Po cichutku, by nic się nie wydało, prezes NBP Adam Glapiński przyznał sobie horrendalną podwyżkę, dzięki której rocznie będzie zarabiał 1,5 mln złotych polskich. Dlaczego mógł tak zrobić mimo, że w 2019 roku rządząca wówczas partia PiS w try miga znowelizowała ustawę antykorupcyjną, nakazującą składanie oświadczeń majątkowych również przez kierownictwo NBP? Bo od czegoś ma się przyjaciół. Bo I Prezes Sądu Najwyższego, przypomnijmy - prezydencka przyjaciółka, utajniła te oświadczenia i nadal je utajnia. Jednak wiceminister sprawiedliwości pan Paweł Mucha ujawnił ten proceder, dlatego opinia publiczna dowiedziała się o tym niemal z marszu.
Zarabiać 1,5 miliona rocznie to byłaby niezła uciecha dla przeciętnego zjadacza chleba. Nie wiedziałby biedak, co z taką forsą zrobić.
Dlatego mam pytanie do pana Glapińskiego - co pan zrobi z taką forsą panie prezesie? Pytam, bo przecież już pan śpi na forsie.
Tak już jest, apetyt rośnie w miarę jedzenia. Nie tylko apetyt pana Glapińskiego, ale apetyty innych polityków i urzędników państwowych, czego Polacy są od lat świadomi. Co mają powiedzieć, gdy porównują swój poziom życia z poziomem życia wybrańców narodu? Czytam oto, że polska klasa średnia obawia się pogorszenia warunków. Już podobno rzuca się w oczy różnica standardów, których poziom ma spadać z miesiąca na miesiąc. Nagle do niektórych zaczyna docierać, że wakacje na bogato, czy tak częste odwiedzanie miejskich knajp, może się skończyć. Beztroska jaka dotąd towarzyszyła im w życiu, brak zmartwień czy starczy im do pierwszego, staną się tylko miłym wspomnieniem lepszych czasów. Lepszych, bo z dnia na dzień będzie gorzej. W myśl powiedzenia, że lepiej to już było.
Coś w tym jest. Zauważyłam u siebie i u znajomych, że niemal za każdym razem zwracamy uwagę na ceny produktów, które kupujemy. Produktów niezbędnych do codziennego życia. Coraz rzadziej "szastamy" pieniędzmi dla przyjemności, za to coraz częściej zastanawiamy się, czy akurat TEN produkt jest nam potrzebny. W supermarketach ceny regularnie ulegają zmianom in plus. To samo dzieje się w niektórych knajpach. Podam przykład - u mnie w mieście obiad w restauracji na jedną osobę to koszt plus - minus 50 złotych. W tak zwanej "Śniadaniowni" (tak nazywa się lokal), koszt śniadania to plus minus 30 złotych. Bilet do kina ok. 25 złotych. Wszystko to razy 5, ponieważ najczęściej chadzamy całą rodziną. Kiedyś takie wypady miały miejsce raz na miesiąc, dzisiaj raz na trzy miesiące.
Takich rodzin w Polsce, które muszą się ograniczać finansowo, można liczyć w miliony. Na pewno są też takie rodziny, które musiały zrezygnować z samochodu i przesiąść się na komunikację miejską, albo na rower (zdrowiej). Tak czy siak, przyjemność z mienia pieniędzy i nieograniczania standardu życiowego mimo regularnych podwyżek, dotyczy mniejszości społecznej. Jak wiemy, złożyło się na to wiele przyczyn. Pandemia, wojna w Ukrainie, bardzo wysoka inflacja, słabość płac i ten nieszczęsny Polski Ład, który zwalił Polakom na głowy PiS. Nigdy właściwie nie było w Polsce bezpiecznej stabilności pod względem ekonomicznym. Ale to, co teraz się dzieje plus wiadomości o wprowadzaniu w życie kolejnych podatków/danin, nie nastraja nas pozytywnie. Bo i do czego ma nas nastrajać?
Polacy muszą ponosić koszty złych politycznych decyzji, muszą zaciskać kolejny raz pasa, a w tym samym czasie pan Glapiński kłuje nas w oczy przyznaną sobie samowolnie podwyżką. Ten się bogaci, a Polacy obawiają się pogorszenia swojej sytuacji materialnej. Ten śmieje się nam prosto w twarz, w kółko powtarzając te swoje frazesy, a Polacy coraz bardziej boją się biedy. Nawet ci z nas, którzy mają jako takie oszczędności. Takie na czarną godzinę. Boją się niepewnej przyszłości. Boją się tym bardziej, że na scenie politycznej nie ma nikogo, kto by zapewnił, że to tylko krótkotrwała sytuacja. Dlaczego wspomniałam o polskiej klasie średniej? Bo ta klasa nie wie co to bieda i nie wie, co znaczy być tak abstrakcyjnie bogatym, jak pan prezes NBP Adam Glapiński.
Klasa średnia, jeżeli tak dalej pójdzie, będzie musiała ograniczyć swoją beztroskę i dotychczasowe "swobodne zaspokajanie potrzeb i zachcianek".
Tak się złożyło, że dla wielu styl współczesnego życia stał się, lub wciąż staje się tego życia KWINTESENCJĄ. Wciąż jego przedstawiciele dążą do jego zrealizowania. Zatem, jeżeli dojdzie do drastycznej sytuacji, czyli do utraty perspektywy prowadzącej do osiągnięcia swojego celu, źle się to może skończyć. Co coraz częściej zauważają eksperci. Zwracają uwagę na ważny szczegół, że ludzie JUŻ zdążyli przyzwyczaić się do myśli, że tak jak jest teraz, będzie już zawsze. Jakże to błędne myślenie. Błędne i w dzisiejszych trudnych pod wieloma względami czasach nieodpowiedzialne. Według ekonomistów sytuacja gospodarcza Polski jest trudna z powodu różnych czynników. Z powodu wielopoziomowego kryzysu wewnętrznego i kryzysu geopolitycznego, co nie rokuje dobrze na przyszłość.
Jednak (ogólnie) Polacy, nie zwracają uwagi na to, co ich bezpośrednio ich zdaniem nie dotyczy. Patrzą na sytuację przez pryzmat własnego tylko portfela. Porównują jak było przed pandemią i jak jest po pandemii. Nadziei na szybkie odkucie się było sporo. Plan na utrzymanie stopy życiowej mimo zewnętrznych przeszkód, stanowił sens życia. Miało być fajnie, zatem teraz musi być fajnie. Ale na to, żeby było fajnie potrzeba pieniędzy. A tych brakuje. Ilu młodych Polaków planowało budowę domu? Nie zbudują, bo stracili zdolność kredytową. Inni nie kupią tak szybko mieszkania, bo wręcz z dnia na dzień rośnie cena jednego metra kwadratowego. Coś osiągalne jeszcze tak niedawno, dzisiaj staje się nieosiągalne. Doprowadza to do frustracji. Doprowadza to do utraty zaufania do państwa i wobec tych, którzy nie potrafią zaradzić inflacji.
Ile można słuchać o tym, że nasz kraj WCIĄŻ jest na dorobku? Przez całe swoje życie o tym słyszałam. Nie inaczej mają młodsze pokolenia. Przeraża ich stagnacja w zarobkach, we wzroście standardu życia, którego nie ma. Pamiętam, jak synonimem luksusu był kiedyś wyjazd na urlop do Egiptu. Z czasem trend ten spowszedniał. A dzisiaj znowu grozi powtórka z "rozrywki". Młodzi, z powodu obniżenia im poziomu życia, do którego zdążyli się już przyzwyczaić, zaczną tracić poczucie bezpieczeństwa. Zaczną myśleć, że zwyczajnie zbiednieli. A nie ma nic gorszego od biedy. Biedny to wie, średniak i bogacz tego nie wiedzą. No bo skąd? Przecież miarą ich życia był i jest stan posiadania, którego się nie wyrzekną. Nie wyrzekną, bo np. co ludzie powiedzą? To myślenie również jest silniejsze od nich.
Na tyle silne, że nie zastanawiają się, co będzie, gdy zabraknie pieniędzy. Tak już z nami jest. Z reguły nie myślimy przyszłościowo i na poważnie o swojej egzystencji. Tym różnimy się od innych nacji. Zaakceptowaliśmy życie na kredyt i ponad stan. Zachłysnęliśmy się nim. Jak będzie miało być źle, jutro o tym pomyślimy. Przykład - we Francji sprawy ekonomiczne stają się tematem każdej kampanii wyborczej. U nas, w przypadku rosnącej inflacji mówimy najwyżej o lękaniu się. Póki mamy co do garnka włożyć to pocieszamy się, że jeszcze nie jest tak źle. I tak traktujemy wszystko. Nie jest jeszcze tak źle. Nie dziwię się, że klasa średnia obawia się utracić to, co latami do tej pory zdobywała. Jednak nie pochwalam braku zdolności przewidywania przyszłościowego.
Nauczyłam się w życiu kilku bardzo ważnych rzeczy - szanować to co się ma, szanować pieniądz, nie myśleć kategoriami "jakoś to będzie", nie być zarozumiałym, bo są tacy, którzy mają gorzej ode mnie, mieć ograniczone zaufanie szczególnie do tych, którzy decydują o moim życiu. A bezczelnemu panu profesorowi, doktorowi habilitowanemu, prezesowi NBP Adamowi Glapińskiemu, który uparcie i bezwstydnie przypomina Polakom, dlaczego PiS został odsunięty od władzy, nie zazdroszczę, ponieważ reprezentuje swoją postawą wszystko co najgorsze było i jest w PiS. A jako tak wykształcony i utytułowany człowiek, nie powinien. No cóż, władza absolutna deprawuje absolutnie.
A co do nieograniczonego apetytu, to bywa z nim tak, że im jest większy, tym bardziej staje się groźniejszy.
Na marginesie - wystarczy przypomnieć sobie historię Lecha Grobelnego i tego jak skończył, historię Amber Gold i jak skończyli główni aktorzy tego przekrętu. Łączy ich jedno - nachalna chęć cudownego pomnażania fortuny.
Obraz: *Internet
Masz całkowitą rację, mnożenie zer na koncie jest uzależniające.
OdpowiedzUsuńDlatego jestem za rozliczeniem byłych u władzy, bo gdy słyszę o tych wyprowadzonych milionach, gdy my zbieramy na chore dzieci, to mnie szlag trafia!
I ja za tym jestem, ale zobacz Jotko co się dzieje, tempo tego rozliczania nie jest zadowalające. Ciekawe, co sobie myślą ci, od których zależy to rozliczenie, a którzy wciąż zasłaniają się procedurami. A tymczasem opinia publiczna dowiaduje się o kolejnych aferach, a dzieci potrzebujące pomocy... czekają.
UsuńPozdrawiam serdecznie Jotko...
Niestety... to jest straszliwy skandal...
OdpowiedzUsuńStokrotka
I ciekawe, czy ktoś z tym coś zrobi?
UsuńPozdrawiam serdecznie Stokrotko...