Strony

Takie... jedno wspomnienie...

Pamiętam, że było później, tak jakoś po południu. Stałam z innymi dzieciakami na brzegu wielgaśnego pola pełnego olbrzymich liści kapusty. Liście były tak wielkie, że sięgały nam do pasa, a może jeszcze wyżej. Ktoś wpadł na pomysł, by w tym zielonym "morzu" pobawić się w chowanego. Wydało się nam, że to będzie świetna zabawa. I tak było. Hulaliśmy po polu ile wlazło, niszcząc niektóre liście, zadeptując je i zgniatając. Przecież trzeba było się schować, tak? Bawiliśmy się i... bawiliśmy. Czas płynął. I nagle, i nie w porę oczywiście, usłyszeliśmy wołanie mojej Babci.

"Miastowa, obiad na stole!" - głos babci, nie znoszący sprzeciwu, przyzywał mnie natarczywie. Z żalem pożegnałam się z koleżankami i kolegami i poleciałam do domu. Musiałam się słuchać, bo gdyby nie, kara była sroga. Siedzenie w garażu i to bez obiadu. Stara szkoła, a co. Tego dnia był żurek z ukochanymi moimi kartofelkami z omastą. Na deser kawał pajdy chleba, dopiero co upieczonego przez Babcię i podawanego z gęstą śmietaną posypaną cukrem. O rany, jakie to zawsze, ale to zawsze było dobre. 

Ten zapach chleba i ta gęsta śmietana.

Trzeba było się przebrać do obiadu, umyć się, porządnie uczesać, co dla sześcioletniej dziewczynki było trudne, bo miałam włosy do pasa. Ale wprawiłam się. Babcię wkurzało, że robiłam to "niechlujnie". Lubiła sobie pogadać pod nosem. Ale uśmiechała się do nas, i te Jej oczy, aż błyszczały uśmiechem. W domu Babci jadało się w kuchni, przy dużym stole, który to stół stał szerszym bokiem przy oknie. W czasie posiłku mogłam patrzeć na sad i wyobrażać sobie, że zaraz będę łaziła tam po drzewach. Nauczyły mnie tego wiejskie dzieciaki.

Żurek był w wielkiej misie, gęsty, pachnący, z kiełbaską, skwarkami i kiszoną kapustą. W drugiej misie parowały kartofelki też obsypane skwarkami i koperkiem. Obiady u babci zawsze były widowiskowe, wg mnie. Pełno tego było na stole. Aha... i jadło się drewnianymi łyżkami z jednej wspólnej miski, wyobrażacie sobie? Najpierw musiały się najeść oczy, potem nasze brzuchy. A Babcia z zadowoleniem patrzyła, jak wszystko znika, do ostatniego skwarka. Potem trzeba było trochę odpocząć, bo tak obfite jedzenie osłabiało nasze rozhukane zabawą dziecięce ciałka.

Babcia siadała wtedy razem z nami przy dużym letnim piecu, tak się nazywał, letni piec, i opowiadała różne takie bajki. Siedzieliśmy z bratem i wybałuszając oczy, uruchamiając wyobraźnię, słuchaliśmy. Babcia Helena, znała bardzo dużo takich opowieści i chętnie się z nami, nimi dzieliła. To były piękne chwile. Ja lubiłam jak opowiadała o dziadku, którego Niemcy zabili, a raczej rozstrzelali. Osierocił Babcię i ośmioro dzieci. W tamtych czasach zostać samej z taką gromadką, wychować ją i wyprowadzić na ludzi, to był nie lada wyczyn.

Nigdy potem nie wyszła już za mąż. Została sama, i sama radziła sobie znakomicie. Ale to była ciężka praca, niejednokrotnie ponad Jej siły. Mimo to, zachowała bardzo pogodne podejście do życia. Była surowa, ale sprawiedliwa. Nie narzekaliśmy. Byliśmy z bratem tam szczęśliwi. Towarzystwo wiejskich dzieciaków, te wszystkie z nimi zabawy i różne wpadki, wypełniały nam całe dnie. Chyba, że Babcia postanowiła inaczej. Wtedy najczęściej chodziliśmy z Nią na pole zbierać zwiędłe lub podniszczone liście kapusty, do lasu po zioła, albo nad rzekę do sąsiadów, po ryby. 

Każde wakacje spędzaliśmy u Babci. Dużo się działo i za każdym razem ogarniał nas żal, że trzeba było się rozstawać. Do domu wracaliśmy ze skrzynkami pełnymi różnej dobroci. Dobrze czytacie, ze skrzynkami. Były w nich moje kochane gruszki klapsy, były jabłka i słoiki z przetworami na zimę. I był babciny chleb. Jedzony w swoim domu, już nie smakował tak, jak u Babci w domu. Nie wiedziałam dlaczego. Teraz po latach, gdy wspominam tamte chwile, pojęłam, że już nie wrócą. Żyją tylko dzięki mojej pamięci. Często myślę o Babci, o tych szczęśliwych wakacjach w Kamieńcu, o tamtych dziecięcych znajomościach.

Tyle lat minęło. Zbyt szybko. Gdyby to było możliwe, wróciłabym tam. Kolejny raz przeżyłabym te chwile. A mam ich dużo do wspominania. I wciąż mam obraz mojej kochanej Babci Heleny, przed oczami. 

Miałam tę szansę pokazać miejsce mojego dzieciństwa, moim dzieciom. Miałam okazję przedstawić Babci swoją rodzinę. Przywitała mnie znanym słowem - "Oho, miastowa wnuczka przyjechała". Tak miała w zwyczaju do mnie mówić, gdy była w wyjątkowym humorze. Moje dzieci zobaczyły to samo pole z kapustą, to samo orzechowe drzewo i ten sam garaż, w którym zawsze suszył się mak. Miały okazję napić się wody prosto ze studni i poobcować z domowymi zwierzętami.

Ostatni wieczór przed wyjazdem, usiadłyśmy obie w tym garażu i piłyśmy wino z rumianku, babcinej roboty. Rozmawiałyśmy, wspominałyśmy czasy jak ja byłam dzieckiem. Milczałyśmy. Oczy dużo mówiły. To było ostatnie nasze spotkanie. Więcej już Babci nie zobaczyłam. 

Kończę pisać, trochę się wzruszyłam...


Rysunki: *crushpixel.com *pinterest.com 

14 komentarzy:

  1. Tak , to niewątpliwie wzruszające wspomnienia, w tym czasie i ja wybiegam wstecz do bliskich których juz nie ma...mojej babci która uczyła mnie sciegów na drutach.. łza sie kręci kiedy mysle o tych chwilach..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, o swojej Babci myślałam i wciąż myślę bardzo często, nie tylko w listopadzie. Łapałam się na tym, co pomyślałaby albo co zrobiłaby, gdyby była na moim miejscu w konkretnej sytuacji. Przypominałam sobie co mówiła odnośnie życia. Jakie miała na nie spojrzenie. Co myślała o ludziach, o świecie. To była bardzo mądra kobieta. Bardzo. Dla mnie to strata.
      Pozdrawiam Cię serdecznie...

      Usuń
    2. To prawda...ludzie starsi maja mądrość której czesto juz nam brakuje, lub mamy inne podejście do wielu spraw. Bywa, że wielu młodych ludzi lekceważy to co mówią nasi dziadkowie. Wiele jest tego przyczyn, długo by pisać, zmiana mentalności, inne spojrzenie na życie. Młodzi też częściej teraz się buntuja widzę to po swoich dzieciach. Dopiero po latach docenia się pewne rady czy podglądy...

      Usuń
    3. Myślę, że to z powodu braku cierpliwości, której nie brakuje osobom starszym. To o młodych, którzy gnają gdzieś bez opamiętania, nie zwracając uwagi, czy cokolwiek robią dobrze czy źle. Moim zdaniem, zbyt dużo popełniają błędów. Nie nadążają reagować. Lecą dalej. Dlatego m.in. i mentalność zmienia się zaskakująco szybko. Rzeczywiście, długo by o tym pisać. No cóż... opamiętają się... kiedyś... jak będą starsi.
      Pozdrawiam serdecznie...

      Usuń
  2. To mamy podobne wspomnienia bo ja też często spędzałem wakacje u babci na wsi. Bardzo miło wspominam dawne lata. Im jestem starszy tym bardziej sentymentalny się robię ale to podobno normalny objaw.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak, zmienia nam się z upływem lat. Stajemy się jakby wrażliwsi na pewne sprawy. I tak jak piszesz, to normalny objaw, dodam, że i zdrowy i że dobrze o nas świadczy. Tak myślę.
      Pozdrawiam...

      Usuń
  3. Nie miałam babci na wsi, ale jeździłam do rodziny ojca na wioskę.
    Nie było tak sielsko, bo jako najstarsza dzieci pilnowałam młodszego kuzynostwa, ale i tak dobrze wspominam, zwłaszcza chleb z masłem domowej roboty.
    Do dziś natomiast wspominam rozmowy z moją babcią Stefanią, tez miała w życiu ciężko, ale zawsze była pogodna!
    jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bez względu na to, jakie życia miały nasze babcie, to i tak wspominamy Je z łezką w oku. Ja przynajmniej tak mam.
      Pozdrawiam serdecznie...

      Usuń
  4. Moja babunia mieszkała w mieście, tak jak ja, i na szczęście na tyle blisko, że miałam ją na wyciągnięcie ręki. Byłam jej ukochaną wnuczką, wymarzoną, wyczekaną i... jedyną, bo mój młodszy brat już się nie liczył :) Brakowało mi od niej tylko gwiazdki z nieba, czyli tak naprawdę, niczego. Zdecydowanie za wcześnie odeszła, sporo za wcześnie... :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie mam porównania, jak to jest mieć Babcię tak blisko. Miałam Ją tylko jedną, drugiej nie znałam. I wiesz, że podobna historia powtórzyła się z moimi dziećmi? Też miały kontakt tylko z jedną Babcią, czyli z moją Mamą, i też na odległość. Moja teściowa jakby nie pałała chęcią do kontaktu, szczególnie z moją córką, a była o przysłowiowe trzy ulice dalej. Wnuczków nosiła na rękach, wnuczkę traktowała jak coś osobliwego. I zobacz, czy pewne sprawy nie są cykliczne? :)

      Usuń
  5. Ojjj i ja mam takie wspomnienia, aż mi się łezka zakręciła w oku po Twoim wpisie i Twoich wspomnienieniach. Też bym dla dużo żeby móc wróci chodz na jeden dzień na ławkę, na której siedziałam z babcią. Razem jadlysmy pożyczki, pilysmy kompot i karmiłyśmy kury :) fajnie było... Tylko ten czas płynie za szybko, nasze życie ucieka nam przez plce...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też tak mówię, że życie przecieka nam przez palce. Dopiero co miałam 18 lat, a już sama jestem babcią i zaraz mój wnuk mnie dogoni. Już wzrostem mi dorównuje, a ma tylko 10 lat. Widzisz, Ty miałaś swoją ławeczkę z Babcią, a ja miałam swoje siedzisko u Babci w garażu. Ile nasłuchałam się różnych opowieści, tyle mojego. Tych chwil nikt nam nie zabierze, są nasze. Prawda? Ech... i znowu ta niesforna łezka...
      Pozdrowienia ślę serdeczne...

      Usuń
  6. I ja miałam babcię dla której byłam Miastowa. Babcia była bardzo surowa i ciągle coś mi kazała robic .... A to do piwnicy po coś zejść... A to podwórko zamieść ... A to czegoś poszukać... Trochę się jej bałam.
    To ta babcia której poświęciłam tekst "Ogród babci Broni"-....pamiętasz?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A do mnie mówiła -" jak chcesz, to zrób to, przekonaj się, jak żyje się na wsi". I wiesz, nie pamiętam, bym się buntowała. I tak, pamiętam ten rozdział. Pięknie go opisałaś, ale napisałaś też, że po domu już śladu nie ma. Szkoda. Natomiast dom mojej Babci przejął jeden z Jej synów i mieszka ze swoją rodziną do dzisiaj. Rozbudował i wzmocnił całość, letni piec przeniósł w inne miejsce, postawił drugą stodołę, przybyło zwierząt. Gospodarzy tak, że Babcia na pewno byłaby zadowolona. Dobrze, że tak się stało. Jest gdzie jeździć i odwiedzać stare kąty. Co robię niezwykle rzadko. Też szkoda. Ale kontakt z ciociami utrzymuję. I chyba mnie samej jest to potrzebne.
      Pozdrawiam serdecznie Stokrotko... mamy wspaniałe wspomnienia...

      Usuń