że to nie moje spojrzenie na temat, czy na cokolwiek innego, jest tym najlepszym. Wiem o tym dobrze. Odkryłam to jakiś czas temu. Odkryłam, że to NIE MOJA SPRAWA, jak kto żyje. Ale na cudzą krzywdę, oczy mam szeroko otwarte.
Szkoda, że wielu ludzi zamyka się na coś takiego, jak mir domowy, jak świętość ogniska domowego. Wciąż wydaje im się, że mają prawo do wtrącania się i komentowania. Powiem więcej, takiego zachowania nie usprawiedliwia >wolność słowa<. Nie można mieć własnego kodeksu, wg którego ocenia się jak kto żyje i mówi się o tym głośno. Nikt do tego nie jest upoważniony. Dobrze o tym wiemy. Nazwę rzecz po imieniu - powyższe zachowanie to nie troska o bliźniego, tylko ordynarne chamstwo. Wypracowałam sobie taką zasadę - nie wtrącam się, wiem tyle, ile ten ktoś sam mi powie.
Nie trwonię swojego jakże cennego dla mnie czasu, na śledzenie cudzego życia. Raczej dbam o siebie. Czasami nawet egoistycznie. Czytam dobre książki, piszę bloga, odwiedzam różne ciekawe miejsca w mieście i poza nim, spotykam się z koleżankami, z rodziną, wpadam do kina, jeżdżę na rowerze (ot tak dla lepszego krążenia), od czasu do czasu udzielam się charytatywnie. Wyszukuję sobie miłe i ciekawe zajęcia. Stawiam na przyjemne życie. Jest zbyt krótkie, by je marnować na głupoty.
Jest takie powiedzenie - "nie wsadzaj palca między drzwi, bo możesz go stracić". Innymi słowy, nie wściubiaj nosa w nie swoje sprawy. Kiedyś ktoś może ci go boleśnie przytrzasnąć. Moim zdaniem, powinien.
c.d.n.
Rysunki/obrazy - *marekjuraszek.pl *obrazkowo.pl
Rozdzieliłabym interesowanie się bliźnimi od wtrącania w nie swoje sprawy.
OdpowiedzUsuńBo jeśli całkowicie przestaniemy interesować się ludźmi wokół, to możemy przegapić szanse pomocy, oczywiście jeśli ktoś sobie tej pomocy życzy, nic na siłę.
Jeśli dokonujemy obserwacji, to nie powinniśmy rozpowszechniać tzw. plotek bez sprawdzenia informacji.
Kiedyś koleżanka z pracy opowiadała w gronie znajomych, że widziała, jak panią S. wsadzano pijaną do taksówki.
Okazało się, że pani S. nie była pijana, tylko chora, a taksówką jechała do przychodni, bo miała problem z kręgosłupem.
jotka
Naturalnie, masz rację. Pełna zgoda. Bardzo łatwo się pomylić. Całkowity brak zainteresowania skutkuje czasem nawet ludzką tragedią. Ale... zainteresowania wynikającego z dobrej woli, z troski o drugą osobę. Przechodząc ulicą obok chwiejącej się lub leżącej na chodniku osoby uznajemy, że jest pijana. Najprościej. Trzeba tu powiedzieć słowo o... znieczulicy, jakże groźnym zjawisku, o którym można osobny post napisać.
UsuńPozdrawiam serdecznie...
Piszesz obszernie i zajmująco, więc czekam na post o znieczulicy także:-)
UsuńOho... poważna sprawa Jotko... złożyłaś zamówienie... zobaczę, co da się z tym zrobić...
UsuńCzasem trzeba się wtrącić i skomentować, zwłaszcza wtedy, kiedy komuś dzieje się krzywda, a już bezwarunkowo wtedy, kiedy tej krzywdy doświadcza dziecko lub osoba, która nie jest w stanie sama się obronić lub sama sobie poradzić. Wtedy wsadzenie palca między drzwi jest jak najbardziej wskazane :) Pozdrawiam Cię, Polonko... Miłego wieczoru :)
OdpowiedzUsuńOtóż to. Sprawa, którą poruszyłaś, to jedna z tych drugich stron medalu. Ubolewam tylko, że czasami znieczulica, indolencja lub brak chęci pomocy, wciąż królują. Mimo świadomości własnego złego postępowania.
UsuńI Tobie Kochana miłego wieczoru życzę...