Mamy tzw. "złotoustych" i ich odbiorców święcie wierzących w to co słyszą, bo nie chce im się wysilić szarych komórek. Mistrzami są tzw. para Banki obiecujące klientom zyski (podejrzane) w postaci sztabek złota, wylosowanych super nagród, obiecują wszystko co im ślina na język przyniesie, a klient w to wierzy. Ci co wciskają kit zapomnieli dawno o moralności i im większy mają swój majątek tym bardziej naciskają na łatwowiernego klienta. Ot obiecanki - cacanki, a głupiemu radość. Nie mam nic do samych dzieci. NIC. Są jakie są. Mają takie prawo, bo są dziećmi. Ale dorośli?
Mam pretensje do dorosłych, którzy zachowują się jakby nimi nie byli. Dlatego określiłam to jako zdziecinnienie. Wychodzi mi, że dorosłość nie odpowiada dzisiaj dorosłym, dorosłość jest dla nich za trudna i za dużo wysiłku trzeba w nią włożyć. Najlepiej iść na skróty - wykrzyczeć co mam do powiedzenia nie bacząc na innych, bo najważniejszy jestem tylko JA. Że ktoś może na tym ucierpieć, a kogo to obchodzi? Takie zachowanie też oceniam jako dziecinne. Zwracam tu uwagę na to, jak łatwo jest kierować dziećmi.
Dziecko poddaje się dyktatowi dorosłego, bo ten w ich oczach jest po prostu dorosły. Bo to dorosłego właśnie powinno obchodzić dobro innych, taka jest jego rola. Dziecko się nad tym nie zastanawia. Zdziecinniałym społeczeństwem łatwo kierować, łatwo nim zarządzać, łatwo wmawiać mu wszystko co się chce pod warunkiem, że to społeczeństwo łyka bezkrytycznie sprzedawane mu "bajki". I znowu dobrym przykładem jest tu polityka, w której nie brakuje różnych "szamanów", zaklinaczy rzeczywistości i innych takich.
Dzisiaj z wieloma osobami nie da się spokojnie dyskutować, zaraz mamy agresję, krzyki, wyzwiska, zbyt duże emocje. Reakcja co najmniej jak u niedojrzałego kilkulatka. A przecież rozmawiają ze sobą niby dorośli. Ta przypadłość zżera wielu z nas od środka, nie daje spokojnie żyć. Psychologia tłumaczy takie zachowania nieprzerobionymi wspomnieniami z dzieciństwa, które później mają rzutować na naszą dorosłość (skrajne chorobowe przypadki), nie o to mi chodzi.
Nie rozbieram tu na czynniki pierwsze naszego dzieciństwa, tylko zastanawiam się nad samą dorosłością. Zastanawiam się nad tym, jak bardzo zmienia się na naszych oczach nasz charakter. Tak to rozumiem. I nie myślę tu o dzieciach, a raczej o dorosłych bachorach. Problemem jest fakt, że dorosły zamiast myśleć po dorosłemu, myśli po dziecinnemu. Znane jest powiedzenie - że ktoś do czegoś nie dorósł. Akceptujemy takie tłumaczenie naszych zachowań i idziemy dalej. Temat uważamy za zamknięty.
Dlaczego 50% polskiej społeczności w dniu wyborów woli siedzieć w domach, iść do kina, albo wyszukać sobie takiego zajęcia, by na te wybory nie iść? To nazywam dziecinnym zachowaniem. Nieodpowiedzialnym. Jeżeli tak się zachowuję, jeżeli nie idę na wybory, to znaczy, że oddaję zarządzanie moim życiem komu innemu, zatem świadomie rezygnuję z prawa decydowania. Tym samym zachowuję się więc jak dziecko. Czyż to dorośli nie decydują za dzieci? Owszem, pod warunkiem, że są dorosłymi. Że powtórzę.
I jeszcze jedna różnica między dzieckiem a dorosłym. Dziecko może być niegrzeczne? Może. Dorosły już nie. Dorosły nie może być niegrzeczny, bywa za to nieodpowiedzialny, asertywny, uległy, niedostosowany, rozemocjonowany i.t.d. Pozwólmy dzieciom być dziecinnymi, dorosłym dajmy szansę na pełnoprawną dorosłość. Dorosłość bowiem potrafi dostrzec minusy, potrafi rozumieć i zrozumieć, dorosłość uczy się na błędach i wyciąga na przyszłość wnioski.
Zachowując się dziecinnie/infantylnie robimy innym krzywdę. Najgorzej jest, gdy taki ktoś nie chce zrozumieć, że jest to złe zachowanie, nie przyjmuje tego do wiadomości. Uważam, że dorosłość to wartość, której nie doceniamy i z której wielu nie potrafi korzystać. Szkoda. Cierpi na tym wspólnota.
Obrazy: *Internet
Wpisałam komentarz i nie wiem czy jest moderacja, czy zniknął?
OdpowiedzUsuńjotka
Komentarz powyżej jest, a czy miał być jeszcze inny? Sprawdziłam i nie ma.:)
UsuńMasz zapewne na myśli dojrzałość, pod tym względem wielu dorosłych nigdy nie dojrzeje, bo albo nie chce, albo zbyt długo żyli przy rodzicach i życie ich niczego nie nauczyło...
OdpowiedzUsuńjotka
Wiesz Jotko, jakkolwiek nie nazwiemy ten stan, jest on faktem. Nie zniknie, bo zbyt wiele czynników składa się na zachowania dorosłych. Długie mieszkanie przy rodzicach jest jednym z nich.
UsuńPozdrawiam serdecznie...
To jacy są dorośli nie wzięło się wszak z powietrza - każdego dorosłego kształtowali jego rodzice i szkoła. Mnie akurat kształtowali moi dziadkowie a nie rodzice, bo to oni mnie wychowali- moi rodzice w trakcie II wojny światowej poznali się, zakochali w sobie, pobrali się, powołali mnie na ten padół płaczu i jeszcze przed zakończeniem wojny zdążyli się rozejść i nie zauważyć faktu, że jestem na świecie- i to wszystko w czasie 6 zaledwie lat. Hodowałam się u dziadków w swego rodzaju rozdwojeniu jaźni, bo w stylu "przedwojennym". Swoje dziecko wyhodowałam "mieszanką" współczesności i tego co sama wyniosłam z domu - więc na pewno nie był to wychów bezstresowy - dobrze znała granice w których może i powinna się poruszać. Zrobiła studia, dostała jako nieliczna (6 osób z Polski w roku) Stypendium Bawarskie zaraz po ukończeniu studiów i wyjechała. Moja znajoma pani pedagog stwierdziła, że tak mniej więcej od drugiej połowy lat 80-tych co 4 lata szkoły średnie wypuszczają coraz gorzej przygotowane do życia grupy młodzieży - mieszankę hodowli bezstresowej i przekonania rodziców, że od wychowywania to jest szkoła i przekonania szkoły, że ona to jest od uczenia a nie wychowywania. Ale na moim prywatnym gruncie to musze stwierdzić, że mam dziecko szalenie mądre i odpowiedzialne, które wraz ze swym mężem wspaniale wychowuje swoich dwóch synków, którzy teraz mają już ukończone 12 i 14 lat. Serdeczności;)
OdpowiedzUsuńPełna zgoda - dorośli są czyimś produktem, kiedyś gdy byli dziećmi wpływ na ich charakter mieli inni dorośli. Tylko, że nic nie stoi w miejscu. Czas też. Czas mknie do przodu mając wpływ na zmiany, które z kolei mają wpływ na przyszłych dorosłych. Ja miałam inne dzieciństwo i młodość, różnią się od Twojego, ale niektóre moje koleżanki są obciążone brakiem zdrowej opieki dorosłych/opiekunów, musiały radzić sobie po swojemu, a jednak wyrosły na świetne kobiety, świetnie wychowujące swoje córki. Są z nich dumne jak TY ze swoich dzieci (nie wiem ile dzieci masz). Również pełna zgoda, że dzisiaj raczej hoduje się dzieci a nie wychowuje. To wina dorosłych nowego pokolenia, którzy to dorośli Nieba przychylają swym pociechom, nie zwracając uwagi, jak im tym szkodzą. Rosną pokolenia słabe, roszczące sobie prawo do wszystkiego. Nie umiejące radzić sobie z twardym życiem. Nazywam takie pokolenie "plastic - fantastic". Pokolenie słabo radzące sobie z jakimikolwiek przeciwnościami. Nie pomaga konflikt między rodzicami a szkołą. Pamiętam, miałam kiedyś koleżankę, cwaną, sprytną i bez skrupułów. Rodzice nie radzili sobie z nią na każdym polu. Doszło do tego, że młoda ostatecznie wylądowała w wieczorowej szkole, do której chodziła za nią jej matka. Wyobrażasz to sobie? Nawet nie pytaj na kogo wyrosła. Szkoda gadać. Dokąd to wszystko zmierza? Dobre pytanie, prawda?
UsuńPozdrawiam serdecznie Jotko...
Wkurza mnie często, gdy widzę, w którą stronę to wszystko zmierza. Dlatego tam gdzie mogę mieć na cokolwiek wpływ tam staram się być i zdecydować.
OdpowiedzUsuńTo tak jak mnie. Dlatego napisałam co napisałam. Dałam w ten sposób upust przemyśleniom, które gromadziły się we mnie od dłuższego czasu. Wyładowałam się na klawiaturze. I dobrze robisz - gdzie masz wpływ, tam działasz.
UsuńPozdrawiam serdecznie...
Niestety mam w dalszej rodzinie taką infantylną osobę. To jest naprawdę koszmar. Bo ona nie bierze na siebie odpowiedzialności za żadne swoje beznadziejne poczynania. A potem mówi że to koleżanka jej tak poradziła...albo kazała...
OdpowiedzUsuńRzeczywiście Stokrotko... beznadziejny przypadek. Nie do uratowania najczęściej. Miałam do czynienia, więc wiem jak taka osoba męczy otoczenie. Za każdym razem zastanawia mnie, czy taka osoba zdaje sobie sprawę, że taka jest. Chyba szkoda czasu na roztrząsanie tematy, prawda?
UsuńPozdrawiam serdecznie...