Strony

Jako seniorka mam tę świadomość

Mam świadomość upływu czasu. Ta świadomość dotyczy życia, które wg pewnego starożytnego mędrca, nie musi wydawać się za krótkie pod warunkiem, że "odpowiednio z niego korzystamy". Mądrala się znalazł. Człowiek odkrywa tę tajemnicę dopiero wtedy, gdy zorientuje się, że znakomitą część życia ma już dawno za sobą. Że jest już seniorem. Tak jest teraz ze mną. Nagle dotarło do mnie, że trzeba dalej i jeszcze bardziej kochać życie, bo tak szybko odchodzi. Więc cieszę się każdą chwilą, mniej lub bardziej mi przychylną, mniej lub bardziej ciekawą. 

Czyli wykorzystuję czas do ostatniej sekundy. Po swojemu. Tak, jak mi pasuje.

Doszłam do wniosku, że nie ma co udawać, że jakimś cudem stanę się nieśmiertelna. Raczej się nie stanę, choćbym nie wiem jak chciała. A chciałabym. Zresztą, kto by nie chciał. Skoro tak sprawy się mają, zostało mi tylko zastosować się do swojej złotej zasady - korzystaj z życia pełną gębą póki czas. Ezoterycy wychodzą z założenia, że każdy z nas ma swój indywidualny czas na Ziemi. Nieważne, czy umrze ze starości, czy zabije go pijany kierowca. Podobno jest to wiadome już z góry. Równie dobrze może mnie pozbawić życia coraz bardziej bezczelne słońce.

No, chyba że będę miała szczęście i przeżyję wszelkie kataklizmy. No tak, nie ma to, jak autopocieszenie. Zastanawia mnie też dziwność naszego krótkiego życia pod względem dla mnie oczywistym niejako - dano nam rozum, z którym robimy co chcemy, ambitnie planujemy i realizujemy swoje pomysły myśląc, jak dużo jeszcze mamy czasu przed sobą. A tu bum... niespodzianka. Koniec tego dobrego. Znowu dopada Cię myśl, jak szybko te lata przeleciały, ile jeszcze moglibyśmy zrobić. Nie pociesza fakt, że wokół Ciebie jakoś pustawo się robi. Krąg znajomych coraz bardziej wątły.

Zatem, to co nam zostało, trzeba dobrze zagospodarować i mądrze tym zarządzać, mimo, że narzędzia jakimi dysponujemy są nader skromne. Świat, mimo że cudowny i przepełniony niespodziankami, nie sprawi czarami, by tę cudowność przeżywać trochę dłużej. Zresztą, jakby sam już podupadał. Kultura, jakakolwiek łącznie z polityczną, zeszła poniżej znanego nam poziomu. Roi się od pandemii. Klimat popada w szaleństwo. Gdzie się spojrzy, tam pod każdym względem degrengolada. Czy zatem słusznie upominam się o dłuższe życie?

A może te moje przemyślenia zignorować i poddać się wiatrowi, na zasadzie - co będzie to będzie. Tak przynajmniej byłoby sprawiedliwie. Wiecie, piszę te słowa, ponieważ czuję wręcz podskórnie presję czasu. Czuję ją bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Może dlatego, że jesteśmy populacją naznaczoną kultem pracy, która w moim przypadku zajęła mi lwią część życia. Nie zauważyłam, jak szybko lata poleciały. Teraz dopiero zdaję sobie z tego sprawę. Nieraz myślę, skąd mam takie dorosłe dzieci? Jakim cudem mój wnuk ma już prawie 11 lat? 

Jakie to tragiczne dla życia, ten ciągle upływający czas. Żeby choć zatrzymał się na chwilę. Wydaje się to może śmieszne, ale nad sensem życia zastanawiamy się dopiero wtedy, gdy zdajemy sobie sprawę z tego, że koniec jest nieuchronny. Jakby na to nie patrzeć, koniec JEST nieuchronny. Przypomniało mi się właśnie, jak dłużył mi się czas do osiemnastki. Ciągnęły się te dni i ciągnęły. Jak na złość. No cóż, chciałam być tylko dorosła, jak najszybciej. Wtedy wydawało się, że nie będzie trzeba tłumaczyć się rodzicom z popełnianych głupot. O to między innymi chodziło.

Ale się młody mylił, prawda? Owszem, ale tego wtedy nie wiedział. A głupoty to przywilej młodości. Jakże się zdziwiłam czterdzieści lat później, że dotyczą również dorosłych. Gdyby tak zrobić podsumowanie, odkrylibyśmy ile czasu straciliśmy na głupoty. Gdyby za młodu mieć mądrość starego człowieka. To by było, co? No właśnie, co by było? Nie popełnialibyśmy błędów? Tak się nam tylko wydaje. Ponieważ życie składa się z sukcesów i porażek. Utknęliśmy w tym kieracie. Na dobre. Każdy z nas na swój sposób. Co okupujemy stanem zdrowia czy np. bezsennością.

Ponieważ nie ma idealnych sposobów na życie, radzimy sobie ucząc się jakby na bieżąco. Zatem to ułuda, że mamy nad wszystkim kontrolę. Nie mamy. Przypomnijcie sobie dzień powszedni naszych Babek. Pranie robiły w potoku przy pomocy drewnianych pałek. My dzisiaj robimy pranie przy pomocy automatu. W ciągu jednego naszego życia, skok od drewnianej pałki do automatycznej pralki, to dopiero oszczędność czasu, wydawałoby się. Jednak to ułuda. W to miejsce wymyślamy sobie nowe zajęcia, by ten wolny czas czymś zapełnić. I tak koło się toczy.

Różnice między latami sześćdziesiątymi ubiegłego wieku a współczesnością, są różnicami kulturowymi właśnie. Gospodarowanie czasem kiedyś a dzisiaj, jest nie do porównania. Wszyscy to wiemy, bo pamiętamy to KIEDYŚ i uczestniczymy w tym co DZISIAJ. Moja Babcia miała radio, którego słuchała podczas pracy. My dzisiaj gdy oglądamy telewizor, najwyżej coś podjadamy, na nic innego NIE MAMY CZASU. Pożeracz? Pożeracz. Starsza osoba oglądając TV w nadmiarze, nie zauważa upływu czasu i jednocześnie narzeka, jak szybko płynie. Co za paradoks. 

Wiele jest osób mających poczucie, że czas zerwał się nam z łańcucha. Mam podobnie. Co zatem robić? Nie tacy zaprzątali sobie tym głowy. I niestety, nic sensownego nie wymyślili. Nie ma czegoś takiego, jak bat na czas. Nie ma, bo sami nie dajemy sobie szansy na to. Nie dość, że praca i inne liczne zajęcia, to jeszcze ten pośpiech, ten wyścig szczurów, którego doświadcza już kolejne pokolenie. A nie wiemy co jeszcze nas czeka. Cywilizacja rozkręciła się na maksa w każdej dziedzinie życia. I choćby z tego powodu nie ma możliwości kontrolowania wszystkiego.

Ponosimy porażkę. I jedno co możemy zrobić, to przyznać, że czas jest nie do opanowania. Żadne to odkrycie.


Obrazy: *rp.pl *Pixabay 

16 komentarzy:

  1. Od kiedy przekroczyłem 50tkę to mam typowy kryzys wieku średniego że wszystkimi objawami, łącznie z myśleniem o śmierci i tym że już nic nie osiągnę. Chciałem nawet w pewnej chwili wykupić sobie miejsce na cmentarzu ot na wszelki wypadek. I tylko mądra żona odwiodła mnie od tego absurdalnego pomysłu. Głupie ale nic nie mogę na to poradzić i liczę że powoli kryzys minie. Im jestem starszy tym mam wrażenie że czas szybciej płynie. Typowe subiektywne odczucie zgodnie z zasadą orientacji temporarnej. Czyli proporcje. Dla pięciolatka rok to 1/5 jego życia. Czyli długo. Ale juz dla osoby w moim wieku to tylko 1/50 czyli o wiele krócej. Życie jest skomplikowane.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No chyba żartujesz... naprawdę? Dobrze, że masz mądrą żonę. Pozdrawiam Ją. A kryzys pewnie, że minie. Tylko musisz chcieć. I zmień nastawienie. Nie myśl o proporcjach, bo to i tak nic nie da. Wiem co mówię. Że życie jest skomplikowane, to prawda, ale nikt nie mówił, że będzie łatwo. Jak to mówi pan Rydzyk - Alleluja i do przodu... . :)

      Usuń
  2. Jedno z moich ulubionych powiedzeń brzmi: gdyby młodość miała mądrość siwej głowy!
    Niestety, doświadczenia nabywamy z wiekiem i często po przejściach.
    Nawet priorytety zmieniamy z upływem czasu.
    Akceptacja każdego wieku i stanu pozwala jakoś przetrwać kryzysy:-)
    jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś podobnego też sobie nieraz powtarzam i prawda, zmieniamy priorytety, ale to chyba dobrze, co? Dopowiem, że dawno zaakceptowałam fakt, że już nie będę piękna i młoda.
      Pozdrawiam serdecznie Jotko...

      Usuń
    2. Ja nawet piękna nigdy nie byłam ;-)
      jotka

      Usuń
    3. Jotko, nie ma niepięknych kobiet... AMEN!

      Usuń
  3. No widzisz, a ja mam problem z akceptacją i nie mogę się jeszcze pogodzić że młodość odeszła. Z biegiem czasu pewnie mi to minie ale wlecze się już dwa lata i tracę cierpliwość.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż... z czasem dasz radę. Ale na pocieszenie powiem Ci, że możesz sobie powspominać jak było i zdjęcia pooglądać. Upływ czasu jest nieuchronny i nie ma wyjścia, trzeba to zaakceptować, bo inaczej człowiek zwariuje, jak moja była pacjentka, która długo nie mogła zaakceptować starości. Szkoda mi Jej. :)

      Usuń
  4. Jesteśmy tu tylko na chwilę w aktualnym opakowaniu. Więc nie przeraża mnie ani starość, ani śmierć i żeby prowadzić normalne życie, nie muszę w sobie tłumić lęku przed tymi zjawiskami. I żeby było jasne, jestem wprawdzie osobą przychylną duchowości, ale bez żadnego religijnego podtekstu. Jestem raczej zwolennikiem ateizmu. Pozdrawiam Polonko z życzeniami miłego niedzielnego wieczoru :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak to pięknie powiedziałaś, że przeczytałam Twój komentarz kilka razy. Ale ja przyznam, że temat samej śmierci onieśmiela mnie. Trochę go unikam, ale myślę.
    Pozdrawiam również serdecznie Pani Ogrodowo... bardzo mnie ucieszyła Twoja wizyta...

    OdpowiedzUsuń
  6. A mnie temat śmierci nie przeraża. Każdego to czeka. Bardziej obawiam się choroby niz samego mojego zgonu. Tyle znajomych i rodziny już odeszło ze normalnie tłum jakby policzyć. W ogóle lubię spacery na cmentarzu. Zdjęcia nawet robię ciekawych pomników.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasne... choroby każdy się boi, ale śmierć... to śmierć. Koniec. Ostateczność. Czasami wyobraźnia mnie ponosi i chciałabym żyć wiecznie. Wcale bym się nie nudziła. :)

      Usuń
  7. Smutny temat. Staram się oswoić czas upływający coraz szybciej. Najgorzej mi to wychodzi każdego ranka gdy budzę się i nie wiadomo dlaczego właśnie wtedy uświadamiam sobie ile mam lat..... I jak niewiele przede mną...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadza się, smutny, ale nie ma wyjścia, trzeba się z nim oswoić. Chyba nauczyłam się nie myśleć o latach. Kiedyś powiedziałam sobie, że to tylko liczba i skupiam się na zajęciach dla mnie miłych. Na przykład na celebrowaniu porannej kawy.
      Pozdrawiam serdecznie...

      Usuń