Strony

W R E D N E cechy charakteru

Na pewno niejednej osobie przytrafiło się spotkać kogoś uważającego, że jest lepszy pod każdym względem, kogoś, kto innych traktuje z wyższością, kogoś, kto w każdej sytuacji wkłada dużo wysiłku w udowodnienie tego faktu i kogoś, kto z tego powodu żąda od świata specjalnego traktowania. Jeżeli komuś takiemu zdarzy się niepowodzenie, bez skrupułów obwinia za nie otoczenie. Że inne osoby ponoszą tego koszty, nie obchodzi go. Trudno jest z taką osobą obcować na co dzień, a nawet i od święta. Nie można słuchać tego jak się wymądrza na każdy temat, nie można patrzeć jak usiłuje zagarnąć dla siebie całą uwagę otoczenia. 

Niejednokrotnie słuchacz ma wrażenie, że jest obiektem jakiegoś ataku, którego jedynym celem jest doprowadzenie do konfliktu. Można mieć wrażenie, że tak agresywna i konfliktowa osoba specjalnie szuka dla siebie... ofiary, nad którą się wręcz znęca. Byłam kiedyś świadkiem sceny, która jeszcze chwilę, a mogłaby skończyć się bardzo niedobrze. Jeszcze jedno słowo, a mogłoby dojść do rękoczynów. Było zbyt dużo świadków zdarzenia, rzecz miała miejsce na ulicy. Agresor wycofał się, odszedł, ale wciąż niewybrednie odgrażał. Ofiara ataku tłumaczyła później, że osobnik nie mógł znieść sprzeciwu. Nawet z daleka było to wyraźnie widać.

Wyobrażacie to sobie? Ludzie rzucają się do gardła innym tylko z tego powodu, że w ich oczach nie wychodzą na najważniejszych? Nie mogą znieść, że ostatnie zdanie nie należy do nich, więc reagują agresją. Najciekawsze, że właśnie tym tłumaczą swoje zachowania. Wręcz usprawiedliwiają je. Po prostu ręce opadają. Miałam kiedyś do czynienia z takim człowiekiem zawodowo. Dawał wszystkim do zrozumienia jaki  jest wyjątkowy, że zawsze to on miał rację, więc miał prawo uważać, że wyjątkowo zasługuje na specjalne traktowanie. Miał gdzieś zdanie innych, nie stosował się do ustalonych norm i zasad, nie zauważał jaki jest w tym śmieszny, ale też i groźny.

Szybko się wypalił. Wreszcie zauważył, że jest przez zawodowe otoczenie sekowany. Przestał być zapraszany nawet na kursy zawodowe, bo i tam próbował "dyskutować" z wykładowcą. Zniknął z zawodu i do dzisiaj nie wiem, co się z nim stało. Zniknięcie tłumaczę tym, że wreszcie dostał za swoje. Tak jak on kiedyś obrażał i poniżał ludzi, tym samym otoczenie mu odpłaciło. Piszę o tym dlatego, ponieważ wśród moich znajomych jest ktoś taki, kto wyjątkowo ostatnio uaktywnił swoją wredną stronę charakteru. Nie wiem co się z tą osobą dzieje, czyżby wieloletnia emerytura tak jej doskwiera?

Czy możliwym jest, że jedno wielkie nic nierobienie może diametralnie zmienić człowieka?

A może ta osoba zawsze taka była, tylko nikt tego wcześniej nie zauważył? Albo nikt nie chciał zauważyć?

Jak to możliwe, by żyć z kimś pod jednym dachem przez lata i nie poznać się na nim?

Przecież pozostawanie w bliskiej relacji z taką konfliktową osobą jest bardzo trudne. Ponieważ non stop konflikciarz próbuje dominować. Non stop wymyśla, jak komuś dokuczyć, jak kogoś zdeptać i poniżyć. Wszystko po to, by w szeregu być tym lepszym, tym najważniejszym. Osobę o której piszę zawsze odbierałam jako miłą, uczynną i towarzyską, a nawet utalentowaną. A tu taki kwiatek. Dopiszę, że ten ktoś należy do tych dalszych znajomych, więc moja wiedza o nim jest mała, ale na tyle wystarczająca, by mieć swoje zdanie. Czasami odległość i sporadyczny kontakt pozwalają dostrzec obraz w szerszym kontekście. 

Wychodzi mi zatem, że osoba ta wcale nie była taka, jak sama siebie przedstawiała. Przy świadkach zachowywała się zupełnie inaczej, swoim zachowaniem przedstawiała nam fałszywy obraz o sobie. Prawdę mogą znać tylko bliscy, a ta prawda okazała się trudna do uwierzenia. Osoba ta w rzeczywistości wcale nie była taka zdolna, utalentowana, pracowita czy uczynna. To był tylko autoportret przedstawiany na własne potrzeby. Na podstawie tylko słów, bez żadnej ich weryfikacji, otoczenie wszystko co słyszało miało przyjąć do wiadomości. Miało zaakceptować ten obraz. I akceptowało przez lata. Ja też.

Teraz, gdy po latach braku kontaktu przypominam sobie spotkania towarzyskie, na każdym z nich wychodziło szydło z worka, ale wiecie, w obecności alkoholu percepcja jest znieczulana. Towarzystwo wszystkie takie wyskoki traktowało ze śmiechem. Tylko, że nie do śmiechu było osobie atakowanej, poniżanej i to publicznie. Czy ta druga połówka była ślepa przez te całe lata? Nie wiedziała z kim żyje? Może na początku nie wiedziała. Dlaczego zatem tolerowała takie zachowania później? Dlaczego się nie broniła? Nie miała siły przebicia? A może tak się przyzwyczaiła, aż się wreszcie uodporniła. Nigdy tego nie zrozumiem. 

Musicie też wiedzieć, że agresor nie tylko niszczył życie bliskim, ale próbował wchodzić z butami w cudze życia. Próbował pouczać, dawać rady, a kto to lekceważył, wyśmiewał i poniżał. Był w swoim żywiole. Nie mogę sobie darować, że byłam bierna w takich sytuacjach. Uważałam wtedy jak inni, że nie należy się wtrącać. Tak po prostu wtedy było. Przynajmniej w moim otoczeniu. Dzisiaj sądzę zupełnie inaczej. Dzisiaj dałabym popalić takiemu ile wlezie. Uważam też, że nie ma żadnego, ale to żadnego wytłumaczenia ani usprawiedliwienia na takie zachowania. Dlaczego więc wciąż są tolerowane? Tego też nie mogę zrozumieć.

Wiem, że dominują w nas te złe cechy. Wiem, że są tacy, którzy żyć nie mogą bez manipulowania i niszczenia komuś życia, by tylko podbudowywać własną reputację, cokolwiek to słowo dla tego kogoś oznacza. Wiem, że wystarczy takiej osobie zarzucić kłamstwo, a już złość nad nią góruje i gotowa natychmiast atakować, bo jej strefa komfortu została zagrożona. Wiem też, że mówi się, iż nie należy tykać agresora, bo prędzej czy później zemści się. Niby mądry ustępuje głupiemu, ale czy w tym przypadku mamy się usuwać z drogi, bo czeka nas możliwy odwet? Z drugiej strony bywa, że taki cały czas działa bezkarnie. Jak więc postąpić? 

Jeżeli się usuniemy, damy tym samym pole agresorowi i pozwolimy mu żyć w swoim świecie, gdzie rządzą ponadnormatywne i wyolbrzymione pojęcia o wartościach. Wciąż zadziwia mnie zjawisko rządzącej mniejszości większością, obojętnie jakiej dziedziny życia dotyczy (polityka, terroryzm, domowa agresja, miejsce pracy). Jesteśmy jakby podzieleni na wygranych i przegranych. Dajemy się poniżać w imię niektórych mało wytłumaczalnych zasad. Tolerujemy agresję i wyższość pewnej grupy ludzi, tłumacząc, że tak jest lepiej. Co znaczy lepiej? Dla świętego spokoju? Kiedy można reagować, a kiedy nie można? Przyznaję, że się lekko pogubiłam.

Ponieważ obcując z osobą, która kwestionuje moją inteligencję i notorycznie poddaje w wątpliwość moje kompetencje i zdolności, zazwyczaj tracę wtedy pewność siebie i poczucie własnej wartości. To co, mam to zaakceptować i już? Mam zaakceptować fakt, że w takich chwilach bywam bezradna? Nie! Taka postawa kłóci się z moimi wartościami jakie znam. Protestuję. Kiedy trzeba, ustępuję, ale kiedy ktoś wchodzi z butami w moje życie, daję odpór. Bronię swojego. Umiem to robić. I robię. Ale zaznaczam, w pełnej kulturalnej krasie i tak, że mojemu rozmówcy w pięty idzie. I robię to publicznie, nigdy sam na sam. Z podniesionym czołem.

Długo się tego uczyłam. Przeszkadzał mi często mój Barani temperament, ale w końcu zrozumiałam, że są inne sposoby niż agresja i emocja. Doszłam do wniosku, że po coś mamy wrodzoną inteligencję, którą można we właściwy sposób wykorzystywać i przy pomocy której wręcz wciska się wtedy przeciwnika z powrotem do jego ciasnego poziomu. Tak, by więcej nie wychylał się. Życie to szkoła, która daje nieźle w kość, ale też uczy jak dokonać wyboru. Ja skorzystałam. Każdy ma swoje metody, ważne, by zachowywać ustalone granice. Niestety, ten kto ich przestrzega, stanowi mniejszość.

Dziwny jest ten świat, dziwni są ludzie którzy sądzą, że są pępkiem tego świata.

Obrazy: *Charaktery *YouTube *Ohme.pl 

8 komentarzy:

  1. Wiem o czym piszesz, ponieważ osobę o podobnym charakterze mam w swoim otoczeniu i to niestety, dosyć bliskim. Rzeczywiście trudno jest funkcjonować z taką osobą, będąc jednocześnie spokojną i bezkonfliktową. Czasem graniczy to z cudem, tak trudno jest utrzymać na wodzy niespokojne emocje. Ale zwróciłam też uwagę na inne zdanie... "Nie wiem co się z tą osobą dzieje, czyżby wieloletnia emerytura tak jej doskwiera?" I pomyślałam sobie, że to straszne, ale ja nie rozumiem i nie zrozumiem nigdy, w jaki sposób emerytura może komukolwiek doskwierać? Chociaż z mojej byłej pracy znam osoby, które trzymały się etatu, jak pijany gałęzi, twierdząc, że nie chcą odchodzić na zasłużony odpoczynek, bo co one będą robić w domu??? Dla mnie to jakieś science fiction, ale widocznie niektórzy tak mają :) Uściski, Polonko...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zadałam to pytanie o wpływie emerytury na charakter człowieka, ponieważ znałam kiedyś osobę, która nie mogła się jej doczekać. Opowiadała wokół, co to nie będzie robiła gdy przestanie pracować. Potem miałam okazję obserwować jej przemianę. Powiem Ci, że nic nie zostało z osoby którą wcześniej znałam. Nie umiem powiedzieć co się stało, ale z poprawnie zasadniczej kobiety zrobiła się zołza. Nie można z nią było wytrzymać. Mieszka teraz sama, zgorzkniała i walcząca z całym światem. Nawet rodzina się odsunęła. Czy to wina emerytury za którą tak tęskniła? Jestem na emeryturze już 6 lat i powiem Ci Iwonko, że to najpiękniejszy okres w moim życiu. Uwielbiam być emerytką. Dysponuję czasem jak chcę i małymi krokami spełniam swoje marzenia. Dziwię się więc, że innym nie udaje się to, co mnie się udaje. I pytam podobnie - jak to możliwe, by emerytura doskwierała? Dla mnie też jest to jakaś fantastyka. Myślę, że nie można tego zjawiska jednoznacznie wytłumaczyć, ponieważ jest wiele jego składowych. Ale temat interesujący choćby od strony Nauki.
      Pozdrawiam serdecznie...

      Usuń
  2. Świetny artykul napisałaś. Naprawdę. Szacunek.... Ja nie rozumiem takich właśnie osób o dwóch twarzach. Ba, nawet znam takie osoby.. Daleko nie szukać. Nie rozumiem... Nie chcę zrozumieć, nie moja sprawa. Pomoc, chcieliśmy, nie raz, nie dwa.... Jak to się mówi, karma wraca!!! I faktycznie tak się dzieje... Tu w tej kwestii taka osoba ma wiele do przepracowania, tylko kiedy jest się alfą i omegą, taka osoba nie potrzebuje właśnie pomocy. To musi sama zrozumieć. Zmiany, zmiany. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo. Masz rację, oczywistą rację, że taka osoba o dwóch twarzach musi sama przepracować negatywne strony swojego charakteru. Czy zechce? Dobrze by było, prawda? A jaka jest rzeczywistość? Brzydka.
      Pozdrawiam Cię serdecznie Agatko...

      Usuń
  3. Poruszyłaś ciekawy temat. Mam taką koleżankę, a raczej ona ma mnie, bo tylko ja jeszcze odbieram Jej telefony i niekiedy zdarza nam się spotkać. Oczywiście wówczas, kiedy wiem, że jestem w stanie wysłuchać Jej niekiedy nierzeczywistych rewelacji. Jest bardzo zadufana w sobie i wszystko wie najlepiej. Innej opcji nie przyjmuje. W pracy, którą często zmienia, bo nigdzie nie zagrzeje miejsca wie wszystko najlepiej. Poucza każdego np. będąc pomocą nauczyciela w przedszkolu wszystkim zarzucała brak kompetencji, bo ona ma doświadczenie, wychowując dwoje dzieci. W rezultacie zwalniano ją z każdej dotychczasowej pracy, bo wszędzie węszyła brak kompetencji, co głośno i stanowczo oznajmiała. Ja mam na tę Panią sposób i o dziwo działa. Niekiedy jest mi jej żal, bo nie ma już wielu koleżanek, mąż ją opuścił, dzieci mimo dużego i pięknego domu, w którym jest sama też nie wytrzymały. Wysłuchuję Jej wersji, spokojnie mówię, że ja mam inne zdanie i staram się nie dyskutować. Przekierowuję rozmowę na inny tor, a znam Jej zainteresowania i łagodnieje. Ma wiele ciekawych pasji i rozmawiając spokojnie spędzamy czas. Wiem, że Jej nie zmienię i nawet nie próbuję, ale kategorycznie ustawiam granice. I to jest z mojej strony szczere. Każdy człowiek zasługuje, by go wysłuchać. Bywam też na spotkaniach seniorów, bo mamy Stowarzyszenie Seniorów. Jakie tam niekiedy są słowne potyczki. Byle tylko zaistnieć. Jak dzieci, które zawsze chcą mieć rację. Jakie emocje byleby być lepszym. Ja nigdy w tym nie uczestniczę. Mamy swoją grupkę przy stoliku i wszyscy jesteśmy równi. Jest "poetka" lokalna, "lokalni aktorzy", kilka osób o wspaniałych zdolnościach kabaretowych, śpiewający, pani "reżyser" naszych występów i ja szara myszka. Każdy coś wnosi do rozmowy i jesteśmy wszyscy równi. Można i tak. Pozdrawiam jesiennie:):):)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz po prostu swój sposób na taką osobę. Tylko jest tak jak piszesz, spotykacie się niekiedy. To też coś mówi o Waszych relacjach. Ta znajoma ma szczęście, że Ciebie ma. Zdaje sobie z tego sprawę? Co do pewnych zgromadzeń, to zawsze zdarza się ktoś, kto chce zaistnieć, nawet w maleńkiej grupce towarzyskiej. Myślę, że jest to silniejsze od nas, dlatego niektórzy pozwalają, by rządziły nimi niezdrowe emocje. Czasami mówię, że dobrze jest mieć choć jedną dobrą i sprawdzoną znajomą, niż gromadę tzw. przyjaciół. Dobrze, że masz swoją grupkę znajomych w Stowarzyszeniu, chyba się dobraliście, skoro dogadujecie się. To rzadkość i wielka sztuka utrzymywać status równości. W takich sytuacjach w grę wchodzą inne lepsze cechy naszych charakterów.
      Pozdrawiam serdecznie Blogchwilko... miłego wieczoru...

      Usuń
  4. Na podobnej zasadzie działają hejterzy w Internecie, w dodatku anonimowo.
    Gdy taką osobą jest szef lub szefowa, można znienawidzić swoje miejsce pracy!
    jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W każdym środowisku działa ktoś, kto odpowiada temu rysopisowi. Idąc tokiem Twojego myślenia powiem, że przez nauczyciela w szkole można znienawidzić i nauczyciela i przedmiot i szkołę. A wtedy co? Przenosiny do innej szkoły? Samo życie. A hejterzy rzeczywiście, korzystają z okazji "całom gembom".
      Pozdrawiam Jotko...

      Usuń